Prawda

263 20 15
                                    

Czułam się beznadziejnie, ręka bolała mnie gorzej niż wczoraj. Siedziałam na skraju łóżka i patrzyłam się na zakrwawiony bandaż. Przetarłam oczy.

- Przynajmniej zbroja działa - Uśmiechnęłam się do siebie i wstałam.
Podeszłam do stołu i chwyciłam za ołówek. Zaczęłam szkicować prototyp ręki. Zastanawiało mnie jak ją napędzę. Może wizją? Nie będzie ją łatwo zniszczyć. Zamyśliłam się na dłuższą chwilę. Bawiłam się ołówkiem i nuciłam jakąś piosenkę. 

Olśniło mnie, napędzę to krwią. Podepnę ją do mojego układu krwionośnego i będzie dostarczać mu krew. Dumna była z siebie, tylko był mały problem. Nie miałam żelaza ani nic podobnego. Kolejny problem chciał odebrać mi moje szczęście. Westchnęłam i zamknęłam oczy. Wspomnienia z wczoraj, ukazały mi skrawek papieru który dostałam od Raiden. Złapałam za moją suknie. Poczułam zmielony skrawek papieru. Wyjęłam go z kieszeni i obejrzałam dokładnie. Rzuciłam stronę na stół. Rozejrzałam się po pokoju i zobaczyłam stos strzał wyjęty z moich skrzydeł. Zabrałam się do roboty. Tak, trudno jest odrywać jedną ręką metalowe części strzał od dębowych nasad.

Po 4 godzinach zabrałam już wystarczającą ilość metalu. I zaczęłam przetapianie. W czasie topienia metalu zdałam sobie sprawę że potrzebuje pomocy. Zawołałam Razora.

- Kochanie, przyjdź do mnie - Oparłam się o ścianę i czekałam aż zejdzie do mnie.

- W czym ci mamo pomóc? - Zsunął się po poręczy schodów i zeskoczył pod moje nogi.

- Mógłbyś mi wlać metal do formy - Podałam mu instrukcję
- I przetopić w taki sposób? - Teoretycznie to było pytanie ale oboje wiedzieliśmy że nie miał wyboru.
 Wziął kartę i złapał za młot.

- Dobra, daj mi godzinę - Uśmiechnął się do mnie i zabrał się do roboty.
Poszłam na górę i podłam na łóżko. Byłam zmęczona po zajściu z wczoraj. Straciłam dość dużo krwi, no nic teraz zostało mi pójście spać.

Poczułam szturchanie w plecy

- Lupical, wstawaj skończyłem - Razor swoim radosnym głosikiem zaczął wybudzać mnie z snu. Otworzyłam oczy i popatrzyłam się na syna

- Dziękuję ci za pomoc kochanie - Pogłaskałam go po głowie i wstałam z łóżka.
 Razor wziął miecz i wyszedł z domu. Usiadłam przy biurku i popatrzyłam na rękę. Rozwinęłam bandaż i położyłam go obok metalowej protezy. Wzięłam protezę i wcelowałam w ranę. Wzięłam głęboki oddech i wbiłam ją z całej siły. Zwinęłam się z bólu i upadłam na podłogę. Ból nie obejmował jedynie nadgarstka, on zaczął przechodzić w głąb ręki. O dziwo nie płakałam, czułam po prostu wielki ból przez który miałam ochotę wyrwać sobie protezę. Gdy chwyciłam za nią ból stał się jeszcze bardziej nieznośny i obraz momentalnie rozmył mi się.

Leżałam na podłodze, nie czułam już bólu. Spojrzałam w kierunku protezy. Oparłam się na tej ręce, nic. Bólu nie czułam, uśmiechnęłam się. Zadziałało, jestem genialna. Wstałam i usiadłam na krześle. Chwyciłam kartkę moja sztuczna ręka zadrgała. Popatrzyłam na nią, mogłam nią ruszać. Nie sądziłam że to zadziała, zamykałam i otwierałam ją jakby to była zabawka dla małych dzieci. Czułam niepochamowaną dziecięcą radość. Straciłam wątek i zajęłam się głupią, dziecinną zabawę. 

Uspokoiłam się i wróciłam do oglądania papieru. Rozwinęłam go i ukazał mi się odręcznie pisany tekst. Nie wyglądał na nowy, wręcz przeciwnie zapach papieru i wygląd pisma przypominał mi kogoś znajomego. Jak znałam to pismo to prawdopodobnie ktoś to pisał tysiące lat temu. Uśmiechnęłam się pod nosem, czyli kartka była z jakiejś księgi. Obraz pod tekstem przedstawiał kobietę z harfą. Była ubrana w białą suknie i pelerynę z kapturem. Wyglądała jak ja i miała te same tatuaże. Nie pasowało mi tylko jedno, używała jakiejś nieznanej mi wizji. Obok niej latał wróbel. Tuż za nią stał wielki cień z zielonymi ślepiami. Obrazek był piękny lecz nie potrafiłam nic zrozumieć. Popatrzyłam na tytuł strony

Wymazana {Oc x Zhongli}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz