Niebieskie Subaru podjechało pod ogrodzoną wysokim żywopłotem willę. Siedzący za kierownicą Kamil, nie miał wcale ochoty na tę pracę, jednak jego sytuacja finansowa nie bardzo dawała mu wybór. Musiał szybko zarobić sporą gotówkę, więc próbował łapać się wszystkiego. Trzymając w dłoniach kierownicę, oparł o nią podbródek i patrzył w stronę bramy, za którą biegało kilka dobermanów. W końcu po głębokim oddechu wysiadł z auta i rozglądając się po okolicy, podszedł do domofonu. Od razu nacisnął czerwony guzik i po chwili usłyszał charakterystyczny sygnał i dźwięk odblokowującej się bramki. Niepewnie wszedł między przyglądające mu się psy, ale starał się nawet na nie nie patrzeć. Z daleka zobaczył stojącego w drzwiach mężczyznę i przyspieszył kroku. Facet wyciągnął do niego dłoń i lekko ją ścisnął.
-Ty od Marcela?
-Zgadza się, Kamil Bednarz.
-Zapraszam, szef zaraz przyjdzie.
Chłopak nieco zaskoczony szedł szerokim korytarzem i usiadł na wskazanym przez mężczyznę fotelu w dużym gabinecie. Przez chwilę rozglądał się po pomieszczeniu, aż usłyszał szybkie kroki i dźwięk otwieranych za plecami drzwi. Podniósł się z fotela i podał rękę wchodzącemu, około pięćdziesięcioletniemu mężczyźnie.
-Kamil Bednarz, jestem…
-Wiem – facet mu przerwał i usiadł za biurkiem – siadaj. Praca tak?
-Zgadza się.
-Kierowca może być?
-Jasne – chłopak odpowiadał trochę zaskoczony.
-Od jutra. Od ósmej do dwudziestej, praca dwa na jeden, dwa tygodnie pracy, tydzień wolnego.
-Aha.
-Ile masz garniturów?
-Jeden – odpowiedział i dostrzegł w oczach nowego pracodawcy szczere zdziwienie.
-Można mieć jeden? - spytał sam siebie. - Najwyraźniej można. Kup jeszcze ze trzy, koszule i buty. Krawaty możesz sobie odpuścić, chyba że lubisz, to nie ma problemu.
-Wie pan…
-Wiem. – Mężczyzna pokręcił głową i wyjął z szuflady plik dwustuzłotówek.
Kamil z niedowierzaniem przyglądał się opadającym na blat banknotom.
-Pięć tysięcy powinno wystarczyć – rzekł od niechcenia i przesunął pieniądze bliżej chłopaka. – Nie bój się nie potrącę ci tego z wypłaty, musisz jakoś wyglądać. A teraz kwestia wynagrodzenia. Ile się spodziewasz?
-Wie pan, mnie w zasadzie każda kwota zadowala – urwał zdanie i opuścił głowę. – Mam długi.
-Ok. Płacę pięćset dniówki. – Na te słowa Kamil wstrzymał oddech. – Oczekuję wyłącznie trzeźwości i dyskrecji.
-Jasne.
-No to wypad. – Facet mrugnął okiem i kiwnął głową w stronę drzwi.
Kiedy Kamil szedł przez dom, nieświadomie zatrzymał się w korytarzu i spojrzał w okno wychodzące na ogród. Długo wpatrywał się w leżącą na leżaku dziewczynę i mimowolnie uniósł kącik ust.
-Niezła nie? - Raptownie się odwrócił i napotkał wzrokiem około trzydziestoletniego faceta.
-No całkiem do rzeczy.
-Niech cię ręka boska broni się do niej zbliżyć, dobrze ci radzę.
-Kto to?
-Córka szefa, oczko w głowie i rozpuszczona jedynaczka. Po śmierci żony, całą uwagę skupił na niej, więc dla twojego dobra nie zbliżaj się do niej, nie zagaduj i nie patrz.
-Nie mam zamiaru, to nie moja robota.
-Zdrowe podejście. – Klepnął chłopaka w ramię i zniknął za szerokimi drzwiami.
Kamil jeszcze chwilę patrzył na kąpiącą się w słońcu dziewczynę i trochę niechętnie odwrócił wzrok.
Od razu pojechał na zakupy, zabierając po drodze swoją najlepszą przyjaciółkę, która miała mu pomóc w wyborze garniturów. Chodzili od sklepu do sklepu, jednak Kamil nie bardzo miał nastrój na zakupy.
-Weź ty się zdecyduj wreszcie! - dziewczyna warknęła, kiedy kolejny raz kręcił nosem na widok wybranych przez nią butów.
-Zocha, ja nie cierpię garniaków!
-Ja na to nie poradzę, trzeba się było w gówno nie ładować, a nie teraz płaczesz.
-Wiesz, dlaczego się władowałem.
-Wiem, przepraszam –westchnęła trochę zawstydzona.
-Potrzebowałem szybko kasy!
-Wiem, przepraszam – powtórzyła z żalem.
-Mama nie mogła dłużej czekać na leki!
-Kamil wiem, przepraszam. – Złapała go za rękę. – Szkoda, że to i tak niewiele jej pomogło.
-Nie gadaj, kupiłem jej za to rok życia, reszta to mały pikuś.
-Bednarz – z litością pokręciła głową – to ty sobie kupiłeś rok jej życia.
-Nie mogłem pozwolić, żeby… - zawiesił głos i odszedł kilka kroków.
-Rozumiem. – dziewczyna oparł dłoń na jego ramieniu. – Przepraszam nie powinnam tego mówić, ale teraz szybko spłacisz długi i się zwolnisz, a garniaki zostaną. Nawet możesz je później sprzedać.
-Coś mi nie gra w tym interesie. – Podrapał się po głowie.
-A ja wiem co.
-Co?
-Ty – zaśmiała się. – Ty się nie nadajesz na usługi.
-Żeś mi pomogła. – Wyrwał jej z ręki but i usiadł na niewielkiej kanapie.
Po zakupach oboje pojechali do jego mieszkania i zaraz po wejściu na drugie piętro chłopak zamówił im dwie duże pizze.
-Czy ty masz w lodówce coś, oprócz piwa i światełka? – krzyknęła, kiedy poszedł się przebrać.
-Powietrze – odezwał się tuż za jej plecami, na co podskoczyła. – Bierz browar i obejrzymy jakiś film.
Dziewczyna rozmarzonym wzrokiem patrzyła na jego ciało zasłonięte jedynie dresowymi spodniami i z głośnym wydechem wyjęła z lodówki dwie puszki. Kiedy weszła do pokoju spojrzała na prawie leżącego na kanapie chłopka. Bez słowa usiadła obok niego i podała mu jedno piwo.
-Na co masz ochotę? - spytał i otworzył puszkę.
-Włącz, co chcesz, ja zaraz się zwijam.
-Nie zostaniesz na noc? Dawno się nie widzieliśmy. Pizzę zamówiłem…
-Chyba nie.
-Z salami… - Uśmiechnął się i przyciągnął dziewczynę do siebie. – Nie kombinuj. Kosmici mogą być?
-Jak muszą.
Po niecałej godzinie dostali swoje jedzenie i z piwem w rękach siedzieli do późnej nocy. Kamil z uśmiechem patrzył na śpiącą na jego kolanach dziewczynę i specjalnie łaskotał jej ucho. W końcu poprawił ją na łóżku i nie ściągając spodni, położył się obok niej i przykrył ich lekką kołdrą.
Budzik zadzwonił przed siódmą rano i Kamil mimo niechęci wstał z łóżka. Po wejściu do kuchni spojrzał na stojącą przy blacie szatynkę i podszedł do jej pleców, układając dłonie na jej biodrach.
-Kawy? – spytała, kiedy pocałował jej głowę.
-Chętnie, a ty spać nie mogłaś?
-Ktoś ci musiał koszulę wyprasować. Swoją drogą porządne żelazko to sobie kup.
-Dobrze kupię. – Przewrócił oczami.
-Nie boisz się? - Dziewczyna zmrużyła lekko oczy i postawiła przed Kamilem kubek z kawą.
-Czego?
-Poszperałam w necie. Ten facet w zasadzie jest nikim – zaczęła mówić i podciągnęła kolana bod brodę. – Dorobił się na praniu pieniędzy gangsterów, bo ma kilku ustawionych ludzi w rodzinie, którzy go bronią. Sadzi się jaki to on nie jest ważny, ale naprawdę to sobą niczego nie stanowi.
-No to tym bardziej nie mam się czego obawiać.
-No nie wiem, ludzie, którzy sami zapracowali na swój majątek i status są najczęściej bardziej ludzcy, a tacy, którzy fartem się dorobili zazwyczaj innych mają w dupie.
-Długo u niego nie zabawię. – Zmrużył oczy, wypijając spory łyk kawy. – Wyszło mi, że w pół roku odrobię długi i zarobię tyle, żeby mieć na spokojne parę miesięcy, żeby znaleźć coś z sensem.
-Uważaj.
-I za to cię kocham – westchnął z uśmiechem i po wypiciu kawy wyszedł do łazienki.
Kiedy wrócił, zastał Zośkę przygotowaną do wyjścia. Uśmiechała się do niego i z lekko przechyloną głową podeszła bliżej.
-Panie Bednarz, no muszę powiedzieć, że wyglądasz w końcu jak mężczyzna.
-Dzięki Zocha, na ciebie zawsze mogłem liczyć. – Uniósł głowę i spojrzał w lustro.
-Od tego są kumple. – Mrugnęła okiem i poprawiła mu kołnierzyk. – Szkoda, że szefem nie jest kobieta, jak nic byś się zaraz ożenił.
Chłopak prychnął i poprawił mankiety koszuli, po czym wsunął palce w ciemne włosy.
-Widzimy się wieczorem? - Zośka uniosła brew. – Mam najnowszą Fifę.
-Aaa! - westchnął głośno. – Czemu ty jesteś lesbijką? Byłabyś idealną żoną. – Objął ją mocno ramieniem i pocałował w skroń. – A tak jesteś zajebistym kumplem. Chodź podwiozę cię.
W nowym miejscu pracy był pięć minut przed czasem, na podwórku jak zwykle biegały psy, a kiedy tylko podszedł do bramy, ta się otworzyła. Pokręcił głową sam do siebie i pewnym krokiem ruszył w stronę domu. Otworzył mu ten sam mężczyzna co poprzedniego dnia i już od progu zaczął tłumaczyć mu wszystkie obowiązki.
-Nie odzywasz się, tylko jedziesz w konkretne miejsce. Jeśli nie znasz dojazdu, to masz nawigację. Nie wnikaj co się wokoło dzieje i nie zadawaj pytań.
-Nie mam zamiaru – bąknął, wzruszając ramionami i spojrzał na idącego w jego stronę mężczyznę.
-O dobrze, że jesteś, poczekasz chwilę i odwieziesz Klarę, ja pojadę z Tymonem.
-Tak jest – odezwał się spokojnie i czekał na dalsze rozkazy, jednak nikt się już nie odezwał.
Kiedy został sam, nie bardzo wiedział, na co może sobie pozwolić. Poszedł w głąb korytarza i usiadł w szerokim, skórzanym fotelu. Prawie dwie godziny wpatrywał się w ekran telefonu i wkurzał się, że musiał wstać tak wcześnie. Dopiero kiedy usłyszał kroki na schodach, podniósł się z fotela i spojrzał na idącą w jego stronę dziewczynę.
-Ty mnie dziś wozisz? - spytała słodkim głosem.
-O ile jesteś Klara, to tak.
-Dla ciebie, to chyba pani Klara, nie sądzisz?
Kamil szeroko otworzył oczy, bo tego raczej się nie spodziewał ze strony laski, która nie przekroczyła pewnie dwudziestu lat, ale się nie odezwał, pokręcił z uśmiechem głową i dłonią wskazał drzwi.
-Zapraszam panią.
Minęła go, zostawiając za sobą chmurę niemiłosiernie słodkiego zapachu i stukając obcasami, podeszła do drzwi. Nie zdziwiło go, że sama ich nie otworzyła, z lekkim niedowierzaniem pokręcił głową i nacisnął klamkę. Przy samochodzie już nie czekał na jej wymowne spojrzenia. Od razu otworzy drzwi z tyłu i z szerokim uśmiechem czekał, aż podejdzie bliżej.
-Zawsze siadam z przodu – uniosła dumnie głowę.
-Pani wybaczy, myślałem, że królowe zawsze siadają z tyłu.
-Nie wysilaj się – burknęła i zaplotła ręce na piersiach.
-Przepraszam, to się więcej nie powtórzy. – Zatrzasnął drzwi i otworzył przednie.
Kiedy podjechali pod uczelnię, chłopak wyszedł z auta i od razu otworzył drzwi swojej pasażerce. Udając zadowolenie, czekał, aż wysiądzie i na kolejne rozkazy.
-Idziesz ze mną – mruknęła, poprawiając w lusterku makijaż.
-Co?
-No a co ty myślałeś?
-Dobra, weź już odpuść, pośmiałaś się i wystarczy.
Dziewczyna przechyliła głowę na bok i uniosła jedną brew. Dobrze wiedział, że nie ma się z nią kłócić, tylko wykonywać polecenia i miał nadzieję, że jest z nią tylko ten jeden dzień. Wziął uspokajający oddech i zamknął samochód, po czym ruszył za dziewczyną do dużego gmachu. Czuł na sobie wzrok wszystkich i śmiał się sam z siebie, bo wiedział, że to żadna konieczność, a tylko fanaberia rozpuszczonej panienki.
-Na zajęcia też mam z panią iść? - szepnął jej do ucha, kiedy odwróciła się w stronę sali wykładowej.
-Dystans człowieku – warknęła i kładąc dłoń na jego ramieniu, odepchnęła go od siebie. – Dobra poczekaj na zewnątrz. Kończę o piętnastej. Masz być pod telefonem.
-Bedę – westchnął, jakby było mu przykro – z tym że nie ma pani mojego numeru. Miłych wykładów. – Zostawił dziewczynę na środku korytarza i prawie wybiegł na zewnątrz.
Dzień się jeszcze dobrze nie zaczął, a on już miał go dość. Wyjął z kieszeni telefon i zadzwonił do najlepszego kolegi.
-Jak tam pierwszy dzień pod rozkazami? - Wstrzymał oddech, słysząc wesoły głos Zośki i wyjął z kieszeni papierosy.
-Zajebiście. Wożę córkę szefa, panna wyżej sra, niż dupę ma.
-Nie lubisz takich?
-Nie, wolę takie, z którymi można się piwa napić. – Uśmiechnął się na samo wspomnienie Zośki i pokręcił głową. – Widzimy się wieczorem na tę Fifę?
-Będzie ci się jeszcze chciało po tylu godzinach w robocie?
-A co to za robota, będę jeździł, nie węgiel wydobywał.
-Ja schodzę o osiemnastej, to kupię coś do jedzenia.
-Przyjechać po ciebie?
-Tak, napiszę ci później, a teraz spadam, narta!
Schował telefon do kieszeni i po dopaleniu papierosa usiadł na ławce przy parkingu. Co chwilę z budynku wychodziły grupki studentów. Jedni rozsiadali się na trawie, inni na pobliskich ławkach, jedni z jedzeniem, drudzy z książkami. W końcu pomiędzy ludźmi dostrzegł Klarę, obściskiwała się z jakimś chłopkiem, a po chwili podeszła do samochodu.
-Jeszcze nie ma piętnastej – odezwał się chłodno Kamil.
-Odwołali nam jedne ćwiczenia, mam półtorej godziny przerwy.
-I co? Mam pójść to załatwić?
-Jestem głodna. – Rzuciła mu gardzące spojrzenie.
-A ja jestem Kamil, miło mi. – Wyciągnął do niej dłoń, ale jej nie chwyciła.
Buntowniczo położyła dłonie na biodrach i czekała, aż chłopak podniesie się z ławki.
-Dokąd pani sobie życzy?
-Do Słonecznej.
-To na drugim końcu miasta. – Zmarszczył lekko brwi.
-Nie umiesz szybko jeździć?
-Zapraszam. – Uśmiechnął się cwaniacko i otworzył jej drzwi.
Nie przestając się uśmiechać, odpalił silnik i spokojnie wyjechał za bramę. Dopiero tutaj docisnął gaz. Dziewczyna szybko złapała się drzwi, ale nie zwracał uwagi na jej strach, z każdą sekundą przyspieszał i przymykał oczy, kiedy mijali kolejne światła. Z satysfakcją włączył radio i głośno śpiewał razem z lecąca w tle muzyką. Na koniec trasy mocno nacisnął hamulec, że oboje polecieli do przodu i z uśmiechem spojrzał na swoją pasażerkę. Dziewczyna ciężko oddychała i zgarnęła z twarzy luźne włosy.
-Dojechaliśmy – odezwał się. – Ma pani czas na spokojny posiłek.
-Wiesz, że oberwiesz za to? – krzyknęła nagle i zaczęła szarpać pasem.
-Ej, delikatnie! To jest drogie auto – burknął i sam odpiął jej pas. – Spokojnie.
-Ciekawe, czy ty będziesz taki spokojny, jak wieczorem wszystko opowiem ojcu.
-Mam nadzieję, że mnie nie zabije – mruknął pod nosem.
-Żebyś się nie zdziwił. – Dziewczyna z hukiem wysiadła z samochodu i trzasnęła z całej siły drzwiami.
Próbując jakoś opanować nerwy, zacisnął dłonie na kierownicy i przypomniał sobie o długach.
-Chuja tam, żadne pół roku – mówił do siebie – tylko tyle, żeby oddać kasę i spieprzam z tego domu.
Zapatrzony w ekran telefonu czekał, aż Klara ponownie zaszczyci go swoją osobą. W końcu spojrzał w szybę i dostrzegł idącą do auta dziewczynę, jej wyraz twarzy mówił mu wystarczająco wiele, nie lubiła go i nie kryła tego. Obrażona sama otworzyła sobie drzwi i z zadartym nosem usiadła w fotelu.
-Co stoisz? – burknęła niezadowolona i zanim przekręcił kluczyk w stacyjce, zapięła pas.
Drogę na uczelnię pokonali już przepisowo, jednak Klara wciąż obrażona nie odezwała się nawet słowem. Na parkingu Kamil wysiadł pierwszy i ze sztucznym uśmiechem podszedł do jej drzwi. Zanim dziewczyna wysiadła, chłopak poczuł za plecami czyjąś obecność, odwrócił się lekko i dostrzegł gościa, którego widział godzinę temu z Klarą. Faceci zmierzyli się wzrokiem jak dwa rasowe samce, ale żaden się nie odezwał.
-Hej Pysiu – chłopak zwrócił się do Klary.
Kamil głośno parsknął śmiechem i spojrzał na swoją pasażerkę, ale widząc jej groźny wzrok, szybko spoważniał i wyciągnął dłoń, pomagając jej wysiąść.
-Przepraszam – powstrzymywał śmiech – Pysiu – ostatnie słowo wyszeptał i opuścił głowę, żeby na nią nie patrzeć.
Po chwili poczuł jeszcze wyraźniej słodki zapach jej perfum i podniósł wzrok na przybliżającą się do jego policzka dziewczynę.
-Doigrasz się kolego, zobaczysz – warknęła i stukając obcasami, poszła w stronę budynku.
Korzystając z ładnej pogody, Kamil rozsiadł się wygodnie na ławce i obserwował studentki, które przechadzały się tuż przed nim. Nie odwracając wzroku od uśmiechniętych dziewczyn, odebrał dzwoniący telefon.
-Żyjesz? – Usłyszał w słuchawce głos Zośki.
-Żyję, żyję – westchnął. - Panienka się na mnie obraziła.
-A to dobrze czy źle?
-Obojętnie.
-Słuchaj ja skończę wcześniej, to zrobię zakupy i pojadę do ciebie co? Ugotuję coś.
-No ok. – Uśmiechnął się na samą myśl spędzenia wieczoru w jej towarzystwie. – Tylko podwiozę ci klucze.
-No dobra, to zadzwoń. – Cmoknęła kilka razy do słuchawki, po czym się rozłączyła.
-Ja ciebie też – mruknął sam do siebie i odwrócił twarz w stronę słońca.
Jego spokój przerwał w końcu charakterystyczny stukot szpilek. Klara szła w towarzystwie dwóch innych dziewczyn i wszystkie podeszły do auta.
-Teraz jedziemy do szkoły tańca – mruknęła, dumnie unosząc głowę.
-Jak szanowna pani Pysia sobie życzy. – Z udawanym uśmiechem wstał z ławki i spojrzał na chichoczące dziewczyny, z których tylko Klara była poważna.
Kiedy wszystkie wsiadły do auta, od razu zaczęły rozmawiać. Kamil z niedowierzaniem kręcił głową i przysłuchiwał się dyskusji na temat facetów i ich podłych charakterów, aż w końcu nie wytrzymał.
-Może wy za wiele wymagacie co?
Wszystkie nagle zamilkły i słychać było tylko lecącą w radio muzykę.
-Nikt cię nie pytał – burknęła Klara i odwróciła się do wpatrzonych w Kamila koleżanek.
-Może to błąd - odezwał się. – Kto wie więcej o facetach, niż inny facet? Wy byście chciały, żeby on jednocześnie był waszym pachołkiem i księciem z bajki, tak się nie da. Chcecie wolności i żeby dominował jak samiec. Żeby rozpieszczał was i obsypywał prezentami, i nie pracował – przechylał głowę na bok przy każdym zdaniu – żeby bił się o was, jak średniowieczny rycerz, ale żeby nie był zazdrośnikiem, żeby się troszczył jak o maleńką dziewczynkę, ale żeby traktował was jak równą sobie i niezależną. No gdzie tu logika?
-O proszę – Klara zawołała – filozof od siedmiu boleści.
-A nie jest tak? No przecież wy zawsze macie jakieś ale, zawsze. Kupił biżuterię, to albo nie taką o jakiej marzyła, bo przecież nie powiecie jaką chcecie, bo on ma się domyślać, albo krzyczycie, że chce was kupić. Nie kupi, żeby nie zrobić z was materialistek, to kopniecie go w dupę, bo nie ma za grosz fantazji.
-Coś w tym jest – odezwała się dziewczyna siedząca za Kamilem.
-No, a najlepsze, że to nie działa w obie strony, bo tylko wy macie prawo do takiego zachowania. Przecież jakby facet przed wyjściem na imprezę powiedział do którejś z was, że ma się przebrać, bo wygląda jak menel, to foch na sto najbliższych lat, ale do nas tak powiedzieć wolno.
-Weź ty się już przymknij co? – Usłyszał głos Klary i z głośnym wydechem zatrzymał się na niewielkim parkingu.
-Mam na panie zaczekać? – odezwał się, kiedy zaczęły się zbierać.
-A myślisz, że będę z buta wracać? – Jej lekceważący głos drażnił go coraz bardziej. - Kończymy za dwie godziny, a później jedziemy do Euforii.
-Macie tam występ? – zmrużył oczy.
-Twój dowcip nie wyszedł poza mury podstawówki!
-Widzę, że dobrze się znasz na szkolnych kawałach, podyskutujemy?
Dziewczyna, zamiast odpowiedzieć, trzasnęła drzwiami. Kamil chwilę jeszcze patrzył na oddalającą się trójkę i głośno wciągnął powietrze.
-Jeszcze tylko kilka godzin, dasz radę – szepnął sam do siebie i wyjął z kieszeni telefon.
Czekał kilka sygnałów i zanim Zośka się odezwała, szeroko się uśmiechnął.
-Jestem niedaleko ciebie – odezwał się pierwszy.
-To znaczy?
-Przy szkole tańca na Wiślanej.
-Przecież ty umiesz tańczyć. – Słyszał jej słodki śmiech i sam zaczął się śmiać.
-Nic nie mów, zajeździ mnie ta laska.
-Takiego ogiera chyba nie – prychnęła. – Dobra, w ciągu pół godziny do ciebie podejdę.
-Czekam – odezwał się i wysiadł z auta.
Pogoda na szczęście dopisywała, spoglądając raz w stronę drzwi budynku, a raz na drogę, czekał na Zośkę i niecierpliwił się z każdą minutą bardziej. W końcu dostrzegł idącą w jego stronę dziewczynę. Nie czekając, aż podejdzie, ruszył w jej kierunku i uniósł nad ziemię, obracając się z nią na rękach.
-Zwariowałeś?
-Pierwsza, normalna osoba dzisiaj, nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę. – Cmoknął ją w czubek nosa i odstawił.
-Świetnie, gdyby nie jaśnie królewna, to byś mnie nie zauważył. – Trąciła go łokciem.
-Kochanie, ty zawsze będziesz dla mnie numerem jeden. – Przytulił dziewczynę do siebie i sięgnął ręką do kieszeni. – Klucze, tylko może zamów coś, po co masz dźwigać zakupy? Oddam ci kasę.
-Zarabiam, nie zapominaj o tym.
-Wiem. – Objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie. – Moja Zosia samosia, ale serio nie rób wielkich zakupów.
-Zostaw to mnie. – Wysunęła się spod jego ramienia. – O której mam się ciebie spodziewać?
-Kończę o dwudziestej, później jadę do mamy i jestem już cały twój.
-Dobra, dobra. – Pokręciła głową i nie czekając na niego, szybkim krokiem poszła w stronę przystanku autobusowego.
Kamil z uśmiechem patrzył na jej plecy i z uniesionym kącikiem ust odwrócił się w stronę samochodu. Oparty o maskę czekał na królewnę razem z dworkami i zaciągnął kolejną dawkę nikotyny. Po godzinie drzwi szkoły się otworzyły, ale wyszła z nich tylko jedna z dziewczyn. Kamil lekko zmarszczył brwi, patrząc, jak dziewczyna utyka na jedną nogę i podszedł bliżej.
-Wypadek? – spytał z zainteresowaniem.
-Źle stanęłam - jęknęła z bólu – możesz? – Wyciągnęła do niego rękę z torbą.
Chłopak przewrócił oczami i biorąc od niej torbę, chwycił ją pod ramię i odprowadził do samochodu. Dziewczyna zamiast usiąść, oparła się o maskę i zaplotła ręce na piersiach.
-Iga – odezwała się po chwili i podała mu dłoń.
-Kamil. – Odwzajemnił uścisk. – Co tańczycie?
-Pole dance.
-Serio? – Skrzywił się lekko.
-A to dla ciebie problem?
-Nie, ale mam wrażenie, że teraz dziewczyny nic innego nie tańczą, albo rura, albo twerk.
-Nie podobają ci się dziewczyny kręcące tyłkami?
-Podobają, te niekręcące też. Może się nie znam, wszystko jedno. Długo jeszcze? – Kiwnął głową w stronę szkoły.
Zamiast odpowiedzieć, pokręciła głową i opierając się dłonią o karoserię, wsiadła do auta. Kamil wyciągnął kolejnego papierosa i coraz bardziej zniecierpliwiony spoglądał w stronę drzwi. W końcu usłyszał śmiech dziewczyn i nie czekając, aż podejdą, otworzył drzwi auta. Bez słowa usiadł za kierownicą, ale nie ruszył z miejsca, jakby specjalnie czekał na rozkazy.
-Krótką masz pamięć? – dziewczyna rzuciła od niechcenia i zapięła pas.
-Sądziłem, że nie wolno mi samodzielnie myśleć. – Obojętnie wzruszył ramionami i przekręcił kluczyk w stacyjce.
Nie bardzo mu się podobało odwożenie dziewczyn do klubu, bo nie miał pewności czy w ogóle panna może tam jechać. Od rana nikt nie dał mu żadnych wytycznych, co do spędzania przez nią czasu, a że była pełnoletnia, to nie zostało mu nic innego, jak spełnianie jej zachcianek.
Zaparkował samochód blisko wejścia do lokalu i odwrócił twarz do siedzącej obok niego blondynki.
-Nie za daleko od drzwi? Nóżki się nie zmęczą? – Ironicznie pokręcił głową.
-Zrób mi jedna przysługę – odezwała się chłodno – i nie odzywaj się do mnie.
Powstrzymując śmiech, patrzył, jak zdenerwowana wysiada, a zaraz za nią koleżanki. Iga ze względu na ból nogi robiła to wolniej i zanim wysiadła, dotknęła palcami ramienia Kamila.
-Polubiła cię – odezwała się cicho.
-No bardzo dziękuję za takie lubienie, obejdzie się – burknął.
-Serio, znam ją. – Po tych słowach opuściła auto i zamknęła drzwi.
Nie wiedział, czy ma z nią iść, czy tylko czekać i odwieźć ją do domu. Według umowy miał być jedynie kierowcą, a nie ochroniarzem, wiec ostatecznie nie poszedł za nią. Spokojnie wysiadł i zapalił papierosa. Z wnętrza docierały do niego dudniące dźwięki muzyki i trochę tęsknił za dawnym życiem, za imprezami do świtu i wygłupami z dawną paczką, z której została mu już tylko Zosia. Znali się od podstawówki i trzymali ze sobą, aż do matury, później część znajomych rozjechała się po świecie i kontakty się kolejno urywały. Kamil nagle się ocknął, słysząc dzwoniący w kieszeni telefon i kręcąc głową odebrał połączenie.
-Jak tam młody pierwszy dzień z księżniczką?
-Ujdzie w tłumie. – Skrzywił lekko usta. – Nawet dosłownie, bo sterczę pod Euforią.
-Gratulacje, zazwyczaj dzwoniła po kolejnego kierowcę po pierwszej trasie, skoro wytrwałeś i cię nie zwolniła to jesteś kozak.
-Pantofel chyba, żeby jakaś pusta laska mówiła mi czy mam szybciej jechać, czy wolniej, to już przesada.
-Nie sadź się tylko oddychaj, pierwszy dzień zaraz będzie za tobą, następne będą już łatwiejsze. – Facet w głos się zaśmiał.
-Jakie następne? – krzyknął Kamil i podniósł się z maski. – Nie było w umowie wożenia jej tylko…
-Stary – facet zabrzmiał dość groźnie – nie kombinuj, miałeś być kierowcą i jesteś. Uwierz mi mogłeś trafić gorzej. Przywykniesz do jej fochów i niektóre nawet polubisz, a teraz pilnuj jej, bo laska puszczona samopas narobi głupot, a ty za to odpowiesz. – Rozłączył się, a Kamil, klnąc pod nosem zamknął pilotem samochód i ruszył do wejścia.
Nie znalazł wzrokiem żadnej z dziewczyn i dopiero kiedy obszedł salę dookoła, zauważył siedzącą przy barze Igę. Piła drinka i rozmawiała z jakimś facetem, a po chwili gość zaczął ją obmacywać. Dziewczyna odpychała go od siebie, ale facet nie dawał za wygraną. W końcu Kamil podszedł bliżej i stanął między nimi.
-Może mnie chcesz przytulić co? – spytał groźnie i odepchnął pijanego faceta.
-A ty co, gej?
-A co, nie podobam ci się? – Chłopak zatrzepotał rzęsami - Spadaj!
-Co?
-Gówno, spadaj, bo cię wyniosą! – Złapał faceta za ramię i odepchnął od siebie. – Nic ci nie zrobił? – Spojrzał na Igę.
-Nie. Dziękuję, to nawet było miłe.
-Któro? – zaśmiał się. – To, że się na ciebie napalił, czy to, że go wygoniłem?
-To drugie. – Uśmiechnęła się słodko i uniosła szklankę do ust. – Nikt mnie nigdy nie obronił.
-Młoda jesteś, wszystko przed tobą – mruknął. – Gdzie księżniczka?
-Bawi się – odpowiedziała jakby z żalem i obróciła się na krześle w stronę parkietu, a po chwili wskazała mu dłonią tańczącą dziewczynę.
Kamil kiwnął tylko głową i po zamówieniu wody z cytryną nie spuszczał z Klary wzroku. Przewracał oczami, kiedy zmieniał kolesi do tańca i zdawał sobie sprawę z tego, że próbuje wyprowadzić go z równowagi i czeka co zrobi. Niestety, on nie był aż taki szybki do wtrącania się w jej życie i dopóki nie robiła niczego, co by jej zagrażało, to miał w dupie co robi i z kim. Kiedy podeszła zdyszana do baru, od razu poznał, że za dużo w siebie wlała. Chwiała się na nogach, a jej mowa była niezrozumiała. Co prawda nie odezwała się do niego ani słowem, ale coraz mniej mu się to podobało. Kiedy dziewczyny znów zniknęły w tłumie, zerknął na zegarek. Jego zmiana powoli dobiegała do końca i dawno nie czuł takiej ulgi. Z niesmakiem kręcił głową, widząc zataczającą się dziewczynę i gdzieś w środku cieszył się, że to nie on będzie ją odstawiał do domu. W końcu w drzwiach lokalu dostrzegł znajomego faceta i podniósł do niego dłoń.
-Gdzie błądzi? – Facet mrugnął okiem.
-Szczerze? Pojęcia nie mam. – Zaśmiał się. – Tak w ogóle to Kamil. – Podał facetowi dłoń.
-Szymon. – Odwzajemnił uścisk.
-Nie Tymon?
-Szef nie pamięta jak się nazywam i już mi się znudziło poprawianie. – Pokręcił głową.
Kamil podniósł się ze swojego krzesła i nagle poczuł jak ktoś rzuca się na jego plecy. Odruchowo złapał osuwającą się po nim dziewczynę i próbował posadzić ją na krześle przy barze.
-Nieźle – mruknął Szymon i z lekkim obrzydzeniem spojrzał na ledwo przytomną pannę. – Szefa nie ma na szczęście, do powrotu może wytrzeźwieje.
-Ona jeszcze jutro w południe będzie pijana. – Kamil się zaśmiał. – Może przynajmniej nie będzie się odzywać.
Klepnął kolegę w ramię i z szerokim uśmiechem wyszedł z klubu, wdychając głęboko świeże powietrze.
-Bosko - westchnął do siebie i wsiadł do auta.
Parking pod hospicjum był o tej porze pusty. Szedł wąskim korytarzem, mijając pokój opiekunek i uniósł do nich doń. Wszystkie już go tu znały i wiedziały, po co przyszedł. Chłopak wszedł do jednej z sal i od razu podszedł do leżącej na łóżku kobiety.
-Cześć mamuś. – Pochylił się i pocałował ją w czoło. – Dziś krótko będę, bo dopiero skończyłem pracę i umówiłem się z Zośką.
Nie wypuszczając jej dłoni, usiadł w fotelu przy łóżku. Kilkanaście minut siedział, wpatrując się w poszarzałą twarz matki i opowiadał jej swój dzisiejszy dzień. Kiedy skończył, odłożył jej dłoń na pościel i znów oparł usta o jej czoło.
Po wyjściu na zewnątrz głęboko odetchnął i wyjął z kieszeni telefon.
-No i jak? – Głos Zosi zabrzmiał po pierwszym sygnale.
-Jestem twój, kupić coś po drodze?
-Nie, wszystko już mam, zrobiłam kebsa w tortillach, michę sałaty, browar się chłodzi, pady naładowane.
-Jesteś boska! Lecę!
Wolnym krokiem podszedł do samochodu i z piskiem opon ruszył do domu. Już na schodach czuł zapach jedzenia i jak burza wpadł do mieszkania.
-Zocha jestem! – zawołał i w biegu ściągał buty. – Daj jeść, bo umieram z głodu.
-Wiesz – mruknęła, opierając się o drzwi kuchenne – masz szczęście, że nie jestem twoją żoną, bo byś zarobił. Może najpierw jakieś dzień dobry kochanie, jak ci minął dzień?
-Dzień dobry kochanie, jak ci minął dzień? – śmiejąc się, objął dziewczynę w talii i uniósł, sadzając na małym stoliku i stając między jej nogami. – Gdybyś była moją żoną, to pewnie był tak mówił – zawahał się i znów spojrzał jej w oczy. – Wiele innych rzeczy też bym ci mówił, a teraz dawaj jedzenie.
Dziewczyna, udając niezadowolenie, przewróciła oczami i wyjęła z lodówki miskę sałaty i mały słoiczek z sosem, który podała Kamilowi.
-Trzep, to umiesz prawda? – Mrugnęła okiem.
-Prawda – odezwał się ponuro – już nie pamiętam kiedy ostatnio pieprzyłem, jak tak dalej pójdzie, to mi do końca życia zostanie tylko ręka.
-Ona cię przynajmniej nie zdradzi jak ta… - zawiesiła głos – jak miała?
-Laura – skrzywił usta, wypowiadając to imię – niech ją szlag trafi.
-Było minęło.
-A ta twoja panna jak w końcu? – podniósł wzrok na stojącą do niego plecami dziewczynę.
-Nijak, chyba nie jesteśmy dla siebie. – Odwróciła się ze łzami w oczach. – Są ładniejsze ode mnie, bardziej imprezowe, bogatsze nie?
Kamil odstawił słoik z sosem na stolik i podszedł do przyjaciółki. Delikatnie potarł jej ramiona i przyciągnął, mocno wtulając ją w swoje ciało. Dziewczyna cicho płakała, ocierając twarz w jego koszulę i zaplotła ręce na jego plecach.
-Znajdziesz jeszcze tę jedyną, zobaczysz. – Pocałował jej głowę i zakołysał nią. – Jest na świecie kobieta stworzona właśnie dla ciebie.
-Dla ciebie tez pewnie jest – mówiła przez łzy.
-Nie potrzebuję – westchnął – tylko ty mnie nie zostawiaj co? – Lekko odsunął ją od siebie i starł z jej policzków łzy.
-Tyle lat z tobą wytrzymałam, to może jeszcze parę dam radę.
-Kamień z serca. – Pocałował ją w czoło.
Cały wieczór spędzili na wygłupach i jedzeniu. Kamil co chwilę spoglądał na wpatrzoną w telewizor Zośkę i śmiał się, kiedy robiła miny i machała padem, żeby szybciej biec.
-To nie kontroler ruchu tylko pad – zaśmiał się i rzucił w nią ciastkiem.
-Ale na psychikę pomaga jak się macha.
Kamil pokręcił głową i wstał po piwo do lodówki, zdążył je otworzyć, kiedy usłyszał swój dzwoniący telefon.
-No co tam Szymon? – Przytrzymał ramieniem telefon i znów złapał pada.
-Przyjedziesz do Euforii?
-Po co? Skończyłem zmianę. – Uniósł butelkę do ust.
-Klara nam się rozjechała – facet się zaśmiał.
-Co zrobiła?
-No leży na barze.
-I co, mam jej przywieźć poduszkę czy jak?
-Powiedziała, że bez ciebie nie pojedzie, weź stary dawaj! Jak zabiorę ją siłą, to poskarży się ojcu.
-Nie będzie pamiętać!
-A masz pewność? Bo ja nie!
-Kurwa… - westchnął i spojrzał na piwo w dłoni i smutną Zośkę, która zaczęła zbierać talerze ze stolika. – Daj mi pięć minut.
Odłożył telefon i powiódł wzrokiem za odchodzącą dziewczyną. Kiedy wróciła, widział, że nie jest zadowolona.
-Poczekasz godzinkę? – spytał trochę nieśmiało, ale tylko wzruszyła ramieniem. Powoli podniósł się z łóżka i objął ją ramieniem. – Muszę pomóc koledze, zaraz wracam.
-Dziewczyna nie? – Spojrzała na niego. – No pewnie, że leć.
-Pograj sama, przysięgam, że za godzinę jestem. – Pocałował ją w skroń i wyszedł z pokoju.
Ubrany jedynie w dresowe spodnie i koszulkę wybiegł przed blok i wsiadł do służbowego auta, a po kilku minutach zatrzymał wóz przed klubem. Kręcąc głową podszedł do szarpiącej się z Szymonem dziewczyny.
-A gdzie reszta trójcy? – spytał, mrużąc oczy.
-Już się porozjeżdżały, ta została.
Kamil litościwie spojrzał w mętne oczy Klary i wyciągnął do niej rękę, niestety dziewczyna nie dała się złapać.
-Do domu – mruknął bez emocji i na siłę złapał jej nadgarstek. – No już koleżanko.
-A ty – burknęła i powoli przymknęła oczy, które po chwili znów otworzyła – co?
-Nic, już pora na ciebie.
-Nie ty będziesz… co ty tu robisz? – mamrotała coraz wolniej.
-Przyjechałem po ciebie. – Sam sobie nie wierzył, że jej jeszcze na siłę nie ciągnie do domu. – Zmęczona jesteś.
-No, żebyś wiedział, a bo… - zmarszczyła brwi – bo ten, bo… coś chciałam. – Rozejrzała się po klubie. - Muszę siku.
-O nie! – zawołał i stanowczo objął jej talię ramieniem. – W domu się wysikasz.
-Abo w samochodzie – pokiwała bezwładnie głową.
-Nosz kurwa! – warknął do siebie i pociągnął ją w stronę toalet.
Nogą otworzył duże drzwi i zawlókł ją do kabiny.
-To jest damska – burknęła.
-Może być nawet carycy Katarzyny, w dupie to mam, idź szczać!
-Nie dojdę. – Zachwiała się, kiedy tylko ją puścił.
Biorąc głęboki wdech, złapał ją pod rękę i wprowadził do kabiny, ale zanim wyszedł, laska zaczęła się rozbierać. Przewracając oczami, zamknął drzwi i za nimi czekał, aż skończy. Miał nadzieje, że nie zaśnie na kiblu, bo musiałby ją jeszcze ubrać. Pochylił się, żeby spojrzeć pod drzwiami czy się rusza, a po chwili usłyszał dźwięk spuszczanej wody. Poczekał jeszcze chwilę, a kiedy drzwi się uchyliły, od razu pomógł jej iść i wyprowadził z klubu. Od razu podszedł do auta Szymona, ale dziewczyna zaczęła się wyrywać, sam był zaskoczony ile miała siły.
-Ojciec mnie zabije – płakała.
-Trudno. – Kamil próbował wepchnąć ją do auta.
-Ciebie też – zaśmiała mu się w twarz.
Kamil nerwowo spojrzał na kolegę i wzruszył ramionami.
-Weź ją do domu, rano odwieziesz i już.
-Ochujałeś? Chłopaku ja mam żonę, co ja jej powiem jak ją zobaczy? Nic nawet nie zdążę, bo będę miał kosę pod żebrem.
-To co ja mam ją zabrać do siebie?
-A wiesz co stary zrobi, jak ją taką zobaczy? Powiemy, że nocowała u koleżanki i już.
Kamil podciągnął już nieprzytomną dziewczynę i wsadził na tył swojego auta. Nie był zachwycony tym pomysłem, ale nie chciał wylecieć już po pierwszym dniu. Zerknął na zegarek i wcisnął gaz w podłogę. Pod blokiem rozejrzał się, czy przypadkiem nikt go nie widzi i wniósł na rękach Klarę do mieszkania. Kiedy Zośka weszła do korytarza pokręcił tylko głową.
-Nie pytaj – mruknął i ostrożnie zaniósł dziewczynę do sypialni.
Kiedy wrócił, Zośka zbierała ze stolika resztki jedzenia i butelki, ale się nie odezwała.
-Nie zabieraj, dokończymy. – Stanął jej na drodze do kuchni.
-Zajmij się nią, myślę, że będzie potrzebować opieki.
-Przestań jest tak napruta, że do południa będzie spać – zaśmiał się i wyciągnął jej z ręki piwo.
-Albo nie, ładna jest nawet taka pijana. Może warto się nią zainteresować.
-Żartujesz? Chodź, rozłożymy kanapę i prześpimy się tutaj – złapał jej rękę i pociągnął tak, że usiadła na jego kolanach.
Kilka razy próbowała wstać, ale za każdym Kamil jeszcze mocniej ją do siebie przyciągał.
-Daj mi wstać co? – Udała groźną.
-Nie dam. – Spojrzał w górę i mocno się do niej przytulił. – A po co chcesz wstać?
-Przynieść jakieś orzeszki do piwa.
-Przyniosę – zsunął ją z kolan – a ty odpoczywaj.
Pochylił się nad dziewczyną i cmoknął ją w czubek nosa, po czym zniknął w niewielkiej kuchni. Do dużej miski wsypał chipsy, a do mniejszej solone orzeszki ziemne i pistacje. Kiedy wszedł do pokoju, Zośka, leżąc na brzuchu, machała nogami i grała w wyścigi samochodowe. Kamil nie odrywał od niej spojrzenia i lekko się uśmiechnął jak zła, że przegrała popukała się padem w czoło.
-No rajdowcem to nigdy nie byłaś – zaśmiał się i położył się obok niej.
-Za to w innych rzeczach jestem całkiem niezła. – Trąciła go łokciem.
-Nie wątpię – mruknął posępnie i wziął do ręki pada.
Bez słowa pokonywali kolejne poziomy gry, aż usłyszeli hałas z pokoju obok. Kamil zerwał się pierwszy i wbiegł do sypialni, wybuchając śmiechem na widok trzymającej się szafy dziewczyny.
-Kurwa, pokój mi się skończył – mamrotała do siebie i zaczęła iść w drugą stronę, gdzie stało łóżko.
Kamil ostrożnie podszedł bliżej, żeby sprawdzić czy wszystko w porządku i widząc, jak dziewczyna zaczyna wymiotować, złapał ją w pasie i wyprowadził do łazienki. Z obrzydzeniem patrzył jak dziewczyna haftuje do sedesu, ale nie mógł jej zostawić, bo nie była w stanie się utrzymać. Odwracał głowę, ale niewiele to pomogło, po chwili mała łazienka wypełniła się nieprzyjemnym zapachem, aż w końcu Klara ucichła. Jedną ręką nadal ją trzymał, a drugą sięgnął ręcznik i mocno się przechylając, zmoczył go pod zimną wodą. Oparł twarz dziewczyny o deskę i wytarł jej czoło i usta.
-Aleś ty troskliwy. – Obejrzał się na stojącą w drzwiach Zośkę. – Otworzę okno, bo padniesz.
-Ona śpi i rzyga.
-Taką sobie wybrałeś – zaśmiała się i poczochrała jego włosy.
-Weź, dobra. Możesz zajrzeć do sypialni czy gdzieś jeszcze nie narzygała?
-Mogę – westchnęła.
Kamil ponownie otarł twarz dziewczyny, ale zanim skończył, Klara znów zaczęła wymiotować. Trzymał jej głowę nad muszlą i czuł jak sam zaraz się rozchoruje. Na szczęście tym razem było krótko i dziewczyna od razu padła.
-Usnęło dzieciątko? – Ironiczny głos Zośki odbił się echem od ścian.
-Jak widać. – Chłopak podniósł się z podłogi i podciągnął bezwładne ciało Klary.
Uważając, żeby znów nie zaczęła rzygać, zaniósł ją z powrotem do sypialni i ułożył na łóżku.
-Może ją rozbierz. – Zmrużył oczy, kiedy usłyszał za plecami Zośkę.
-Sama ją rozbierz – burknął i minął ją w drzwiach.
-Będzie jej niewygodnie. – Dziewczyna nie odpuszczała i usiadła obok pijącego piwo chłopaka.
-To idź ją rozbierz – podniósł głos. – Mi nie zależy na tym, żeby było jej wygodnie, w ogóle mi na niej nie zależy i żeby nie to, że boję się o własną dupę i posadę to zostawiłbym ją w tej knajpie do rana!
-A mnie się właśnie wydaje, że ona ci się podoba i dlatego tak reagujesz!
-No tak, ciekawe co w niej jest takiego wyjątkowego?
-Nie wiem, ale inaczej na nią patrzysz!
-Zośka weź ty może idź do okulisty albo przeleć jakąś lesbę, bo brak orgazmu na mózg ci się rzuca!
Dziewczyna ze łzami w oczach zabrała z fotela swoją torebkę i nie odzywając się słowem, poszła do drzwi. Kamil dogonił ją, zanim zdążyła wyjść, złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie.
-Nie gniewaj się, zły jestem na to wszystko. – Z żalem patrzył jak dziewczyna wysuwa rękę z jego uścisku. – To miał być nasz wieczór.
Milcząc, odsunęła się od chłopaka i zbiegła ze schodów. Kamil, trzaskając drzwiami wrócił do mieszkania i wziął z łazienki niewielką, plastikową miskę. Kiedy wszedł do sypialni, pokręcił głową na widok śpiącej dziewczyny i ustawił miskę na szafce przy łóżku. Po powrocie do pokoju, sprzątnął rzeczy ze stolika i usiadł na kanapie z padem w ręce. Nie potrafił się skupić na graniu i położył się na łóżku. Wybrał numer do Zośki, ale nie odbierała. Szybko wystukał wiadomość z przeprosinami za zachowanie i poszedł spać.
Obudziło go trzaśnięcie drzwi i od razu usiadł na łóżku. Spod byka spojrzał na wychodzącą z sypialni blondynkę i zaplótł ręce na klatce.
-No dzień dobry – zawołał głośno, wiedząc, że panna ma solidnego kaca. Od razu zmrużyła oczy i zasłoniła usta dłonią. – Jak rzygasz, to tam jest łazienka. – Wskazał jej ręką drzwi.
-Chyba wczoraj przesadziłam – wymruczała, ledwo otwierając usta.
-Można to tak nazwać, chcesz coś zjeść, pić? – spytał, podnosząc się z kanapy.
-Nie, zaraz umrę – wyjęczała.
-To z łaski swojej poza tym mieszkaniem, nie chcę mieć problemów. – Wskazał jej drzwi.
-Miły jesteś.
-Tak jak ty – burknął i zniknął w kuchni.
Zanim włączył czajnik, usłyszał kroki w korytarzu i obejrzał się na stojącą w progu dziewczynę.
-Mogę wziąć prysznic, czy coś? – szeptała tak cicho, że ledwo ją rozumiał.
-Możesz – kiwnął głową - w łazience na półce leżą czyste ręczniki, wybacz, ale nie posiadam damskich ubrań. – Obojętnie wzruszył ramionami.
-Czemu mnie to nie dziwi, która by z tobą wytrzymała? – mruknęła bez życia i wyszła.
Siedział z kawą na kanapie, opierając nogi o stolik, kiedy Klara wyszła z łazienki. Nie miała na sobie niczego poza jego białą koszulą. Chłopak mimowolnie powiódł wzrokiem w dół jej zgrabnych nóg i przymknął oczy.
-Masz zamiar tak do domu wrócić? – warknął i odwrócił wzrok w stronę telewizora.
-Zadzwonię do dziewczyn, żeby coś mi przywiozły. Ty tu jeszcze klaustrofobii nie dostałeś?
-Dlaczego?
-Ja łazienkę mam większą, niż całe twoje… - zawiesiła głos i rozejrzała się wokoło – mieszkanie.
-Jak ci źle, to wracaj do siebie, chyba umiesz zadzwonić po taksówkę.
-O co ci chodzi? – podniosła głos i położyła dłonie na biodrach.
-O jajco, co ty myślisz, że ja nie mam co wieczorami robić, tylko latać za tobą po mieście i wycierać cię z rzygów? – krzyczał, nie zwracając uwagi, że mruży z bólu oczy. – Zepsułaś mi wieczór z najlepszą kumpelą jaka mi została, a teraz masz jeszcze żale, że mam mieszkanie mniejsze, niż ty być chciała? To moje mieszkanie, nie twoje! Moje! I w dupie mam, czy ci się ono podoba czy nie, a w zasadzie dobrze, że ci się nie podoba, jest mniejsza szansa na to, że będziesz mnie chciała odwiedzić.
Nie zwracając uwagi na dziewczynę, wyszedł na balkon i opierając przedramiona o barierkę, zapalił papierosa. Wcale nie miał ochoty wracać póki Klara tam jest, ale wiedział, że tego nie uniknie. Po spaleniu kolejnego papierosa popchnął drzwi i spojrzał na wchodzącą do pokoju Zośkę. Dziewczyny mierzyły się przez chwilę wzrokiem, po czym Klara wyszła do sypialni.
-Szybko się uwinąłeś. – Zosia uśmiechnęła się sztucznie.
-Bardzo cię przepraszam, a ty przyszłaś mnie powkurwiać?
-Sam mnie zaprosiłeś.
-Wiem, myślałem, że pogadamy, a nie, że będziesz się czepiać!
-Ja się czepiam? Podtykam ci laskę pod nos, bo widzę, że sam to ni chuja nie zadziałasz.
-Prosiłem cię o to? – szepnął, żeby Klara nie usłyszała.
-Chciałam dobrze, sam mówiłeś, że potrzebujesz dupy.
-Ale nie jej!
Zośka patrzyła jak jego szczęki się zaciskają i zwiesiła głowę. Chciała wyjść, ale chłopak zrobił krok w jej stronę i powoli oplótł jej ciało rękami. Od razu się do niego przytuliła i wsłuchiwała w bicie jego serca.
-Czy ty mogłabyś mnie już nie swatać? – Zaśmiał się. – Naprawdę własna ręka wcale nie jest taka zła. Jest zawsze gotowa, nie ma okresu, głowa ją nie boli i nie wydaje kasy na pierdoły.
-Jasne – szepnęła – ale to jednak nie to samo, co przytulić się do prawdziwej, mięciutkiej i cieplutkiej kobiety. Takiej, która będzie patrzyła na ciebie jak żadna inna, będzie się śmiała jak żadna inna, pachniała jak żadna inna i wkurwiała słodko jak żadna inna.
-Wytaczasz ciężki kaliber. – Spojrzał na nią poważnie. – To się źle skończy, a ja się nie chcę z tobą kłócić. – Znów ją przytulił i przewrócił oczami, słysząc wychodzącą z sypialni Klarę.
Tym razem miał już na sobie swoje ubrania.
-Odwieziesz mnie do domu? – spytała chłodno. – W południe mam zajęcia, muszę się ogarnąć.
-Jak pani sobie życzy. – Zaśmiał się i pocałował Zośkę w czoło.
Kiedy znów pojawił się w salonie, miał na sobie czarne spodnie z paskiem i czarną koszulę rozpiętą pod szyją i z podwiniętymi do łokci rękawami. Obie dziewczyny lekko rozmarzone wodziły za nim wzrokiem, kiedy chodząc po pokoju, zbierał swoje rzeczy i nawet nie zauważyły, że stanął przed nimi gotowy do wyjścia.
-Brudny jestem? – spytał nagle i obie podskoczyły.
-Nie – Zosia pierwsza się odezwała i ukradkiem zerknęła na siedzącą obok Klarę.
-To idziemy, nie mam czasu. Odwiozę cię do pracy.
-Nie trzeba. – Zośka szybko podniosła się z kanapy.
-Nie pytałem cię – burknął i poszedł do drzwi, zostawiając dziewczyny za sobą.
Zatrzymali się przy sklepie, w którym pracowała Zośka i Kamil wysiadł razem z nią. Stanęli naprzeciwko siebie i po krótkim spojrzeniu sobie w oczy oboje wybuchli głośnym śmiechem. Kamil jednym ruchem przyciągnął głowę dziewczyny do swojej klatki piersiowej.
-Wariatka – powiedział i cmoknął ją w głowę.
-Innej byś mnie nie kochał. – Stuknęła pięścią w jego bark. – A teraz leć do tej swojej panienki, niech nie czeka taka nieumalowana, bo depresji dostanie. – Wspięła się na palce i pocałowała go szybko w policzek.
W drodze do domu Klary oboje milczeli, dziewczyna, rozglądając się po posesji wbiegła do domu i od razu poszła do swojej sypialni. Kamil spokojnie oparł się o samochód i przyglądając się biegającym po posesji psom, podniósł z trawy gumowe kółko i od razu wszystkie podbiegły do niego i zaczęły szczekać. Rzucił im zabawkę i z uśmiechem patrzył jak garną się do aportowania. Obejrzał się za siebie, słysząc wjeżdżający w bramę samochód i odetchnął, widząc idącego w stronę domu szefa.
-Dobry – facet zawołał.
-Dzień dobry szefie – Kamil lekko skinął głową.
-Jak Klara? Dała ci wczoraj popalić? – Klepnął chłopaka w ramię.
-Dało się przeżyć. Zaraz jedziemy na uczelnię.
-Skoro drugi dzień z rzędu z nią jeździsz, to znaczy, że było lepiej, niż dobrze. Wspominała coś, że będzie dziś nocować u Igi, to odwieź ją i później rano odbierz.
Kamil nieco zaskoczony pokiwał głową i spokojnie czekał, aż królewna się pojawi.
Kiedy zatrzymał samochód przed uczelnią Klara nie wysiadła od razu. Spojrzała w stronę kierowcy kilka razy, ale się nie odzywała.
-No wal! – odezwał się pierwszy.
-Sorry za wczoraj, niewiele pamiętam.
-Może i dobrze, niektórych rzeczy z życia nie warto zapamiętywać. A dziś do Igi czy do klubu co?
-Skąd wiesz? – spytała zaskoczona.
-Twój ojciec mi powiedział. To jak?
-Po co pytasz? Przecież wiesz.
-Dokąd? – mruknął.
-Tak jak wczoraj, to moja ulubiona miejscówka.
Nie czekając co odpowie, otworzyła drzwi i prawie pobiegła w stronę budynku. Kamil śmiał się z jej drobnych kroków na wysokich obcasach i wyjął z kieszeni telefon. Włączył sobie album ze zdjęciami i wspominał dawne czasy i wspólne wyjazdy z Zośką i kolegami. To była jedyna dziewczyna, która się z nimi trzymała. Może właśnie dlatego, że była homo i nie była powodem sporów między nimi. Po odłożeniu telefonu włączył głośniej muzykę i przymknął oczy.
W końcu doczekał się końca zajęć. Klara z zadartym nosem wsiadła do auta i zaplatając ręce na piersiach, gapiła się w boczną szybę.
Chłopak bez słowa poprawił fotel i ruszył z miejsca. Tym razem spokojnie jechali przez miasto i aż do klubu nawet na siebie nie spojrzeli.
-Idziesz ze mną? – spytała.
-A mogę? – zadrwił z niej i zgasił silnik.
Kiedy usiedli przy barze, dziewczyna zamówiła sobie kolorowego drinka, a Kamil sok. Po chwili Klara zniknęła między tańczącymi ludźmi. Nietrudno było ją namierzać, bo nie było jeszcze tłumów, zresztą nawet się przed nim nie kryła, a czasem miał wrażenie, że nie spuszcza z niego wzroku. Uniósł lekko kącik ust w delikatnym uśmiechu i pokręcił głową, kiedy odwróciła się do niego plecami i kusząco zakręciła tyłkiem. Dziś była zupełnie inna, zwyczajna i nawet mu się to podobało. Oparł się łokciami o blat i zaruszał szklanką, wpatrując się w bujającą na boki słomkę. Poczuł słodki zapach perfum Klary i zanim się odwrócił, dziewczyna położyła dłoń na jego ramieniu.
-Dawaj sztywniaku! – Z uśmiechem pociągnęła go za rękę.
-Idź się bawić. - Nie pozwalał ściągnąć się z krzesła.
-No dawaj! – Kołysząc ciałem, zjechała niżej, jakby był jej rurką. – Nie bądź staruch.
Mocnej go szarpnęła i za rękę poprowadziła na środek parkietu. Kamil wcale nie miał ochoty na taniec. Patrzył jak dziewczyna szaleje i uwodzicielsko ociera się o jego klatkę piersiową, ale nawet się nie poruszył. Sam nie wiedział, co się z nim działo, bo w zasadzie zawsze lubił takie imprezy. Dopiero po chwili oparł dłonie na jej biodrach i sam zaczął nią lekko kołysać. Nie protestowała, poddawał się jego ruchom, a po chwili odwróciła się do niego przodem i zarzuciła mu ręce na kark. Patrzył na jej długie rzęsy, które powoli opadały, przysłaniając błękit jej tęczówek, a świeży zapach jej perfum docierał w głąb jego duszy. Wiedział, że jest dla niego nietykalna, a jednak świadomość ryzyka pociągała go jeszcze bardziej. Patrzyła na niego inaczej, niż do tej pory, przestała być pyskatą gówniarą, dostrzegł w niej młodą kobietę, i to kobietę wartą grzechu. Nieznacznie przyciągnął ją do siebie i przesunął dłonie na jej szczupłą talię. Kołysali się powoli i nie do rytmu, ale jakoś żadnemu to nie wadziło. Jakby właśnie tego potrzebowali. Byli tak blisko, że ich ciała ocierały się o siebie, a coraz bardziej nerwowe oddechy mieszały się między ich wargami. Klara lekko przyciągała go do siebie, na początku nie pozwalał jej na to, ale po chwili zbliżył się do jej twarzy, a jego wzrok opadł na różowe usta. Nie przestając na nią patrzeć, złączył ich w powolnym pocałunku. Dziwnie się czuł, niby było miło, ale jednak nie tak, jak powinno. Z zamkniętymi oczami odkleił się od jej lepkich od błyszczyka warg i po oblizaniu swoich otworzył oczy.
-Nie chcesz więcej? – spytała zalotnie i lekko zassała dolną wargę.
-Znamy się dwa dni – odpowiedział dość pewnie, w nadziei że sama zrezygnuje.
-I co z tego – przechyliła głowę na bok – już to kiedyś robiłam.
-Jestem sporo od ciebie starszy.
-Matko, pięć czy sześć lat, to nie pół wieku. – Wykrzywiła lekko usta. – Nie było przyjemnie? – wyszeptała tuż przy jego wargach.
-Było – również szepnął i wbił wzrok w jej lekko zmrużone oczy – tylko pomysł nie jest dobry.
-Teraz mam to gdzieś, a ty? – musnęła jego wargi i lekko rozchyliła swoje.
Pociągała go i to był ewidentny minus ich znajomości, bezwiednie zacisnął palce na jej talii i jeszcze mocniej oparł jej ciało o swoje. Nie zwracając uwagi na ludzi wokół nich, wsunął palce w jej włosy i zatopił język w jej ustach. Była rozpalona i słodka. Mocno zacisnął palce na jej włosach i z całej siły przycisnął do siebie. Jęknęła mu w usta, co jeszcze bardziej go rozpaliło. Tym razem całował ją mocno i bez żadnego wytchnienia, jakby sam siebie próbował przekonać, że tego chce. Czuł jak jej błyszczyk rozciera się po jego skórze, a ich pieszczoty robią się coraz bardziej brutalne. Przygryzali nawzajem swoje wargi i języki, mlaszcząc i mrucząc, aż zabrakło im oddechu. Oderwali się od siebie, ale ich twarze nadal się dotykały. Piersi Klary szybko unosiły się od ciężkich oddechów i Kamil z ochotą zerkał w jej dekolt.
-Chciałbyś? – spytała zalotnie i jeszcze bardziej wypięła biust.
-To egzamin z powściągliwości?
-Nie – westchnęła i dyskretnie przejechała dłonią po jego męskości. – Przecież czuję, że chcesz.
-Nie sprawdzaj mojej cierpliwości.
-No chodź. – Chwyciła zębami jego wargę i lekko pociągnęła.
-Nie będę się z tobą pieprzył w kiblu – zaśmiał się.
-To zabierz mnie do swojego mieszkania. – Wbiła paznokcie w jego napięte ramię.
-Nie dostaniesz klaustrofobii?
-Zamknę oczy – szepnęła tuż przy jego wargach.
Przyciągnął ją do siebie, pieszcząc jej wargi i wdzierając się w jej usta coraz głębiej. Za każdym razem bardziej mu smakowała i bardziej podniecała. Zacisnął dłoń na jej pośladku i poczuł jak się uśmiecha. Wiedział, że popełnia błąd, a jednak nie potrafił się powstrzymać. Ciągnąc ją za rękę, wsadził ją do auta i z piskiem ruszył w stronę domu. Zaczęli już na schodach. Kamil wniósł oplecioną wokół jego bioder dziewczynę do sypialni i rzucił ją na łóżko. Klęknął między jej nogami i pochylił się do pachnącego dekoltu. Wiła się pod nim i pociągała brzegi jego koszuli. Kiedy pozbawili się większości ubrań, Kamil zawisł nad jej twarzą i chwilę patrzył jej w oczy.
-Dostaniemy za to oboje – mruknął, szeroko się uśmiechając.
-Nie, jeśli nikomu nie powiemy. – Potarła jego piersi i przeniosła dłonie na kark, mocno go do siebie przyciągając.
Ich pocałunki były agresywne i mokre, dyszeli głośno, a dłoń Kamila powoli powędrowała w dół jej smukłego ciała. Zatrzymał się nagle, kiedy dziewczyna złączyła nogi i spojrzał jej w oczy.
-Będziesz delikatny? – spytała cicho i wbiła w niego przejęty wzrok.
Chłopak lekko zmarszczył brwi.
-Mówiłaś, że masz to za sobą.
-Ale nie tak całkiem – zawstydziła się.
-Jestem twoim pierwszym? – patrzył na nią z niedowierzaniem.
Niespodziewanie dziewczyna odepchnęła go od siebie i zakryła ciało.
-Myślałam, że pierwszy raz z kimś, kogo się lubi będzie łatwiejszy, przepraszam, powinnam wcześniej powiedzieć. – Chciała zejść z łóżka, ale złapał jej szczękę i przyciągnął do siebie, całując powoli i delikatnie.
Muskał subtelnie drżące wargi i pocierał dłonią zgrabne pośladki, popychając ją znów na poduszki.
-To będzie dla mnie zaszczyt – szepnął, nie odsuwając się od jej ust – masz jakieś życzenia? Czegoś się boisz?
Pokręciła szybko głową i przymknęła oczy. Kamil chwilę się wahał, ale nie oparł się. Powoli opadł na jej ciało i całował jej gładką skórę na szyi i dekolcie. Jej głośne oddechy przyspieszyły, kiedy dotarł do miękkich piersi. Trochę niepewnie zsunął cienki materiał biustonosza i podniósł wzrok na dziewczynę, zaciskała powieki, ale nic nie mówiła. Chwycił ustami twardy sutek, a do jego uszu dotarło ciche mruknięcie. Po chwili poczuł jej dłonie na swojej głowie. To był dla niego pozwolenie na więcej. Lizał i ssał na zmianę obie piersi, doprowadzając dziewczynę na skraj podniecenia, a swoją dłoń skierował w dół jej ciała. Powoli wsunął palce pod jej bieliznę i delikatnie zahaczył mokre płatki. Klara po chwili rozluźniła nogi, co szybko wykorzystał i wcisnął palec w pulsującą łechtaczkę. Głośny jęk wyrwał się z jej ust, a uda zaczęły drżeć. Nie potrafił się powstrzymać. Ściągnął z niej majtki i nie pytając o nic, wszedł z językiem w ciepłą kobiecość. Była gorąca i ociekała wilgocią. Zlizywał z niej lepki sok i powoli wciskał palec do środka. Chciał jej całej, męczył ją, zachłannie liżąc i pocierając wrażliwą łechtaczkę, aż jej ciało zesztywniało w szalonym orgazmie. Piszczała coraz bardziej podniecona i pocierała pośladkami o pościel, ale on nie przestawał. Wiedział, że teraz będzie łatwiej. Podciągnął się na rękach i mokrymi od jej śluzu ustami naparł na jej drżące wargi. Całował ją głęboko i nie zwracał uwagi na to, że ciężko jej oddychać. Zanim się zorientowała, wsuwał w nią członka. Zacisnęła usta w wąską linię i zmarszczyła czoło z bólu.
-Powiedz, jeśli mam przestać.
-Zabiję cię jeśli przestaniesz - wydyszała zmęczona i objęła go za głowę, mocno przyciągając do siebie.
Wtulił twarz w jej szyję i wchodził coraz głębiej. Wciąż miał na uwadze jej komfort i nie robił żadnych gwałtownych ruchów. Była mokra i podniecona, co pomagało. W pewnym momencie usłyszał jak wstrzymuje oddech, a po chwili cicho pisnęła z bólu.
-Zabolało? – szepnął i spojrzał jej w oczy.
-Jesteś idealny. – Przyciągnęła go do swoich ust i lekko uniosła biodra.
Poruszał się w niej płynnie i powoli, i cieszyły go jej ciche jęki. W końcu poczuł tak bardzo przyjemne mrowienie w lędźwiach i przyspieszył. Nie zwracał już uwagi na Klarę, splótł ich dłonie i przycisnął je do łóżka nad jej głową. Jej stęki stały się głośniejsze i bardziej bolesne, a po kilku kolejnych ruchach wykrzyczała orgazm prosto w jego gorące usta.
-Nie mogę – jęczała zmęczona.
-Jeszcze chwila – szepnął i wbił się do końca ostatni raz.
Po wszystkim opadł bezsilnie na wilgotne od potu ciało dziewczyny i przesunął ustami po jej policzku, aż do ust.
-Chyba nieźle jak na pierwszy raz – mruknął i uniósł się na łokciach.
-Żałuję, że wczoraj tak się schlałam – zaśmiała się, ale wciąż miała zamknięte oczy. – Dziękuję.
-Przestań, bo poczuję się jak dziwka. – Wysunął się z niej i oparł czoło o szybko unoszący się dekolt.
-Nie mów nikomu. – Wsunęła palce w jego włosy i lekko je poczochrała.
-Dobrze proszę pani. – Uśmiechnął się i pozbawiony energii położył się obok niej. - Chcesz zostać do jutra?
Dopiero teraz na niego spojrzała i bez słowa wtuliła się w jego nagie ciało. Muskał palcami jej gładkie ramię, a kiedy już myślał, że usypia, podniosła na niego wzrok.
-Kamil?
-Hmm? – mruknął i oparł usta na jej głowie.
-Sorki, że tak wprost, ale miałeś gumkę?
Zaśmiał się, zanim jej odpowiedział i mocniej ją do siebie przycisnął.
-Miałem, spokojnie. – Zakołysał nią i zsunął tak, że mogła położyć głowę na jego klatce.
Nie minęło nawet dziesięć minut, jak usłyszał jej długie oddechy i z lekkim uśmiechem zamknął oczy.
Dwa kolejne dni się nie widzieli, Kamil tym razem jeździł z samym szefem, ale nie żałował tego, wiedział, że ten jeden raz był niepotrzebny. W końcu przyszedł dzień, w którym znów musiał wozić Klarę. Czekał na nią przed domem i trochę nerwowo patrzył jak do niego podchodzi. Kiedy wyjechali za bramę, poczuł na sobie jej wzrok, zerknął na nią, ale nie opuściła spojrzenia, gapiła się na niego, a po chwili położyła dłoń na jego udzie.
-A ty co? – warknął i spojrzał w lusterka, jakby się kogoś obawiał.
-Mogę się spóźnić na wykład – szepnęła i przygryzła lekko wargę.
Chłopak spojrzał na nią i znów zerknął w lusterka, po czym ostro skręcił w pustą drogę i zatrzymał wóz tak, żeby nie było go widać. Zanim zdążył cokolwiek zrobić, dziewczyna siedziała już na jego biodrach, całując go i rozpinając pasek w spodniach.
-Co cię tak nagle przycisnęło? – szeptał w jej szyję.
-Spodobało mi się – odpowiedziała i uniosła biodra – to twoja wina.
Kamil w tym czasie wyjął członka ze spodni i ostatni raz sprawdzając czy nikt nie nadjeżdża, przesunął bieliznę dziewczyny i poczuł przyjemne ciepło.
-Guma – westchnął, kiedy pochyliła się do jego ust.
-Zaraz założysz –jęknęła i odchylając głowę w tył, zaczęła się poruszać.
Zaciskał palce na jej biodrach i nadawał jej coraz szybsze tempo, aż w końcu zdjął ją z siebie i wyjął z portfela prezerwatywę.
Samochód wypełniły głośne jęki obojga, aż w końcu histeryczny krzyk wyrwał się z ust spełnionej dziewczyny. Dyszała ciężko, próbując się uspokoić, jednak Kamil wciąż nią poruszał, dając upust swoim rządzom. Po wszystkim, jakby nigdy nic odwiózł ją na uczelnię, później do szkoły tańca i z powrotem do domu.
Wpadł w rutynę, mijały tygodnie, a każdy dzień wyglądał podobnie, z tym że z Klarą zabawiał się co kilka dni. Oddalił się też od Zośki, która wydawała mu się ostatnio bez życia. Czekał pod budynkiem uczelni, kiedy zadzwonił jego telefon. Uśmiechnął się na widok zdjęcia Zośki i od razu odebrał.
-No co tam maleńka?
-Mam nowinę. – Jej głos wcale nie był wesoły.
-Zakochałaś się?
-Dzwonił mój cioteczny brat, załatwił mi robotę.
-To chyba dobrze. – Uniósł kącik ust i poprawił w lusterku włosy.
-Dobrze – westchnęła – tylko, że to w Norwegii.
-Gdzie? – szepnął i nagle poczuł napływające do oczu łzy.
-W Norwegii – jej głos był ledwo słyszalny – dokładnie w Bergen. Sporo płacą, Wojtek mówi, że na początku mieszkałabym u niego, bo ma dom, więc koszty utrzymania byłyby niewielkie, a później coś bym sobie swojego poszukała – mówiła coraz szybciej. – Znam trochę język, praca w mojej branży, więc nie musiałbym się uczyć.
-To fajna szansa – mówił bez emocji. – Cieszę się, że ci się trafiła. – Zaciskał powieki, próbując się nie rozpłakać, bo już czuł, że ją stracił.
-To jeszcze nic pewnego, ale Wojtek mówi, że mam być gotowa w każdej chwili, bo jak dostanę odpowiedź, to mam od razu wyjeżdżać.
-To może spędźmy ze sobą trochę czasu co, zanim mnie zostawisz.
-Pojedź ze mną, dla ciebie też się coś znajdzie.
-Nie zostawię matki samej – powiedział poważnie i palcami otarł oczy – a ona nie nadaje się na wyjazdy.
-No tak – westchnęła cicho – będę przyjeżdżać.
-Wiem – odpowiedział krótko, bo nie mógł powstrzymać wzruszenia. – Przyjedziesz dzisiaj?
-Dobra. – Po tych słowach się rozłączyła.
Kamil nieprzytomnie patrzył w telefon i wciąż nie wierzył, że to koniec. Była jedyną osobą, której potrzebował do życia i miał ją stracić. Nie miał złudzeń, że ich znajomość to przetrwa.
-Ej! – Usłyszał obok siebie głos i podniósł wzrok na Klarę stojącą przy otwartych drzwiach auta.
-Skończyłaś już?
-Tak – odpowiedziała marszcząc brwi. – Stało się coś, źle wyglądasz.
-W porządku, gdzie teraz?
-Możemy do ciebie? Chciałam pogadać.
Bez słowa pokiwał głową i odpalił silnik. W drodze do mieszkania myślał tylko o Zośce, o tym, jak mało czasu mu zostało i jak wiele stracił. Na Klarę nie zwracał uwagi, otworzył drzwi mieszkania i spokojnie usiadł na kanapie w salonie. Dziewczyna trochę nerwowo się rozglądała, po czym usiadła naprzeciwko niego.
-Jest kłopot – szepnęła i dopiero teraz spojrzał jej w oczy – spóźnia mi się okres.
-I co z tego? - burknął.
-Wiesz jakie mogą być powody opóźnionego okresu? – podniosła głos.
-No…- zawiesił się i szeroko otworzył oczy – nie chcesz mi chyba powiedzieć, że… Nie mówisz poważnie!
-Nie krzycz na mnie, sama sobie tego nie zrobiłam!
-Ja też nie! Za każdym razem miałem gumę!
-I co?
-Nie wiem co! Nie możesz być teraz w ciąży, rozumiesz!
-Kamil – westchnęła drżącym głosem – boję się, ojciec mnie zabije jak się dowie – wybuchła płaczem.
Chłopak potarł nerwowo twarz dłońmi i wstał, podchodząc od razu do fotela, w którym siedziała. Usiadł na poręczy i delikatnie objął jej ciało. Trzęsła się i płakała, a on nie wiedział, jak ma się zachować.
-Uspokój się, poradzimy sobie jakoś – szeptał, choć sam w to nie wierzył. Teraz chciał tylko, żeby się wyciszyła.
-Usunę – wyszeptała i podniosła na niego spojrzenie.
-Nie mów tak – oparł usta o jej czoło.
-Nie chcę go.
-Wiem, ale to nie jest dobry pomysł.
-Nie mam wyjścia.
-Nie zapominaj, że to dziecko ma też ojca – zabrzmiał groźnie i dziewczyna nagle się uspokoiła.
-Co ty chcesz powiedzieć?
-To, że jeśli to jest moje dziecko, a ty go nie chcesz to… - zawiesił głos – to oddaj mi je na wychowanie.
-Co ty gadasz? – krzyknęła.
-Po prostu. Nie będziemy nigdy parą, bo to, co było między nami, to zabawa, ale ono też ma prawo do tego, żeby żyć, skoro ma kogoś, kto je pokocha.
-Skąd wiesz, że je pokochasz?
-Nie wiem! – krzyknął i stanął tuż przed nią. – Niczego nie wiem, ale wiem, że jeśli to małe żyje, to chcę je poznać i spojrzeć w oczy!
Patrzył jak dziewczyna szybko oddycha i posadził ją w fotelu, a sam usiadł na stoliku przed nią.
-Kiedy masz lekarza?
-Jeszcze się nie umawiałam.
-To umów się jak najszybciej.
-Najpierw zrobię test – szepnęła.
-Ty jeszcze go nie zrobiłaś? – Zerwał się na równe nogi. – Blondynko od tego się zaczyna!
-Zawsze miałam okres jak w zegarku, teraz jestem tydzień po!
-I co kurwa z tego, zawsze coś się mogło w hormonach pojebać!
-A skąd ty taki kształcony?
-Z dupy! – krzyknął i złapał leżące na stole klucze. – Siedź tu, idę do apteki. Ja pierdolę z babami!
Trzaskając za sobą drzwiami, zbiegł po schodach i poszedł w stronę skrzyżowania. Ze wstrzymanym oddechem wszedł do apteki i rozejrzał się po półkach. W końcu podszedł do okienka i z nieśmiałym uśmiechem spojrzał na farmaceutkę.
-Test ciążowy poproszę – odezwał się.
-Jaki?
-A co mam do wyboru? - Przewrócił oczami.
-Paskowe, płytkowe, strumieniowe…
-Najszybszy – przerwał kobiecie.
-Wszystkie działają w podobnym czasie.
-To jak najprostszy w obsłudze, najbardziej czuły i najlepiej, żeby wyszedł negatywny.
Kobieta z uśmiechem pokręciła głową i wyjęła z szuflady niebieskie pudełko. Po zapłaceniu Kamil prawie rzucił się do wyjścia i wpadł na stojącą zaraz za drzwiami Zośkę. Zawstydzony schował dłoń za siebie i pocałował dziewczynę w policzek.
-Co tu robisz? – spytał nagle.
-Byliśmy umówieni.
-A no tak – dopiero teraz sobie o tym przypomniał – ale w aptece?
-Babskie sprawy. – Zmrużyła oczy. – Chcesz znać szczegóły?
-Nie! – powiedział dość głośno.
-A ty? Chory jesteś?
-Nie nic, tak tylko – uciekał od niej wzrokiem – taką sprawę mam i…
Dziewczyna szybko złapała jego rękę i wyciągnęła mu ją zza pleców.
-Test? – podniosła na niego zaskoczone spojrzenie. – Dla kogo?
-Zosia, ja...
-Klara jest w ciąży? – Jej twarz nagle pobladła. – Gratuluję, nie spodziewałam się, że tak szybko. – Uśmiechnęła się sztucznie.
-Zocha, nie planowaliśmy, no co mam ci powiedzieć?
-Nic, cieszę się. – Zacisnęła wargi, nie pozwalając sobie na płacz. – Serio bardzo fajnie. Zajmiesz się nią i dzieckiem, nawet nie zauważysz, że mnie nie ma. – Słyszała swój rozżalony głos i mimo wszystko udawała pewną siebie.
-Nie mów tak, jesteś najważniejsza.
-Nie jestem. – Z uśmiechem potarła jego ramię. – Teraz to ona jest najważniejsza i cieszę się, że nie olewasz sprawy. Ojcostwo to poważna rzecz, twoja mama byłaby bardzo szczęśliwa.
-Zośka, co ty wygadujesz, przecież… - wstrzymał oddech i rozejrzał się wokół siebie. – Po pierwsze, nie mam pewności czy jest w ciąży, poza tym nie będziemy parą, bo jej nie kocham, to był zwykły seks.
-Niezwykły, skoro zbierzecie jego owoce. – Znów zacisnęła nerwowo szczęki. – Zazdroszczę trochę. Trzymaj się i pozdrów Klarę.
-Hej! – Złapał ją za rękę – byliśmy umówieni.
-Chyba powinniście teraz spędzić czas ze sobą, nie ze mną – odezwała się cicho i zabrała dłoń. – Poza tym muszę się spakować, pojutrze wyjeżdżam, Wojtek dzwonił. – Zaczęła płakać. – Spotkamy się jutro?
-Jasne.
Stanęła na palcach i cmoknęła jego policzek, po czym szarpnęła drzwi apteki i od razu je za sobą zamknęła. Kamil jeszcze chwilę patrzył przez szybę jak podchodzi do lady i w końcu ruszył w stronę domu. Klarę zastał siedzącą w fotelu i gapiącą się w okno. Rzucił kartonik z testem na stolik i bez słowa kiwnął głową w stronę drzwi do łazienki. Dziewczyna drżącą dłonią wzięła opakowanie i zniknęła za białymi drzwiami. Kamil w tym czasie próbował dodzwonić się do Zośki. Wcale nie chciał jej tracić i nie chciał, żeby wyjeżdżała. Dziewczyna nie odbierała telefonu, napisał krótką wiadomość i obejrzał się na wchodzącą do pokoju blondynkę. Była blada i miała łzy w oczach, od razu wiedział jaki jest wynik. Opuścił głowę i podszedł bliżej niej. Przytulił ją do siebie, ale nie płakała, oddychała ciężko, jakby próbowała się uspokoić.
-Zajmę się tobą - odezwał się pierwszy – nie zostawię cię z tym samej.
-Nie jestem w ciąży – dopiero teraz się rozpłakała.
Kamil natychmiast odsunął ją od siebie i trzymając za ramiona, spojrzał jej w oczy.
-Nie jesteś? Pokaż test! – Od razu podała mu białą płytkę, na której widniała jedna, ciemno różowa kreska.
Chłopak z testem w palcach podszedł do okna i poruszał nim tak, jakby doszukiwał się drugiej kreski. Zmieniał kąt padania światła na płytkę i mrużył oczy, wytężając wzrok, aż w końcu usiadł na kanapie i odłożył płytkę na stolik.
-Nie ma nawet cienia drugiej – odezwał się po chwili. - Myślisz, że to pewniak?
-Nie wiem, ale bym chciała.
-Idź do lekarza – odparł smutno i spojrzał w okno.
-Pójdę, a ty co? Nie cieszysz się, że to nie dziecko?
-Cieszę.
-To co jest?
-Zośka wyjeżdża do Norwegii.
-Szkoda – szepnęła dziewczyna.
-No szkoda. Może w końcu ułoży sobie życie, tu jakoś nie mogła znaleźć sobie ani dziewczyny, ani porządnej pracy.
-Dziewczyny? – Klara zmarszczyła brwi.
-Ona jest lesbijką – odparł, a słysząc głośny śmiech dziewczyny, odwrócił do niej głowę. – I co się śmiejesz?
-Ona nie jest lesbijką.
-Jak nie?
-Normalnie, nie jest. No – pokręciła lekko głową – może jest bi, ale na bank faceci na nią działają, wiem, co mówię.
-Skąd to wiesz?
-Bo w przeciwieństwie do ciebie nie jestem ślepa. – Wzruszyła ramionami.
-Daruj sobie, od zawsze mówiła, że jest homo.
-Tia. - Z litością spojrzała mu w oczy. – Pogadaj z nią szczerze.
-Ma przyjść jutro. – westchnął ciężko.
Po odwiezieniu Klary, tradycyjnie zajechał do hospicjum i usiadł przy łóżku matki. Spała, a może miała tylko zamknięte oczy. Tego nie wiedział, ale nie przeszkadzało mu to. Złapał jej dłoń i gładził jej wierzch kciukiem.
Podniósł wzrok na wchodzącą do sali pielęgniarkę i bez słowa skinął głową. Kobieta poprawiła jego mamie pościel, ale nie wyszła z sali.
-Stało się coś? – spytał niepewnie.
-Słabnie z dnia na dzień. Nie będę tego przed panem ukrywać.
-Spodziewam się tego – mówił spokojnie, choć w środku rozrywał go żal. – Wiem, że dla niej to będzie wielka ulga.
Kobieta pokiwała głową i opuściła pokój, a Kamil oparł czoło o dłoń matki. W środku nocy wrócił do domu i od razu położył się spać. Poranek nie należał do najlepszych, odkąd wstał był zdenerwowany i wszystko leciało mu z rąk. Trzy razy otwierał szafę, zanim przypomniał sobie, po co to robi. W końcu założył na siebie spodnie i koszulę i nie zwracając uwagi na to, jak wygląda, wsiadł do auta. Pod domem Klary nawet nie wysiadł, czekał, aż dziewczyna przyjdzie i już z daleka zobaczył, że jest w świetnym nastroju. Zaraz po tym jak wsiadła do auta chwyciła go za szyję i pocałowała.
-Zwariowałaś? – zawołał.
-Okres dostałam – zapiszczała radośnie i pomachała dłońmi.
-Hurra! – zapiszczał, przedrzeźniając ją i tak samo poruszył dłońmi.
-Pieprz się – warknęła.
-Tak zrobię – pokręcił głową i wyjechał za bramę.
Kiedy zatrzymali się przed uczelnią, Klara nie wysiadła, spojrzała na siedzącego obok chłopaka i pokręciła głową sama do siebie.
-No powiedz – zaśmiała się.
-Nie chcę, żeby Zośka wyjeżdżała. – Zwiesił głowę. – Jest najważniejszą kobietą w moim posranym życiu.
-Powiedziałeś jej to?
-A bo to raz? – podniósł głos.
-Ale powiedziałeś to tak, jak mi teraz czy tak, jak kolega koledze?
-A to jest różnica?
Dziewczyna odpięła pas i usiadła bokiem na siedzeniu. Zacisnęła dłoń na jego barku i lekko się uśmiechnęła.
-Jesteś najlepszym facetem jakiego w życiu spotkałam – powiedziała wesoło i od razu zabrała rękę. Kamil chciał się odezwać, ale zanim to zrobił, położyła delikatnie dłoń na jego policzku i zbliżyła się do jego ust. – Jesteś najlepszym facetem, jakiego w życiu spotkałam – wyszeptała z czułością, patrząc mu prosto w oczy. – I co, to samo zdanie, a jednak dwa inne przekazy nie? Pomyśl o tym.
Siedział wpatrzony w jej oddalające się ciało i nie potrafił zebrać myśli. Wyjął telefon i wybrał numer Zośki, nie odbierała, a każda sekunda czekania była dla niego wiecznością. W końcu usłyszał jej głos.
-Gdzie jesteś? – zawołał.
-W busie – szepnęła – jedziemy na prom do Świnoujścia.
-Co? Miałaś jechać jutro!
-Przepraszam, nie chciałam pożegnania. – Słyszał jak płacze i pękało mu serce.
-Nie jedź, zostań do cholery, przecież nigdzie nie będzie ci tak dobrze, jak tutaj.
-Chyba teraz, to wszędzie będzie mi lepiej.
-Klara nie jest w ciąży, błagam zostań!
Po tych słowach usłyszał hałas i krzyk ludzi, spojrzał na ekran telefonu i znów przyłożył go do ucha.
-Zośka? Zosia? Jesteś? – wołał coraz głośniej. – Odezwij się Zosia! Kurwa – szepnął do siebie i piłując silnik, wyjechał za bramę.
Nie zwracając uwagi na przepisy, jechał w stronę obwodnicy i stamtąd od razu w stronę Świnoujścia. Cały czas próbował dodzwonić się do dziewczyny, ale na początku nie odbierała, a później jej telefon przestał odpowiadać. Krzyczał i płakał, wciskając pedał gazu w podłogę i modlił się, żeby nic jej się nie stało. We wstecznym lusterku dostrzegł mrugające koguty policyjnych wozów i karetek. Wiedział, że jest niedaleko, zjechał na pobocze, przepuszczając kilka wozów i gnał zaraz za nimi. Kiedy dotarł na miejsce, zobaczył wracające w stronę miasta karetki na sygnale i szukał między poszkodowanymi Zośki. Policjant zagrodził mu drogę i nie pozwolił podejść bliżej.
-Moja dziewczyna tu gdzieś jest! – krzyczał ze łzami w oczach.
-Jak się nazywa, jak wygląda? – facet próbował go uspokoić.
-Zofia Wojnar, dwadzieścia pięć lat, szczupła, włosy ciemne… - jego głos drżał na samo jej wspomnienie.
-Wojnar – gliniarz powtórzył nazwisko – proszę poczekać za taśmą.
Kamil nie odwracał wzroku od podchodzącego do przewróconego busa faceta i nadal próbował dodzwonić się do Zośki. Ocierał co chwilę oczy i starał się jakoś opanować, wierzył, że nie mogło jej się nic stać. Schował telefon, kiedy podszedł do niego policjant.
-Jest na liście pasażerów, ale nie ma jej tutaj – zawiesił głos – albo została już odwieziona do szpitala, albo…
-Zginęła? – chłopak krzyknął. – Nie zginęła, niemożliwe!
-Ma pan jej zdjęcie? Mamy trzy ofiary śmiertelne.
-Co? - spytał nieprzytomny. – Tak mam. – Od razu podał facetowi telefon i otworzył najbardziej aktualne zdjęcie dziewczyny.
Policjant z telefonem odszedł kilka kroków i pochylił się nad zasłoniętymi czarną folią ciałami. Kamil z trudem przełknął ślinę i wkurwiał się, że to wszystko tak długo trwa. W końcu facet podszedł do bladego chłopaka i pokręcił głową. Nie ma jej tu. Ranni zostali przewiezieni do szpitali w Pile, a w stanie ciężkim do Nakła.
Chłopak bez zastanowienia rzucił się w stronę samochodu i zawrócił w stronę Nakła nad Notecią. Ze ściśniętym gardłem wbiegł na oddział ratunkowy i zdyszany próbował się czegoś dowiedzieć.
-Przykro mi, ale z tego wypadku trafiło do nas tylko dwóch mężczyzn – kobieta wzruszyła bezradnie ramionami.
Chłopak bezsilnie opuścił głowę i po głębokim oddechu poszedł do wyjścia. Zośka nadal nie odbierała telefonu. Całą drogę do Piły próbował się do niej dodzwonić i dał znać Klarze, że go nie będzie. Spodziewał się, że wyleci z pracy, ale teraz nie to było dla niego ważne. W końcu objazdem dotarł do szpitala i z nerwami napiętymi do bólu dopadł do pielęgniarki.
-Szukam dziewczyny przywiezionej z wypadku.
-Nazwisko – kobieta spytała chłodno wciąż wpatrzona w ekran komputera.
-Jej czy moje?
-Pacjentki.
-Wojnar Zofia.
-Nie mam w spisie – odrzekła po chwili.
-Jak nie mam? Jak nie mam? To co rozpłynęła się? – krzyczał.
-Proszę się uspokoić, jeśli trafiła tu nieprzytomna, a nie miała przy sobie dokumentów, to nie mamy jej wpisanej. Proszę czekać – wskazała mu krzesła pod ścianą – dam znać na oddział, zaraz ktoś do pana przyjdzie.
Chłopak, opanowując buzujące w nim nerwy, usiadł pod ścianą i opierając łokcie o kolana, schował twarz w dłoniach. Nie chciał nawet dopuszczać do siebie myśli, że coś jej się stało. Nie teraz, kiedy wszystko mogło się ułożyć.
-Kamil? – Podniósł wzrok, słysząc dziewczęcy głos i zerwał się z krzesła.
-Żyjesz – westchnął i mocno ją objął. – Boże jak się bałem, czemu nie ma cię na liście pacjentów?
-Bo jeszcze mnie nie spisywali, nic mi nie jest, są bardziej poszkodowani ode mnie.
Odsunął ją od siebie i patrząc w oczy, dotknął jej ust. Uchyliła się gwałtownie i zmarszczyła brwi.
-Co ty robisz? – spytała cicho.
-Wcale nie lecisz na dziewczyny prawda? – Dziewczyna nieśmiało opuściła wzrok i wysunęła się z jego objęć. - Dlaczego tyle lat kłamałaś?
-Żebyś pozwolił mi być blisko.
-Co?
-Pamiętasz nasz pierwszy wyjazd pod namioty? Ten po podstawówce? – Patrzyła jak kiwa głową i odwróciła wzrok. – Siedzieliśmy do nocy przy ognisku, chłopaki gadali o głupotach, a ja spytałam cię o dziewczynę. Powiedziałeś, że nie masz i nie chcesz mieć, że cieszysz się, że ja jestem taka zwykła i wcale nie próbuję żadnego z was podrywać i że można ze mną o wszystkim pogadać.
-No i ?
-Później poszłam spać, a wy zostaliście. Nie zasnęłam, słuchałam waszych rozmów, powiedziałeś, że żaden ze mnie materiał na dziewczynę, że gdyby nie cycki, to byłabym facetem – otarła spływające łzy. - Już wtedy byłam dla ciebie wyłącznie kolegą. Przecież dopiero rano przyznałam ci się, że jestem lesbijką. Tylko w taki sposób mogłam być blisko ciebie, jako kolega, a nie jako dziewczyna. – Łamał jej się głos, a wargi drżały z nerwów. – Ja nie jestem zazdrosna, naprawdę! – podniosła głos i wciąż płakała. – Nie da się pokochać na siłę. Chciałabym, żebyś spotkał w końcu dziewczynę, z którą będzie ci dobrze.
-Znalazłem – wyszeptał.
-Wiem, Klara to taka trochę królewna, ale mam nadzieję, że będziesz z nią szczęśliwy. – Zanosiła się od płaczu i zrobił krok w tył.
-Zosieńka – uśmiechnął się subtelnie i kładąc dłonie na jej talii, przyciągnął ją do siebie. – Nie będę z Klarą, nie będziemy mieli dziecka. Ale znam inną dziewczynę, z którą chciałbym założyć rodzinę, taka idealną, prawdziwą, mięciutką i cieplutką, o którą będę dbał, która jest śliczna i mądra, która ma lśniące, czekoladowe włosy i zielone oczy. – Jedną dłonią złapał jej dłoń i splótł ich palce. – Myślisz, że mi na to pozwoli?
-Byłaby głupia, gdyby nie pozwoliła – łkała cicho .
-Kocham cię Zocha, dopiero teraz uświadomiłem sobie to, co czułem już dawno. Od zawsze byłaś moją kobietą, żadna inna tak nie patrzy, żadna tak nie pachnie, żadna tak się nie uśmiecha i tak słodko nie wkurwia, jak ty.
-To chyba najładniejsze wyznanie jakie w życiu usłyszałam. – Pociągnęła nosem. – A może po prostu pierwsze, jakie usłyszałam.
-Będę ci to mówił każdego dnia, aż do znudzenia – oparł o siebie ich czoła i zbliżył się do jej ust.
Delikatnie je musnął, jakby nie był pewien czy może, a słysząc ciche westchnięcie dziewczyny, mocniej przycisnął ją do siebie. Gorący dreszcz przeszedł jego ciało i dopiero dziś poczuł, że robi to z właściwą dziewczyną. Zosia była niepewna i skrępowana, jakby zawstydzona. Uniosła dłonie i położyła je na szyi przytulonego do niej chłopaka, jego skóra była gorąca, a tętnica szybko uderzała w jej palce. Dopiero po chwili przyspieszyli ruchy i w końcu ich języki się spotkały. Tkwili tak długo, ciesząc się sobą, a gasząc sobą swoje pragnienia, pragnęli się na nowo.koniec