Rozdział 4

269 24 16
                                    

Królestwo Hunar — Dolina za Skalistą Przełęczą

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Królestwo Hunar — Dolina za Skalistą Przełęczą

Komnatę wypełniał jak zwykle blask świecy osadzonej w srebrnym świeczniku i chwilę trwało, zanim wzrok Jaxa przyzwyczaił się do półmroku. Znał już to miejsce, choć nigdy nie widział podobnego w rzeczywistości i nie miał pojęcia, do kogo należało. Znów obudził się po drugiej stronie snu, który jak podejrzewał, zsyłały na niego zioła podkradzione latem pustelnikowi. Bywał tu już kilka razy od tamtego czasu, ale za każdym wszystko wyglądało tak samo i nic nie ulegało zmianie. Ciężka, rzeźbiona z białego dębu komoda, na której stał srebrny świecznik, stała pod ścianą po lewej, a lustro okute w ramę z kości słoniowej i szylkretu odbijało blask płomienia, które padało na łóżko z baldachimem i białą satynową pościelą stojące naprzeciw na grubym wełnianym dywanie. Na wprost były dwa okna zakończone u góry łukiem i przysłonięte żakardowymi, zielonymi kotarami. Letni wietrzyk powiewał nimi z lekkością. Komnata była nieduża, przytulna można by rzec i zawsze panował w niej półmrok, jakby lada chwila miała nadejść noc i ktoś miałby się w niej ułożyć do snu. Jax jednak zdawał sobie sprawę, że nie mogło chodzić o niego, bo sam już śnił, więc po cóż miałby się układać do snu we śnie? Po raz kolejny więc przeszedł się po komnacie, starannie omijając bosymi, brudnymi stopami gruby dywan i zbliżył się do okna. Zawsze starał się niczego nie dotykać, bo trafiał tu w takim stanie rzeczy, w jakim zasnął, czyli w lnianej koszuli i potarganych portkach i czasem miał brudne nie tylko stopy, ale i ręce i to dlatego starał się omijać przedmioty dotykiem. Bał się, że coś ubrudzi lub niechcący zepsuje. Wszystko było takie ładne, czyste.

Przystanął między kotarami przysłaniającymi okno. Widok z niego też był przepiękny, ale tak samo, jak wnętrze komnaty; nieznajomy. Zawiesił wzrok na horyzoncie.

W oddali w zachodzącym słońcu tonęły pola kukurydzy, a miasto skąpane w bursztynie układało się do snu. Leszczyna szumiała przymilnie, a orzechy strącane przez zefirek, uderzały o bruk w kształcie migdału. Uśmiechał się, ilekroć słyszał ten dźwięk i za każdym razem tak samo ogarniało go silne uczucie tęsknoty, ale nie wiedział, za czym lub za kim tęskni. Miał oboje żyjących rodziców i siostrę. Widok z jego okna, gdy mieszkał jeszcze z nimi, może nie był taki jak ten, ale był równie piękny. W powietrzu czuć było zawsze wilgotną, pachnącą słodko mgiełkę unoszoną przez powiew wiatru znad rzeki, gdzie wiosną kwitły różowe jak policzki zawstydzonej panny oleandry, ale nie był to widok, za którym mógłby tęsknić, a jednak czuł tęsknotę, ilekroć się TU pojawił i patrzył przez TO okno. To ona ściągała go tu co rusz z powrotem. Ta tęsknota. To do tego uczucia wracał, krusząc na język wyschnięte listki ziół.

Kim był starzec, któremu je podkradł i dlaczego go tu sprowadzały? Pojęcia nie miał, ale wciąż widział przed oczami jego uśmiech, gdy gonił ich i wyzywał. To było takie... podejrzane? Intrygujące? Zagadkowe? Sądził, że tu w tym śnie dostanie odpowiedź, ale ona się nie pojawiała.

Leszczyny w oddali zaszumiały głośniej i uczucie tęsknoty stało się znów silniejsze. Serce dosłownie bolało Jaxa w piersi, jakby tęsknił nawet za tym uciskiem.

Królewskie pragnieniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz