Już będąc dzieckiem marzyłem o byciuu najlepszym detektywem, który rozwiązuje najtrudniejsze zagadki. Czułem, że to moje powołanie. Kiedy inne dzieciaki bawiły się razem, ja myślałem tylko o tym, by dorosnąć. I choć nikt nigdy nie traktował moich dziecięcych fantazji na serio, ja nigdy się nie poddałem. Wiedziałem bowiem, że pewnego dnia to ja się zaśmieję, udowadniając wszystkim wokół, że jestem dużo wart. Ciągle zmieniałem szkoły, przechodząc w kółko przez to samo. Przez ciągły brak zrozumienia. Miałem nawet wyuczoną formułke, którą mówiłem za każdym razem, gdy stawałem przez całą klasą, by powiedzieć kilka słów o sobie.
— Jestem Kim Mingyu, przyszły najlepszy detektyw tego kraju, miło mi was poznać!
Powtarzałem to w kółko, aż w końcu, po kilku latach mogłem zmienić formułkę.
— Jestem Kim Mingyu, nowy detektyw, który od dzisiaj będzie z wami pracować. Miło mi was poznać! — zawołałem z entuzjazmem, kłaniając się zamaszyście, aż plakietka z moim imieniem na szyi, uderzyła mnie w twarz. Było to moje pierwsze spotkanie z nowymi kolegami i byłem bardzo podekscytowany. Nie mogłem uwierzyć, że moje marzenie właśnie się spełniło.
Bardzo długo wyczekiwałem tego dnia i w moim wyobrażeniu wyglądał zupełnie inaczej. Spodziewałem się gromkich oklasków i przyjęcia mnie z radością do oddziału, ale odpowiedziała mi cisza. Wszyscy detektywi unieśli tylko na moment wzrok, patrząc na mnie, po czym powrócili do wykonywanej wcześniej pracy. Tak nagle ogarnęło mnie straszne poczucie niepewności. Podrapałem się po głowie, wciąż czekając na jakieś słowa. Odchrząknąłem więc cicho, podejrzewając, że może nie wszyscy mnie usłyszeli.
— Jestem Kim Mingyu, nowy detektyw, który od dzisiaj...
Zagłuszył mnie nagły telefon, a potem gdy próbowałem kontynuować ktoś opowiedział żart, więc nie mogłem przebić się przez głośny śmiech. Coraz mniej mi się to podobało, a miał to być najlepszy dzień w moim życiu, którego tak długo wyczekiwałem. Stałem jak kołek w jednym miejscu od kilku minut, zastanawiając się, czy w ogóle ktoś dostrzega moją obecność. Delikatnie przesunąłem się więc, garbiąc lekko i szukając jakiegoś wolnego miejsca. Wszystkie biurka stały obok siebie, a ja nie wiedziałem, gdzie mogę usiąść. Musiałem przejść całe biuro, aż w końcu ujrzałem wolne stanowisko w kącie. Westchnąłem głośno, odsuwając chyboczący się fotel na kółkach, który nie bez powodu został odstawiony na bok. Chciałem trochę go unieść, ale regulacja nie działała, mimo kilku prób.
— Cholerne krzesło... — jęknąłem, szamocząc się z nim agresywnie. Dopiero pojawiające się oczy znad linii ścianki odgradzającej moje biurko od sąsiedniego, sprawiły, że się otrząsnąłem. Detektyw siedzący obok wyjrzał dyskretnie, po czym odjechał do tyłu na swoim krześle.
— Jestem Kim Mingyu, nowy detektyw, który od dzisiaj będzie tu pracować — wydukałem niepewnie.
— Witaj, Kim Mingyu, nowy detektywie, który będzie tu od dzisiaj pracować. Jestem detektyw Kwon — powiedział, unosząc swoją plakietkę. Następnie złapał za ściankę, odgradzającą nasze biurka, silnym szarpnięciem wyrywając ją, aż otworzyłem szeroko oczy.
Na jego biurku panował bałagan, ale nie było to spowodowane natłokiem pracy. Miał zdjęcia w ramkach, rysunki przybite pinezkami do drugiej ściany i dużo różnych pierdół, które zlewały się ze sobą, przez co trudno mi było je nawet rozpoznać. Jego stanowisko przypominało bardziej biurko nastolatki niż detektywa.
— W końcu nowe mięso! Detektywie Kimie, czuję, że się polubimy — oznajmił z uśmiechem, na co potaknąłem.
Tak więc mój pierwszy dzień w pracy, choć z początku wydawał się nie iść zgodnie z moją myślą, mogłem zaliczyć do udanych.
***
Usiadłem przy stoliku w kawiarni, wyciągając zakupioną wcześniej gazetę, która miała posłużyć mi jako rekwizyt. Razem z Soonyoungiem byliśmy braćmi K, partnerami detektywami, których los połączył się pierwszego dnia mojej pracy. Od tamtej pory zajmowaliśmy się wspólnie sprawami, może nie były to jeszcze najważniejsze misje kraju, ale powoli wspinaliśmy się na sam szczyt.
Jednak tego dnia nie chodziło o zwykłe zlecenie, a coś znacznie ważniejszego. Była to misja życia. Przekręciłem stronę w gazecie, wyglądając przez przygotowaną wcześniej dziurę. Nawiązałem kontakt wzrokowy z Soonyoungiem, który stał przy gablotce z ciastkami, przyglądając się nim uważnie, choć prawda była taka, że nie przyszedł tu, by kupować słodycze. Rozejrzał się po kawiarni, po czym znów utkwił wzrok w ciastkach.
Przyszliśmy tu, by przeprowadzić ważną misję. Nasz cel wszedł właśnie do kawiarni. Zacząłem mieszać swoją kawę, dzwoniąc łyżeczką o brzeg, by tym sposobem wysłać przyjacielowi sygnał. Odwrócił się od razu, wygładzając koszulę. Tak nagle w jego spojrzeniu ujrzałem niepewność. Nie mógł zaprzepaścić tej szansy! Wahał się akurat teraz, kiedy był tak blisko? Soonyoug od miesięcy wzdychał do pewnej dziewczyny, ale nie mógł przemóc się, by do niej zagadać. Miałem dość jego ciągłych opowieści. Postanowiłem mu pomóc ją zdobyć.