Rozdział 12

222 29 13
                                    


Sen

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Sen

— Spokorniejesz? — powtórzył Simon, nie kryjąc zaskoczenia.

Jax opuścił wymierzony w Simona palec i przestąpił z nogi na nogę, skrępowany. Wiedział, że zachował się jak desperat, ale nie miał innego wyjścia. Chciał, żeby Simon tu został. Przygryzał nerwowo dolną wargę, a oczy co chwila podnosił na niego, to nimi od niego uciekał. Przytaknął skinieniem głowy.

— Yhm.

Miał wystarczająco dużo czasu, żeby zdać sobie sprawę, że chce spokornieć. Najpierw był pewny, że Simon wróci lada noc, a potem z każdą kolejną coraz mniej, aż w końcu poczuł żal tak dotkliwy, że zapiekły go pod powiekami łzy. Żałował, że tak postąpił, chociaż ilekroć przypomniał sobie jego usta na swoich i te ciepłe uda na swoim brzuchu, nie mógł zaprzeczyć, że czuł pożądanie. Simon mu się niesamowicie podobał. Te jego jasne policzki, wiśniowe usta, bursztynowe spojrzenie i fale we włosach. I to jego znamię na piersi. Ono go fascynowało. Chciał je zobaczyć, dotknąć... scałować z jego skóry. To było niesamowicie pociągające, a fakt, że że Simon czuł do niego słabość, choć się jej wypierał, był jeszcze bardziej pociągający. Im bardziej się zapierał, tym bardziej Jax chciał go zdobyć. Ale było coś jeszcze. Simon nie widział w nim tego kogoś, kogo Jax się wstydził najbardziej. Nie widział w nim syna generała, który miał zbyt wysokie aspiracje. Nie widział w nim młodego mężczyzny, który wstydził się swojego pochodzenia. Widział w nim zwykłego chłopaka. Może nawet uważał go za kogoś gorszego od siebie, ba, na pewno tak było, ale Jaxowi było to tym bardziej na rękę. Chciał być kimś zwykłym. Tu w tym śnie i nie tylko tu, bo gdy w nocy nie spotykał Simona we śnie, szukał go za dnia w rzeczywistości. W przerwach w musztrze i cięgach, jakiego obrywał z rąk ojca, błądził razem z Chazem, Averym i Kolem po dzielnicach kupieckich i wypatrywał bursztynowych oczu. Był pewien, że Simon jest synem bogatego kupca. Nie spotkał go jednak, ale to go nie zniechęcało. Pamiętał, że chłopak wspominał, że służy w armii, więc mógł już mieszkać w koszarach, a te były niedostępne dla zwykłych ludzi, toteż Jax nie mógł się już doczekać, aż wstąpi w szeregi wojska. Nocami wciąż jednak wracał do snu, a za dnia w dzielnice kupieckie i wciąż szukał, ale nie znalazł, aż do dzisiejszej nocy. Nie mógł zaprzepaścić takiej szansy. 

— Obiecuję — powtórzył, patrząc mu w oczy, a potem znów uciekł nimi w popłochu.

Simon uśmiechnął się na to jego skrępowanie, a obietnica sprawiła, że zobaczył w nim kogoś nowego. Odmienionego. Już nie był hardy i zuchwały. Był miękki i wrażliwy. Czuły. Nagle z łobuza przemienił się w grzecznego chłopca, choć wciąż w jego oczach tliły się iskierki temperamentu. Simon wiedział, że pokora długo nie potrwa i lada chwila Jax znów pokaże rogi, ale to nie tak, że Simon chciał utrzeć mu nosa swoją nieobecnością, tylko po prostu teraz był pewien, że Jax nie ma złych intencji. Serce ścisnęło mu się w piersi. Ten chłopak podobał mu się coraz bardziej. To stawiało go w całkiem nowej sytuacji i... cieszył się z tego, choć wiedział, że nie powinien. Nie powinien go zwodzić, że jest nim zainteresowany w sposób, na który Jax liczył, ale nie potrafił się oprzeć. Pierwszy raz poczuł się przy Jaxie swobodnie. Mógł opuścić wysoko uniesione pięści i przestać... się bronić. Mógł cieszyć się jego towarzystwem. Poobserwować, może zadać pytania, na które chciał znać odpowiedzi.

— Mówisz prawdę, czy znów się zawiodę? — zapytał dla pewności  i złapał się za boki. 

Twarz Jaxa natychmiast wykrzywił grymas niezadowolenia.

— Jesteś podły — wysyczał. — Ukorzyłem się przed tobą — wyrzucił mu z pretensją i zacisnął pięści. 

Simon się uśmiechnął. Spodziewał się po nim takiej reakcji, a nawet jej oczekiwał. Wiedział, że to wyznanie musiało go wiele kosztować, ale to dawało mu gwarancję, że to wciąż był ten sam Jax, tylko że na uwięzi. Kłapał co prawda wciąż zębiskami, ale wiedział, gdzie jest granica, a to było dla Simona szalenie ważne.

— Wciąż chcesz rewanżu? — zapytał, zamiast znów się z nim przekrzykiwać.

Jax patrzył mu w głęboko w oczy.

— Chcę — odpowiedział natychmiast, a na jego ustach pokazał się znów znikomy uśmiech. — Ale czy to muszą być szachy? — zapytał z rezygnacją i przekrzywił głowę na bok. — Może lepiej...

— Tak, to muszą być szachy — przerwał mu Simon.

Jax westchnął zawiedziony i spuścił głowę. Grzywka opadła mu na jedno oko. Simon uśmiechnął się szerzej.

— Nie potrafisz w nie grać, że tak ci z nimi nie po drodze? — zapytał z kpiną. — Śmiało, możesz się przyznać, nie będę się śmiał, obiecuję.

Jax wykrzywił usta z dezaprobatą i spojrzał na niego spod byka.

— Potrafię, przecież już mówiłem — warknął.

— Niby mówiłeś, ale chyba muszę o wszystko zapytać dwa razy, bo wszystko, co powiedziałeś mi wcześniej, być może było kłamstwem, tak jak twoja słowność — dokuczał mu Simon.

Jax zacisnął zęby.

— Radzę, żebyś zamilkł! — pogroził.

— Nie byłbyś sobą, gdybyś się nie uniósł, prawda? — znów zakpił z niego Simon.

Jax prychnął pogardliwie, ale dobrze wiedział, że Simon miał rację. Nie znaczyło to jednak, że mógł tak sobie z niego drwić, tylko dlatego, że przyznał mu się, że mu zależy, żeby tu został.

— Potrafię grać w szachy, ale to gra dla nudziarzy — powiedział opryskliwie.

Simon się zaśmiał. Strasznie podobał mu się ten zezłoszczony Jax.

— Widocznie jestem nudziarzem — przyznał. — Jeśli nie chcesz z kimś takim grać... — przekornie wziął go pod włos.

— Tego nie powiedziałem — przerwał mu szorstko Jax i niemalże zazgrzytał zębami, co znów niesamowicie się podobało Simonowi.

Dosłownie aż drżał z emocji i ze śmiechu.

— Drwię sobie z ciebie, nie denerwuj się tak — próbował załagodzić i trącił palcami jego brodę.

Jax obrzucił go zdegustowanym spojrzeniem, ale jemu też się podobało. Simon był śmielszy i bardziej przez to przystępny. Dotknął go z własnej nieprzymuszonej woli, choć gest był umniejszający, jakby Jax był jakimś dzieciakiem.

— Widzę. Dobrze się bawisz? — zapytał, maskując tym urazę, ale nie czekał na odpowiedź. — Dobra, zagrajmy w te nudne szachy — westchnął zrezygnowany i przewrócił oczami. — Tylko skąd je tutaj weźmiemy?

Simon, gdyby mógł, to klasnąłby w dłonie, ale się powstrzymał. Jax mu się podobał taki okiełznany. Rozejrzał się po komnacie i podszedł do komody. Otworzył jedną z szuflad, a tam jak na zawołanie schowana była szachownica.

— Proszę! Oto i one! — ucieszył się.

Spojrzał przez ramię na Jaxa, trzymając w ręce drewniane pudełko, w którym brzęczały pionki. Jax raz jeszcze przewrócił oczami, a potem opadł ciężko na łóżko, twarzą do poduszki. Pachniała Simonem. Uśmiechnął się sam do siebie i delektował zapachem.

— Lepiej byśmy zrobili, gdybyśmy raz jeszcze się pojedynkowali — zakwestionował mówiąc do poduszki.

— Właśnie będziemy to robić, ale na szachownicy — zadrwił Simon i usiadł obok niego.

Rozłożył szachownicę i ustawił na niej pionki.

Królewskie pragnieniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz