4th of july

227 21 7
                                    

on the 4th of july I met a man Pierre

Od zawsze byłam zdania, że żadne zdarzenie w życiu nie dzieje się przypadkowo. Kłamałabym, gdybym powiedziała, że z tobą było inaczej. Jednak nie jestem w stanie powiedzieć czy poznanie ciebie mogę uznawać za pozytywny czy negatywny aspekt mojego życia.

Nie da się ukryć, że odegrałeś w nim bardzo istotną rolę. W pewnym momencie odniosłam wrażenie, że stałeś się aktorem, odtwórcą głównej roli na scenie, którą stanowiło moje życie. Nie potrzebowałeś oklasków, aby podążać dalej odpowiednią drogą, a tym samym nieustannie pojawiać się dokładnie wtedy, kiedy najmniej się ciebie spodziewałam.

Byłeś jak tornado z pierwszego zdarzenia. Zawsze zjawiałeś się niespodziewanie. Potrafiłeś po długiej nieobecności wejść z butami do mojego, oczywiście już poukładanego życia i wywrócić je do góry nogami. Nie sprawiało ci najmniejszego problemu wzięcie w garść moich uczuć, a przede wszystkim mnie samej. Swoimi palcami bawiłeś się mną, pociągałeś za sznurki marionetki, którą byłam w twoich rękach. Wierzyłam, że każda kolejna zabawa skończy się inaczej niż ta poprzednia. Zakończenia przecież są różne, tym bardziej jeśli to właśnie ty je kreujesz.

Mieliśmy ich naprawdę wiele, a przede wszystkim każde z nich było inne. Ale przecież właśnie tego oczekiwałam, prawda? Monotonność zawsze mnie nużyła, wręcz męczyła, a z tobą nigdy nie było nudy. Wiecznie potrafiłeś dostarczyć mi rollercoaster emocjonalny.

Miałam wrażenie, że przed każdym spotkaniem stawałeś przed ogromnym kołem fortuny, gdzie losowałeś czym doprowadzisz mnie do śmiechu, bądź co dostarczy mi tego dnia bólu. Ale to była prawdziwa kwintesencja ciebie, a teraz, po upływie odpowiedniego czasu jestem pewna, że te wszystkie momenty spędzone z tobą wyszły mi na dobre.

Aż dziwnie jest wrócić wspomnieniami do naszego pierwszego spotkania. Ten lipcowy wieczór miał niczym nie różnić się od poprzednich w moim wykonaniu. Jednak los, którym tego dnia była moja przyjaciółka, zdecydował, że zamiast leżenia pod kocem w towarzystwie owocowej herbaty oraz oglądania kolejnego odcinka serialu, wybiorę się do klubu ze znajomymi z roku Valentine.

Nigdy nie byłam zwolenniczką tego typu wypadów, bo denerwowały mnie miejsca, w których było uporczywie głośno i duszno. Poza tym, wszystkie takie miejscówki nie przypadały mi do gustu również dlatego, że trzeba było w nich tańczyć. A tego to ja już w ogóle nie umiałam. Karę boską stanowiło dla mnie wyjście na parkiet, dlatego też tego dnia zapierałam się rękoma i nogami, aby tylko nie wyjść z domu. Jednak wszystkie mury obronne postawione przeze mnie upadły w momencie, kiedy Valentine weszła do mojego pokoju z zestawem do makijażu w jednej ręce oraz prostownicą w drugiej.

W tamtym momencie zrozumiałam, że uratować mnie mogło tylko niespodziewane trzęsienie ziemi lub erupcja wulkanu, którego co prawda nie było nigdzie w pobliżu, dlatego w tamtym momencie zaczęłam, żałować, że jednak nie skorzystałyśmy z możliwości wymiany studenckiej i nie byłyśmy właśnie we Włoszech.

Zawsze powtarzano mi, że nadzieja umiera ostatnia, dlatego przez cały ten czas, kiedy przyjaciółka prostowała mi włosy, modliłam się, aby mnie poparzyła, a na mojej twarzy pojawiły się bąble, które stanowiłyby znakomitą wymówkę, aby nie wychodzić z domu. Niestety, ku mojemu nieszczęściu, nic takiego się nie stało i już godzinę później taksówka podwiozła nas idealnie pod drzwi klubu.

Od początku wiedziałam, że ten wieczór nie będzie miał dobrego zakończenia, dlatego też nie zdziwiło mnie, gdy po piętnastu minutach zostałam sama przy barze, bo Valentine dosłownie rozpłynęła się w powietrzu. Przysięgam, że odwróciłam się tylko na dwie sekundy, a ona nagle zniknęła i nie zostawiła po sobie żadnych śladów.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Nov 10, 2021 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

unprotected | pierre gaslyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz