Rozdział XXXVII

539 26 0
                                    

Wróciłam zupełnie zmęczona do swojego pokoju. Zadanie z astronomii zajęło mi znacznie więcej czasu niż przewidywałam. Wykończona rzuciłam wszystkie swoje rzeczy na łóżko, a następnie sama padłam na nie wycieńczona. Nie pamiętam jak wiele czasu minęło, gdy usłyszałam głośne pukanie do drzwi. Wstałam zaskoczona i pociągnęłam za klamkę. Po drugiej stronie ujrzałam Emily. Dziewczyna spojrzała na mnie wyczekująco.

- Tylko nie mów mi, że nie idziesz? - W końcu przemówiła.

- Idę? Gdzie? - Spojrzałam na nią niezrozumiale.

- No na imprezę. - Wydusiła ściszonym głosem.

- Wybacz zupełnie zapomniałam. - Jęknęłam, przypominając sobie o naszej rozmowie. - Chyba nie dam rady. Nawet nie jestem gotowa.

- Przestań! - Powiedziała i pokręciła głową. - To żadna wymówka. Wystarczy machnięcie różdżką i będziesz gotowa. Nie chce już słyszeć twoich tłumaczeń. Ja tu poczekam, a ty ubierz coś ładnego.

Wzdychając zamknęłam drzwi i pokręciłam głową. Podeszłam do lustra i spojrzałam na swoje odbicie. Czekało mnie znacznie więcej niż machnięcie różdżką. Kiedy już uporałam się z moimi włosami, doprowadziłam swoją twarz do ładu i ubrałam ciemne spodnie oraz białą bluzkę z długim rękawem, byłam gotowa. Wyszłam z pokoju, a gdy nie ujrzałam tam Emily, podążyłam do pokoju wspólnego, gdzie dostrzegłam ją, stojąca wraz z innymi puchonami. Kiedy do nich dołączyłam podzieliśmy się na grupy i ostrożnie udaliśmy się w stronę lochów.

Dotarłszy wspólnie pod masywne wrót, znajdujące się na końcu ciemnego korytarza, jeden z obecnych z nami puchonów, szepnął zaklęcie, otwierając przed nami przejście. Wkroczyliśmy w ciemność, która nas pochłonęła, a wtedy uderzyły we mnie wspomnienia, kiedy to po raz pierwszy szłam tą drogą i chwyciłam Lorę za rękę. Nim zdołałam zupełnie przepaść w tęsknocie za przyjaciółką ujrzałam jasne światło, które wydostawało się z sali. Chwilę później dotarliśmy, do monumentalnej komnaty otoczonej przez olbrzymie kolumny. Przekroczyliśmy barierę, która chroniła pomieszczenie i dobiegł nas dźwięki muzyki przeplatanej głośnymi rozmowami.

- Chcesz się czegoś napić? - Emily stanęła tuż obok mnie.

Skinęłam głową i podążyłam z nią do stolika przy którym znajdował się trunki. Chwyciłam za kieliszek, który podała mi blondynka i stanęłam wraz z dziewczyną między innymi puchonami. Czułam się lekko zakłopotana, nie mogąc złapać z nimi wspólnego języka. Przyglądałam się im, udając zainteresowanie rozmową, jednak myślami byłam zupełnie w innym miejscu. Trudno było mi stwierdzić jak wiele czasu minęło, kiedy moją uwagę przykuło dwoje kłócących się ludzi. Zaczęłam przyglądać się im uważniej i wtedy dostrzegłam, że jednym z nich jest Fred Show. Obserwowałam całe zajście, aż do momentu kiedy przepychanki zamieniły się bójkę. Bez zastanowienia ruszyłam w ich stronę, a gdy dotarłam do nich, Fred leżał już na ziemi ocierając stróżkę krwi spływającą z jego nosa.

- Jesteś cały? - Zapytałam i kucnęłam przy nim.

- Za dużo wypiłem. - Wymamrotał pijackim głosem. - Chyba mi nie dobrze.

Spojrzałam na niego zaniepokojona. Był zupełnie pijany. Nigdy nie byliśmy w bliskich relacjach i jedną rzeczą jaka nas łączyła była Lora, dlatego ze względu na nią postanowiłam, że mu pomogę.

- Dasz radę wstać? - Zapytałam wyczekując szybkiej odpowiedzi.

- Ta. - Jęknął niewyraźnie, a ja westchnęłam ciężko.

Chwyciłam go za ramię i odliczając do trzech, pomogłam mu wstać. Był znacznie cięższy niż przewidywałam. Oparł się o mnie, a jego wzrok był zupełnie nieobecny. Rozejrzałam się szukając, któregoś z jego kolegów, jednak nikogo nie zdołałam odnaleźć.

The enemy | Draco Malfoy/OC, Mattheo Riddle/OC |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz