blurb; skóra przy skórze
– Jest piękna, Dovie.
Dziewczyna uśmiechnęła się do malucha, którego właśnie wydała na świat. Następnie przeniosła wzrok z noworodka na Victorię, Ethana i Thomasa. Wszyscy zastanawiali się, gdzie zniknął Damiano — chłopak Dovie i ojciec dziecka. Mieli tylko nadzieję, że już niedługo się pojawi.
– Prawda, Vic?
Dovie była oszołomiona tym, jak malutka była jej córeczka, a także zszokowana faktem, że właśnie urodziła.
– Jak ma na imię? – zapytał cicho Thomas, wiedząc, że zbyt wielkie zamieszanie mogłoby źle wpłynąć nie tylko na dziecko, ale również na świeżo upieczoną matkę.
– Jeszcze nie jestem pewna, Thomas. Poczekam, aż Damiano w końcu do...
– Dovie, tak bardzo przepraszam, ja...
Zanim zdążyła skończyć zdanie, Damiano wpadł do sali. Kiedy tylko nawiązał kontakt wzrokowy z malutką dziewczynką, zamarł w miejscu i zamilkł.
– Ona... Już tu jest!
Dovie kiwnęła głową z szerokim uśmiechem. Chłopak za to zaczął się trząść, coraz bardziej unosząc kąciki ust. Jego dziecko w końcu przyszło na świat, ale jego ominął cały poród. Pewnie położne już wyrobiły sobie o nim opinię, co?
Nie, wszyscy znali powód, przez który Damiano nie był obecny przy narodzinach swojej córki, lecz on nadal pluł sobie w brodę za wyjazd na spotkanie, które mogło poczekać. Dovie jednak nie mogła się na niego złościć, bo mimo wszystko udało mu się wrócić w ciągu pierwszych dwudziestu czterech godzin życia dziewczynki, nadal mógł pomóc jej wybrać imię i trzymać córkę w swoich ramionach.
– Chcesz ją potrzymać, Dami? – odezwała się w końcu, przerywając ciszę. David szeroko otworzył oczy.
– Jesteś pewna?
Kiwnęła głową.
– Tak. W końcu to też twoje dziecko, Dami. Poza tym jeszcze jej nie nazwałam w razie, gdyby nie spodobało ci się to imię. – Z uśmiechem podała mu bobasa. Posłał jej skołowane spojrzenie, przez które wszyscy obecni w sali się zaśmiali.
– Nie ma jeszcze imienia? – upewnił się.
– Tak. Nie wiedziałam, czy spodoba ci się imię, o którym myślałam.
Damiano podniósł wzrok znad swojego małego szczęścia na swoje największe szczęście.
– Tego nie wiesz. Co wymyśliłaś?
Dovie uśmiechnęła się nieśmiało, zakładając kosmyk włosów za ucho.
– Saffron Marlena David...
Na twarz Damiano wkradł się uśmiech, a oczy stały się pełne łez. Chłopak złapał swoją ukochaną za rękę, nadal nie puszczając swojej córeczki.
– Saffron Marlena jest piękne, kochanie! – przyznał, po czym ponownie popatrzył na noworodka. – Hej, Saffron Marlena, to ja, twój tatuś. Tak bardzo cię kocham. Przepraszam, że się spóźniłem, ale już jestem i tylko to ma znaczenie. Nigdy więcej się nie spóźnię. Zawsze będziesz dla mnie najważniejsza, bez względu na wszystko! Kocham cię, moja piękna Saffy...
Wtedy Saffron otworzyła oczy i delikatnie się uśmiechnęła. Damiano na ten widok uronił łzę.
– Saffron Marlena David to piękne imię...