Chciałam jak najszybciej go odnaleźć i przekazać to, co powinnam mu powiedzieć już wcześniej. Brakowało mi już sił gdy pokonywałam w pośpiechu kolejne stopnie, jednak wytrwale brnęłam do przodu chcąc jak najszybciej dostać się do gabinetu dyrektora. Byłam już na szczycie schodów wiodących na drugie piętro, gdy zaskoczył mnie fakt iż nikogo tam nie było. Minęłam drzwi do sali, w której prowadzone były zajęcia przez pannę różową i znacznie przyspieszyłam. Byłam już blisko miejsca, w którym korytarz zakręcał, prowadząc do kamiennego posągu gargulca, który strzegł gabinetu Dumbledora, gdy coś czarnego przemknęło tuż przed moim nosem. Zatrzymałam się gwałtownie na widok czarnego kruka. Zwierzę wylądowało naprzeciw mnie, blokując mi przejście, a jego czarne ślepia zdawały wpatrywać się we mnie. Rozejrzałam się zaskoczona, szukając otwartego okna, jednak takowego nie ujrzałam. Pomyślałam, po chwili, że być może ów ptak uciekł komuś.
- Uciekaj! - Warknęłam, lecz on ledwie się ruszył, nie chcąc tracić czasu spróbowałam go wyminąć.
Wtedy zwierzę rozwinęło swoje skrzydła i podskoczył w moim kierunku, a jego krakanie odbiło się echem. Przestraszona cofnęłam się. Wtedy też przypomniałam sobie iż to nie jest nasze pierwsze spotkanie.
- Czego ode mnie chcesz? - Odparłam, tak jakbym liczyła na jego odpowiedz.
Zwierzę jednak przekręciło na boki swoją głowę, jakby chciało się przyjrzeć mi uważniej. Westchnęłam głośno, miałam już tego dość. Traciłam tylko czas.
- To głupota, przecież ty mnie nie rozumiesz. - Stwierdziłam i zrobiłam krok do przodu chcąc ominąć ptaka.
Wówczas w mojej głowię rozległ się przeraźliwy pisk. Złapałam się obiema rękoma za moje skronie i pochyliłam głowę. Przenikliwy ból objął całą moją głowę. Wrzasnęłam z bólu, a mój wzrok się rozmazał. Czułam ucisk, tak silny iż byłam przekonana, że moja głowa zaraz eksploduje. Zrobiłam powolny krok, aby spróbować złapać się ściany, lecz gdy tylko chciałam wyostrzyć swój wzrok, świat zaczął wirować w moich oczach. Nogi ugięły się pode mną, a ja osunęłam się na zimną, kamienną podłogę. Wtem nastała ciemność, a wraz z nią nadeszły szepty. Dobiegały zewsząd, coraz to intensywniej, napierając w głąb mojej głowy. Z początku były szumem, niewyraźnym i jednolitym, jednak z czasem stały się niezrozumiałą plątaniną słów, która stopniowo przybierała kształt zdań. "Ogień zrodzony z ognia", "Wiatr tak silny bowiem stworzony by niszczyć barykady", "Płynie w nim sangre de fuego i tylko foc viu może go wyzwolić. Sangre de fuego, rozumiesz dziewczyno!?". Wszystkie te wyrazy zdawały się być czymś niezrozumiałym, ich sens był dla mnie nieznany. Tłoczyły się w mojej głowię, a ja gubiłam się w ich szumie. Między tymi szeptami w mojej głowie pojawiło się coś innego, znajomego. W odmętach rozpoznałam swoje imię. "Maddy!". Chwyciłam się tego, niczym kotwicy, wyciszając pozostałe szepty. Cichy, znajomy głos stawał się wyraźny, a ciemność w mojej głowie przerwał rozbłysk, tak jasny, iż zdołał przykrył cały mrok.
- Maddy! - Usłyszałam raz jeszcze i wtem wybudziłam się niczym z koszmaru, łapczywie łapiąc powietrzę.
Ból głowy minął, a mój wzrok się wyostrzył. Podniosłam się ostrożnie i wówczas ujrzałam chłopaka, którego szare oczy wpatrywały się we mnie. Dopiero po kilku chwilach zrozumiałam, kim on był.
- Draco... - Jęknęłam i zmrużyłam oczy.
- We własnej osobie. - Odpowiedział i przeczesał dłonią swoje jasne włosy. - Zacząłem już powoli podejrzewać, że padłaś jak trup i się nie obudzisz.
- Jesteś ostatnią osobą, której marzenia chciałaby spełniać... - Warknęłam, po czym rozejrzałam się dookoła. - Co się ze mną stało?
- Pojęcia nie mam, taka już cię tu znalazłem. - Wyznał, a jego twarz przybrała powagi. - Czujesz się już lepiej?
- To cię raczej nie powinno interesować. - Oznajmiłam z grymasem na twarzy.
- Tak samo jak to, że leżałaś nieprzytomna i wychłodzona na kamiennej podłodze, a mimo to tu jestem. - Powiedział, a dźwięk jego głosu przybrał chłodną barwę.
- A więc, czuje się już dobrze. Wystarczy? - Westchnęłam i powoli zaczęłam się podnosić.
Widząc to Draco wstał i wyciągnął w moją stronę dłoń. Nie chciałam jego pomocy, dlatego podniosłam się ostrożnie i stanęłam tuż obok niego.
- Powinnaś udać się do skrzydła szpitalnego, tam powinni cię przebadać czy, aby na pewno nic ci nie dolega. - Mówiąc to spojrzał na mnie beznamiętnie.
- Daruj sobie, nie potrzebuję twoich mądrości. - Warknęłam, przewracając oczami.
- Myślałem, że po ostatnim razie dotarło do ciebie, że nie zawszę życzę ci źle, lecz najwyraźniej się myliłem. - Syknął przez zaciśnięte zęby, po czym odwrócił się i odszedł, znikając w ciemnym korytarzu.
Wiedziałam, że ma rację, ale mimo to bałam się do tego przyznać. Przerażało mnie to, nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że on może być dla mnie miły. Znałam go i wiedziałam dobrze jak łatwo przychodziło mu krzywdzenie innych. A myśl, że mogłabym go chociażby polubić przerażała mnie jeszcze najbardziej. Nie mogłam sobie na to pozwolić, był moim wrogiem. Wbrew temu wiedziałam, że moje ciało igra ze mną, pamiętam dobrze co poczułam gdy jego usta dotknęły moich, ten dreszcz i pragnienie, które tak silnie próbowałam wyprzeć. Cokolwiek to było nie mogłam pozwolić sobie na to, aby ktokolwiek się o tym dowiedział. W szczególności musiałam ukryć to przed nim.
- Co tu robisz? - Z zamyślenia wyrwał mnie kobiecy głos.
Odwróciłam się płynnym ruchem i ujrzałam smukłą postać, przyjrzałam się dokładnie i rozpoznałam w niej profesor McGonagall, która podążała w moim kierunku.
- Ja... - Jęknęłam, układając w głowie myśli. - Szukam profesora Dumbledora.
- A więc się spóźniłaś. - Oznajmiła podchodząc do mnie bliżej. - Profesor Dumbledore, teleportował się w pilnej sprawie do Londynu.
- Ah, rozumiem. - Westchnęłam i założyłam kosmyk włosów za ucho. - W takim razie przyjdę do niego innym razem.
- Jeśli to coś ważnego, zawszę możesz zwrócić się też do mnie. - Mówiąc to przyglądała mi się uważnie.
- Myślę, że to może poczekać, ale mimo to dziękuje. - Doskonale wiedziałam, że mogłabym zaufać McGonagall, jednak im mniej osób wiedziało o medalionie, tym zdawało się to bezpieczniejsze.
- Jesteś strasznie blada. - Jej słowa sprawiły, że drgnęłam. - Czujesz się dobrze?
- Tak, myślę, że tak. - Wyjąkałam, spuszczając wzrok.
- A ja sądzę, że rozsądnie byłoby gdybyś udała się do pani Pomfrey. - Wyznała McGonagall.
- Już ktoś wcześniej mi też to zalecił. - Oznajmiłam, a kobieta uśmiechnęła się blado.
- Kimkolwiek była ta osoba, powinnaś była jej się posłuchać. - Stwierdziła kobieta, a ja skinęłam głową.
CZYTASZ
The enemy | Draco Malfoy/OC, Mattheo Riddle/OC |
FantasyMedalion o potężnej mocy, stworzony z żywego ognia... Gdy odnajduje go Madeleine, nie ma pojęcia, że jest nosicielką sangre de fuego, ognistej krwi. Istnieje jednak dziennik, w którym zapisane są tajemnice, lecz, kiedy sekrety te poznaje ktoś, kto p...