[17XII WTOREK]

42 6 4
                                    

Mi Jeong obudziła się, czując każdy pojedynczy mięsień, każde miejsce na skórze z piekielną wręcz dokładnością. Ból był tak okropny, że miała ochotę wyć, jednocześnie zdziwiona faktem, że w ogóle dała radę zasnąć. Być może po tym, co stało się wieczorem, była zbyt otumaniona. Jej zamroczony, zamglony umysł pragnął tylko odpłynąć w dal, z dala od tego wszystkiego. A być może zemdlała gdzieś po drodze i ktoś ją do łóżka zwyczajnie przeniósł. Nie miała pojęcia, bo nawet nie pamiętała jak się tu znalazła.

Ale pamiętała tę jedną myśl, która towarzyszyła jej podczas tego wszystkiego. Musiała uciec, bo następnego razu mogła już nie przeżyć.

Resztki adrenaliny pozostałej w jej organizmie dały o sobie znać, umożliwiając jej wstanie z łóżka. Dalej była w szkolnym mundurku, nikt jej nie przebrał. Idąc, a bardziej ciągnąc za sobą lewą nogę, na którą lekko utykała, dotarła do szafy. Na jej dnie leżała pojemna torba sportowa, do której dziewczyna strąciła przypadkowe bluzki i spodnie. Schylając się, by chwycić torbę, poczuła straszny ból w plecach, przez co łzy napłynęły jej do już i tak mocno zapuchniętych oczu. Zacisnęła jednak zęby, starając się nie wydobyć z siebie żadnego odgłosu. Potem ostrożnie wyprostowała się i podeszła do biurka, w którym miała schowane oszczędności. Większość z nich trzymała w fizycznej wersji, bojąc się, że jeśli któregoś dnia ucieknie, ojciec zablokuje jej karty. A tak musiała się tylko martwić o to, by pieniędzy nie znalazł.

I nawet nie oglądając się za siebie opuściła dom. W poszarpanym szkolnym mundurku, z kołtunem włosów na głowie i zaschniętą stróżką krwi spływającą ze skroni aż do brody. I nikt jej nie powstrzymał.

Musiało być koło południa, może około trzynastej. Na ulicy nie widziała wielu ludzi, ale ci, których mijała przyglądali jej się dziwnym wzrokiem. Nikt, oczywiście, nie pomógł. Bo i po co. Jeszcze ściągnąłby na siebie kłopoty. Opadła na ławeczkę przy przystanku autobusowym i oparła twarz o jedną z jego ścianek. Była tak przeraźliwie zmęczona, a przecież przeszła tylko kawałek. Powoli zapadała w sen.

Nie odpłynęła jednak zupełnie, ponieważ obudził ją głos starszego mężczyzny:

— Panienko? Wszystko w porządku?

Był niski, z rzadkimi siwymi włosami na czubku głosy i lekką nadwagą. Ot typowy miły, koreański staruszek z dram. Wyglądał na zmartwionego. Uśmiechnęła się pod nosem.

— Jak widać, ahjussi.

— Potrzebujesz pomocy?

Zapewniła, że nie. Poprosiła tylko, by powiedział jej kiedy będzie najbliższy autobus do dzielnicy, w której mieszka Aeri. Okazało się, że za parę minut. Dziewczyna podziękowała mu, a on odszedł. Może na świecie byli jeszcze troskliwi ludzie.

W autobusie niektórzy szeptali miedzy sobą, uważnie jej się przypatrując, a kierowca miał obiekcje co do wpuszczenia dziewczyny, ale ostatecznie to zrobił. Usiadła na miejscu zwolnionym przez jakąś kobietę, dziękując jej skinieniem głowy. Ta odwróciła wzrok, jak gdyby nie chciała mieć więcej do czynienia z tą dziwną, poobijaną uczennicą.

Gdy dotarła na miejsce zadzwoniła dzwonkiem do drzwi kilka razy, ale najwyraźniej Uchinagi nie było w domu. Kim usłyszała tylko nerwowe miauczenie Szczura zza drzwi. Usiadła więc na podłodze, wyjęła telefon z kieszeni i spróbowała zadzwonić do starszej. Po kilku sygnałach odebrała.

— Mi Jeong? Coś się stało? — usłyszała po drugiej stronie.

— Tak... Tak jakby unnie — odparła słabym głosem dziewczyna.

— Co? Strasznie cicho mówisz. Gdzie jesteś?

— Pod twoim domem.

— Za chwilę będę.

BLACK MAMBA [AESPA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz