Rozdział 53 - Bal

2.6K 147 307
                                    

Hagrid nerwowo zerkał na drzwi gabinetu Severusa, bezwiednie miętosząc własną brodę. Stał jak głupi nieopodal schodów, nieustannie zastanawiając się, czy nie powinien odpuścić. Od kilku dni chodził mocno poddenerwowany i musiał w końcu z kimś porozmawiać, nim niepokój rozerwie go od środka. Potrzebował porady kogoś bezstronnego... wolnego od duszących zobowiązań i myślącego całkiem racjonalnie. Nie brał pod uwagę Snape'a - to oczywiste -, jednakże obecnie w królestwie mistrza eliksirów znajdował się ktoś jeszcze. Dragan. Z jakiegoś powodu to właśnie ten chłopak natychmiast przyszedł mu do głowy. Zdawał sobie sprawę z tego, że Luthera niewiele rzeczy obchodziło, a i z wrażliwością było mu mocno nie po drodze, lecz ufał mu. Po prostu. Nie miał pojęcia, czy czasem zwyczajnie nie przesadzał z reakcją i był pewny, że jeśli tak właśnie było, kruczowłosy dobitnie mu to uświadomi. Oparł się plecami o kamienną ścianę, kiedy drzwi gabinetu otworzyły się. Severus opuścił pomieszczenie, kierując się najwidoczniej ku schodom. Rubeus dyskretnie odprowadził go wzrokiem, po czym ruszył przed siebie, chcąc wykorzystać dogodną okazję. Załomotał w drzwi, z walącym sercem czekając na jakąkolwiek reakcję. Drgnął niespokojnie, słysząc odgłos zbliżających się kroków oraz ciche skrzypnięcie naciskanej klamki. Uśmiechnął się niezręcznie, napotykając chłodny, demoniczny turkus. Dragan przez moment przyglądał się dobrotliwej, zakłopotanej twarzy gajowego, po czym westchnął pod nosem, odsunął się i gestem zaprosił mężczyznę do środka. Bez słowa zamknął drzwi, odwrócił się i rozsiadł za biurkiem, z przyzwyczajenia od razu wyciągając papierośnicę. Miał nadzieję zakończyć na dziś odstawianie szkolnego teatrzyku, który stawał się mocno uciążliwy. Chciał wrócić do swojego azylu, przepatrzeć podesłane przez Syriusza raporty, najpewniej trochę powkurzać się na podwładnych i rzucić to w pizdu, by złapać chwilę oddechu, spędzając wieczór z Ravenem. Takie miał plany, jednak wizyta Hagrida zaintrygowała go na tyle, że postanowił je odłożyć.

- Co cię męczy, brodaczu? - odpalił fajkę, zarzucając nogi na blat.

- Nic wielkiego... - Rubeus nieświadomie uciekł wzrokiem, tracąc pewność, czy powinien zawracać głowę kruczowłosemu.

- Skoro sam do mnie przyszedłeś, coś musi ci mocno ciążyć - Luther uśmiechnął się kącikiem ust. - Coś, o czym albo nie możesz, albo nie chcesz rozmawiać z nikim innym. Możemy dalej bawić się w podchody, ale zmęczony jestem i nie mam ochoty na gierki. Kupiłeś moje zainteresowanie. Gadaj, zanim się rozmyślę.

- Wiem, jak będzie wyglądało pierwsze zadanie - gajowy wymamrotał ociężale. - Zwariowali! No zwariowali! - uniósł się - Żeby pędraki i coś takiego... To niebezpieczne!

- Co wymyślili? - Dragan uniósł brew.

Hagrid rozejrzał się, jakby sądził, że ktoś może ich podsłuchiwać, czym rozbawił kompana. Wychylił się konspiracyjnie w stronę rozmówcy, lekko przysłaniając usta wielką, szorstką dłonią. Luther miał rację. Chciał porozmawiać z kimś, kto go wysłucha i podejdzie poważnie do jego obaw. Próbował wdać się w dyskusję z dyrektorami, jednak ci nie mieli najmniejszego zamiaru korygować powziętych planów. Niby słuchali tego, co do nich mówił, lecz dali mu wyraźnie odczuć, że jego zdanie nie ma dla nich większego znaczenia. Luther... No cóż. Przejęty losem dzieciaków nie był - co do tego wątpliwości nie miał - ale... tylko on mógł coś realnie zmienić.

- Smoki - ledwo przecisnęło mu się to przez gardło.

- Ostro polecieli - Dragan roześmiał się w głos.

- To nie jest śmieszne - burknął gajowy, rozczarowany reakcją.

- Nie mówię, że jest - wzruszył ramionami. - Powiedziałbym raczej, że zdumiewająco nieodpowiedzialne i wysoce ryzykowne, biorąc pod uwagę wiek i brak jakiegokolwiek doświadczenia gówniarzy. Ktoś ogarnięty będzie to ubezpieczał, czy idziemy całkiem na żywioł?

Córa rodu Phoenix.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz