Szczerze mówiąc, nie wiedział, co zrobić z tą sytuacją. Wszystko, czego chciał, to porozmawiać z rodzicami Sakury o jej ostatnim zachowaniu, a nie być obserwowanym przez człowieka, o którym wiedział, że może go zabić w najbardziej przerażający z możliwych sposobów.
Morino Ibiki, ubrany w swój prochowiec i wszystko inne, siedział przy stole najbliżej biurka nauczyciela w boleśnie pustej klasie. Jego ręce były skrzyżowane na klatce piersiowej, a jego twarz pozostawała całkowicie niezadowolona z tej męki. Sakura siedziała na krześle za nim i po jego prawej stronie, wyglądając na znudzoną i odrobinę zirytowaną.
— Tou-san i Kaa-san nie są teraz w Konosze. Więc zamiast nich jest on — dodała.
— Kizashi-san i Mebuki-san są cywilnymi obywatelami i nie są zbyt dobrze zorientowani w działaniach shinobi. Powierzyli mi zarządzanie jej edukacją, jako że jestem nadzorcą jej studiów — powiedział Ibiki. Nauczyciel przełknął ślinę i posortował jakieś papiery. To wiele wyjaśniało. Jej spryt, zastraszanie i wściekłość... Może bycie pod głównym oprawcą nie uczyniło jej taką, jaką jest teraz, ale na pewno dało więcej wglądu w jej pochodzenie.
— Rozumiem... cóż, um, w takim razie przejdę od razu do sedna. Sakura radzi sobie nadzwyczaj dobrze we wszystkich aspektach Akademii i programu nauczania, chociaż jedynymi problemami są jej zakłócenia w klasie, zwłaszcza jeśli chodzi o Naruto.
Oczy Sakury zwęziły się. — Nic nie jest z nim nie tak.
Nauczyciel westchnął. — Sakura...
Zamknął usta, gdy Ibiki sięgnął i uderzył ją w tył głowy. Potarła swoje różowe włosy i zebrała się na odwagę, by na niego spojrzeć.
— Co do cholery, staruszku?!
— Znowu masz ten tupet, a wczoraj miałem tego dość. Teraz idź i stań na korytarzu. Mam kilka rzeczy do powiedzenia twojemu sensei'owi — powiedział. Sakura mruknęła, zeskakując z krzesła i wyszła przez drzwi, zamykając je za sobą. Nauczyciel patrzył za nią przez kilka chwil, zanim poczuł mdłości w żołądku.
Był sam w pokoju z jednym z najniebezpieczniejszych mężczyzn w Konosze. Odwrócił głowę i zobaczył parę czarnych oczu przeszywających go na wylot.
„...Cholera."~*~
Sakura cierpliwie czekała na zewnątrz korytarza ze znudzonym błyskiem w oczach. Doceniła to, że Ibiki przyszedł zamiast jej rodziców, ale tak naprawdę nie musiał tego robić. Jej plan polegał na stworzeniu klonów i przetransformowaniu ich, choć po raz kolejny kłopotów oszczędziła jej ta pokręcona linia czasu.
— Konoha została zaatakowana!
Wrzawa rozprzestrzeniła się po jednostce medycznej jak pożar, ale Sakura jak zwykle trzymała język za zębami, kontynuując swoje obowiązki. Wojna trwała już piąty rok, a Sai właśnie został zabity. Kiedy jej o tym powiedziano, Sakura miała pusty wyraz twarzy, pomimo rozpaczy, która przepełniała jej ciało.
Bez dwóch zdań, była beznadziejna. To już nie była wojna, to był światowy cmentarz, a wszyscy, których kochała, umierali jeden po drugim.
Zastanawiała się tylko, kiedy będzie następna.
— Haruno-sensei, lista ofiar! — poinformował shinobi, wręczając jej grubą kolekcję papierów. Usiadła przy prowizorycznym biurku i przejrzała listę. Musiała dokonać rozróżnienia między shinobi i cywilami, aby określić, ile sił stracili. Pod koniec stosu zauważyła dwa nazwiska, które tylko kojarzyły się z utratą Sai'a.
Haruno Kizashi
Haruno Mebuki
Sakura wpatrywała się w imiona nieco dłużej niż przy reszcie, po czym zaznaczyła je na żółto i kontynuowała swoje zadanie.
Z jej ust wyrwało się małe westchnienie. Jej rodzice zginęli w nocy w swoim domu tylko dlatego, że mieli nieszczęście mieszkać w zaatakowanej dzielnicy. Nie zrobili nic złego, a jednak ponieśli niesprawiedliwą śmierć z powodu wyszukanego ognistego jutsu.
Sakura oparła tył głowy o ścianę i wpatrywała się w sufit. Rozstawiła już pieczęcie ochronne wokół mieszkania, by trzymać intruzów z dala, a także umieściła przewody czakry, które ostrzegłyby ją, gdyby coś się stało. Przysięgła, że tym razem nie pozwoli im umrzeć. Jej rodzice dożyją sędziwego wieku.
Odgłos kroków rozniósł się echem po korytarzu, sprawiając, że odwróciła lekko głowę. Ktoś szedł korytarzem ubrany w typowy strój ANBU z maską przypominającą psa, zawieszoną u pasa. Zachowywał się w bardzo dostojny sposób, jak ktoś, kto wiedział, jak utrzymać swoją moc i regularnie sprawdzał, jak jest niebezpieczny.
Nie tylko to, ale jego czakra wydawała się niepokojąca w pewien sposób. Była bardzo napięta i mroczna, co postanowiła zapamiętać i sprawdzić później. Jego oczy, zarówno czarne, jak i niepokojące, przeniosły się na nią na kilka sekund, zanim spojrzał przed siebie i poszedł korytarzem. Palce Sakury drgnęły na widok ich zimnej, ciemnej pustki i nieświadomego, obraźliwego spojrzenia, które zdawał się zachowywać, gdziekolwiek się pojawił.
Trzymała język za zębami.
„Widzę, że ten Kakashi jest inny."
CZYTASZ
Stumble
FanfictionSakura chciała umrzeć. Sasori czuł się dobrze, pozostając martwym. Ale wydawało się, że los miał wobec nich inne plany, ponieważ kiedy oboje budzą się młodsi z krwią pulsującą w ich żyłach, musieli pamiętać, jak znowu żyć. Historia NIE należy do mni...