2 - krew

168 10 14
                                    

Na dworze przestało padać, chodź wciąż pogoda była niezbyt przyjemna. Młody mężczyzna założył na siebie tylko beżową bluzę, więc gdy jego ciało spotkało się z nieprzyjemnym chłodem, od razu zadrżał.

Gdy był już na swojej ulubionej miejscówce na opuszczonej fabryce odziwo na dachu jednego z budynków spotkał bliznowatego. Oboje nie spodziewali się swojej obecności dlatego ich ciała napięły się w przygotowaniu na atak. Stali naprzeciwko, a żaden z nich sie nie odzywał, bo o czym mieli rozmawiać? Powinni walczyć a żaden z nich tego nie chciał.

—Sory za wczoraj. — brunet odezwał się pierwszy na co skrzydlaty bohater wyszczerzył oczy zastanawiając się, czy na pewno dobrze usłyszał. —Ty mnie przepraszasz? Złoczyńca bohatera?— spytał zmniejszając dzielącą ich odległość. —Kim ty do cholery jesteś?

—Nie stróż piórek ptaszyno.— posłał w jego stronę mały płomyczek niebieskiego ognia na co bohater wysłał w jego stronę piórko które zostawiło lekkie zadrapanie na czystej skórze bliznowatego. —Odważny ruch bohaterze...— mruknął gdzie na jego twarz wkradł się figlarski uśmiech.

Po dłuższej chwili brunet po prostu wyjął z kieszeni paczkę papierosów i usiadł na skraju, nieopodal stojącego bohatera. W przeciwieństwie do wspomnianego blondyna, on. mógł czuć się komfortowo, bo to bohater był na przegranej pozycji. Jeden nieprawidłowy ruch i mógł pozbawić go wszelkich piórek. —Chodź tu do nnie, widzisz chyba że krzywdy ci nie zrobie— obrócił się przodem do skrzydlatego i poklepał miejsce obok siebie.

—Myślisz że co? Zaufam ci bo zaniosłeś mnie na rączkach do domu?— Skrzywił się na to wspomnienie, mimo to że w głębi duszy nie wydawało się złe. Ale złoczyńca jakby nie wzruszony, tylko zaśmiał się pod nosem. —Jakoś ci to chyba nie przeszkadzało.

Cisza.

Blondyn w końcu postanowił usiąść obok niego, jednak ani na sekundę nie stracił czujności. Złoczyńca wyciągnął paczkę papierosów w jego stronę, jakby dosłownie czytał mu w myślach. Ostrożnie wyciągnął sobie jednego papierosa po czym obracając go w palcach mruknął: — Nie mam zapalniczki..

—W takim razie ja będę twoją zapalniczką— bliznowaty uśmiechnął się szeroko, na co kąciki ust bohatera również drgnęły w górę co nie uszło uwadze złoczyńcy. Jego umysł oraz ciało opuścił jakikolwiek zdrowy rozsądek, dlatego przysunął się do niego trzymając papierosa pomiędzy wargami. Brunet zasłonił papierosa ręką po czym na jego kciuku pojawił się mały niebieski płomyczek którym odpalił papierosa. Byli niebezpiecznie blisko siebie ale mimo to obaj postanowili spojrzeć sobie w oczy.

Bo w końcu oczy to odzwierciedlenie czyjejś duszy. A w tych turkusowych oczach, mimo przepełnionych nienawiścią i w większości zwykłą obojętność, ujrzał też coś na wzór spokojnego bólu, zaufania do jego osoby i łagodnych emocji. To pozwoliło mu zaufać złoczyńcy, mimo że powinni być wrogami.

Czarne papierosy które palił złoczyńca, szczerze były okropne dlatego bohater musiał to w końcu wyznać: — Masz słaby gust do papierosów wiesz? — Brunet zaśmiał się głośno na te słowa, więc skrzydlaty znów się uśmiechnął.

Obaj przez dłuższy czas nie mogli oderwać wzroku od przepięknego zachodu słońca. Zupełnie jakby był stworzony dla nich, z złoto niebieskich barwach. Nagle Turkusowe oczy spojrzały w stronę blondyna. Bliznowaty był zakochany w jego wyglądzie, i to właśnie on śledził skrzydlatego na każdym kroku. Wokół nich zbierał się szary dym, z palących się papierosów.

—Tak w ogóle.. jak się nazywasz ?— spytał trochę nieśmiałe skrzydlaty kierując wzrok na towarzysza. bliznowaty patrzył się przez chwilę na Blondyna.
—Dabi
—Dabi?
Dabi.
Siedzieli przez chwile i patrzyli się na siebie, ale Dabi zaśmiał się pod nosem i odwrócił wzrok. —A ty jesteś kurczak— powiedział bliznowaty powstrzymując się od śmiechu.
—Spoko,mów do mnie jak chcesz i tak mi to objętne— odparł blondyn z lekkim uśmiechem na twarzy.

—Musze lecieć, do kiedyś ptaszyno— szepnął złoczyńca a zanim blondyn się obejrzał mężczyzny już obok nie było. nie wiedział co to miało znaczyć ale nie powinno go to obchodzić. Kiego wzbił się w powietrze i wleciał w gęste, szare chmury. Pojedyncze kosmyki włosów wlatywały skrzydlatemu do oczu, a on leciał... i leciał...

Zatrzymał się na jakimś wysokim budynku. Usiadł tuż na skraju. Zauważył coś niepokojącego a zarazem bardzo pięknego. Niebieskie płomienie.

Te same, które zaatakowały go ostatniego wieczoru. Znów były jak hipnoza, znów jego ciało znieruchomiało a w złotych oczach zaiskrzyło.
—Hawsk co ty wyprawiasz?! Pomóż nam a nie się przyglądasz!— krzyknęła smoczyca która "obudziła" skrzydlatego. —hm? JEZU PRZEPRASZAM— powiedział Hawsk który zerwał się i ruszył do akcji.

To wszystko stało się tak szybko...

•••

Po raz kolejny nam się nie udało.. wszyscy mocno ucierpieli a złoczyńcy uciekli. Jedynym złoczyńcą jakiego w tedy widział to Dabiego stojącego między płomieniami z wyraźnym smutkiem i gniewem na twarzy. Skrzydlaty obwiniał samego siebie, on im nie pomógł i przez niego wszyscy ucierpieli. Po raz kolejny snuje się po ciemnych uliczkach, z łzami w oczach i załamaniem nerwowym. Ręką podtrzymywał duży ułamek szkła wbity w biodro. Nie chciał pomocy.

Wszedł do mieszkania, a za raz po tym do łazienki. Lewą ręką szybkim ruchem wyciągnął szkło z biodra, wydając przy tym głośny jęk. Łzy leciały mu z oczu. Rzucił szkłem o ziemie, które przy tym roztrzaskało się a małe kawałki rozleciały się po całej łazience. Blondyn opadł bezsilnie na podłogę a do ręki wziął odłamek szkła.

Jeden z bohaterów zauważył że Hawsk znikną i poprosił smoczycę by go poszukała. Nie zajęło jej dużo czasu by zrozumieć że młody bohater znów uciekł. Nie chciał pokazywać przegranej, swojej rozpaczy i gorszego stanu dlatego uciekał.

W mieszkaniu rozległo się głośne pukanie w drzwi. Kiego zerwał się z łazienki zamykając ją przy tym i podszedł do drzwi krzywiąc się z bólu. Zakrył ręką ślady krwi na koszulce i otworzył drzwi. —Do reszty ci odbiło?! Czemu znów uciekasz?! niemal wykrzyczała z łzami w oczach. — Czemu znów uciekłeś i nie dałeś sobie pomóc?!— Kiego nie odpowiedział tylko zamknął za nią drzwi.

—Odpowiesz mi?— spytała łagodniejszym już tonem mimo że była podirytowana. Hawks usiadł na kanapie wciąż trzymając ręke na koszulce powstrzymując płacz z bólu. Smoczyca stała i wpatrywała się w swojego przyjaciela. —Niewiem—odpowiedział Hawsk, nie okazując żadnych emocji. —Nie jestem w stanie cie zrozumieć czemu tak postępujesz.— powiedziała Ryuko siadając obok niego. Wpatrywała się w niego próbując zrozumieć jego zachowanie.

—Hej Hawks, zrobić ci herbaty?— spytała czując że przez buzujące emocje nie jest w stanie po prostu siedzieć w miejscu. —To moje mieszkanie wiec ja powinienem zapytać—odpowiedział ale smoczyca zignorowała jego wypowiedź, wstała i poszła zrobić mu herbatę. Kiego wykorzystał tą sytuację więc stał i udał się do łazienki. Przemył ranę sycząc z bólu, owiną bandarzem i założył nową czystą koszulkę. Gdy wyszedł zauwarzył że dziewczyna siedzi i siorbie herbatę, a druga leży na stoliku. Skrzydlaty wziął herbatę i usiadł obok przyjaciółki.

—Dobra a teraz mów co sie stało, bo jeśli myślisz że jestem na tyle głupia by nie zauważyć wielkiej plamy krwi na twoich ubraniach to się myslisz.—powiedziała smoczyca gdy Hawsk zaczął pić herbatę; on tylko odsłonił koszulkę gdzie bylo widać zakrwawione już bandarze. Ryuko przyglądała mu się uważnie; mimo że przestraszył ją ten widok, była spokojna. Gdy blondyn odłożył herbatkę, wstał (przy okazji ukrywając idealnie ból jaki poczuł ) i podszedł do balkonu.

Znów to samo uczucie. Przed jego oczami pojawiły się mroczki a ciało niespodziewanie odmówiło posłuszeństwa.

_____________

polecam posluchac moich playlist na spotifaju gdyz są przekozackie nazwa -> nusia

to tyle chb no ten pa👍

1180 słów <3

HOTWINGS CZARNE SZLUGIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz