Rozdział 3

284 29 4
                                    

Królestwo Hunar — Kamienny ZamekCzas biegł do przodu

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Królestwo Hunar — Kamienny Zamek

Czas biegł do przodu. Zbliżała się jesień. Coraz chłodniejszy wiatr wdzierał się każdą szczeliną do Kamiennego Zamku, a Król Simon stał przy oknie z futrzanym płaszczem na ramionach i patrzył w dal. Lubił tu przestawać, aby zebrać myśli i znaleźć wytchnienie po całodziennych naradach, podpisywaniu dokumentów i wysłuchiwaniu próśb ludu, ale jedno, od czego nigdy nie musiał odpoczywać to obmyślanie kolejnej strategii.

Zawiesił oczy gdzieś daleko, a w myślach szukał czasu i miejsca na kolejne starcie z wrogiem.

Na horyzoncie jaśniała jeszcze łuna słoneczna, a pola dojrzałej kukurydzy kąpały się w jego świetle, odbijając ostatnie promienie, aby nad ranem spowite mgłą przyprawić zbłąkanego wędrowca o gęsią skórkę. Nie wiedzieć czemu oczy Króla przykuł ten widok. Zerknął na miasto u podnóża zamku. Dachy migotały bursztynowym oceanie i powoli układały się do bezpiecznego snu. Brama do miasta została zamknięta, a na murach powoli wojsko rozpalało pochodnie. Pomiędzy domostwami zmniejszył się ruch, drewniane koła powozów ucichły, stragany na targowisku zostały zamknięte tak jak okiennice mieszkań i słychać było tylko westchnienia wiatru w leszczynach okalających przybytki i Król miał wrażenie, że słyszy cichy stukot zerwanych przez wiatr łupinek orzechów spadających na brukowane ulice.

Uśmiechnął się kącikiem ust, zdając sobie sprawę, jakie piękne jest jego królestwo, a jednocześnie, że nikt prócz niego nie oglądał go od tej strony i że sam musi dźwigać ciężkość swoich dni. Od pewnego czasu dokuczała mu samotność. Czuł ją zwłaszcza tu w tym miejscu, patrząc na ukochane królestwo. Czuł tęsknotę. Brak... kogoś bliskiego?

Powinienem znaleźć żonę? — pytał sam siebie i westchnął ciężko. — Nie, najpierw muszę wygrać wojnę. Muszę dotrzymać obietnicy danej ojcu. Wtedy przyjdzie czas na przyjemności — wmawiał sobie, ale tak naprawdę bliskość kobiety przyprawiała go o dreszcz na plecach i bynajmniej był on przyjemny. Nie taki, który czuł, patrząc na walki swojej przybocznej armii złożonej z samych najlepszych żołnierzy, muskularnych i męskich; jakie urządzali na dziedzińcu, porozbierani do pasa i odziani jedynie w skórzane spodnie. Ich szerokie ramiona, wypchnięte do przodu torsy i umięśnione nogi, przywoływały wzrok, a wszystko oblane potem z wysiłku i okraszone ciężkimi westchnieniami, gdy żołnierze miotali mieczami, nie pozwalało się skupić, bo dreszcz spływał w dół brzucha i zdradzał uczucie... podniecenia widokiem.

Potrząsnął szybko głową, żeby wyrzucić ten widok ze swoich myśli.

Opamiętaj się, ojciec by się ciebie wstydził — nakazywał sam sobie i wrócił do tu i teraz. Znów zerknął na miasto.

Mijały już trzy lata od bitwy, w której poległ Król Caleb, a on, jego jedyny syn, następca, Król Simon, wciąż nie wyrównał rachunków z samozwańczym królem Evanem, który zagrabił wtedy w bitwie pod Skalną Przełęczą część Doliny nad Rzeką i panoszył się tam z tupetem. Król wyrzucał to sobie i co rusz obmyślał nową taktykę pokonania wroga i odzyskania ziem, ale wojsko wciąż szczuplało, a Evan stawał się coraz bardziej zachłanny i bezczelny.

Nagle do jego komnaty wtoczyły się ze śmiechem dwie młodziutkie służące z naręczem drewna do kominka i wiaderkiem żaru, wyrywając go tym samym z zamyślenia. Znieruchomiał niczym mebel, przez co kompletnie go nie zauważyły. Śmiejąc się i przyśpiewując na zmianę jakąś miłosną piosenkę o chłopcu, który podczas walki w śniegu zgubił swego konia i umierający z zimna prosił wiatr, aby poniósł wyznanie miłości do dziewczyny w wiosce; uklęknęły przy kominku, nie rozglądając się zbytnio po komnacie. Jedna z długimi jasnymi warkoczami, a druga lekko przy sobie. Obie ubrane w niebieskie suknie i przepasane białymi fartuchami, zajęły się rozpalaniem ognia. Sądziły zapewne, że Króla nie ma w środku, dlatego cofnął się bezszelestnie za kotarę, żeby go nie dostrzegły. Nie lubił kontaktu z kobietami, ale lubił podsłuchiwać służące. One wiedziały czasem więcej od jego doradców. Z dźwięków, jakie go dochodziły, wynikało, że dziewczęta szybko uporały się z popiołem, odgarniając go na bok i zaczęły układać drwa na palenisku. Wtedy wyjrzał zza kotary ostrożnie.

— Słyszałaś Greto? — zaczęła rozmowę jedna z nich, ta z długimi jasnymi warkoczami. — Podobno Król znowu chce ruszyć do bitwy.

Król nadstawił ucha bardziej.

— Oj Rosie, od tego Król, żeby chronić królestwa — odpowiedziała jej Greta, ta przysadzista.

Król za kotarą wygiął usta w podkowę i przytaknął, kiwając głową z aprobatą.

— Niby tak, ale lud ma już dosyć. Ta wojna trwa za długo — westchnęła ciężko Rosie, uderzając dłońmi o kolana.

Król znieruchomiał jak kamień.

— Nic się nie martw. Ludzie szepczą we dworze, że w tym roku nie usłyszymy już wojennych werbli — stwierdziła Greta. — Wojsko liże rany po ostatnich starciach i upłynie czas do wiosny, nim znów będą gotowi do walki.

Król wykrzywił usta, tym razem z dezaprobatą, ale taka była prawda. Evan rozgromił ich w ostatnim starciu. Rosie pokiwała głową na boki, a kąciki jej ust opadły i zadrżały.

— Nie byłabym tego taka pewna — jęknęła na granicy łez. — Ojciec pisał mi w liście, że powołali do służby mojego brata.

Greta westchnęła niecierpliwie, aż jej czarne krótkie loki poruszyły się na jej głowie.

— Nie maż się, przecież Luka to już prawie mężczyzna, powinien się wykazać — zakwestionowała.

— Zwariowałaś? — podniosła głos Rosie i wlepiła w Gretę swoje wielkie niebieskie oczy, a warkocze owinęły się wokół szczupłej szyi. — On ma dopiero piętnaście lat!

— Jego wysokość Simon miał siedemnaście, gdy objął we władanie królestwo! Luka chyba udźwignie tarczę i miecz — zakpiła Greta i poprawiła kilka drew na palenisku.

Rosie otarła łzy fartuchem i pociągnęła nosem.

— Król powinien znaleźć żonę i mieć dzieci, a nie toczyć wojny w nieskończoność — argumentowała i zabrała się za usuwanie popiołu z boku kominka.

Greta zachichotała i Rosie spojrzała na nią zdumiona.

— Chciałabyś nią być? — zapytała z filuterią w głosie.

Rosie otworzyła oczy tak szeroko, że sam Król skryty za kotarą niemalże parsknął śmiechem.

— Zwariowałaś? Przysięgam Greta, że kiedyś zawiśniesz na stryczku za tę swoją paplaninę — pogroziła jej a jej warkocze znów zatańczyły na jej plecach.

— A niby dlaczego? — ofuknęła ją Greta. — Ja czasem sobie wyobrażam, że jestem wysoko urodzona i spotykam go w ogrodzie — zaśmiała się perliście.

Król Simon niemalże cudem powstrzymał śmiech za kotarą. Musiał przyznać, że miała fantazję, bo przecież nie przechadzał się po ogrodzie. Nawet tego nie lubił.

— Na litość boską Greta, zamknij jadaczkę, bo jeszcze kto usłyszy, a wtedy zawiśniemy obie — niemalże awanturowała się Rosie.

— Rosie, ty to taka nieromantyczna jesteś. Czyżbyś uważała, że nasz Król nie jest przystojny? — zapytała Greta z oburzeniem.

Król przekręcił głowę na bok i uniósł brew. Sam był ciekawy, co też Rosie odpowie.

Rosie spojrzała na Gretę groźnie.

— Nasz król to nie obiekt do wzdychania, powtarzam ci, opamiętaj się!

Król za kotarą skrzywił się z niezadowolenia. Liczył na inną odpowiedź.

— Ale powiedz, przyznaj, jest przystojny, prawda? — nalegała Greta i król znów się uśmiechnął. Liczył na jej dociekliwość. — Gdyby tylko nie zasłaniał się tak wciąż tymi koszulami po czubki uszu. Rozpiąłby wreszcie trochę tę koszulę, to i żona by się znalazła — fantazjowała.

Król za kotarą poczuł się nieswojo i poprawił kołnierzyk przy szyi. Jego usta wykrzywił grymas.

— Jesteś niemądra i płytka Greto! — ofuknęła ją Rosie. — Nasz najjaśniejszy pan został ranny w bitwie... gdy Jego Wysokość Król Caleb... — nie dała rady dokończyć, bo głos znów jej zadrżał na granicy łez.

Król przełknął gorycz, którą prawdopodobnie czuła też dziewczyna. Strata jego ojca była opłakiwana przez wszystkich przez wiele tygodni, a i dotąd byli tacy jak Rosie, którzy wciąż boleli nad jego śmiercią. Poczuł sympatię do tej dziewczyny.

— Podobno raził go piorun, to prawda? Podobno ma bliznę na ciele — mówiła rozgorączkowana Greta, dopytując o Króla. 

— Greta! Masz się zamknąć i to natychmiast! — krzyknęła Rosie i rozejrzała się po komnacie.

Król schował się głębiej za kotarę, ale nadstawił bardziej ucha.

— A niby dlaczego? Czy to jakaś tajemnica? — zapytała oburzona Greta.

Rosie westchnęła.

— Niby żadna, ale Nasz Najjaśniejszy Pan podobno się tego wstydzi. To pewnie niekomfortowe dla niego, więc i ty nie miel ozorem — upomniała ją solennie.

— Myślisz, że to dlatego nie ma żony? — dopytywała jeszcze bardziej zaciekawiona Greta. — Nie chce się przed nią rozbierać?

Król otworzył szerzej oczy i znów wyjrzał zza kotary. Dziewczęta wciąż klęczały przy kominku, a ogień jeszcze się nie palił.

— Greta zaklinam cię na brodę twojego ojca! O czym ty myślisz! — prawie wrzasnęła Rosie.

— Oj Rosie, Rosie, tylko pytam — zlekceważyła ją Greta.

Rosie westchnęła i wetknęła ostatni kawałek drwa do kominka.

— Uważaj teraz. Będę podkładała ogień — przestrzegła koleżankę i przysunęła wiaderko z żarem bliżej paleniska. — Nie sądzę, że z tak błahego powodu Król nie ma jeszcze żony — ciągnęła dalej rozmowę. — Król jest przystojny z bliznami i bez. Poza tym młody jest jeszcze i nie to się w królu podziwia, a to jakim jest władcą, a przecież nie można zaprzeczyć, że jest dobry i sprawiedliwy — zakończyła i podłożyła łopatką żar pod drwa.

— Czyli jednak? — wtrąciła się znów Greta z przekorą w głosie.

Rosie podniosła na nią oczy.

— Co jednak?

— Podoba ci się — zaśmiała się w odpowiedzi Greta. — Pociąga cię jego władczość, przyznaj.

Rosie tym razem o dziwo nie wybuchła gniewem. Zaśmiała się filuternie i zawstydziła. Poprawiła żar pod drwami i od razu zajęły się ogniem, a rumieniec oblał jej policzki niczym płatki róży, że niby od płomieni.

— A czy jest na dworze dziewczyna, której by się nie podobał? — zapytała ze speszonym uśmiechem.

Greta szturchnęła ją ramieniem.

— Wątpię — przytaknęła i obie roześmiały się perliście.

Kiedy wyszły, Król odsłonił kotarę, ale nie odszedł od okna. Znów patrzył w dal za oknem, ale tym razem nie podziwiał już pięknego widoku, spowitego zachodzącym słońcem.

Wdychał samotność.

Wdychał samotność

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Cóż dolega naszemu Najjaśniejszemu? ^^ Już my wiemy co :D Zatem... czas na spotkanie z przeznaczeniem drogi Najjaśniejszy^^

Dajcie znać, jak się dziś podobało? 

Do następnego!

Monika :)

Monika :)

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.



Królewskie pragnieniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz