Rozdział 11

196 28 4
                                    


Królestwo Hunar — Kamienny Zamek

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Królestwo Hunar — Kamienny Zamek

Chłód powoli spowijał świat i układał go do snu. Zima była coraz bliżej. Skaliste wierzchołki gór pokryte były już śniegiem, który lada dzień miał stoczyć się z nich i zakryć całą ziemię, a słońce wznosiło się z dnia na dzień coraz niżej nad horyzontem i chowało w mroźnej szarości nieba.

Król stał przed lustrem w swojej komnacie i przyglądał się swojemu odbiciu. Miał na sobie jedwabną, białą koszulę jak zwykle zawiązaną pod samą szyję, a na plecach haftowaną pelisę z futrzanym kołnierzem.

Jego myśli od wielu dni wciąż wracały do ziół w sakiewce, choć on sam wzbraniał się przed powrotem do snu. Nie sięgał po nie i nie wracał do tego miejsca, tak jak obiecał Jaxowi, ale też nie spalił ich, tak, jak obiecał sobie.

Stał na rozdrożu. Zdezorientowany.

Z jednej strony czuł z tego powodu złość na samego siebie, że nie potrafił tego od siebie odgrodzić, odciąć jak sztyletem. W odbiciu srebrnej tafli lustra widział przez to w sobie słabego człowieka, który nie potrafił oprzeć się pokusie. Jego usta wykrzywiał grymas, jakby gardził samym sobą.

Z drugiej strony czuł zniecierpliwienie i lęk gdzieś głęboko w piersi, że gdyby spalił zioła, Jax mógłby zniknąć na zawsze. Nie chciał, żeby znikał. On był taki sam jak Król. Czuł to samo, ale potrafił to wyrazić. Król mu tego zazdrościł. Tej otwartości. Kim był, że stać go było na nią?

Zerknął w stronę sakiewki. Był tam jeszcze? — pytał z trwogą sam siebie w myślach o Jaxa, ale nie chciał się też ugiąć i wrócić do snu, aby to sprawdzić i tym samym dać świadectwo swojej słabości, ale ta uchylona furtka w postaci niespalonej sakiewki, drążyła jego umysł jak woda kamień. Powoli naginała jego siłę woli i czekała aż pęknie. Nie chciał pękać. Nie tego uczył go ojciec. Poza tym, czy to nie byłaby hipokryzja? Przecież zarzucił Jaxowi niesłowność i brak honoru, a teraz sam zrobiłby tak samo.

Wciąż jednak miał mnóstwo pytań i wciąż ani jednej odpowiedzi, ale czuł się przez zioła zwodzony i otumaniony. Dlatego to on postanowił je oszukać i zrealizować pomysł, który majaczył mu w głowie od samego początku.

— Muszę go odnaleźć, bo oszaleję. Muszę dostać odpowiedzi. Muszę sprawdzić, czy on rzeczywiście jest taki jak ja. Ale nie we śnie. Tu. W realnym świecie — mówił sam do siebie. — Konradzie! — zawołał po niego.

Konrad stawił się w jego komnacie w mgnieniu oka.

— Panie? Wzywałeś — zwrócił się do niego pokornie.

— Każ się stawić w pałacu wszystkim generałom — nakazał.

— Oczywiście panie — odpowiedział uradowany Konrad.

Liczył na rychłą wyprawę na wojnę, ale nie wiedział jeszcze, jak bardzo się przeliczył.

Generałowie zgromadzili się w wielkiej sali obrad jeszcze tego samego popołudnia w towarzystwie rozgorączkowanych rozmów i przypuszczeń, co do rychłego ruszenia na kolejną bitwę.

Król stanął naprzeciw nich wszystkich i zmierzył ich uważnym spojrzeniem. Mierzył nim chwilę każdego z osobna, ale było ich zbyt wielu i mógłby w nieskończoność doszukiwać się w każdym z nich podobieństwa do Jaxa, zwłaszcza że przecież chłopak mógł być podobny do matki.

— Który z was ma syna? — zapytał.

Kilkoro podniosło rękę, razem z brwiami zaskoczonego Konrada.

— Reszta może odejść — nakazał.

Część generałów wyszła z wielkiej sali, a towarzyszył im pomruk cichych, aczkolwiek rozgorączkowanych rozmów. Dopytywali jeden drugiego, o co mogło chodzić Królowi. Kiedy zniknęli, Król zwrócił się do garstki, która pozostała na sali.

— Jeśli wasz syn ma więcej niż szesnaście lat, zostańcie. Reszta może odejść — nakazał.

Generałowie spojrzeli po sobie, a Konrad o mało zapomniał jak mrugać, tak szeroko miał otwarte oczy ze zdziwienia.

— Panie, zdradź mi, o co chodzi? Czy któryś czemuś zawinił? — dopytywał, ale Król go ignorował.

W sali pozostał jeden generał. W sile wieku, barczysty i z groźnym spojrzeniem. Król już zacierał ręce. Był niemalże pewien, że widzi w nim podobieństwo do Jaxa.

— Ile lat ma twój syn? — zapytał generała.

— Dwadzieścia cztery, wasza wysokość — odpowiedział generał, pochylając przed Królem głowę.

Król się skrzywił. Dwadzieścia cztery to było za dużo. Jax nie miał tyle. Przyznawał się do osiemnastu, ale kto go tam wiedział, ile miał naprawdę, w sprawie ojca generała jak widać, również kłamał, jednak na pewno nie miał dwudziestu czterech lat. Poczuł złość na chłopaka.

— Czy twój syn służy w armii? Potrafi władać mieczem? — dopytywał dla pewności Król.

Generał był tak zdziwiony, że ośmielił się na niego spojrzeć.

— Oczywiście panie, jestem z niego bardzo dumny — odpowiedział pewnym siebie głosem.

Król się skrzywił. Generał nie był ojcem Jaxa, który go nienawidził.

— Jakie nadałeś mu imię? — zadał ostateczne pytanie.

— Riftan.

Królewskie pragnieniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz