| Część 2 |

643 56 11
                                    


Stwierdziłem, że jednak będę pisać "Amulet Tygrysa Stygijskiego", bo ta "Pieczęć Tygrysa Yin" (bynajmniej dla mnie) stała się strasznie nieprzyjemna w czytaniu XDD Postaram się też pozmieniać to w poprzednich częściach, ale jeśli coś pominę to wybaczcie ┐( ̄ヮ ̄)┌

____________

Wciąż o tym myślał, kiedy usłyszał krzyki i odgłos szybkich kroków na korytarzu. Chwilę później grupa kultywujących Sekty LanlingJin wpadła do pokoju będąc prowadzonymi przez Jin Zixuna i Madam Jin.

Madam Jin rzuciła okiem na scenę i podbiegła - A-Li, co się stało? Jesteś ranna? - zapytała, zanim jej oczy spoczęły na łóżku. Krew odpłynęła z jej twarzy - Czy on-

- Z Zixuanem wszystko w porządku, Madam Jin - powiedziała szybko Jiang Yanli - Jest tylko wyczerpany - dodała i ponownie zaczęła opowiadać swoją historię.

Na zewnątrz żaden z trupów się nie poruszył. Wei Wuxian słyszał jednak odgłosy ludzi, wołających siebie nawzajem, aby zobaczyć, kto potrzebuje natychmiastowej pomocy medycznej. Obok niego Lan Wangji stał czujny i wpatrywał się w korytarz, chroniąc ich przed wszystkim, co mogłoby próbować wejść ponownie.

- Więc ten mały bachor przydał się na coś dobrego - odezwała się Madam Jin, kiedy Jiang Yanli skończyła opowiadać na tym, jak Wei Wuxian i Lan Wangji przybyli. Wyglądała jednak na dumną z Jin Zixuana i z ulgą usiadła na miejscu zwolnionym przez Jiang Yanli.

- Nie wychowałam go na tak kruchego, żeby kilka trupów go zabiło. Nic mu nie będzie - powiedziała.

- Ale tobie już będzie!

Z ostrym dźwiękiem przesuwającego się metalu Wei Wuxian nagle poczuł zimny punkt na gardle. Jin Zixun mierzył mieczem prosto w niego. Samo ostrze wciąż ociekało krwią ze zwłok, które musiał ściąć w drodze. Jin Zixun nie był w lepszym stanie niż ktokolwiek inny, również pokryty krwią i kawałkami mięsa, ale w jego oczach płonęła wściekłość.

- To dzieło Amuletu Tygrysa Stygijskiego - rzekł Jin Zixun - A ten amulet należy tylko do jednej osoby. Wei Wuxian, jak śmiesz atakować sektę LanlingJin na bankiecie weselnym swojej własnej shijie? - warknął.

Za nim stały dziesiątki kultywujących LanlingJin, każdy tak samo zmęczony walką jak pozostali. Wszyscy zostali nagle zaatakowani tej nocy, prawdopodobnie widzieli ich przyjaciół i rodzinę zabitych tóż przed nimi, prawdopodobnie musieli z nimi walczyć, kiedy ponownie powstali jako trupy. W ten sposób niskie pomruki rozprzestrzeniły się po pokoju w mgnieniu oka. Jiang FengMian przyjął Wei Wuxiana i wychował go. Jak mógł zdradzić shijie, z którą dorastał? Ale oczywiście Patriarcha Yiling nie miał sumienia. Poślubienie Hanguang-Juna miało go naprawić, ale nawet Hanguang-Jun nie mógł zreformować demona, który mógłby zabić jego własnego szwagra.

- Zabierzcie go - rozkazał Jin Zixun, a otaczający go kultywujący Sekty Jin również dobyli mieczy, otaczając Wei Wuxiana półokręgiem.

Wei Wuxian wiedział w tej chwili, że bez względu na to, jak próbował się wytłumaczyć, umysły tych ludzi były już nastawione (?). Wszyscy tutaj byli już przekonani, że zaaranżował atak.

Nagle biel przesłoniła mu wzrok, ukrywając przed nim wszystkie nienawistne spojrzenia.

- Nie zrobił - niski głos Lan Wangjiego, jak zawsze, nakazywał ciszę.

Lan Wangji stał przed nim, wysoki i nieruchomy jak lodowa góra.

- Nie musisz już go bronić - splunął Jin Zixun - Wszyscy wiedzą, że zostałeś zmuszony do tego zaaranżowanego małżeństwa jako przysługa dla klanu Jiang. Oddaj go - rozkazał.

A stone to break your soul, a song to save it. || WangXianOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz