65🐍

3.2K 557 117
                                    

Gdy Jenna zeszła do walizki jako pierwsza, od razu zauważyła swoje zdjęcie w małej pracowni Newta, wyeksponowane tak, że nie dało się go przeoczyć. Niby już je tam widziała, ale w tamtej chwili jeszcze bardziej drgnęło jej serce, a wcześniejsze wątpliwości na moment się rozwiały.

Newt też zauważył fotografię, a choć sam ją tam postawił, to nieco się spiął. Nie miał pojęcia, jak Jenna na to zareaguje, bo nie zdawał sobie wcześniej sprawy, że je zauważyła - a w tamtym momencie nie mogła jej przeoczyć. Nic jednak nie powiedziała.

Po tym, jak wyszli z malutkiej pracowni, Newt wyprzedził ją i wskazał na ich prawą stronę.

- Chodźmy tam - zaproponował niby spontanicznie, jakby wcale nie miał tam przygotowanego całego pikniku otoczonego wróżkowymi światełkami.

Jenna pokiwała głową, po czym jak zawsze w walizce zaczęła się rozglądać, bo ta zwyczajnie nie przestawała jej zachwycać.

- Cześć, malutkie - witała się z mijanymi zwierzętami, uśmiechając się do nich jak do dzieci.

- Nie patrzcie tak na mnie, przed chwilą was karmiłem - rzucił Newt w stronę dirikraków, co wyjątkowo rozbawiło podążającą za nim Jennę. Jej śmiech wywołał u niego radość, dlatego pewnie odsunął kotarę jednej z zagród, zapraszając dziewczynę do środka.

Oczom Jenny, poza magiczną polaną, nad którą akurat ułożyło się nocne, walizkowe niebo, ukazał się naprawdę spory, żółty koc w kratkę. Wokół niego ułożone były dziesiątki wróżkowych świateł, co tworzyło niepowtarzalną atmosferę, a dziewczynie dało znać, że to nie będzie tylko zwykła kolacja.

- No masz... - powiedziała, kręcąc głową z niedowierzaniem i starając nie pokazać po sobie, jak bardzo się stresowała. - Za oknami zimno, jeszcze jasnawo, a my tu piknik pod gwiazdami...

- Podoba ci się? - zapytał Newt nim mógłby się powstrzymać, a wtedy spotkali się wzrokiem.

- No pewnie - odparła Jenna cicho, ale bez zawahania.

Usiedli - metr od siebie. Rozłożyli to, co ze sobą przynieśli, przygotowali do jedzenia, chwycili za sztućce i... Nastała martwa cisza, przerywana odgłosami różnych zwierząt znajdujących się poza zagrodą.

Właśnie tego oboje się obawiali, ale to nie był pierwszy raz, gdy tak się działo. Jenna chciała nabić na swój widelec pierwszy kawałek dania, po czym odrzuciła go wściekle.

- Cholera, Newt... Dlaczego zawsze musi być tak niezręcznie?

Najwyraźniej powiedziała to nieco zbyt agresywnie, bo Scamander trochę się speszył, niczym przestraszony zwierzak.

- Przepraszam, nie chciałem, by...

- To nie twoja wina - przerwała mu pospiesznie, widząc jego minę, po czym westchnęła głęboko. - Albo kto wie, może to wina nas obojga... - dodała, a następnie spuściła głowę. - Ja po prostu... Chciałabym z tobą tak normalnie porozmawiać, o wszystkim, bez tego takiego...

- Ja uważam dokładnie tak samo - powiedział ożywiony Newt.

- Znamy się prawie od dzieciaka, zajmujemy się tym samym... To czego my się tak boimy? - Wypowiedziawszy ostatnie słowa, znowu na niego spojrzała, a serce zabiło jej tak szybko, że aż się tego przestraszyła.

- To jest... Bardzo dobre pytanie - przyznał, co oboje trochę rozbawiło i minimalnie rozluźniło napięcie. - Zawsze myślałem, że to Tezeusz jest z nas dwóch bardziej nadęty, ale jak tak o tym mówimy, to zaczynam się zastanawiać, czy miałem rację.

Wtedy, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, których nawet wtedy nie używali, atmosfera natychmiast zrobiła się luźniejsza.

- Oj, ale nie, do niego się nie porównuj nigdy. Ty jesteś jedyny w swoim rodzaju, ty... Nigdy nie spotkałam podobnego mężczyzny. I to nie jest nic złego, żebyś mnie źle nie zrozumiał.

Choć to nie on miał wtedy dostawać komplementy, Newt nie potrafił ukryć uśmiechu.

- Poza tym, twój brat w koszuli wygląda jak wazniak, którym zresztą jest - kontynuowała już niczym w transie. - A ty... No... Wyglądasz w niej dobrze. Zwłaszcza z podwiniętymi rękawami.

Newt złapał się za rękawy tak, jakby dopiero wtedy je zauważył - i oczywiście teraz nie miał zamiaru zawijać ich z powrotem - a w duchu pochwalił się za to, że zrezygnował z muszki. Zmartwił się jednak, gdy Jenna nagle straciła uśmiech, a zamiast tego przytuliła do siebie swoje kolana, na których oparła brodę.

- Chociaż może akurat ja nie powinnam się wypowiadać na temat wyglądu - powiedziała niepodobnie do siebie, przypomniawszy sobie swoje własne odbicie.

- Co? Dlaczego? - zapytał zdezorientowany Newt, nieprzyzwyczajony do Jenny niepewnej czegokolwiek.

- Newt, wiesz, że ja nie jestem osobą, która jakoś szczególnie przejmuje się opinią innych ludzi, ale też nie jestem ślepa. Moja matka doskonale wpoiła mi ideał kobiecego wyglądu i ja nie wpisuję się w ani jeden wymóg, zdaję sobie z tego sprawę. Porównaj sobie mnie i chociażby taką Queenie. Nie będę chodzić dumnie i udawać, że jestem piękna, bo wiem, że nie jestem, dlatego...

- Ale... Jesteś - przerwał jej Newt, zwyczajnie nie potrafiąc się powstrzymać.

Jenna rozdziawiła usta i spojrzała na niego jak na kogoś z innej planety. Uniosła głowę znad kolan, jakby chciała się upewnić, że dobrze go usłyszy.

- Co?

Scamander zdawał sobie sprawę, że to był moment, by powiedzieć jej to, co poleciła mu Nagini. Zdawało się, że nie miał już nic do stracenia.

- To, że masz oczy... Jak salamandra, to już ci mówiłem. I twoje włosy są jak... Macki marmita, i tu masz ładnie - wskazał nieświadomie na obojczyki - i... Twoje ręce, widać po nich, że kochasz zwierzęta. Może to wiele nie znaczy, ale dla mnie... Dla mnie jesteś.

Ta sytuacja, fakt, że to wszystko powiedział Newt i to w takim momencie, w którym we wszystko zwątpiła... Te rzeczy natychmiast przyczyniły się do ścisku w jej sercu i guli w gardle. Przez dobrą chwilę trwali znowu w ciszy, a Scamander zaczynał wewnętrznie panikować, czy nie przesadził. Wtem jednak Jenna przełknęła ślinę, a następnie zapytała załamującym się głosem:

- Ja? Ja jestem dla ciebie piękna? - Rozwiązała ręce i wycofała się, ujawniając swoje ciało. - Taka? - dodała, bo chciała się upewnić, że zdawał sobie sprawę z tego, o czym mówił.

- Tak - odparł Newt, nie patrząc nawet na jej ciało, a na twarz.

Jennie przez dłuższą chwilę brakowało słów. Jemu podobało się to wszystko, czego ona w sobie nie lubiła i nawet nie była w stanie tego pojąć. Przez moment nie słyszała już nawet zwierząt, a tylko bicie własnego serca. Jej twarz zrobiła się cieplejsza; zrozumiała, że chyba jeszcze nigdy się tak nie czuła. Scamander wywoływał w niej reakcje, o jakich jak dotąd tylko słyszała czy czytała - nawet trochę nie wierzyła, że działy się naprawdę.

- Ja nawet nie wiem, co mam ci na to odpowiedzieć...

Wytresuj sobie węża • Newt ScamanderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz