[21XII SOBOTA]

26 7 1
                                    

Im Oh był jedyną osobą, która nie pytała jak czuje się Mi Jeong, za co dziewczyna była mu dozgonnie wdzięczna. Spotkali się na śniadaniu w Macdonaldzie (chłopak stawiał). Park koniecznie chciał jej coś powiedzieć.

— Wszystkiego najlepszego z okazji odzyskania wolności, moja droga była narzeczono — rzucił, stawiając przed nią tackę z zamówieniem.

— Śmiej się, śmiej, ale ja jestem naprawdę szczęśliwa.

— Myślisz, że ja nie? — Usiadł do stolika i zabrał się za rozpakowywanie swojej kanapki. W restauracji nie było zbyt dużej ilości osób, a większość z tych, które wybrały się tu po śniadanie, spieszyła się do pracy czy szkoły. — To co, masz już kogoś na moje miejsce?

— No a jak. Kiedyś ci ją przedstawię.

— Czekam z niecierpliwością. Kiedy zamierzasz wrócić do szkoły?

Mi Jeong wzięła łyka shake'a.

— Jeśli mnie nie wypisali, to po świętach. A jeśli wypisali, znajdę sobie jakąś publiczną i tam napiszę egzaminy — westchnęła.

Park natychmiast zaproponował, że jak coś opłaci jej szkołę. Jego rodzice go nie wydziedziczyli. Prawdę mówiąc, gdy dowiedzieli się jakim tak naprawdę człowiekiem jest prezes Kim, zerwali z nim wszystkie kontrakty biznesowe. Mi Jeong przeszło przez myśl, że naprawdę musieli być ślepi, skoro wcześniej tego nie widzieli, ale przemilczała tę kwestię. Rodzice Im Oha zaproponowali też, że mogą pomóc dziewczynie, jeśli ta tylko ich o to poprosi. Podobno było im głupio, że dopuścili do takiej sytuacji przez własną chciwość. Prawdopodobnie to wszystko też było zagraniem biznesowym. Gdyby Kim zaczęła wyciągać brudy na ojca, oni przynajmniej mogliby się obronić zaoferowaniem pomocy. Sprytne, więc dlaczego by nie skorzystać.

— Nie powiem, że nie jestem zła na twoich rodziców, bo oni chyba oczy w dupie mieli, ale skoro chcą pomóc, to czemu nie — stwierdziła. Dobra szkoła pomaga w życiu, a Kim wychodziła z założenia, że czasem warto schować dumę do kieszeni, szczególnie gdy sama sobie zaszkodzi i nic dobrego z tego nie wyniknie. W końcu dorastała w otoczeniu swoich biologicznych rodziców.

— A co z pracą?

— Cóż, rozglądałam się i mam parę ofert pracy w kawiarniach czy bibliotekach, ale jeszcze zobaczę.

Prawdę mówiąc miała miejsce, w którym chciała pracować. Była to kawiarnia, do której poszła tego dnia, kiedy wściekała się nad rzeką Han. Nie wiedziała czemu, ale uznała to za trochę poetyckie, a akurat szukali nowego pracownika.

— A co z twoją sklepikareczką? — zapytała.

I trafiła w punkt, bo szybko okazało się, że to właśnie o niej chciał porozmawiać Park. Opowiedział o tym jak dziewczynę dręczono w szkolę i domu, o tym jak z niego uciekła.

Pomyślała, że ona i tamta dziewczyna są do siebie podobne. Historie Im Oha i Yizhuo oraz Mi Jeong i Ji I też niewiele się różniły. Zarówno Chinka jak i Kim były bite, nie miały wielu przyjaciół, a ich relacje zawarte w grudniu szybko się rozwinęły. Opowiedziała więc Parkowi o ich umowie z Ji Ą i poradziła troszkę zwolnić.

— Mi jest ciężko, a mimo wszystko nie przeszłam aż tyle co ona. A w dodatku jest młodsza. Przed nią dużo ciężkiej pracy, psycholog i postępowanie przeciwko ojcu. Musisz dopilnować, żeby sobie z tym poradziła, bo inaczej skopię ci dupę, jasne? Ale macie moje błogosławieństwo.


———


BLACK MAMBA [AESPA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz