| 1 |

1.9K 74 18
                                    




— Jesteś pewien?

— Gramy do tej samej bramki. — obchodzę dookoła srebrny samochód i dalej nie dowierzam, że od teraz należy do mnie. — Poza tym. — przenoszę swój wzrok na przyjaciela, który przygląda mi się z uśmiechem. — Mam nowy i nie chce, żeby ten się zmarnował.

Przejeżdżam delikatnie prawą ręką po masce samochodu. W strachu, że nie chcący go porysuje. Nie mogę się napatrzeć na niego. Jego błysk dzięki światłu dziennemu dodaje mu jedynie uroku. Jeszcze nie dawno mógłbym pomarzyć o takim aucie. Pieniądze z tacy ledwo starczały na samo utrzymanie całego zakonu. A co dopiero pomyśleć o przyjemnościach dla nas.

— Dia, jesteś złotym człowiekiem. — odrywam się od samochodu i podchodzę do ciemnoskórego.

Rękoma przeszukuje kieszenie w spodniach oraz swojej czarnej marynarce. Odnajduję przedmiot, którego znalezienie zajęło mu chwilę. Spoglądam na jego dłoń, a w moich wręcz złotych oczach pojawił się błysk podekscytowania. Ta mała rzecz, a jednak ogromna, zaraz będzie należeć do mnie. Na sygnał przyjaciela, wyciągam dłoń w jego stronę, a on wręcza mi kluczyki do srebrnego Zentorno.

— Tylko nie rozwal go za szybko. — z rozbawienia kręcę lekko głową.

Dziwne, że ten samochód w ogóle jeszcze się jakoś trzyma. Patrząc na wypadki w których brał udział, dzięki Dii. Faktycznie, nie należę do jakiś dobrych kierowców w mieście. Jednak nikt nie może być gorszy niż sam Dia Garcon. Czasami nawet najlepsze i najprostsze samochody do jazdy w jego rękach, kończyły w tragicznym stanie.

— Chodź na przejażdżkę, muszę przetestować to cudeńko. — posyłam mu szeroki uśmiech i w pośpiechu zajmuję miejsce kierowcy.

Drzwi obok otwierają się, a na miejsce pasażera siada mężczyzna. Wkładam kluczyk w stacyjkę, a po chwili do moich uszu dobiega przyjemny dźwięk silnika. Odchylam głowę do tyłu i wciskam się w fotel. Dla każdego mężczyzny samochód jest tak naprawdę jak dziecko. Dba i troszczy się o nie jak tylko może. Ruszam z miejsca i wjeżdżam na ruchome ulice Los Santos. Odprężam się i rozkoszuje tą cudowną chwilą.

— Nasi ludzie zaczęli poszukiwania. — rzucam spojrzenie na miejsce pasażera i po chwili odwracam swój wzrok z powrotem na jezdnie. — Zdobyłem numer pewnej osoby, która ma dość ciekawe rzeczy na sprzedasz.

Swoją historię w mieście zaczynaliśmy jako trójka przyjaciół. Mająca swój mały biznes jakim był zakon, który z czasem zaczął się rozwijać. Początkowo działaliśmy zgodnie z zasadami jakie panowały w mieście, jednak z czasem zaczęły nam one przeszkadzać. Stworzyliśmy coś nowego, własnego. Zakon stał się przykrywką, aby nie wzbudzać podejrzeń co do naszej grupy. Jednak tylko wtajemniczeni znali szczegóły naszego działania.

Tak naprawdę, to wszystko dzięki Dii. Gdyby nie on, nie zaczęlibyśmy tego wszystkiego. Ze zwykłego, prostego chłopaka, stał się jednym z ważniejszych ludzi w mieście. Z dnia na dzień zaczął zarabiać miliony dolarów. Spotkał wielu ludzi na swojej drodze, godnych zaufania. Mimo moich zapytań. Stwierdził jednak, że nie chce mi odbierać roli lidera. Raczej woli działać na uboczu. Poniekąd cieszy mnie ten fakt. Kocham go jak brata, ale wiele osób sądzi, że po prostu jest nierozważny.

Dia i kilkoro jego ludzi odpowiadają za handel narkotykami, kupnem oraz sprzedażą ciekawych przedmiotów. Zakon za to zajmuję się raczej zwykłymi napadami. Jakieś sklepy na uboczu, jubiler, a od niedawna udało nam się rozpracować banki Fleeca. Początkowo były one dla nas dość sporym wyzwaniem. Jednak teraz, gdy szykujemy się do skoku na kasyno, są one codziennością i na nikim nie robią wrażenia.

— Słuchasz mnie? — kręcę głową i skupiam swoją uwagę na przyjacielu. — No tak. Mówiłem, że nie długo będziecie mogli spróbować z kasynem.

HEIST FOR YOU  ||  morwin  ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz