Obudziłem się... znowu. No cóż, wstałem mimo wszystko z łóżka i po porannej toalecie nakarmiłem sowę, która jak zawsze nad ranem wróciła do mieszkania, przynajmniej ona wróciła. Jak codzień przebrałem się i ze wschodzącym słońcem ruszyłem na ranne bieganie, uwielbiałem te puste uliczki, a do pracy miałem na południe, na wszystko miałem dużo czasu.
Spokojnie przebiegłem przez park i znowu udałem się raczej w te oddalone części miasta, nie chciałem szybko wracać i znowu siedzieć sam w pustym domu, z mocno zapełniona głowa. Dobiegłem spokojnie do przejścia i zatrzymałem się czekając na odpowiednie światło, z jednej strony akurat przejeżdżała duża ciężarówka.
Rzuć się.
Ruszałem powoli głowa w rytm muzyki, a noga delikatnie wystukiwałem rytm, to był naprawdę miły poranek.
I tak nikt cię nie kocha.
Chyba znowu wezmę sobie ta kajzerek co ostatnio, była naprawdę dobra i smakowo pasowała do czekolady co również się liczy w odpowiednim wyborze śniadania, nie chce bowiem zrezygnować z tego napoju bogów dla jakiegoś tam jedzenia. Co to to nie. Miałem pewne zasady w życiu i czekolada do śniadania była jedna z nich. Po zmianie sygnalizacji ruszyłem truchtem nadal przed siebie, powietrze było dość rześkie co tylko polepszyło mój humor. A jesień która jeszcze bardziej się rozwinęła tylko zachwycała swoim wyglądem, wszystkie te kolorowe drzewa były naprawdę urokliwe.
Można by się na takim powiesić.
Wyjść ze zwierzątkiem w miejsce z takim widokiem mogło by być naprawdę fajne, czego nie uda mi się zrobić z sowa, która to w dzień prędzej odsypia swój tryb życia. Wzruszyłem mimo to ramionami biegnąc dalej, z odległości widziałem już odpowiednie miejsce do którego zmierzałem. Dochodziła powoli ósma, wiec mój trening tym razem się mocno obsunął w czasie, jednak jak to mówią, na przyjemnych rzeczach czas leci szybciej. Z wielkim uśmiechem miałem już wyciągać rękę po klamkę, gdy drzwi same się otworzyły zatrzymując się na mojej twarzy, a dokładniej nosie, przez siłę uderzenia lekko głowa poleciała mi w tył. Szybko złapałem się za nasadę nosa i po chwili ujrzałem krew na dłoni, oby nie był złamany.
- Przepraszam. - Cichy aczkolwiek szorstki głos dotarł do moich uszyć, wiec powoli zerknąłem tam i ujrzałem Akaashiego, ten jednak nie widział mnie wpatrując się w swoją komórkę. W końcu jednak uniósł głowę, gdy nic mu nie odpowiedziałem, a gdy rozpoznał mnie, na jego twarzy pojawił się czysty szok. Widać było, że chciał mnie wyminąć, wiec złapałem go za rękaw.
- Akaashi. - Czarnowłosy szybko wyrwał swoją dłoń i spojrzał z obrzydzeniem? Nie możliwe. Akaashi by tak nie zrobił.
- Nie dotykaj mnie.
Co? Wpatrywałem się w niego głupio jakbyśmy mówili w różnych językach.
- A-Ale co ty mówisz? Możemy porozmawiać na spokojnie?
- Nie. - Jakby histerycznie oglądał się na około siebie miałem wrażenie, że cały drży? Naprawdę, aż tak mnie nienawidzi? - Nie możemy porozmawiać i nie będziemy mogli, najlepiej zapomnij, że kiedykolwiek istniałem. To co było nigdy nie wróci wiec proszę cię nie zaczepiaj mnie już nigdy więcej. Najlepiej zniknij.
Cóż, to... bolało
Ale miał racje, tak samo jak wszyscy.
CZYTASZ
Wattpadowa historia (BokuAka)
Fanfiction(Art nie należy do mnie, a wszystkie postacie należą do Haruichi Furudate) Czy jedno nieporozumienie może doprowadzić do katastrofy? A może tak miało być? (Jeżeli jakkolwiek jest zbliżone do któregoś opowiadania nie jest to celowe i nikim się nie in...