XXIV. Powrót

121 10 15
                                    

 Poważnie? Ktoś jeszcze to widzi? Niesamowite.

Przepraszam tych, którzy tyle czekali na kolejny rozdział. Nie chcę opowiadać jakimi powodami było to uregulowane, ale jestem, z powrotem. Hej...?

Nie pamiętam już jaki koncept na to opowiadanie miałam, ani jakimi motywami kierowała się postać. Ale to mnie nie zatrzyma przed dociągnięciem tego wagonu padliny do końca, choćby miało to pochłonąć wieki, tysiąclecia.

No więc przeczytałam to wszystko i dalej nie orientuje się kogo to love story miało dotyczyć. Póki co pojawiły się takie postaci jak Toby, Jeff i E.J. (milion lat wstecz trzeba się cofnąć aby wykruszyć coś ze łba na ich temat.). Planuję jeszcze wprowadzenie tu Jasona, ponieważ to jedna z moich ulubionych postaci tego uniwersum. 

Szczerze, pisząc to nie wierzę, że jeszcze tu wróciłam. 

Jeśli ktokolwiek jeszcze pamięta to opowiadanie to proszę, wybierzcie kogo dotyczyć ma wątek miłosny czy cokolwiek.

Zaznaczam też, że autor nie jest tą samą osobą, którą ukazywał się na początku powstawania... tego.

Welcome back, Mary.

"I tak zginiesz."

- Zobaczymy. - Pomyślałam. Analizując moją obecną sytuacje oraz stan fizyczny, z pewnością miał racje. Aczkolwiek siedzenie w tym prześmierdłym pomieszczeniu raczej też nie dałoby mi zbyt dużo korzyści. 

Odczekując dłuższą chwilę, udałam się śladami mordercy, który wykazał się idiotyzmem zostawiając za sobą otwarte drzwi. Wraz z chwilą, w której uchyliłam ciężkie drzwi, ukazał mi się przepiękny krajobraz nocnego lasu. Zarówno przepięknego, ale też brutalnego. Temperatura powietrza była wystarczająco niska, aby przeszyć moją posiniaczoną skórę chłodem niczym lodowymi igłami. Nie miałam zielonego pojęcia jak daleko od miasta się znajduję. Nie wiedziałam także, czy wyprawa w las nie przyniesie mi pewnej zguby. 

Moją decyzją były więc oględziny terenu wokół. Uniosłam spojrzenie w górę.

Zobaczyłam potężną budowle, coś w stylu wielkiej posiadłości dla bogatych ludzi, ale ta była bardzo, bardzo stara i zniszczona. Tajemniczości dodawało cudownie gwieździste niebo, którym niejedni nie mogliby się oprzeć. Ciekawe czy gdzieś ktoś w świecie teraz patrzy na te same świecące punkty, co ja. Wrócić jednak muszę do teraźniejszości. Przesuwając powoli nogi po mokrej trawie, obchodziłam budynek dookoła szukając wejścia. Po jednej ze stron pojawił się swego rodzaju mały ganek, na którym było tylne wejście do wnętrza willi. Przełknęłam z bólem ślinę, sfrustrowana ogólnie panującą niepewnością. Teraz albo nigdy!... Czy coś takiego.

Wspięłam się po schodach aby dotknąć klamki i sprawdzić, czy wejście jest obecnie możliwe. Zestresowałam się faktem, że drzwi z łatwością odstąpiły.

Czyżby wszechświat planował dać mi szansę? Pragnąc schronić się przed zimnem wstąpiłam do środka.

Ale zgadnijcie co.

W środku wcale nie jest dużo cieplej. Temperatura jest równie niska, tak samo powoduje dreszcze na moim kręgosłupie. Różnicą jest tu wyłącznie brak wiatru, a to i tak dość istotne, zaprzeczyć nie sposób.

Przechadzałam się korytarzykami, gdy po pewnym czasie zaczęłam słyszeć odgłosy. Głównie brzmiało to jak telewizor. Jednak co jakiś czas przebijały się głosy... Ludzkie głosy. Czyżby tu mieszkali? To całkiem prawdopodobne, rozważając fakt, że tutaj mnie przytargali. 

Pozbyłam się pustki w głowie i zdałam sobie sprawę, że przecież wciąż grozi mi śmiertelne niebezpieczeństwo. Dokładnie w tej sekundzie usłyszałam trzaskanie drzwiami i krzyk - dźwięki te dochodziły z zewnątrz. Mimo przytłumienia i tak były na tyle głośne, aby zmotywować mnie do działania. Sądzę, że morderca zorientował się o swoim błędzie i zauważył, że opuściłam betonową celę. Przyśpieszając z deka kroków, dotarłam do pomieszczenia, które łudząco przypominało kuchnie. Chwila, nie. To była kuchnia. Na blacie stał elektryczny czajnik, do tego gotowała się w nim woda. W oddali usłyszałam kolejny trzask drzwi. Niedobrze.

Rozejrzałam się po pokoju, dojrzałam opierającej się o ścianę mosiężnej chochli. Chwyciłam ją w dłonie, rzeczywiście była ciężka. Po raz kolejny do moich uszu dobiegły niepokojące odgłosy. Był to dość nacechowany emocjonalnie dialog o rozjebaniu mi łba o ścianę. Troszkę mnie to zaniepokoiło.

Następnie po domu rozeszły się odgłosy solidnego stąpania, nie wróżyło to niczego dobrego. Przytuliłam do siebie moją cenną w tym momencie chochelkę i wczołgałam się pod stojący w rogu stół. Obrus był na tyle długi (i brudny) aby zapewnić mi dostateczną kryjówkę. Teraz tylko modlić się o przychylność losu.

Do kuchni wparowały trzy osoby. Dwóch mężczyzn i kobieta. Poznałam po butach. Przynamniej tak myślę...

- Kurwa mać. - Powiedziała kobieta przelewając wodę z czajnika do kubka. Zapach gorzkiej kawy rozprzestrzeniał się po pomieszczeniu.

- Nie denerwuj mnie nawet. Idziesz ze mną. - Usłyszałam znajomy mi głos, po czym jeden z mężczyzn wyszedł wraz z dziewczyną, szybkim krokiem pokonując następny korytarz.

Jeszcze nie jestem sama. W kuchni jest jeszcze jeden psychopata, który nosi dziwne buty clowna. Naprawdę, gdzie ja trafiłam. Ktokolwiek to był, postanowił zająć się czymś przy blacie, prawdopodobnie wyżej wymienioną kawą. To była szansa dla mnie.

Wyjrzałam spod stołu, powoli odchylając obrus w taki sposób, aby w razie wypadku nie wywołać żadnych podejrzeń. Taki scenariusz gwarantowałby mój koniec. Postać na szczęście okazała się stać tyłem do mnie. Kamień spadł mi z serca. Mimo trzęsących się ze strachu nóg, musiałam coś zrobić. Powoli i ostrożnie wyczołgałam się z pod stolika, i stanęłam za mordercą. Teraz albo nigdy... Teraz albo nigdy?

Uniosłam moją prowizoryczną broń w górę i używając całej siły jaka mi została uderzyłam mężczyznę w głowę. Ten momentalnie osunął się na kafelki podłogowe. Udało mi się.

Euforia i adrenalina przepływały przez moje żyły z taką prędkością, że czułam się jakbym mogła wszystko. 

Jednak zdrowy rozsądek zaalarmował mnie, że ten upadek spowodował też roztrzaskanie się kubka, który trzymała moja ofiara. Już po chwili usłyszałam powracające kroki. Jednak były one pojedyncze i lekkie. Czyżby ta kobieta przyszła tu sama??

Niewiele myśląc, stanęłam przypierając plecy do ściany zaraz obok drzwi. Kobieta weszła do pomieszczenia i jej oczy objęły widok bezwładnego ciała jej znajomego... chyba znajomego?

Miała dość długie czerwone włosy. Bardzo intensywnie czerwone. 

Jej również miałam zamiar zadać cios. Coś wewnątrz przekonywało mnie, że skoro raz się udało, uda się też drugi. Niestety, przeczucie mnie omyliło. Czerwono włosa jakby instynktownie obróciła się w moją stronę i zablokowała moje uderzenie. Nasze źrenice spotkały się, obydwie z nas wyrażały czysty szok. Napięcie między nami rosło w raz z każdą sekundą, kiedy moje ręce w górze, gotowe do zbrodni powstrzymywane były przez jej dłonie.

Żadna z nas nie wiedziała co zrobić, kiedy nagle do pokoju wszedł znajomy mi morderca. Wtedy kobieta jakby otrząsnęła się z transu i obróciła mnie w pozycję, w której miała pełną kontrolę nad moimi ruchami. 

Zabójca z wyciętym uśmiechem wyraził kpinę z mojej osoby, kiedy zobaczył jak bezradna jestem z tym momencie.

- Candy podniesie się szybciej niż myślisz. Nie chcę myśleć o torturach jakie Ci zapewni. - Rzekł, podśmiewując.

Przerażenie znowu wpełzło mi do głowy. 

Trzymająca mnie oprawczyni zmarszczyła brwi i postawiła mnie do pionu puszczając mnie wolno. Mężczyzna natomiast popchnął mnie w tył, gdzie wylądowałam na stoliku. Czarnowłosy chwycił mój podbródek przybliżając się do mojej twarzy. 

- Mówiłem, że zginiesz. - Wysyczał przez zęby.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Dec 05, 2021 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

𝐍𝐢𝐞 𝐓𝐲𝐦 𝐑𝐚𝐳𝐞𝐦 || 𝐂𝐫𝐞𝐞𝐩𝐲𝐩𝐚𝐬𝐭𝐚Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz