Rozdział 14

836 49 2
                                    

Ash*

Siedziałem przy jej łóżku głaszcząc delikatnie dłoń dziewczyny, która była niemal sina. Wyglądała tak bezbronnie. Ciężko było mi to przyznać nawet przed samym sobą ale głupio zrobiłem nie wybiegając za nią. Wtedy może wszystko potoczyło by się inaczej a ja nie czułbym się tak podle. Poczułem czyjąś dłoń na ramieniu.

- Co z nią?

- Jej stan jest stabilny. Potrzebuje jedynie ciepła i paru dni spędzonych w szpitalu.

- Jak to się stało?

Luke popatrzył na mnie ze współczuciem, którego wcale nie potrzebowałem.

- Świątkowie twierdzą, że widzieli zapłakaną dziewczynę przebiegającą przez park. Było ciemno więc nie ma stuprocentowej pewności ale ludzie mówią, że potknęła się i wpadła do pobliskiego stawu.

- Wierzysz w to?

Obydwoje popatrzyliśmy na Kate. Nawet teraz można było dostrzec, że płakała. Całą twarz miała opuchniętą od lodowatej wody ale najbardziej oczy - od łez.

- Myślę, że nie byłaby do tego zdolna.

W duchu odetchnąłem z ulgą. Potrzebowałem kogoś kto powie to na głos, kogoś kto powie, że Kate nie wskoczyła do wody specjalnie. Tego byłoby już dla mnie za wiele. Potrzebowałem jej. Bez niej moje zadanie i praca - wszystko poszłoby na marne. Okryłem ją szczelniej kocem i pogładziłem po mokrych włosach.

- Chcesz mi coś powiedzieć?

- Co masz na myśli?

Luke sięgnął po oddalone krzesło i usiadł obok mnie. Czułem na sobie jego spojrzenie ale nie miałem zamiaru zaczynać tej rozmowy.

- Już drugi raz wylądowała w tym szpitalu. Wcześniej sam ją tu przyniosłeś błagając mnie o pomoc. Teraz gdy mieszkacie razem pogotowie przywozi dziewczynę, która jest ledwo żywa. O popatrz, jak się przyjrzysz to chyba ona. - wskazał ręką na Kate na co tylko przymknąłem oczy.

- Zbieg okoliczności.

- Naprawdę? Pozwól, że co coś pokarzę.

Wyciągnął mnie siłą na korytarz i wskazał łóżko w sali na przeciwko. Poszedłem do szyby aby lepiej się przyjrzeć. Zbiegi okoliczności zaczynają mnie prześladować.

- Biedny chłopak. - westchnął Luke teatralnie. Spojrzałem na niego z ukosa, znałem go zbyt dobrze żeby wiedzieć, że nie jest zdolny do współczucia. Zwłaszcza dla całkiem obcej osoby. - Ktoś złamał mu nos podczas bójki. Nie uważasz, że jest łudząco podobny do naszej koleżanki?

- Dobra. Skąd wiesz?

- Rozmawiałem z Billem.

- Sukinsyn! Miał milczeć jak grób...

- Wyluzuj. Zmusiłem go aby mi powiedział, wydawało mi się zbyt dziwne, że trzymasz dobrowolnie w domu jakaś dziewczynę.

- Przyzwyczaj się, trochę u mnie zabawi.

- Wiem. Słyszałem o zadaniu.

Szczęka mi opadła. Już nikomu nie można ufać, zwłaszcza w własnych szeregach. A co dopiero mówić o dyskrecji. Bill to większy plotkarz niż niejedna baba.

- Skoro już wszystko wiesz, to po co się pytasz?

- Chciałem to usłyszeć od ciebie. - uśmiechnął się szeroko poklepując mnie przyjacielsko po ramieniu aż się we mnie zagotowało.

- Zaraz oberwiesz...

- Nie zrobisz tego. Jesteśmy w szpitalu a ja jestem ordynatorem, jeśli mnie dotkniesz rzuci się na ciebie cała ochrona i nawet taki twardziel jak ty nie da sobie z nimi wszystkimi rady. - widząc moją zrezygnowaną minę, uśmiechnął się jeszcze szerzej i odtańczył wokół mnie taniec radości. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby ten facet nie miał 30 lat. Spojrzenie ludzi skierowały się na nas. Powstrzymałem doktorka zanim ewoluował na nowy poziom.

Kocha, lubi, szanuje?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz