Bardzo was proszę o pokazanie mi błędów, bo wattpad usunął mi dzisiaj pół rozdziału i wszystko poprzestawiał, więc już drugi raz go nie sprawdzałam. I to jest najdłuższy rozdział tego ff, na ok. 3600 słów, enjoy! :3
******
Lou
Wstałem wcześnie, czując się wypoczęty, kiedy pomyślałem o nadchodzącym przede mną dniu.
Zepchnąłem rozmowę z mamą na dalszy plan, bo w mojej głowie pojawiły się nowe myśli.
Może ci pierwszoroczni nie będą tacy źli? Może nie będą irytującymi małymi gnojkami, którzy myślą, że wszystko im się należy, bo byli najstarsi w szkole podstawowej, ale już nie są w szkole podstawowej i...
Harry uderzył mnie w czubek głowy.
— Za co to było? — powiedziałem, pocierając miejsce, w które mnie uderzył.
— Myślisz za dużo, doprowadzasz mnie do bólu głowy i nie obchodzi mnie jacy są pierwszoroczni. Możemy łatwo zmusić ich do biegu, jeśli będą denerwujący — Harry mruknął, mając wciąż ukrytą twarzą w poduszce, gdy odwrócił się do mnie z zaspanym wyrazem twarzy.
— Uderzenie mnie nie było konieczne — uśmiechnąłem się do niego, kiedy siadłem okrakiem na jego talii. Jego ciało było wciąż przykryte, a moje się nad nim unosiło. Podniosłem się tak, że moje usta przesunęły się po jego ustach i powiedziałem: — Mógłbyś z tym skończyć.
Objąłem jego wargi swoimi i trzymałem usta zamknięte, dopóki Harry nie zaczął błagać mnie o pogłębienie pocałunku, przesuwając językiem po mojej dolnej wardze, rozdzierając ją zębami, a nawet wodząc wszędzie rękoma, żeby spróbować wywołać reakcję.
Uśmiechnąłem się lekko, gdy jęknął, kiedy tylko mój język dotknął jego dolnej wargi, a on szeroko otworzył usta.
Harry pozwolił mi przejąć pełną kontrolę, gdy wił się pode mną, a jego biodra rwały się do spotkania z moimi przez kołdrę.
Kiedy Harry wydał z siebie praktycznie głośny, urwany jęk, odciągnąłem go i zacząłem naznaczać jego już posiniaczone obojczyki i szyję jeszcze większą ilością kolorowych śladów.
Harry syczał z zimna, ale przyciągnął mnie z powrotem do siebie, gdy jego głowa odchyliła się z rozkoszy.
Głośne pukanie do drzwi przerwało jeden z najwyższych jęków Harry'ego i ktoś krzyknął z drugiej strony: — LOUIS, ZABIERZ SWOJĄ RĘKĘ, USTA, CO TYLKO TAM MASZ, Z DALA OD STYLESA I RUSZ TUTAJ SWÓJ TYŁEK!
Stan.
Harry spojrzał na mnie z oczami szczeniaka.
— Hej, nie dąsaj się. Chcesz go zdenerwować? — szepnąłem do Harry'ego, szturchając go w boki.
W oczach Harry'ego pojawiły się iskierki, kiedy uśmiech uświetnił jego twarz.
— Rozbierz się szybko — szepnąłem.
Ściągnąłem wszystkie moje ubrania, ale zatrzymałem się przed zdjęciem moich bokserek, patrząc w górę na nieruchomego Harry'ego.
— Bokserki też — powiedziałem cicho.
Harry ściągnął swoje, gdy ja rzuciłem moje przez pokój.
— LOUIS! OTWÓRZ DRZWI! — krzyknął Stan, waląc w nie mocniej.
Wspiąłem się na Harry'ego, uśmiechając się do niego, potem krzyknąłem: „OTWARTE!”, przed ponownym złączeniem moich ust z Harry'ego i przyspieszając ocieranie się o niego.
CZYTASZ
Co-Captains (Tłumaczenie PL)
FanficHarry i Louis byli współkapitanami, problem tkwił w tym, że nie mogli ze sobą wytrzymać. Dobrze się ze sobą dogadywali, ale tylko wtedy, gdy chodziło o piłkę nożną. All credits go to @directionmclfied