Rozdział 2

339 29 23
                                    

Królestwo Hunar — Dolina za Skalistą Przełęczą

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Królestwo Hunar — Dolina za Skalistą Przełęczą

Las był spokojny. Ostatnie tego dnia ciepłe promienie słońca otulały srebrzyste konary strzelistych drzew, migocząc na nich niczym mozaika, a ich ciemnozielone wciąż korony szumiały z cicha wysoko, trącane letnim wiatrem. Wysoko nad nimi, gdzieś w podniebnych prądach, szybował jastrząb wypatrujący ofiary. Co chwila wydawał cichy, niepokojący okrzyk i zawracał, zagarniając szerokimi skrzydłami powiew ciepła lub zimny wir.

Jax wraz z kompanami wędrował boso piaszczystą ścieżką na skraju lasu, póki jeszcze pogoda na to pozwalała i można było się poruszać bez butów; w poszukiwaniu czegoś do roboty. Pomimo że kraj trawiła wojna, oni wciąż żyli beztrosko jak na chłopców w ich wieku, i choć nie mówili tego głośno, to zdawali sobie sprawę, że długo już to nie potrwa.

— Ojciec mówi, że wojna niedługo się skończy — odezwał się jeden z jego trójki kolegów.

Avery. Najmłodszy i najbardziej dziecinny. Wierzył we wszystko i wszystkim, a zwłaszcza swemu ojcu, który lubił zaglądać do kufla. Zawsze poruszał niewygodne tematy i był prowodyrem kłótni. Bardziej z głupoty aniżeli celowo to robił, ale Jax miał czasem ochotę stłuc go za to na kwaśne jabłko.

— Naiwny ty — zaprzeczył drugi imieniem Ted.

Nieco starszy od Avery'ego, najbardziej zadziorny i pyskaty, ale niski i z nadwagą. Syn kowala. W jego domu z racji wojny panował dostatek to i buźkę miał na jedno umycie. Pucołowatą. Zawsze wszystkich zaczepiał, a potem chował się za plecami Jaxa. Nie, żeby ten bez przyjemności obijał mordy opryszkom i zawadiakom, ale nie lubił, gdy Ted zaczepiał kogoś bez wyraźnego powodu.

— Twierdzisz, że mój ojciec kłamie? — oburzył się Avery.

— Jax, sam powiedz. Ty wiesz najlepiej — poprosił Ted.

— Mój mówi, że czas na mnie — odezwał się trzeci, Chaz, wiedząc, że jego słowa zażegnają kłótni.

Wszyscy jak jeden mąż stanęli na środku dróżki, jakby ich piasek wciągnął niczym bagno i popatrzyli na niego szeroko otwartymi oczami.

Chaz był wysoki jak tyczka, wątły fizycznie, ale tęgi umysłem. Sam nauczył się pisać i czytać. Był synem zubożałego rzeźnika, którego do bankructwa doprowadziła wojna i był najstarszy z ich czwórki, a przy tym miał najładniejszy uśmiech, przez co wszystkie okoliczne dziewuchy się za nim uganiały.

— O nie — wymsknęło się Avery'emu.

Jax nie wytrzymał i dając upust swojej złości na chłopaka, która wzbierała w nim od dawna, zdzielił go w tył głowy.

— Co "o nie"! — zawarczał, choć sam nie był tym, co powiedział Chaz zachwycony, ale straszenie chłopaka i biadolenie nad jego losem nie było tu do niczego potrzebne.

Wszyscy prócz Avery'ego byli pełnoletni. I tak jak powiedział ojciec Chaz'a, czas był na nich wszystkich. On sam tylko czekał dnia, gdy ojciec wezwie go i nakaże stawić się do służby w armii. Beztroskie życie musiało się kiedyś skończyć. Królestwo trawiła wojna, choć jego zdaniem była bez sensu, bo trwała zdecydowanie za długo i nie przynosiła nic nowego — żadnych zmian, żadnych korzyści, szerzyła tylko śmierć, choroby i biedę; ale nijak żaden z nich nie mógł na to wpłynąć.

Królewskie pragnieniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz