12. Więcej niż chęci

172 17 3
                                    

- Więc gdzie widzisz się za kilka lat?- zapytał ją Charlie

Zastanawiała się długo leżąc u podnóża jednego z drzew, wzrok miała skupiony, zwrócony ku ciemnemu niebu, skąpanemu w białych kropkach którymi były gwiazdy.

-W drewnianym domu, w lesie. Który będzie przytulny i przyjazny gościom, będzie miał dużo okien i książek w środku. Dwa piętra jedno z sypialniami dla mnie, mojego męża i dzieci. Drugim piętrem będzie zaś poddasze. Wyobrażam to sobie że będzie to miejsce odpoczynku, pełne wygodnych puf, gier i zabawek dziecięcych

Wzrok miała rozmarzony, oczy błyszczały jej niczym gwiazdy w które się wpatrywała

- Salon będzie miał mnóstwo kwiatów, regałów z książkami i żółtą kanapę...

- Żółtą kanapę?- spytał z nutką drwiny w głosie

Faktem było że nigdy nie widział jej w takim stanie, a wtedy podobała mu się najbardziej, dlatego słuchał uważnie co ma do powiedzenia.

- Żółtą- potwierdziła zerkając na niego ukradkiem- Będzie na niej leżał gruby kocur który będzie się nazywał Salami

-Czemu salami?-zapytał marszcząc rude brwi

-Nie wiem, szczerze mówiąc ja nawet nie przepadam za salami

Charlie roześmiał się, a dźwięk jego śmiechu powędrował daleko hen pomiędzy drzewa które słuchały uważnie i zapamiętywały wydarzenia tamtej nocy.

Wkrótce dołączył do męskiego głębokiego śmiechu, delikatniejszy kobiecy, miły dla ucha. Zbawieniem całego dnia był jego dźwięk i widok śmiejącej się białowłosej dziewczyny.

- A ty?-zapytała kiedy wokół nich zapadła cisza i tylko w oddali słychać było świerszcze

- Ja Myrcello widzę siebie tutaj, nigdzie indziej. Nie chcę mieć ani kobiety ani dzieci, smoki mi wystarczą- powiedział nie odnotowując jej zgorzkniałej miny

-Czemu tak Charlie?- zapytała, pełna wewnętrznego smutku który nie wyszedł na jaw

- Bo nie jestem w stanie pokochać

- Czy jeżeli powiedziałabym że miłość jest nasieniem o które musisz dbać by wyhodować piękny kwiat, skusiłbyś się?- patrzyła w niebo jakby ono znało odpowiedzi na jej wszelakie pytania

- Nigdy nie lubiłem roślin- odpowiedział z obojętną miną

Niebo się nachmurzyło, wiatr zaczął trząść gałęziami, a wkrótce z nieba polały się łzy wszystkich romantyków

A wtedy Myrcella obudziła się z ciężkim oddechem i kroplami potu na skroni. Sen już odchodził z jej oczu. Krople deszczu odbijały się od szyb tworząc nierówny rytm, lubiła deszcz, lubiła jesień i wszystko co z tym związane. 

Słońce jeszcze nie wstało, dzień się jeszcze nie zaczął, a nocy nie nadszedł kres. Jednak kobieta zrezygnowała ze snu, pogrążona w myślach naszykowała sobie gorącą kąpiel. 

Zanurzyła się w parującej wodzie, zastanawiała się nad tym czy rudzielec zwany Charlie Weasley rzeczywiście nie myśli o przyszłości tak, jak robi to większość ludzi. 

Zastanawiała się mimo tego że wiedziała że Charlie, ten Weasley którego znała nie jest jak większość. 





-Tato!- zawołał srebrnowłosy chłopczyk 

Charlie odwrócił się i zauważył około pięcioletniego chłopca, zeskanował go wzrokiem aż zauważył krew na kolanie i łzy na policzkach. 

-Griffin- odezwał się mężczyzna i w kilku susach dostał się do chłopca- Co się stało? Tylko na chwilę spuściłem cię z oka 

Charlie pokręcił głową załamany, wielkie szmaragdowe, zapłakane oczy chłopca wpatrywały się w rudzielca 

-Tobias mnie popchnął- powiedział malec szukając wzrokiem starszego brata- Chcę do mamy

Powiedział pocierając oczka małymi piąstkami. Charlie westchnął, wziął srebrnowłosego na ręce i ruszył w stronę domu 

-Mama nas zabije- powiedział pod nosem rudzielec 

-Co?- zapytał mały niedosłysząc wypowiedzianych wcześniej słów 

-Nic, nic

Gdy oboje dotarli do domu w salonie zastali Myrcellę czytającą dziecięcą książeczkę, niemowlakowi leżącemu w kołysce. 

Gdy tylko spostrzegła swojego męża w progu w mig wstała z kanapy i do nich podeszła.

-Coś ty narobił?- wściekła spojrzała na kolano Griffina i skierowała wzrok na męża 

-Przecież to nie ja mu to zrobiłem- wybraniał się Charlie 

-Miałeś jedno zadanie, tylko jedno- zgarnęła malca z rąk ojca i skierowała się z nim w stronę łazienki 

-Ale przecież to nie ja. Te baby wykończą mnie- podszedł do kołyski- Dobrze że urodę masz po mamie, ale charakter to lepiej żebyś miała po mnie.

-Charlie!- usłyszał z łazienki jak reprymendę 

-Twoja mama jest świetna skarbie, ale straszna z niej panikara i krzykaczka- zwrócił się znów do niemowlaka

Charlie obudził się i podniósł. Szok widać było na kilometr w jego oczach. Opłukał twarz zimną wodą i powiedział do swojego odbicia 

-Griffin, Tobias i jakaś mała dziewczynka, na Merlina aż trójka- miał lekki grymas na twarzy choć można też było dostrzec lekko podniesiony kącik ust.

Płomień| Charlie WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz