Ósmy

105 7 0
                                    

Alice

    Budzę się lekko obolała w swojej sypialni i próbuję przypomnieć jakim cudem się tutaj znalazłam. Z prawej strony słyszę ciche pochrapywanie i szczerze mówiąc boję się odwrócić głowę, żeby sprawdzić, kto tutaj jest. Wbijam głowę w poduszkę a oczy i dłonie zaciskam boleśnie.
Co robić?
Wyskoczyć i czym prędzej znaleźć coś do obrony?
Leżeć nieruchomo i udawać nieprzytomną?
Czy zacząć krzyczeć i uciekać?

Wybieram bramkę numer jeden, ale gdy mam zamiar wyskoczyć spod kołdry, orientuje się, że jestem prawie naga! Podkoszulek i koronkowe figi nie zapewnia mi ochrony!
O cholera! Nawet nie pamiętam, że się przebierałam!

- Jeszcze chwila a uszami pójdzie ci dym.- słyszę cicho wypowiedziane słowa i zamieram.

Powoli odwracam głowę jak w horrorach, gdy główna bohaterka ukrywa się i próbuje cicho przedostać się w inne miejsce, ale wychodząc zza rogu natrafia na potwora- kosmitę wyjadającego ludzki mózg.

Oczy wychodzą mi z orbit, gdy przed sobą widzę gołą, opaloną i gładką klatę Briana. Moje oczy powoli zmierzają nieco wyżej na łańcuszek z krzyżykiem, który dostał ode mnie na dwunaste urodziny. Ten głupek, szczerzy się tylko, prowokując mój nieunikniony wybuch gniewu.

- Co tu robisz?- Syczę, przykrywając się je pod samą szyję.

Niestety ciągnę przykrycie zbyt mocno i niechcący zsuwam je z osobnika obok. Przymykam automatycznie powieki, aby nie patrzeć w miejsce, które wręcz o to woła. Jego bokserki i dość znaczny poranny wzwód zdążyły weżreć mi się w pamięć i wręcz kłują mnie w oczy od wewnątrz.

- Spałaś prawie dwa dni. Chyba nie sadziłaś, że zostawię cię w takim stanie?- pyta nadal się uśmiechając.

- C-co? Dwa dni?- chrypię niedowierzając.- To kto dyżurował w stacji?

- Powiadomiłem Max i Will'a. Zmieniali się co osiem godzin albo dyżurowali razem. Wiesz, że to ich najbardziej cieszy?- przytakuję i uśmiecham się nieznacznie.

- A co z...- urywam bo nie wiem co powiedzieć.- Co z moim ubraniem i jakim cudem jestem w tym?- pokazuję na t-shirt i co raz bardziej się denerwuję.

- Miałaś bardzo wysoką gorączkę, żeby ją zbić musiałem zanieść Cię pod prysznic i trochę ochłodzić. Przecież nie zostawił bym Cię w mokrych ubraniach, albo bez nich.- Odpowiada z powagą.

- Czyli to ty mnie przebrałeś?- potakuje głową a ja zaczynam spiekać raka. Czuję jak policzki zaczynają mnie szczypać.

- Spokojnie Al, nie masz niczego, czego bym wcześniej nie widział.- Na te słowa krew się we mnie gotuje.
Wstaje z łóżka i zgarniam najtwardszą poduszkę. Biorę zamach i celuje prosto w ten pusty łeb. Cios jest tak silny i celny, że głową Briana odskakuje do tyłu i uderza o wezgłowie dębowego łóżka. Odgłos uderzenia było słychać chyba w miasteczku. Mężczyzna jęczy głośno masując czaszkę i krzywi się z bólu. Mam ochotę wybuchnąć śmiechem, ale zagryzam wargi i udaję zatroskanie.

- Nic Ci nie jest? Przepraszam.- udaję skruszoną, ale w głębi serca zrobiłabym to z przyjemnością jeszcze raz.

- Nic się nie stało. Tylko guz mi urósł.- Stęka i próbuję wstać.

- Coś innego urosło a coś innego się skurczyło.- wzdycham teatralnie patrząc wymownie na jego krocze.

Zanim się orientuje co się dzieje muszę salwować się ucieczką. Brian z furią wypisana na twarzy wyskakuje z łóżka i zaczyna mnie gonić. Jestem osłabiona i już po kilku metrach brakuje mi tchu, więc jedyny pomysł jaki wpada mi do głowy to zamknięcie się w łazience. Wpadam do pomieszczenia i w ostatniej chwili zatrzaskuje je i przekręcam zamek.

Zamknięci w friendzoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz