Nie była pewna tego co się wydarzyło, ale coś się wydarzyło. Pamiętała zielone światło i krzyk. Pamiętała płacz swojego synka, pamiętała każdy moment w którym go widziała. W zwierciadle Ainengarp, na cmentarzu gdy miał czternaście lat, na łące w zakazanym lesie, wtedy gdy jej syn był gotowy poświęcić swoje życie, aby ocalić wszystkich innych. W tamtym momencie nie wiedziała czy jest z niego dumna czy wolałaby żeby był tchórzliwy ale żywy. Kochała swojego syna i nie mogła wyjść z podziwu, był taki... Idealny. Według niej. Mógł czasem powstrzymać język, ale miał w sobie jej krew, nie umiał usiedzieć grzecznie. Rozumiała go jak nigdy, kochała go za to. Całe życie była jaka była, pełna energii, pełna wigoru, pełna wszystkiego co tylko kojarzyło się z jej rudą czupryną uczniom Hogwartu przez lata. Wszystko co przyprawiało huncwotów o koszmary gdy tylko narozrabiali. Uśmiechnęła się i zrozumiała... Jeszcze chwilę temu nie mogła się uśmiechać. Jeszcze chwilę temu nie mogła płakać, a po jej policzku spłynęła łza pełna tak cudownych wspomnień z młodzieńczych lat. Nie mogło być. Jej zamknięte do tej pory oczy, postanowiły się otworzyć. Leżała na ziemi. Leżała na ziemi w zakurzonych ruinach domu. Ale znała te ściany. To łóżeczko, teraz już spróchniałe. Wszystko to znała, ale teraz było dużo starsze. Wszystko to znała, ale teraz było zniszczone. Patrzyła na to wszystko, powoli podnosząc się do siadu. Patrzyła na to wszystko powoli wstając, po chwili zaczęła się rozglądać. Nigdzie nie było jej syna. Harry. Gdzie on był?
- Harry! Synku! Harry gdzie jesteś - jej krzyk rozbrzmiał po Dolinie Godryka Gryffindora, odbijając się echem od pustych, ciemnych ulic. Zbiegła na dół po zniszczonych schodach, ale nie znalazła nigdzie Jamesa. Wybiegła na zaśnieżone podwórze i coś do niej dotarło. Ciepło.. A potem fala wspomnień zaczęła ją topić. Harry. James. Voldemort. Peter! Jej czerwone od wysiłku policzki nabrały jeszcze większego odcienia czerwieni. Zamiast jak dynia, wyglądała jak pomidor... Dynia. Cmentarz. Byli na cmentarzu. Pomogli Harry'emu uciec przed Voldemortem. Pamiętała... Jak James rzucił się przed nią, wypchnął ją ze światła... Reszta była czernią, potem szept i... I obudziła się tutaj. Chwila. Harry! Jej syn! Ile jej nie było? Gdzie teraz była? Gdzie on teraz był? Gdzie była jej różdżka? Dalej w ruinach? Przez tyle lat? Zaczęła znowu biegać dookoła, zaczęła biegać i wołać kogokolwiek, zaczęła szukać różdżki, zaczęła szukać czegokolwiek... Ale nic nie znalazła. Dopiero gdy usiadła na ziemi zdała sobie sprawę jak głupią idiotką jest. Po pierwsze dom wciąż był pod zaklęciem. Nikt go nie widział, nie słyszał, co za tym jej też. Po drugie, wciąż umiała się teleportować, prawda? Kilka razy próbowała, kilka razy prawie jej się udało, aż w końcu stanęła w ciemnej ulicy przy domu oznaczonym numerem cztery. W oknie zobaczyła swoją siostrę, dużo starszą. Jej szyja była długa, włosy brązowawe, jej mąż też się postarzał. Ale w kuchni, sam przy stole siedział...
- James - z jej ust wyrwało się słowo, a z nim, uczynek. Ruszyła do drzwi, szturmując je szybko. Ruszyła do dobrze znanej jej kuchni i złapała mężczyznę w ramiona nie przejmując się wcale siostrą i jej krzykami.
- James jak dobrze że żyjesz - oznajmiła, ale chłopak zaczął się jej wyrywać, mówił coś ale do niej to nie docierało, dopóki nie odsunął jej na długość ramion, dopóki nie spojrzała mu w oczy. Zielone oczy...
- Harry - oznajmiła od razu - Jesteś taki podobny do swojego ojca - jej głos się łamał. Jej oczy zaszkliły, a Harry właśnie poznał kobietę, która wparowała do kuchni domu jego wujostwa.
- Mama - wyszeptał i porwał kobietę, która była jego wzrostu w ramiona. Petunia Dursley stała jak wryta patrząc jak jej siostrzeniec przytula kobietę. Powstrzymała męża gdy ten chciał wykręcić numer na policję i porwała oboje w objęcia. Lily żyła. Tak jak tamtego ponurego dnia, tak i tego pięknego letniego wieczoru, oboje odzyskali rodzinę. On matkę, a ona siostrę, tego samego dnia, w tej samej chwili.
CZYTASZ
Florens Vita
Fanfictionʊʀօƈʐʏśƈɨɛ քʀʐʏֆɨęɢǟʍ żɛ ӄռʊʝę ƈօś ռɨɛɖօɮʀɛɢօ Jestem Skrybą, ale w każdym ze światów nazywają mnie inaczej. Autorem, Obserwatorem, Nieobecnym. Nie zdradzę wam mojego imienia, gdyż jest ono tajemnicą, ale moim zadaniem jest pomóc wam, w odnalezieniu...