Pojawiła się tak właściwie znikąd. Widziała nicość, a zaraz potem znajdowała się w ciemnym pomieszczeniu. W powietrzu czuła stęchliznę i grzyb. Cofnęła się o krok, a jej plecy napotkały ścianę z kamienia. Przeszedł ją dreszcz od zimna. Rozejrzała się wokoło. Na przeciw zauważyła skuloną postać. Prawdopodobnie mężczyzny, chociaż nie była pewna.
-Co jest do cholery...- pomyślała, gdy nagle otworzyły się drzwi z prawej strony.
Do pomieszczenia wpadła smuga światła, a razem z nią średniego wzrostu kobieta o ciemnych włosach. Miała na sobie obszerną szatę z kapturem. Drzwi zamknęły się za nią z głośnym skrzypnięciem. Czarownica zwróciła się ku mężczyźnie, całkowicie ignorując stojącą w rogu Roxanne.
-Witam Moody. Jak podoba ci się twoja komnata? Ładnie ją urządziłam, prawda?
-Pierdol się, jędzo.
-Oh Moody... wybacz, ale nie jesteś w moim typie. Musiałbyś poczekać na Lorda... chociaż nie jestem pewna czy chciałby dzielić się z tobą naszym intymnym momentem.- Czarownica zachichotała dziko i szybkim ruchem przedramienia uwolniła z pochwy naramiennej swoją różdżkę, która wpadła wprost do jej dłoni.- Muszę przyznać Moody, że zaimponowaliście mi. Swoją głupotą, ale to tyci szczegół.- Na palcach pokazała jak duże to tyci było.
-Pierdol się.
-Płyta ci się zacięła, Moodyyyy?- przeciągnęła ostatni wyraz z lubością. Czarownica delektowała się położeniem byłego aurora- skulony w kącie, jak bity pies, zdominowany przez drobną, lecz niebezpieczną kobietę.
Potter obudziła się głośno dysząc. Cała była zlana potem, a jej dłonie drżały. To co później zrobiła ta kobieta było makabryczne... Roxanne podniosła się z łóżka i wyszła do łazienki, aby przygotować się na nadchodzący dzień. Była sobota, więc nikt nie przejmował się wczesnym wstawaniem. Mimo to, gdy Roxanne wróciła do pokoju nikogo tam nie było. Jedynie jej kot, który korzystał z pozostawionego przez nią ciepła na kołdrze. Głupi sierściuch, jak nazywała go w myślach Roxanne, przeciągnął się i łypnął na nią śpiąco. Dziewczyna prychnęła cicho i wyszła z dormitorium. Skierowała się do Wielkiej Sali, licząc, że załapie się jeszcze na śniadanie.
Podczas drogi analizowała swój sen. Zdziwiło ją, że mimo upływu czasu nadal idealnie go pamiętała. Każdy szczegół, każdy cień, zapach czy dźwięk. Normalnie zapominała o czym śniła po pięciu minutach od wstania z łóżka, ale najwidoczniej ten sen był zbyt przerażający, aby o nim tak szybko zapomnieć. Potter wzdrygnęła się, gdy przypomniała sobie metaliczny zapach krwi, roznoszący się w pomieszczeniu pod koniec snu.
Gdy dotarła do Wielkiej Sali nadal panował tam rumor, więc z błogim uśmiechem weszła do środka i odszukała swoich przyjaciół. Usiadła obok nich i nałożyła sobie kilka tostów z dżemem. Jadła spokojnie, ignorując otoczenie. Była pewna, że ktoś próbował ją zagadać, ale miała to w nosie.
Zastanawiała się jak mogła zinterpretować ten sen. Jako ostrzeżenie? Jako przeznaczenie? Jako coś co może się zdarzyć? Kobieta ze snu wyglądała onieśmielająco. Kiedy Roxanne mogła jej się dokładnie przyjrzeć, od razu zwróciła uwagę na oczy. Piekielnie zielone, jednak chłodne i przeszywające. Potem jej wzrok przykuły pełne usta pomalowane na krwisty kolor. Coś było niepokojącego w tej kobiecie. Coś przerażającego...
Biblioteka. To słowo pojawiło się w umyśle Roxanne jak czerwona lampka. W bibliotece przecież musi być cokolwiek na temat snów.
Potter zastygła z tostem w połowie drogi do ust. Rzuciła go na talerz. A potem pędem wyszła z sal. (Ślizgoni nie biegają. To ugodziłoby w ich dumę, nie oszukujmy się). Drogi do biblioteki nie pamiętała, przeszukiwanie książek widziała jak przez mgłę. Ocknęła się dopiero, gdy wertowała ostatnią książkę dostępną dla uczniów. Nic konkretnego nie znalazła. Kompletnie nic. Opadła na krzesło zrezygnowana. Przed oczami znowu mignęła jej twarz tamtej kobiety. Tym razem z plamką krwi na policzku. Potter wiedziała, że krew należała do Moddy'iego. Wzdrygnęła się. Zaczęła mozolnie odkładać kolejne woluminy na półki. Potem machinalnie ruszyła do dormitoriów. Nawet nie zauważyła, że przesiedziała w bibliotece cały dzień.
-Roxanne, wyszłaś z sali w momencie kiedy Teodor cię przepraszał, ignorowałaś to, że cię wołaliśmy, nie było cię cały dzień! Gdzie byłaś?!- krzyknęła Pansy, gdy tylko Roxanne weszła do pokoju wspólnego.
-W bibliotece.
-Jak to w bibliotece?! Co jest z Tobą nie tak?!
-Dobra, nie rozkręcać się- wtrącił George.
-Do łóżek małolaty- dokończył Fred.- W tej chwili.
Dzieciaki rozeszły się do swoich pokoi z niechętnymi minami. Kiedy Roxanne i Pansy wspinały się po schodach Potter szturchnęła Parkinson łokciem.
-O co ci chodzi?- zapytała z wyrzutem.
-Mogę ci powiedzieć po co byłam w bibliotece, ale masz to zachować dla siebie, jasne?
-Jak słońce Potter- odparła rozpromieniona Pansy.
Po drodze do pokoju minęły grupkę dziewczyn z piątego roku, które nie spuściły nawet na sekundę wzroku z Potter. Dziewczyna posłała im wrogie spojrzenie. Nawet we własnym domu ludzie za nią nie przepadali. A przynajmniej dziewczyny. Zazdrościły jej sławy, a także urody. Roxanne była szczupła, miała ciemne włosy, zielone oczy otoczone gęstymi rzęsami oraz pełne usta, które przyciągały uwagę- była połączeniem najlepszych cech wyglądu jej rodziców.
-No mów!- krzyknęła Pansy, kiedy znalazły się już w ich pokoju. Obie siedziały na łóżku Potter, a między nimi leżał kot. Czarny skurczybyk mruczał, gdy jedna z nich mizała go za uchem.
-Już, już- parsknęła Potter.- Miałam dziś strasznie dziwny sen... nie patrz się tak Pansy, jak ci opowiem to sama będziesz w szoku... byłam w ciemnym pomieszczeniu, coś w stylu lochu. Śmierdziało tam grzybem i stęchlizną, a rogu... w rogu siedział skulony mężczyzna. Chciałam do niego podejść, ale otworzyły się drzwi z mojej prawej. Weszła przez nie kobieta. Miała ciemne włosy i obszerną szatę. Zapytała się tego faceta, czy podoba mu się pokój, który dla niego urządziła. Nawet na mnie nie spojrzała... potem rozmawiali jeszcze przez chwilę... a potem ona do niego podeszła i przytknęła mu różdżkę do gardła.- Roxanne zamknęła na chwilę oczy, a kiedy je otworzyła błyszczały w nich łzy.- Powiedziała "To za Teodora, skurwysynie". Potem rzuciła na niego jakąś klątwę... torturowała go... używała magi, ale też mugolskich narzędzi. A kiedy skonczyła... odwróciła się i spojrzała prosto na mnie... miała tak zimne oczy...
-Roxanne, ale przecież to nic takiego...
- Właśnie to nie jest nic takiego, bo czułam każdą emocję tej kobiety i ona była bardzo szczęśliwa, zadanie bólu Moody'emu sprawiało jej najczystrzą radość. I ja też się cieszyłam... To byłam ja. To ja torturowałam tego człowieka, Pansy.
_______________
Wesołych świąt kochani!
Rozdział miał być wczoraj, ale jedzenie mnie pokonało😆🤫Macie śnieg?
Ja mam, ale nie wiem na jak długo ://Do przeczytania,
Akinomiczka.
CZYTASZ
Golden Twins on The Dark Side
Fanfiction"Przyjaciól trzymaj blisko, a wrogów jeszcze bliżej" "-Siadaj i słuchaj mnie uważnie- powiedział gładząc jej policzki- Nie pozwolę Ci zginąć. Zbyt wiele dla mnie znaczysz, gówniarzu." Co by się stało gdyby Lily Potter urodziła bliźniaki? Która stron...