Sen
Król poczuł się dziwnie. Ledwo zasnął, a już był wybudzony i nie czuł zmęczenia, jakie go zmorzyło. Otworzył oczy szerzej i rozejrzał się wokoło. Coś było nie tak, ale nie wiedział co. Komnata przypominała jego własną, ale nią nie była. Nie mógł dostrzec szczegółów, jakby obudził się po drugiej stronie snu. Podniósł dłoń i popatrzył na nią. Czuł, że ma chłodne palce i gładką pod nimi pościel w drugiej ręce. We śnie chyba się takich rzeczy nie czuje — pomyślał. — Zatem gdzie jestem? — zapytał sam siebie i usiadł na łóżku. Znów rozejrzał się po komnacie. Była niewielka, a meble przypominały te z jego sypialni. Okna i kotary w nich zawieszone również. Nawet widok był ten sam, ale nie pora roku. Gdy zasypiał, zbliżała się zima, a tu był koniec lata. Kukurydza złociła się na horyzoncie w świetle zachodzącego słońca, a miasto u podnóża zamku układało się właśnie do snu. W komnacie nie było kominka, tak jak w jego własnej, a mimo to było ciepło. Jedynym źródłem światła była świeca i znikoma łuna zachodu.
Nagle wiatr wpadający przez okno poruszył baldachimem i Król się wzdrygnął, gdy zerknął w tamtą stronę.
Tuż za jedwabną zasłoną, skryty do połowy stał młody chłopak. Wysoki i dobrze zbudowany. Miał ciemne włosy, zielone oczy, kształtem bardzo podobne do jego własnych i jasną cerę upstrzoną przez matkę naturę kilkoma piegami na nosie. Do tego miał kształtne, wydatne usta. Włosy z tyłu krótkie, nastroszone niczym krucze pióra, z przodu opadały prostą, lśniącą i nieco przydługawą grzywką na oczy i nieco bardziej z jednego boku, jakby była celowo krzywo ostrzyżona. W obu uszach miał kolczyki z kutej stali i spojrzenie nadwornego łobuza. Jego uroda przyciągała oko. Był obłędnie przystojny niczym demon. Samo jego spojrzenie było demoniczne. Straszne i kpiące jednocześnie. Intrygujące.
— Kim jesteś? — zapytał hardo, ale z obawą Król, jakby bał się, że chłopak wyczyta z jego głowy, iż uznał go za przystojnego.
Chłopak jednak nie odpowiedział. Stał tylko i patrzył na niego spokojnie, ale niczym zwierze na polowaniu. Dopiero teraz Król zmierzył wzrokiem dokładnie jego sylwetkę. Miał na sobie białą lnianą koszulę rozwiązaną na umięśnionej piersi i workowate spodnie, które ledwo trzymały mu się na biodrach. Stopy zapewne bose jak każdy stajenny. Wyglądał na stajennego — pomyślał Król.
— Kim jesteś? — zapytał ponownie. Ostrzej.
Ale chłopak wciąż stał i milczał. Jego spierzchnięte, malinowe usta lekko się uchyliły, ale patrzył wciąż Królowi prosto w oczy, a jego spojrzenie było jak u samego diabła, zaciekawione i intrygujące. Takiej hardości Król nie widział u żadnego ze swoich poddanych.
— Kim jesteś? — zapytał groźnie po raz trzeci.
Koszula mu się uchyliła i chłopak ześlizgnął się po jego torsie pożądliwym spojrzeniem, a następnie znów wrócił do jego oczu. Król poczuł dziwną energię. Ona go przerażała i ekscytowała jednocześnie.
Jax z kolei nie umiał znaleźć języka w gębie. Stał i gapił się na chłopaka jak na zjawisko. Był zjawiskowo piękny, nawet z tym roszczeniowym tonem, którym się do niego zwracał. Zdał sobie sprawę, że napis na sakiewce z ziołami, był jego przeznaczeniem. To ten chłopak tuż przed nim, ten mroczny anioł o ustach koloru dojrzałych wiśni, był tym, który miał zadawać pytania, a on był...
— Jestem odpowiedzią — szepnął i znów spojrzał na jego odkrytą pierś.
Przełknął głośno pożądanie, które poczuł na widok jego obnażonej skóry naznaczonej znamieniem. Król automatycznie zasłonił się koszulą.
Jax widząc to, poczuł przypływ pewności siebie. Wstydliwy. Lubię wstydliwych — zadrwił w myślach. — Paniczyk jest skrępowany, to się nieźle zabawimy.
— Nie zasłaniaj — powiedział do niego i ruszył powoli wzdłuż stóp łóżka. — Widziałem, gdy spałeś.
Król był zszokowany jego bezpośrednim tonem. Zawrzał z gniewu na tak nikczemny postępek, jakim było podglądanie go w czasie snu i już, już chciał go zbesztać za śmiałość i tupet, bezczelność, nie mówiąc o zniewadze, gdy nagle w jego głowie zadźwięczały słowa Pustelnika: "Połóż się do łóżka jako człowiek nie król". Spojrzał szybko w stronę komody. Chłopak powędrował wzrokiem w to samo miejsce.
— Czegoś szukasz? — zapytał, ale tym razem Król nie odpowiedział.
Na komodzie, tam, gdzie zwykle na atłasowej poduszce spoczywała jego korona, było tylko puste miejsce.
— Nie, niczego — odpowiedział niepewnie.
Teraz się domyślił, czym różniła się jego komnata od tej tutaj. Ta tutaj była komnatą zwykłego młodzieńca, nie króla i już nie był taki zszokowany i nie czuł się obrażony. Tu, przed tym chłopakiem był tylko Simonem, a to dawało dziwne uczucie wytchnienia. Ulgę. Nagle poczuł się wolny od swoich obowiązków, jakie nałożył na niego ojciec i zmartwień, jakie przysparzała mu wojna toczona z zemsty. Tu był wolny od... stereotypów i wymagań, które go prześladowały i od wstydu przed samym sobą, choć wstyd i skrępowanie pochodzące z posiadania znamienia, wciąż piekło go pod skórą. Chciał się podobać chłopakowi?
Niedorzeczność! — prychnął w myślach, ale czuł, że nie jest tego pewien. To go znów rozgniewało i poprawił kaftan na piersi.
— Skąd masz takie znamię? — zapytał bez ceregieli Jax, wiedząc, że uderza w czuły punkt.
— To nie twoja sprawa — warknął na chłopaka Simon, już nie Król.
Jax uśmiechnął się półgębkiem i czubkami palców zaczął sunąć po kołdrze. Widział, jak oczy chłopaka śledzą każdy jego ruch, jakby się go obawiał, albo... jakby się obawiał sam siebie. Tego, co czuł. To było widać w jego spojrzeniu. Ten głód, a jednocześnie jak próbował go zamaskować. To było bardziej niż pociągające.
Tak, istotnie siebie bardziej się obawia niż mnie, to widać na pierwszy rzut oka — zakpił w myślach Jax. — Znam się na takich.
— Mogę dotknąć? — zapytał i nie czekając na odpowiedź, wskoczył jednym zgrabnym susem na łóżko.
Górował teraz nad chłopakiem i osiągnął zamierzony cel. Chłopak odruchowo się cofnął plecami do wezgłowia.
— Zejdź natychmiast! — zażądał, patrząc na niego w górę.
— Nie mów, że byś nie chciał? — zapytał Jax z kpiną i złapał się za boki.
— To niedorzeczne — oburzył się Simon.
Jax prychnął kpiąco.
— Niby dlaczego? — zapytał jakby nigdy nic i kucnął, zrównując ich spojrzenia do jednej wysokości.
Patrzyli sobie chwilę hardo w oczy. Usta koloru wiśni wykrzywiał grymas, a te malinowe kpiący uśmieszek.
— Jesteś mężczyzną! Mężczyźni się nie dotykają! — zakwestionował ostro Simon.
Jax jednak wciąż nic sobie nie robił z jego słów. Wręcz przeciwnie. Ileż to razy słyszał takie i podobne słowa? Bardzo wiele, a potem kończyło się na sianie. Uśmiechnął się więc przekornie, przecząc temu, co powiedział Simon.
— Nigdy nie czułeś tej energii, patrząc na kobietę, prawda? — zapytał szeptem, ale wciąż z wyczuwalną kpiną i przygryzł przy tym dolną wargę.
To było nie do pomyślenia! Jak on śmie! — krzyczał umysł Simona, a jednocześnie się obawiał, że chłopak faktycznie czyta mu w myślach. Tu w tym dziwnym miejscu, być może wszystko było możliwe, ale opanował gniew i znów się upomniał, że to tylko sen i że tu jest zwykłym młodzieńcem i nikim więcej, choć piekło go w gardle, żeby wykrzyczeć temu bezczelnemu chłopaczysku, że ma błagać go o zmiłowanie, zanim zawiśnie na stryczku!
— Jakiej energii? — zapytał, udając obojętność, jednak nerwowo poprawił się na łóżku i to go zdradziło.
Jax opuścił oczy na kołdrę i uniósł jedną brew. Wypchnął językiem policzek. Simon poszedł w jego ślady i opuścił wzrok. Falowana grzywka opadła mu na czoło. Dowód był widoczny jak na dłoni. Simon szybko przycisnął obie ręce do pościeli. Miał erekcję. Nawet nie poczuł, kiedy to się stało.
— Jesteś obleśny! — zrugał go, patrząc na niego gniewnie spod opadającej na oczy grzywki.
Jax znów prychnął kpiąco.
— Mam na imię Jax i owszem, podobno bywam obleśny, słyszałem to nie raz, ale zazwyczaj to się podoba — zakwestionował i wyciągnął rękę w stronę chłopaka.
Simon szybkim ruchem złapał go za dłoń, zanim do niego dotarła i uścisnął bardzo mocno. Ostrzegawczo. Jego brwi się ściągnęły, a usta zacisnęły w wąską linię.
— Ani się waż! — syknął.
Jax poczuł respekt. Ten chłopak wyglądał na delikatnego i bezbronnego, a tymczasem ścisnął jego dłoń w swojej, jak w imadle. To było oszałamiające i... podniecające. Wnętrze dloni było ciepłe, a palce chłodne. Dreszcz przeszył ciało Jaxa.
— Wcale nie miałem zamiaru — odpowiedział mu, szybko domyślając się, że chłopak miał na myśli kaftan.
Brwi Simona wróciły na miejsce, a oczy wyrażały teraz zaskoczenie. Był skonsternowany. Zatem czego chciał ten cały Jax? — zapytał sam siebie.
Patrzeli sobie w oczy, ale po chwili uścisk dłoni Simona zelżał tak jak spojrzenie Jaxa. Już nie uśmiechał się kpiąco. Simona poniosła ciekawość i pozwolił Jaxowi wysunąć dłoń ze swojej dłoni. Ten uniósł ją do jego twarzy i odgarnął mu grzywkę na bok, trącając skroń gorącymi opuszkami palców.
— Włosy wpadają ci do oczu — powiedział miękko. Z troską.
Simon otworzył szeroko oczy. Wybudził się ze snu. Spocony i sparaliżowany. Wciąż z erekcją. Ucisnął ją mocno dłonią, aż do bólu, a twarz schował w poduszkę, przekręcając się w pościeli na bok. Czuł jak płoną mu policzki, a serce wali jak młotem w piersi. Był jednocześnie przerażony i zaintrygowany.
— Ależ wstyd! — powiedział sam do siebie, ale słowa nawet wypowiedziane głośno, nie potrafiły zaprzeczyć temu, co czuł.
A czuł wciąż dotyk jego ciepłych palców na skroni, to jego spojrzenie na sobie i tę w nim hardość. To było najprzyjemniejsze doznanie, jakie kiedykolwiek z kimś dzielił. Bo dzielił je z nim. Oboje czuli to samo. Ten chłopak był taki jak on. Pociągał go. Niepomiernie.Skąd się wziął w jego śnie?
Wróci jeszcze?
Uuuuuu co tu się zadziało? ^^ Dajcie znać, jak było^^
Do następnego!
Monika :)
CZYTASZ
Królewskie pragnienia
General FictionMłody król, poprzysięgając zemstę za śmierć ojca, zostaje naznaczony przez niebiosa klątwą. Na polu bityw razi go piorun i od tej chwili nosi na ciele nieestetyczne znamię, ale też odczuwa pociąg do tej samej płci. W myśl niebios, ma się on do końca...