16. Redakcja czy korekta, czyli co oni, u diabła, robią z moją książką?!

182 27 3
                                    

Dzisiaj uporządkuję jedną rzecz, która czasem pojawia się wśród pytań — a mianowicie czym różni się redakcja od korekty, dlaczego to jest rozdzielane i jaką rolę odgrywa w tym wszystkim autor.

Ostatnio opowiedziałam Wam, jak wygląda proces redakcji książki i że wcale, ale to wcale nie jest taki straszny, jak piszą (i jak się wydaje). Nie będę więc powtarzać tego samego — przypomnę tylko, że redaktor poprawia stylistykę, bada, czy ciąg wydarzeń na pewno jest spójny, postacie zachowują się naturalnie, a książka technicznie prezentuje się zadowalająco. To osoba, z którą, jak z beta readerem można rozmawiać na temat "jak podkreślić, że Tommy kocha Alice" oraz "czy intrygę, jaką zaplanowała Anathema względem króla smoków trzyma się kupy".

W poprzednim rozdziale wspomniałam też, że redaktor poprawi Wam interpunkcję i jest to prawda, ale... tylko częściowo. Bo tak naprawdę redaktor nie jest w pełni od tego. Po zakończeniu prac redakcyjnych następuje bowiem kolejny etap, równie ważny — korekta.

Co więc robi korektor? To właśnie osoba, która łowi wszystkie zagubione czy nadprogramowe przecinki i kropki, a także poprawia tak zwane błędy typograficzne. Mają one śmieszne i absolutnie nic niemówiące nazwy potoczne, więc krótko je wymienię:

- bękart: kiedy nowa strona zaczyna się od fragmentu zdania, który kończy akapit rozpoczęty na poprzedniej stronie, mówimy o bękarcie;

- wdowa: to krótki, nierzadko jednowyrazowy wers, który kończy akapit powyżej. Mówiąc bardziej po ludzku, jeśli akapit kończy się tak, że ostatni wyraz zdania znajduje się w nowej linijce, jest to właśnie wdowa;

- szewc: kiedy ostatnią linijką na danej stronie jest fragment pierwszego zdania nowego akapitu, mówimy o błędzie typu szewc;

- sierota: pojedyncza litera, najczęściej spójnik ("a" lub "i") pozostawiony na końcu wiersza (linijki).

Są jeszcze inne błędy i wytyczne, jakie należy spełnić, ale to już dosyć drobiazgowa wiedza i niestety bez tak urocznych nazw — zdarzają się natomiast te ładne, jak na przykład ligatura.

Czego natomiast korektor NIE robi? Przede wszystkim — nie wnika w fabułę czy kreację świata. Jeśli przy lekturze przyjdzie mu do głowy, że coś się nie spina, a bohater X zachowuje się nielogicznie, to, jak to się mówi, "po ptokach". Moja znajoma po edytorstwie, która zajmowała się właśnie korektą, mówiła, że to jedna z najboleśniejszych części jej pracy — to, że widząc błąd w fabule, nie może go poprawić. Często nie ma też na to czasu.

A gdzie w tym wszystkim jest autor? Korekta dzieje się niejako ponad jego głową i, w przeciwieństwie do redakcji, ma on niewielki wpływ na ten element procesu. Nie zatwierdza wprowadzanych przez korektora zmian — ma natomiast prawo poprosić o zobaczenie książki po korekcie czy po składzie. W sumie to ważna rzecz do podkreślenia: zawsze macie do tego prawo. Czy ja to zrobiłam? Odpowiedź brzmi: nie, bo po pierwsze zaufałam wydawcy, a po drugie, z ręką na sercu, po maglowaniu "Iskry" przez parę miesięcy nie mogłam już na nią patrzeć :D

Czyli, podsumowując: redaktor jest od bardziej wnikliwego przyglądania się fabule, samej opowieści, światowi i bohaterom. Korektor opiekuje się natomiast stroną czysto techniczną, między innymi przecinkami, kropkami, półpauzami i ogólnym wyglądem książki. Dwa niby podobne elementy, ale w praktyce — zupełnie różne.

W razie pytań oczywiście zapraszam do zostawiania komentarzy, a tymczasem — do następnego!

~Kasia

Z Wattpada do księgarni - notatki z procesu wydawniczego ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz