Rozdział XXV Część II

238 9 9
                                    

Skłamałbym mówiąc, że to co się właśnie stało mnie nie ruszyło. Nie ruszyło mnie w pozytywnym sensie. Oczywiście miałem pragnienie tej kobiety, ale ugasiło się równie szybko, jak się zapaliło.

Kiedy dziewczyna w końcu zeszła ze mnie, poczułem w środku nieprzyjemne uczucie. Wiedziałem, że jestem potężnym skurwysynem ulegając pokusie, ale nie obwiniałem jej. Miałem cholerny wybór. I wybrałem chujowo. Zostałem tylko przy dylemacie- przyznać się Ricie czy przemilczeć temat.

Czułem jakbym nagle wytrzeźwiał. Spojrzałem na kobietę, która wydawała się być teraz także zupełnie trzeźwa. Nie wiedziałem co mam powiedzieć. Obydwoje kogoś mamy i wydaję mi się, że gdybyśmy postanowili zapomnieć o tym na zawsze i przesięgli sobie to, wtedy udałoby się to ukryć. Ale nigdy nie ukryję wyrzutów sumienia.

—To było..-zaczęła kobieta odważając się przerwać tą zdecydowanie za długą ciszę.

—Zupełnie niepotrzebne-spojrzałem prosto w jej ciemne oczy.

Ilustrowała mnie wzrokiem chwilę, po czym przyznała mi rację. Poczekałem aż dziewczyna się ubierze, a następnie zapaliłem auto z nadzieją, żę odjeżdżając z tego miejsca, pozbędę się magicznie poczucia winy.

Zaparowane szyby zajebiście utrudniały mi wyjechanie stąd. Westchnąłem na myśl o swojej głupocie. Nie wiedziałem w sumie jaki stosunek do tego wszystkiego ma dziewczyna, która siedziała właśnie obok mnie.

—Nie powinniśmy czuć się winni.-powiedziała chyba próbując przekonać samą siebie.

Wyjechałem z drogi w lesie i wróciłem z powrotem na ulicę. Na cholerę pchałem się w nieswoje sprawy. Po prostu nie wyobrażam sobie po tym całym skoku spojrzeć w oczy Rity, które tak nieskalane i niewinne będą myślały, że byłem jej wierny.

Przejeżdżające z naprzeciwka samochody świeciły we mnie długimi swiatłami, co wyjatkowo wprawiało mnie w niesamowite wkurwienie. Chciałem uspokoić ten chaos, który chyba był tylko w mojej głowie. Gwałtownie uderzyłem mocno kilka razy w kierownicę, tym samym urywając krótką ciszę, która zapanowała. Byłem wkurwiony. Czemu jestem takim kretynem.

Zacisnąłem usta i przyspieszyłem auto do 120. Gdybym mógł tylko cofnąć czas.
—Berlin do cholery za bardzo się obwiniasz, oboje tego chcieliśmy, więc sie stało. Prędzej czy później by do tego doszło.-powiedziała nerwowo po czym zapieła pasy.

Samochód przyspieszał cały czas, a mnie obchodziła tylko Rita i to jak zachowałem się wobec kogoś, kogo rzekomo kocham.

     Zostawiłem swojego mercedesa za budynkiem, przy którym w końcu zaparkowaliśmy. Droga była długa i zdecydowanie nie taka, jak myślałem.
Równym krokiem ruszyliśmy do domu, a ja zamknąłem drzwi za dziewczyną i dopiero wchodząc do środka, przy całym tym świetle zobaczyłem, że nadal jest pijana. Pewnie tak samo jak ja. Tylko ja czułem się chyba najbardziej trzeźwo w swoim życiu.

—Kurwa jest 4 pad ranem Tokio. Czwarta. nad. ranem. Gdzie ty byłaś mieliśmy..-chłopak przeniósł na mnie wzrok jakby zdziwiony, moim widokiem.

—Tak Rio, nie jestem duchem. Pojechałem z twoja.. To znaczy z nią, ponieważ sam musiałem załatwić kilka rzeczy.-powiedziałem z niewytłumaczalnym obrzydzeniem.

—Powiedziałaś mu o..-wyrwał, kompletnie mnie ignorując i odwracając się w stronę Tokio.

Naprawdę nie chciałem przy tym być. Kłótnia dwóch do niczego niepotrzebnych mi osób wcale mnie nie interesowała. Ale interesowało mnie czy dziewczyna wyda to, co stało się jeszcze zaledwie chwilę temu.

Obserwowałem więc parę, aby w razie kłopotu wtrącic swoje trzy grosze, które bedą świadczyć o tym, że Tokio jest pijana i myli pragnienia z rzeczywistością.

DOM Z PAPIERU | 𝔩𝔞 𝔠𝔞𝔰𝔞 𝔡𝔢 𝔭𝔞𝔭𝔢𝔩[ W trakcie poprawy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz