Erwin pov.
19:56 poniedziałek.
-Mustang, Raptor i 2 victorie ciągle siedzą nam na ogonie... - powiedział David spoglądając nerwowo na kierującego Carbonare.
-Wiem kurwa.- wysyczał zdenerwowany. - Co z Erwinem?
-Traci dużo krwi, potrzebuję szybkiej pomocy medycznej. - powiedział Vasquez uciskając moją krwawiącą ranę.
-Dam radę, skup się na drodze Nico. - powiedziałem cicho.
Godzinę temu miała miejsce rozprawa sądowa mojego przyjaciela, Dii Garcon. Został on skazany na wyrok śmierci przez liczne porwania jak i próby morderstw funkcjonariuszy. Razem z Carbonarą, Davidem i Vasquezem udało nam się go odbić podczas chwili nieuwagi policji. Niestety podczas wsiadania do auta zostałem postrzelony w dosyć mocno postrzelony w klatkę piersiową.
Uciekaliśmy już dobre 20 minut, z pomocą Sana udało się nam pozbyć jednego helikoptera, ale nie wiedzieliśmy kiedy kolejny wystartuje z Komendy. Na nasze nieszczęście auto którym się poruszaliśmy zaczęło się destylować.-Nie uciekniemy im.- powiedział Carbo skręcając w małą uliczkę.
-Chcesz się z nimi strzelać? - zapytał Dia spoglądając na mnie nerwowo. - Erwin nie da rady, pozatym jest nas za mało.
-Dajcie mi chwilę. - powiedział białowłosy wybierając do kogoś numer.
Czułem jak robi mi się coraz cieplej i duszniej, obraz przed moimi oczami powoli się rozmazywał.
-Erwin, zostań z nami. - powiedział Vasquez, klepiąc mnie lekko po twarzy.
-Erwin kurwa! - wykrzyczał David.
-Nasi czekają na nas na dokach. - powiedział Carbo przyspieszając. - Trzymaj się siwy.
-Vasquez.. - wyszeptałem przyciągając chłopaka bliżej siebie aby nikt inny nie usłyszał moich słów. - Obiecaj mi że dopilnujesz aby Dia uciekł, nawet moim kosztem.
-Obiecuje.- wyszeptał a jego głos lekko się załamał. - Ale wyjdziemy z tego wszyscy.
Przeniosłem swój wzrok na mężczyznę po mojej prawej, miał na sobie granatowy garnitur poplamiony moją krwią. Nie potrafiłem wyczytać z jego twarzy czy sie bał, czy był wściekły a może i smutny.
Pamiętam gdy spotkaliśmy się pierwszy raz, był taki bezbronny i niewinny. Ten chłopak potrafił skraść każdemu serce, swoim szczerym uśmiechem, dobrocią i oddaniem dla bliskich mu osób. Miał też swoją ciemną stronę o której przez dlugi czas nie mieliśmy pojęcia i która doprowadziła do tej oto sytuacji.
Spojrzałem na widok za oknem orientując się że jesteśmy coraz bliżej celu.-Zaraz będziemy na miejscu, Dia weź Erwina pod ramię i uciekajcie ile sił w nogach w stronę portu. Kui i Heidi tam na was czekają, wezmą was w bezpieczne miejsce i wam pomogą. - Powiedział Carbonara wjeżdżając na teren doków.
-Proszę uważajcie na siebie,nie chce aby ktos jeszcze ucierpiał z mojego powodu. - powiedział Dia marszcząc przy tym czoło.
W pewnym momencie gwałtownie zachamowaliśmy, na znak Carbonary wysiedliśmy z auta, nie minęła nawet chwila a w naszą stronę poleciały pierwsze pociski. Dia natychmiastowo objął mnie w pasie i zgodnie z planem uciekaliśmy w stronę portu. Słyszałem za nami krzyki policjantów i coraz to częstsze strzały. Jedna kula trafiła w nogę Dii powodując że obydwoje upadliśmy na ziemię.
-Kurwa! - wykrzyczał łapiąc się za krwawiącą nogę.
-Uciekaj... - wychrypiałem.
-Nie zostawię cię. - powiedział Dia wstając.