Podniecone serce Hermiony prawie wyrywało się z jej piersi. Wzięła głęboki, uspokajający oddech, chcąc opanować swoje ciało, ale nie miało to najmniejszego sensu. Była zbyt cholernie podekscytowana.
Po latach beznadziejnej tęsknoty za osiągnięciem tego czego chciała, wreszcie miała to zobaczyć. Przez chwilę wpatrywała się w imponujące hebanowe podwójne drzwi, po czym przekręciła ozdobną złotą klamkę po lewej stronie i otworzyła je.
Weszła do pokoju, obrzuciła go jednym spojrzeniem i westchnęła głęboko z czcią. Nie mogła uwierzyć, że naprawdę tu była. Zamknęła drzwi, oparła się o nie i uśmiechnęła z nieokiełznaną radością dziecka patrzącego dokładnie na ten wymarzony prezent bożonarodzeniowy, o który uporczywie błagało rodziców.
Dzięki nikczemnemu czynowi, którego nie stosowała od czasów pobytu w Hogwarcie, kiedy to stworzyła i używała jej własnego, dość silnego naparu z eliksiru wielosokowego, Hermiona w końcu dokonała niemożliwego. Stała teraz w słynnej bibliotece Malfoyów, która była piękniejsza, niż kiedykolwiek szatynka mogła sobie ją wyobrazić.
A wszystko to dzięki nikomu innemu jak samemu Malfoyowi, kiedy to w zeszłym miesiącu po kwartalnym spotkaniu międzyresortowym w Ministerstwie wydał przypadkowe oświadczenie. Wszystkich, którzy byli obecni, poinformował o rozpoczęciu serii dobroczynnych gal, które co miesiąc miały odbywać się w jego posiadłości. Każda gala byłaby zbiórką pieniędzy dla innej organizacji dobroczynnej działającej w czarodziejskim świecie.
Organizacje przyniosłyby korzyści każdej marginalizowanej grupie czarodziejów, magicznych stworzeń, urodzonych mugoli a nawet charłaków. Wbrew sobie Hermiona była pod wrażeniem. Jednak nie miała wątpliwości, że był to chwyt mający na celu zdystansowanie się od negatywnej i ciemnej plamy, jaką ich sojusz z Voldemortem pozostawił na rodzinnym nazwisku.
Minęło pięć lat. Lucjusz wciąż przebywał w Azkabanie i pozostanie tam do końca życia. Od czasu wydania wyroku młody Malfoy i jego matka przez lata angażowali się w wiele aktów filantropii. Hermiona nigdy nie była pewna, czy stało się tak z powodu nakazu sądowego do wypłaty odszkodowania, wyłącznie w celu odbudowania się ponownie jako potężnej rodziny, czy też połączenia obu. Pomysł, że ich dobroczynność jest szczera, nigdy nie przyszedł jej do głowy.
Mieli jeść, pić i zwiedzać dwór. Wszyscy byli mile widziani, blondyn powiedział, patrząc prosto na nią, zanim odwrócił wzrok. Był w trakcie omiatania wzrokiem wszystkich zgromadzonych, a jego spojrzenie po prostu padło na nią, gdy powiedział ostatnią część. Była pewna, że nie miało to żadnego znaczenia, chociaż wyglądało to prawie tak, jakby kierował to stwierdzenie do niej. Niemożliwe. Nawet nie zawracała sobie głowy rozważaniem tego.
Chociaż ich związek, jeśli można to tak nazwać, był w większości uprzejmy, poza szyderczymi i słabo zawoalowanymi obelgami, którymi obrzucali się nawzajem, gdy spotykali się na korytarzach w rzadkich przypadkach, nie byli w żadnym przypadku przyjaciółmi.
Hermiona przyznałaby nawet, że Draco, którego znała dzisiaj, nie był już tym samym ciulem, którym był w szkole. Ale jednak nadal pozostał Malfoyem.
Nawet jeśli wszyscy byli mile widziani, łącznie z mugolami, takimi jak ona, po prostu nie mogła się zmusić, by udać się do jego domu, miejsca, w którym była torturowana, jako Hermiona. Ale mogła iść jako ktoś zupełnie inny.
Dlatego wymyśliła plan uczestniczenia w tych przyjęciach bez ujawniania swojej prawdziwej tożsamości.
Uważała, że to dobry plan, choć z pewnymi wadami. Jedną z nich było pojawienie się nieznanej wiedźmy w stosunkowo małym i zwartym społeczeństwie czarownic i czarodziejów. Stopień znajomości wszystkich w czarodziejskim świecie był całkiem spory. Każdy znał kogoś, kto znał kogoś i tak dalej.
CZYTASZ
Witam ponownie
FanficHermiona próbuje dosyć ryzykownego planu, aby dostać się do miejsca, które chciała zobaczyć przez wiele lat. Pytanie, czy to aby na pewno plan idealny? I co z ta całą sytuacją ma wspólnego blondwłosy Ślizgon?