Rozdzial XXIX

593 24 1
                                    

Wracają do Hogwartu czułam jak mroźny wiatr owiewa moje ciało, a płaszcz staje się znikomą osłoną. Wokół panowała przeraźliwa cisza, którą przerwał nagły i niespodziewany trzask, przypominający łamiącą się suchą gałązkę. Przez myśl przeszło mi, że być może to Draco, wiec zatrzymałam się gwałtownie i odwróciłam szykując w głowie obelgę, jaką mogłabym go obdarować. Ku mojemu zdziwieniu, nikogo tam nie było. Westchnęłam z ulgą i obróciłam się, a moje uszy zarejestrowały tuż przede mną głośne krakanie.

- Na Merlina! - Wrzasnęłam ze strachu na widok czarnego i masywnego kruka. - Cholerne ptaszysko! Ale mnie przestraszyłeś! Uciekaj!

Machnęłam ręką, aby go odstraszyć, lecz zwierzę jedynie rozłożyło skrzydła i podskoczyło lekko w bok, kracząc przy tym donośnie. Przestraszona odsunęłam się i wyminęłam ostrożnie kruka. Podążyłam ścieżką chcąc jak najszybciej dostać się do zamku. Nie wiem jak wiele przeszłam, kiedy znów usłyszałam za sobą dziwny odgłos. Spojrzałam za siebie, lecz i tym razem nikogo tam nie było. Moje ciało się spięło, a gdy obróciłam ponownie głowę, zamarłam. Zaledwie kilka metrów przede mną stał mężczyzna. Ten sam rosły nieznajomy, który zaczepił mnie w barze.

- Szybko wyszłaś? - Przemówił, a moje ciało zadrżało, gdy przypomniałam siebie słowa ślizgona „przestępca". - Zostawiłaś mnie samego, bez pożegnanie.

- Coś ważnego mnie zatrzymało. - Oznajmiłam lekko drżącym głosem.

- Co za szkoda. - Mówiąc to zrobił krok w moją stronę. - Miałem nadzieje, że wypijemy jeszcze jednego drinka.

- Nie mogłabym. - Wydusiłam. - Nawet gdybym została w barze, przyjaciele niecierpliwiliby się przy stoliku.

- A wiec gdzie są teraz? - Zapytał i rozejrzał się dookoła. - Pozwolili ci na tą samotną podróż. To nie świadczy o nich dobrze.

   - Niedługo do mnie dołączą. - Skłamałam, chcąc ukryć przed nim fakt, iż nikt nie ma pojęcia o moim aktualnym położeniu.

   - Z przyjemnością poczekam z tobą, abyś przypadkiem nie natknęła się na jakiegoś niebezpiecznego kolesia. - Oznajmił, a ja obserwowałam, jak z każdym krokiem jest bliżej mnie.

   - To zbyteczne. - Jęknęłam, a na jego twarzy pojawiło się niezadowolenie.

   - Nalegam. - Powiedział stanowczym głosem, i wyciągnął dłoń w stronę mojej twarzy. - Szkoda byłoby gdyby tak śliczna twarzyczka ucierpiała.

Poczułam jak jego zimne i szorstkie palce gładzą mój policzek. Zadrżałam ze strachu. Byłam sama, na pustkowiu i nawet gdybym zaczęła krzyczeć nikt by mnie nie usłyszał.

   - Boisz się. - Szepnął, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. - Powiedział, żebym użył siły jeśli będziesz się stawiała.

Czułam jak moje serce przyspieszyło. Mogłam próbować uciec ale dobrze wiedziałam, że nie miałam z nim szans. Znacznie górował nad moim drobnym ciałem.

   - Czego ode mnie chcesz? - Wydusiłam, a mój głos zdradzał emocje jakie odczuwałam.

   - Tu nie chodzi o mnie, skarbie. - Chwycił kosmyk moich włosów i przełożył za moje ucho. - Mój Pan czegoś od ciebie pragnie, ja tu jestem tylko pośrednikiem. Masz coś czego on potrzebuje.

Spojrzał w moje oczy, a ja poczułam jak jego ręka przesuwa się wzdłuż mojej szui, aż do zamka błyskawicznego w moim płaszczu. Spięłam się gdy chwycił za suwak i płynnym ruchem rozpiął go, zatrzymując się w połowie. Wiedziałam, że tak dłużej być nie może. Poczułam złość pomieszaną ze strachem i nim zdołał się zorientować podniosłam dłoń i uderzyłam w jego zarośniętą gęstą brodą twarz, a następnie odsunęłam się robiąc krok do tyłu.

   - Stawiasz się. - Zaśmiał się dotykając swojego zaróżowiałego polika. - A mogło obyć się bez zbędnych nieprzyjemności.

Przerażona poczułam przypływ adrenaliny, odwróciłam się i zaczęłam uciekać. Niewiele udało mi się przebiec, gdy poczułam jak jego dłoń chwyciła za moje długie włosy. Łzy napłynęły mi do oczu, gdy szarpiąc za moje kosmyki, wykręcił moją twarz, tak aby mogła znów spojrzeć w jego piwne oczy.

   - Mogłaś być posłuszna, a oszczędziłbym twoją śliczną buźkę. - Wysyczał omiatając moją twarz wzrokiem. - A teraz będę musiał użyć siły...

Nie miałam już za wiele do stracenia. Chciałam za wszelką cenę wydostać się z jego łapsk. Szarpiąc się, kopnęłam z całej siły w bok jego uda. Jęknął z bólu, a gdy jego uścisk zelżał wyszarpnęłam się. Niestety na niewiele się to zdało. Jego masywna dłoń pchnęła mnie, a ja tracąc równowagę, upadłam przodem na ziemię. Gdy tylko obróciłam się na plecy on stał już nade mną.

   - Tylko pogarszasz sprawę. - Powiedział, a mój wzrok powędrował w stronę jego ręki, która sięgała po sztyletu przypiętego na paska przy spodniach. - Teraz trochę się zabawimy.

   - Proszę, nie rób mi krzywdy... - Wydusiłam błagalnym tonem.

   - Mogłaś pomyśleć, o tym wcześniej, zamiast się stawiać. - Syknął, nachylając się nade mną.

Moje łzy spływały po policzku. Gdy zacisnęłam powieki, pogodzona ze swoim losem, usłyszałam jego krzyk. Otworzyłam pośpiesznie oczy i przeczołgałam się do tyłu. Spojrzałam w górę i osłupiałam. Mój oprawca wymachiwał rękoma, gdy do jego głowy dolatywał kruk, raniąc jego twarz ostrymi szponami. Korzystając z okazji, podniosłam się i ile sił w nogach biegłam przed siebie. Gdy byłam już znacznie oddalona od mężczyzny ujrzałam znajomą sylwetkę, wyłaniającą się z mroku.

   - Lora... - Wydusiłam, zdyszana. - Zawróć! Uciekaj! Słyszysz mnie? Tam czai się niebezpieczny...

Przerwałam gdy tylko zbliżyłam się do przyjaciółki. Moje ciało mimowolnie się zatrzymało, gdy mrok odsłonił jej twarz, a ja dostrzegłam w niej coś niepokojącego. Jej wzrok był nieobecny, niebyła sobą. Bez wahania podniosła rękę, w której trzymała różdżkę i skierowała ją w moją stronę.

   - Madeleine. - Jej głos był inny, całkiem obcy, chłodny. - Ten dureń miał jedno proste zadanie, a ty zdołałaś mu uciec.

   - O czym ty mówisz... Lori... - Powiedziałam, a na mojej twarzy pojawiło się zaskoczenie.

Czując niepokój sięgnęłam do kieszeni, w której trzymałam różdżkę i ścisnęłam jej rękojeść w dłoni.

   - Widzisz, medalion, który tak skrzętnie ukrywasz przed wzrokiem innych, należy się komuś innemu. - Powiedziała przyglądając mi się uważnie. - Oddaj go więc po dobroci.

   - Wiesz, że nie mogę. - Wyznałam. - On należy tylko do mnie.

   - Myślałam, że jesteś bardziej rozsądna. - Warknęła. - Cruciatus!

Dźwięk tego słowa rozniósł się echem po okolicy. W ułamku sekundy wyciągnęłam swoją różdżkę.

   - Protego. - Krzyknęłam, a tuż przede mną pojawiła się tarcza, odbijając klątwę.

Serce biło mi jak oszalałe. Była moją najlepszą przyjaciółką, a w tamtej chwili stała przede mną, rzucając w moją stronę klątwę. Nic z tego nie rozumiałam. Ona jednak nie dawała za wygraną, uderzając we mnie kolejnymi zaklęciami, a ja próbowałam płynnie odbijałam je tarczą ochronną. Widziałam jak się wścieka, jak za wszelką cenę chcę mnie pokonać.  Usłyszałam jak szepczę coś pod nosem. Nie była sobą, nie była Lorą, którą znałam. Wiedziałam, że długo to nie potrwa i w końcu, któraś z nas upadnie. Nie chciałam jej skrzywdzić, dlatego wyczekując odpowiedniego momentu, uprzedziłam jej kolejny ruch.

   - Drętwota! - Wypowiedziałam, a po moich policzkach popłynęły kolejne łzy.

Dziewczyna upadła na ziemię. Podbiegłam do przyjaciółki i klęknęłam przed nią. Jej twarz mimo, że tak znajoma, wydawała się zupełnie obca. Nie chciałam zostawiać jej tam samej. Serce mi pękało, ale wiedziałam, że nie jestem w stanie nic zrobić sama. W końcu wstałam i ocierając łzy, pobiegłam w stronę Hogwartu.

The enemy | Draco Malfoy/OC, Mattheo Riddle/OC |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz