15.08.21

292 19 27
                                    


-Pierdolę to! Skoro i tak masz umrzeć, to chociaż masz być szczęśliwy!-Powiedział Souta, trzymając w ręce deskę. Podszedł do mojego łóżka, był przebrany w sportowe ubrania. Patrzyłem zszokowany, jak wyciągał z mojej ręki wenflon, oraz odpinał kable kontrolujące mój stan. Nie wiedziałem co powiedzieć, więc tylko się uśmiechnąłem. Chłopak pomógł mi wstać, oraz pomógł przebrać się z piżamy. Na mojej łysej głowie wylądowała czapka, oraz postanowiłem stanąć. Musiałem być przez niego podtrzymywany, bo ciężko było utrzymać równowagę na jednej nodze. Poczułem jak zakręciło mi się w głowie, a on podał mi butelkę z wodą.

-Jak ja mam jeździć na desce? Przecież ja nie dam rady, nie dobijaj mnie!

-Damy radę, o to się nie martw. Jak coś, to nie jesteś pacjentem, tylko odwiedzającym, okej?

Zapytał, a ja uśmiechnięty pokiwałem głową na tak. Wziąłem w rękę kule, oraz postawiłem kilka kroków. Dałem radę, czułem się w miarę dobrze, nie licząc uczucia kręcenia mi się w głowie. Mimo środka lata, było mi strasznie zimno. Założyłem na siebie puchatą bluzę, oraz za pomocą windy zjechaliśmy na dół.

Wyszliśmy ze szpitala, oraz dojechaliśmy autobusem do parku. Bardzo dobrze go znałem, bo to tutaj spędzaliśmy z Langą najwięcej czasu jako nastolatkowie. Nic się nie zmieniło. Wszystko wyglądało tak jak wtedy, nawet liście oraz ich ułożenie przypominały to sprzed kilku lat. Rozglądałem się zaciekawiony, dzieci bawiły się na placach zabaw, a ruda wiewiórka wesoło biegała po trawniku. Uśmiechnąłem się, a Souta wziął mnie pod rękę. Szliśmy tak przez park, a ja zaczynałem się już męczyć. Doszliśmy do skateparku, a z boku siedział jakiś chłopak. Miał pod nogami deskę, jednak nawet nie mogłem zobaczyć jego twarzy, bo była opuszczona w dół. Zignorowałem to, a lekarz to zauważył. Nawet tego nie skomentował, podprowadzając mnie na środek placu.

Położył na ziemii deskę. Wziął w rękę moją chudą i bladą dłoń, a ja powoli stanąłem na kawałku drewna. Nie powiem, bez jednej nogi było to niezłym wyzwaniem. Starszy jednak stanął obok mnie, a ja mogłem położyć na nim ręce, aby utrzymać równowagę. Znowu kręciło mi się w głowie, znowu czułem, że zaraz zwymiotuje, a płuca paliły mnie żywym ogniem. Zignorowałem to jednak, bo wiedziałem, że to mój ostatni raz na dworze. Ostatni raz na desce, ostatni raz w tym parku.

Chwilę pojeździłem, już nie mogłem stać. Starszy posadził mnie na ławce obok obcego mężczyzny, idąc kupić mi coś do picia. Głośno oddychałem, oraz patrzyłem pod swoje nogi. Moją uwagę przykuła charakterystyczna, niebieska deskorolka. Z paskami na stopy. Przypominająca deskę od snowboardu. Podniosłem wzrok, bo już wiedziałem kto obok mnie siedzi. Dopiero teraz usłyszałem płacz. W moich oczach również pojawiły się łzy.

-Przepraszam.

Powiedział przez łzy, głośno i wyraźnie.

A ja, poczułem silne ukłucie. Moje całe oczy wypełniły się łzami, a w gardle pojawiła się bolesna gula. Wszystko mnie bolało, a oczy zaczynały łzawić. Odchyliłem głowę do tyłu, patrząc na jasne chmury.

Powietrze pachniało latem, niedaleko stała budka z naleśnikami, więc ich słodki zapach pojawił się w moich nozdrzach. Westchnąłem.

-Za jakiś tydzień będzie mój pogrzeb. Pochowasz mnie z deską, okej?

Zapytałem, wyciągając z kieszeni pudełko papierosów. Płacz Langi tylko się nasilił, ale podniósł głowę.

-To wszystko moja wina! Przepraszam Reki, kocham Cię. Nie możesz mnie zostawiać, przecież ja mam tylko Ciebie! Co ja teraz zrobię?! Czemu sobie tak ze mnie żartujesz?!

Nie odpowiedziałem. Po moich policzkach spłynęły kolejne łzy, a do ust włożyłem papierosa. W drugiej ręce miałem zapalniczkę, ale ostatecznie go nie odpaliłem.


 Langa nie lubił zapachu dymu.



 Wszystko będzie się układało w jedną całość. Gdy opowiadanie się skończy, będzie można przeczytać je w kolejności dat, bardziej chronologicznie. Miłego dnia, wieczoru, lub poranka!!!

Chewed  cigarette | rekixlangaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz