Rozdział 8

235 31 5
                                    


Królestwo Hunar — Kamienny Zamek

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Królestwo Hunar — Kamienny Zamek

Król leżał na łóżku, a oczy miał wbite w kamienny sufit. Tkwił w takiej stagnacji już od kilku dni. Nie jadł, nie pił, nie przyjmował posłów ani urzędników. W dłoni cały czas ściskał sakiewkę z ziołami. Czuł, był przekonany, wiedział, że sen i chłopak ze snu, to ich sprawka. Chciał wyrzucić je w ogień, żeby przepadły, ale nie potrafił.

Gdy wybudził się nad ranem kilka dni temu, od razu pognał znów do lasu z Konradem, ale Pustelnika już nie było. Pomiędzy oszronionymi gałęziami grabów i sosen, po szałasie nie został ani ślad, ani też po ognisku, które palił tamtej nocy. I gdyby nie Konrad, który mu wtedy towarzyszył w wizycie, jaką złożyli Pustelnikowi, uznałby, że oszalał i że Pustelnik był tylko wytworem jego chorej wyobraźni. Bo w tej chwili czuł się chory. Słaby. Dosłownie.

Miał niezliczoną ilość pytań i ani jednej odpowiedzi. Wiedział jednak, kto mógłby mu ich udzielić i to dlatego zioła jeszcze nie spłonęły w kominku, ale to osłabiało go jeszcze bardziej.

Nie chcę tam wracać — mówił sam do siebie w myślach, mając oczywiście na myśli komnatę ze snu, choć wiedział, że to wierutne kłamstwo, za które ktoś inny zawisłby na stryczku, gdyby odważył się powiedzieć je głośno.

— Panie? — usłyszał zza drzwi głos Konrada, który dzień w dzień dopytywał o to samo. — Panie, czy wszystko z tobą dobrze?

Król westchnął ciężko. Konrad zawsze był jego przyjacielem, powiernikiem, ale czy tym razem? Co to, to nie. Co by sobie o nim pomyślał, gdyby mu zdradził, że czuje pożądanie do mężczyzny? Co pomyślałby lud? Ojciec przewróciłby się w grobie!

— Wejdź Konradzie — zaprosił go do środka.

Drzwi się uchyliły i wszedł przez nie wysoki blondyn, ubrany jak zwykle po żołniersku, w skórzane odzienie, a jego jasna czupryna wciąż tkwiła w nieładzie. Na ogorzałej od wiatru twarzy i w swoich błękitnych oczach miał wymalowane zmartwienie.

— Panie, czy źle się czujesz? — zapytał zatroskany.

Król przekręcił głowę w stronę okna.

Dlaczego to "panie" tak go drażniło? Dlaczego nagle ta jego wyższość nad wszystkim zaczęła mu doskwierać i ciążyć?

Bo uczucie ulgi i wytchnienia ze snu nie dało się zapomnieć, tak, jak te drwiące spojrzenie zielonych oczu. Chciał być traktowany tak, jak traktował go Jax. Ten krnąbrny chłopak ze snu, który nie miał pojęcia, z kim rozmawiał i doprowadzał go tym do szału, a jednocześnie sprawiał, że od pierwszej chwili poczuł z nim więź.

Cóż za niedorzeczność! — drwił Król sam z siebie. — Kim niby był ten chłopak do cholery, żebym czuł się podobnie?

— Panie? — powtórzył znów Konrad, o którego istnieniu Król pod naporem myśli o chłopaku ze snu już zdążył zapomnieć.

— Konradzie, muszę zostać sam — powiedział błagalnie.

— Ale panie, nic nie jadłeś ani nie piłeś, niepokoimy się o ciebie z Connorem — wyraził swoje zmartwienie Konrad.

— Każ przynieść posiłek, skoro tak was to martwi. Nie będę wychodził — zamarudził Król.

Konrad westchnął ciężko.

— Panie, a może jednak dałbyś się namówić? — zapytał ostrożnie. — Na dziedzińcu moi ludzie urządzili dziś walki, wiem, że je lubisz — ośmielił się zaproponować.

Król zwrócił twarz ku niemu z wymalowanym na niej zaciekawieniem, a niebieskie oczy Konrada zabłysnęły nadzieją.

— Dobrze Konradzie, już się zbieram — odpowiedział znienacka Król, zaskakując chyba nawet samego siebie, ale prawdą było, że chciał coś sprawdzić. — Istotnie masz rację, powinienem się rozerwać — zgodził się, choć widział konsternację Konrada.

Godzinę później siedział na wyściełanym futrem fotelu pod zadaszeniem, na balkonie kamiennego dziedzińca, wybrukowanego kamieniami w kształcie migdałów, a jego armia przyboczna urządzała walki. Młodzi mężczyźni odziani w skórzane spodnie i pomimo chłodu jedynie w skórzane kamizelki, spoceni niczym konie po biegu, miotali szpadami i toporami, pokonując siebie nawzajem i śmiejąc się przy tym głośno.

Król obserwował ich bacznie i chłonął wzrokiem każdy ruch i odgłos. Szukał wśród nich Jaxa. Może był żołnierzem? Jego postura by za tym przemawiała, ale to ubranie...

Muszę się wybrać do stajni — pomyślał i wciąż obserwował żołnierzy.

Każdy bez wyjątku miał twarz i ciało Jaxa. Ten chłopak jednym spojrzeniem uruchomił w nim tak silne pożądanie, że Król nie był w stanie się obronić. Widział go dosłownie w każdym człowieku.

Moje ciało mnie zdradza. Nie słucha. Sprzeciwia się, a za nim niewątpliwie podąża umysł. To niedorzeczne. Rozkosz kusi mnie i nakłania niczym ogień ćmę, żebym za nią podążał na pewną zgubę. Ten chłopak to sam diabeł. Ruchy jego ciała przywoływały wzrok niczym sługę, a myśli łapczywie dotykały jego mięśni. W jego oczach widać było, że napawał się swoim nade mną zwycięstwem — krytykował sam siebie Król.

Ani zacietrzewienie w wojnie, ani chęć zemsty nie były teraz dla Króla tak silne, jak to, co odnalazł w zaciemnionej sypialni ze snu. Miał wrażenie, że ten mroczny zakątek budzący coraz to większe pożądanie nie ma końca. Że już do końca życia będzie śnił ten sen i nigdy się nie uwolni od swoich pragnień, które paliły pod skórą coraz dotkliwiej i nie pozwalały skupić się na niczym innym. Wciąż tylko w myślach miał jego pełne usta, jego ciemne włosy i wyobrażał sobie, że wplata w nie palce, a ciepłe męskie ciało... blisko... dyszy spragnione... pieszczot.

Przestań o nim myśleć w ten sposób! — nakazywał sam sobie ostro, ale w tej samej chwili jeden z żołnierzy zrzucił górną część odzienia. Oczom Króla pokazała się męska, umięśniona klatka piersiowa i aż stęknął.

Odwrócił natychmiast wzrok.

— Każ mu się ubrać! — warknął na Konrada.

Ten stanął jak zaklęty w kamień. Zerkał to na Króla to na żołnierza w dole na dziedzińcu. Król zerwał się z fotela i żołnierze zamarli.

— Co on wyprawia! — wydarł się jak zwierze.

Roznegliżowany żołnierz uklęknął na jedno kolano.

— Panie, czy czymś cię uraziłem? — zapytał, dysząc ciężko.

Król zwrócił się w jego stronę i spiorunował spojrzeniem.

— Masz się natychmiast ubrać Jax! — krzyknął. — Armia ma być gotowa w każdej chwili! Mamy walczyć z wrogiem, a nie z febrą! — dał upust swojej złości.

Chłopak spuścił głowę. Z jego ust z każdym oddechem unosiła się para.

— Tak jest panie, ale...

— Niby jakie masz, ALE? — warknął na niego Król.

— Nazwałeś mnie panie Jax, a mnie zwą Riftan. Nie chcę, aby kto inny poniósł za mnie karę.

Król oprzytomniał. Tego było za wiele. Jego umysł zaczął płatać mu figle nawet już na jawie.

— Nie będzie żadnej kary, tylko dbaj o siebie — wydukał.

— Obiecuję panie — poprzysiągł Riftan i natychmiast narzucił na siebie pelisę, którą podał mu kompan walki.

Król spojrzał na Konrada. Na jego twarzy malowało się pytanie: "Kim jest Jax?", jednak nie odważył się powiedzieć go głośno. Nie znaczyło to jednak, że Król był niedomyślny i nie spodziewał się, że prędzej czy później Konrad nie zapyta. Ruszył zdenerwowany do swojej komnaty. Tuż za sobą słyszał ciężkie kroki Konrada. Zatrzasnął mu drzwi przed nosem, gdy tylko dotarli na miejsce, a Konrad nie ważył się go raz jeszcze tego dnia niepokoić.

Ciężki i zdenerwowany Król, położył się znów do łóżka, a sakiewka z ziołami paliła go w dłoń.

Może wcale go tam nie ma. Może to tylko urojenia. Pójdę i sprawdzę, a potem wrzucę sakiewkę do ognia. Potrafię się temu oprzeć! Nie byłbym Królem! — postanowił i spojrzał w stronę kominka.

Rozwiązał sakiewkę i zanurzył w niej palce. Pokruszył nimi zioła na język i momentalnie zasnął. Krótko po tym, jak zamknął powieki, obudził się po drugiej stronie snu.

Znów nie mógł dostrzec szczegółów, ale był pewien, że komnata wyglądała tak, jak poprzedniego razu. Świeca wciąż paliła się na komodzie, a za oknem zmierzchało. Była jednak pusta.

Usiadł więc na łóżku, twarzą do okna i patrzył na horyzont. Miał wrażenie, że mieniące się w zachodzącym słońcu leszczyny mają kolor jego oczu.

— To był tylko sen... — westchnął.

Chciał, żeby to było westchnienie ulgi, ale to było westchnienie żalu. Jaxa tu nie było.

— Wróciłeś — usłyszał za plecami miękki głos, który chciał usłyszeć. — Czekałem.

Odwrócił się natychmiast i uśmiechnął.

Zielone oczy ukryte pod ciemną opadającą nierówno grzywką znów patrzyły na niego jak wtedy. Teraz faktycznie poczuł ulgę.

Jax tu był.

Czekał.

Oj Królu złoty

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Oj Królu złoty... hłe hłe... ^^ szybko się poddałeś, ale czy na pewno? 

Do następnego!

Monika :)

Monika :)

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Królewskie pragnieniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz