- Gina! Gina idzie! - Dominic krzyczał już z korytarza, prowadząc blondynkę po schodach. Przy stole zebrała się cała rodzina. Wpadł nawet Brett ze swoją narzeczoną, a wszystko to z okazji urodzin Georginy. Dziewczyna weszła do pomieszczenia prowadzona za rękę przez dumnego z siebie chłopca. Na oczach miała zawiązaną chustkę, przez którą nic nie widziała. - Możesz już zobaczyć - powiedział Dom, więc dziewczyna zdjęła z oczu materiał, a my wykrzyczeliśmy radosne "wszystkiego najlepszego" i po kolei zaczęliśmy składać jej życzenia i dawać prezenty. Wręczyłam jej opakowany w papier ozdobny zestaw kosmetyków od Rimmella, które zawsze mi podbiera i ograniczyłam się do wypowiedzenia ledwie dwóch słów.
- Wszystkiego najlepszego. - Ledwie musnęłam jej policzek swoim. Widziałam zawiedzione spojrzenie mamy. Bolało ją to, jak wyglądają moje relacje z Giną, ale ja byłam już najzwyczajniej w świecie zmęczona próbami naprawienia ich. Jako pierwsza usiadłam przy stole i obserwowałam, jak Brett przytula rozpromienioną blondynkę, wręczając jej jakiś nieduży pakunek. Gina powiedziała coś do niego roześmiania i po raz kolejny go przytuliła. A ja poczułam w sercu ukłucie żalu, kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że nigdy nie będę miała z tą dwójką takich dobrych stosunków, jakie mają oni między sobą. Poczułam znajome mrowienie u nasady nosa, oraz towarzyszące mu łzy, zbierające się w oczach. Zamrugałam kilkakrotnie, by nie doprowadzić do ich pojawienia się na moich policzkach.
- Hej, coś nie tak? - zapytała Diana, narzeczona mojego brata, siadając obok mnie. Zbyłam ją mówiąc, że to po prostu z niewyspania, ale nie byłam do końca pewna, czy dziewczyna mi uwierzyła. Aż za dobrze znała sytuację między mną a moim rodzeństwem. - Głowa do góry. - Uśmiechnęła się pocieszająco. Chwilę później wszyscy zasiedliśmy do wspólnego śniadania.
Przed południem mama zmusiła nas do wspólnego wyjścia na kręgle. Wiedziałam, że to się skończy katastrofą. Wszyscy to wiedzieliśmy i próbowaliśmy wybić jej to z głowy, ale ona się uparła. Do tego stwierdziła, że to genialny pomysł, bym razem z Giną zabrała się autem z Brettem i Dianą. Ona, John i Dominic mieli wyjechać zaraz za nami.
Problemy zaczęły się już dosłownie dwie minuty po naszym wyjeździe, kiedy zaczęliśmy rozmawiać o najlepszej i najszybszej trasie. Brett uparł się, żeby posłuchać nawigacji, chociaż ja z doświadczenia znałam inną, krótszą drogę. Jednak to on kierował i to on miał ostatnie słowo. Jak się okazało, niestety nie miał racji. Wpakowaliśmy się w sam środek korka, spowodowanego jakimś wypadkiem.
- Mówiłam ci, żeby jechać inną drogą...
- Ale pojechaliśmy moją - odciął się wściekły. Był zirytowany tym korkiem i faktem, że tym razem miałam rację. - Nie podoba ci się coś?
- Nie, wszystko jest w porządku. Uwielbiam spędzać czas zamknięta w aucie w pełnej miłości atmosferze - prychnęłam. - Aż chce się śpiewa...
- Jak ci coś nie pasuje, to wysiądź! Droga wolna! Mam ci pokazać, jak się otwiera drzwi? - warknął.
- Brett! Nie przeginasz? - odezwała się Diana, która do tej pory siedziała cicho.
- Daj spokój, Diana - powiedziałam spokojnie. Nie chciałam, żeby przeze mnie się kłócili. - I tak wszyscy spodziewaliśmy się czegoś takiego prędzej czy później. - Złapałam za klamkę i wyskoczyłam z auta na chodnik, ignorując krzyki jeszcze bardziej wściekłego brata. Szłam przed siebie przez jakieś pięć minut, po czym skręciłam w prawo widząc, że tam znajduje się jakiś przystanek. Niestety, jeszcze zanim do niego doszłam tuż obok mnie z piskiem opon zatrzymało się auto Bretta. Chłopak wjechał na chodnik i wściekły jak mało kiedy wysiadł z auta. Szarpnął mnie za rękę zmuszając do tego, bym stanęła z nim twarzą w twarz.
- To boli! - warknęłam, wyrywając rękę z jego uścisku.
- Co ty, kurwa, odpierdalasz?! - Był cały czerwony ze złości a żyła na jego skroni wyglądała, jakby miała za chwilę wybuchnąć. - Co to za wysiadanie z auta w środku korka?! Co to ma, kurwa, znaczyć?!
- Sam kazałeś mi wypieprzać! Jesteś wściekły, bo nie potrzebowałam twojej pomocy, by odnaleźć drzwi?
- Wsiadaj do tego pieprzonego samochodu! Mama się wścieknie, jak zobaczy, że cię nie ma!
- Jakoś jej to wytłumaczysz. Jedźcie sami. Przynajmniej nie będę psuła tobie ani Ginie humoru swoją obecnością. To będzie dla niej chyba najlepszy prezent urodzinowy. Poza tym, nikt nie będzie musiał udawać kochającej rodzinki, kiedy prawda jest taka, że oboje mnie nienawidzicie. - Nie chciałam, żeby zabrzmiało to, jakbym się nad sobą użalała. Nie. Już dawno z tym skończyłam. Teraz po prostu powiedziałam prawdę, nie czując przy tym większego bólu.
- Przestań histeryzować i robić z siebie ofiarę - prychnął.
- To ty przestań zachowywać się jak kutas. Dziwię się, że Diana jeszcze z tobą wytrzymuje. Co ona w tobie widzi? Jesteś chamem, który nie potrafi nawet przyznać się do tego, że nie znosi swojej siostry.
- Tego chcesz? - warknął. - No to proszę bardzo. Nie znoszę cię! Nie mogę na ciebie patrzeć, Crystal. Unikam wszelkich spotkań rodzinnych kiedy tylko mogę, bo wręcz boli mnie przebywanie w twoim towarzystwie i wolę siedzieć w robocie, niż obok ciebie. Zadowolona?
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Zdawałam sobie sprawę z tego, że sama go sprowokowałam, ale jednak nie sądziłam, że usłyszę od niego coś takiego. Nie byłam w stanie wykrztusić z siebie słowa. Nie byłam w stanie mu odpowiedzieć, odpyskować. Nawet odwrócić się i odejść. Stałam na środku chodnika i wpatrywałam się w Bretta ze łzami w oczach, kiedy jego słowa ciągle odbijały się w mojej głowie jak pieprzone echo. Z każdym kolejnym słowem ból narastał i narastał.
- Co ja ci takiego zrobiłam?
- Urodziłaś się. - Równie dobrze mógłby wziąć nóż i wbić mi go w serce. - Wszystko było dobrze, dopóki nie pojawiłaś się ty. Wtedy wszystko zaczęło się jebać. Powoli, z dnia na dzień rodzice się od siebie odsuwali. Kochałem ojca. Kiedy od nas odszedł myślałem, że się nie pozbieram. Ale musiałem. Musiałem zaopiekować się mamą i Giną. Chciałem zapomnieć o tym chuju, który nas porzucił, ale tu po raz kolejny wkroczyłaś do akcji ty. Mała, żeńska kopia ojca. Nie widzisz tego? Wyglądasz jak on, lubisz to, co on, masz jego nawyki... Nienawidzę tego. Nienawidzę jego i nienawidzę ciebie, bo jesteś jak pieprzone przypomnienie o tym kutasie, który zniszczył mamę na kilka lat!
Boże, on naprawdę mnie nienawidzi. Jego spojrzenie, pełne pogardy i złości, jego słowa opływające niemal obrzydzeniem. Poczułam się jak śmieć. Jak nic niewarty, nic nie znaczący papier, który mój brat właśnie zgniótł i zdeptał.
- Przepraszam. - To jedyne na co było mnie stać. Jedyne, co mogłam z siebie wydusić pod jego gniewnym, pełnym nienawiści i jednocześnie cierpienia spojrzeniem. Odwróciłam się na pięcie i pobiegłam w stronę autobusu, w ostatnim momencie do niego wsiadając. Nie wiedziałam, dokąd jedzie, ale nie obchodziło mnie to. Musiałam uciec.
Polecą hejty na Bretta?
Rozdział nie do końca sprawdzony, więc wybaczcie, ale chyba zaraz zeza dostanę, ale zasnę z twarzą na klawiaturze.
CZYTASZ
I don't do relationships [h.s.] [zakończone]
Fanfiction-Jeśli liczysz na coś więcej, to lepiej od razu daj sobie spokój, Harry. -Dlaczego? -Ponieważ ja nie bawię się w związki. 21.02.2015r. - 20.05.2015r.