8.

181 9 4
                                    

-RZESZA! -krzyknoł Niemcy.

-Niemcy spokojnie. Przyprowadziłem go tu. -powiedziałem spokojnym głosem.

-Ale dlaczego?! Dobrze wiesz, że jest niebezpieczny! -krzyknoł. Rzeszy trochę zrzedła mina.

-Nie jest niebezpieczny.. Poza tym nie był w najlepszym stanie gdy go zobaczyłem... -powiedziałem starając się być spokojnym.

Mimo, że w tym domu krzyków nie brakowało, źle mi się one kojarzyły. Odechciało mi się jeść więc życzyłem wszystkim smacznego i udałem się do mojego pokoju, znajdującego się na piętrze.

Zamknąłem za sobą drzwi na klucz bo w tej chwili chciałem być sam... Usiadłem na łóżko i przybliżyłem swoje kolana do klatki piersiowej. Nie wiedząc kiedy zasnołem.

• • •

(Dop. Aut. Powiedzmy, że u nich święta już minęły, bo tak) Kilka dni później, gdy siedziałem w pokoju słuchając mojego ulubionego zespołu rockowego, który nosi nazwę Dżem, przypomniałem sobie o pewnej rzeczy.

Wyłączyłem szybko telefon wstając z łóżka i wyszedłem z pokoju. Pokierowałem się w dół po schodach do salonu. Zobaczyłem tam ZSRS i Rzeszę komentujący jakiś horror.

-Hej. -powiedziałem podchodząc do nich.

-Guten tag. -odezwał się Rzesza.

-Доброе утро. -powiedział ZSRS- potrzebujesz czegoś?

-Chciałem się zapytać, kiedy możemy wyruszyć na poszukiwania mojego ojca? -zapytałem trochę zestresowany.

Obaj milczeli przez dłuższą chwilę, powoli traciłem nadzieję, ale w tedy się odezwał.

-Możemy wyruszyć za dwa dni. -powiedział stanowczym głosem ZSRS.

-Huh? Dlaczego za dwa dni, a nie jutro, albo dzisiaj? -zapytałem. ZSRS się tylko na mnie spojrzał, jak na debila.

-Wiesz dobrze, że RON mieszka w zamku gdzieś głęboko w lesie. Potrzebujemy się spakować. -powiedział spokojnym tonem Rzesza- Poszukiwania nie będą trwały jeden dzień. -dodał po chwili.

-AH! Rozumiem! -krzyknołem- Więc idę się spakować!

Nie zdążyli się słowem odezwać, a ja zniknołem (Dop. Aut. znowu) w swoim pokoju. Wziołem jakiś plecak -taki nie za duży, nie za mały- i spakowałem:

-ubrania zmienne na dwa dni,

-płaszcz,

-składaną parasolkę

-scyzoryk (no wiecie taki ze lufą i nabojami, co robi piu piu)

-nożyk (jakiś taki ostry na wszelki wypadek)

-bandaże (bo jeśli pójdzie z nami ten debil USA to nigdy nie wiadomo)

Tak sobie myślałem co jeszcze spakować i wymyśliłem, że dobrze by było jakieś długoterminowe jedzenie kupić no i wodę. Napisałem sobie jakieś rzeczy na kartce żeby nie zapomnieć kupić i wyszedłem z pokoju.

Pokierowałem się po schodach do wyjścia. Ubrałem buty i wychodząc oznajmiłem o tym najstarszych -ZSRS i Rzeszę.

Chwilę później byłem już przy sklepie, więc żwawo wszedłem do środka. Wziołem koszyk i wkładałem do niego wszystkie potrzebne mi rzeczy. Gdy miałem wszystko -no może prócz pierogów, bo nie mieli- zapłaciłem za wszystko i wróciłem do domu. Spakowałem wszystko do plecaka i odłożyłem pod ścianę.

Usiadłem do biurka i myślałem nad tym co się może stać gdy spotkam tatę. Nasuwały mi się też różne pytania. Jak wygląda po tylu latach? Czy on mnie w ogóle pamięta? Chce mnie znać, czy woli mnie nie widzieć? Chciałem znać na nie odpowiedź, jednak żadnej nie dostałem.

-Tatusiu! -krzynoł....ja? Ale, jakby młodszy....

-Tak, mój aniołku? -odpowiedział ???.

-Możemy iść polatać?? -zapytał młody ja.

-Wybacz aniołku, ale tata musi za chwilę wyjść. -powiedział dorosły posmutniałym głosem.

-Oh... Okej. Powiesz mi tylko, dlaczego zawsze nazywasz mnie aniołkiem? -zapytał mały.

-Ponieważ ....

-----------------------------------------------------------------
Na tym zakończę ten rozdział, życzę miłych świąt wszystkim czytelnikom. No i przepraszam za błędy!
Tak jak informowałem, maraton będzie w styczniu 2k22 3-4 dniowy. Postaram się go zrobić jak najszybciej (nic nie obiecuję). Jeszcze raz WESOŁYCH ŚWIĄT!!

Podróż (nie) do przeżyciaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz