Sen
Czy jestem nieszczęśliwy? — pytanie zadźwięczało Simonowi w głowie. — Na pewno nie tak, jak był Jax — odpowiedział sam sobie.
Jax miał swoją tożsamość, a Simon był Królem. Król nie ma tożsamości. Król ma wszystko i nic. Król ma rządzić sprawiedliwie i być łaskawy. Bronić królestwa i działać na rzecz jego najlepszych interesów. A co z akceptacją? Simon zdawał sobie sprawę, że jego woli, jaka by nie była i tak wszyscy musieliby się podporządkować. To on sam nie chciał widzieć siebie takiego, jakim był. Tylko i aż tyle. Ludzka akceptacja to było pojęcie względne dla Króla, nie mówiąc o tym, że rodziców już nie miał, rodzeństwa w ogóle, więc z nikim nie musiał się liczyć. Tylko ze sobą, choć zdanie ludu i otaczających go ludzi, nie było mu całkowicie obojętne.
Złapał Jaxa szybko za nadgarstek i mocno przytrzymał. Przyjrzał się bliznom. Były dawno zagojone. Podniósł na niego swoje brązowe, zmartwione oczy.
— Kiedy to było? — zapytał.
— Trzy lata temu — odpowiedział Jax. — Ojciec wyruszył z wojskiem do bitwy. Miał mnie zabrać ze sobą, czekałem na ten dzień i przygotowywałem się do niego bardzo starannie, ale zostawił mnie w domu, jakby za karę, za to, co mu wyznałem. Czułem się bardzo upokorzony.
Simon wciąż trzymając go za nadgarstek, patrzył mu w oczy, ale jego spojrzenie było nieobecne. To było jak znak. Zemsta niebios. Klątwa.
— Chciałeś się w ten sposób zemścić na ojcu? — zapytał i wrócił do tu i teraz.
Ta odpowiedź była dla niego bardzo ważna.
— Nie, nie o zemstę chodziło — odpowiedział Jax.
Przypuszczenia Simona się nie sprawdziły, ale miał więcej niż przeczucie, że ich spotkanie było czymś więcej niż lekarstwem na jego naznaczone blizną ciało. Był pewny, że w chwili, gdy Jax przecinał sztyletem swój nadgarstek, on został rażony piorunem i dlatego się spotkali w tym śnie. Tylko po co?
— Dlaczego więc tak zrobiłeś Jax? — zapytał z oskarżeniem, natarczywie. — Przecież to nie jest rozwiązanie. To grzech.
Jax pokiwał głową twierdząco i spojrzał gdzieś w bok.
— Dziś też to wiem — westchnął. — Ale wtedy byłem bardzo nieszczęśliwy i nie widziałem innego wyjścia. Nie rozumiałem sam siebie — odparł.
— Jak to? — zapytał zaintrygowany Simon.
On sam siebie też przecież nie rozumiał. Od dłuższego czasu. Chciał znać odpowiedź.
— Czułem się zły, choć nigdy nikomu nie wyrządziłem krzywdy. Winny, choć przecież to nie ja wybrałem, jaki chcę być. Gniew i upokorzenie ojca zaprowadziło mnie na to rozdroże. Musiałem wybrać. Nie chciałem, żeby się za mnie wstydził. Wolałem umrzeć, niż przynosić mu wstyd.
Simon miał wrażenie, jakby Jax był w tej chwili jego odbiciem w lustrze. Poprzysięgając zemstę za śmierć ojca, sądził, że tak powinien. To był jego obowiązek.
— A teraz się nie wstydzi? — zapytał o ojca.
Czuł złość na tego człowieka.
— Teraz to ja wstydzę się jego — odparł Jax pewnym siebie głosem.
Simon się skrzywił.
— Jesteś niewdzięczny — zarzucił Jaxowi.
Jax prychnął drwiąco.
— To, kim jestem i kim jesteś ty, jest nieodwracalne, poza czyimkolwiek zasięgiem, ani ja, ani ty, ani mój ojciec i nikt inny nie mamy na to wpływu — powiedział twardo. — Nie możemy wybrać, jacy chcemy być, a mój ojciec miał wybór — dodał z wyrzutem. — Jestem dobrym synem. Nigdy go nie zawiodłem. Nigdy nie pozwoliłbym, żeby się za mnie wstydził, on jednak pozostaje niewzruszony, nawet po tym, co zrobiłem — dodał z żalem i wskazał skinieniem głowy na swój nadgarstek. — Powiedział, że jestem tchórzem, bo wybrałem śmierć, ale nie chwali mnie za to, jak walczę z życiem. Wybrał. I tym wyborem nie jestem ja. Pogodziłem się z tym. On chciałby, żebym się poddał i udawał kogoś, kim nie jestem, a to z kolei nie mój wybór. Nie potrafię tak, jak on, udawać króla — wyrzucił z siebie ze złością Jax, nie zastanawiając się nad tym, co powiedział.
Simon otworzył oczy szerzej.
— Króla? — zapytał zaskoczony. — Twój ojciec udaje, że jest królem?
Jax spojrzał na niego wystraszony. Simon zobaczył w jego oczach strach i dezorientację.
— Nie — zaprzeczył natychmiast. — Po prostu rządzi się jak król — dodał lekceważąco. — Nie rozmawiajmy o nim, nie chcę — poprosił. — Z resztą ty chyba też udajesz kogoś, kim nie jesteś.
Simon zmarszczył brwi, ale wiedział już, że to, co czuje, jest nieodwracalne, wciąż jednak był zdecydowany się temu opierać.
— Nigdy nie myślałem o tym w takich kategoriach, ale sądzę, że ze mną będzie inaczej, jakoś dam sobie radę — powiedział z przekonaniem.
Jax prychnął kpiąco.
— Czyli co masz zamiar zrobić? Pojąć kobietę za żonę i udawać, że wszystko jest normalnie? — zapytał z drwiną.
Simon znieruchomiał i spojrzał na niego z ukosa.
— Nie muszę, ale pewnie tak będzie — odpowiedział po dłuższej chwili i znów spojrzał gdzieś w bok.
Jax wykrzywił usta z niesmakiem.
— Jesteś tchórzem — zarzucił mu. — Unieszczęśliwisz ją — stwierdził i spuścił wzrok na szachownicę. — I siebie.
Simon chciał mu powiedzieć, że żona króla raczej zawsze jest nieszczęśliwa, ale nie mógł mu zdradzić, kim był, więc postanowił ująć sprawę inaczej.
— Będzie miała przy mnie wszystko, czego zapragnie — argumentował. — Czy nie tego chcą kobiety?
Jax przytaknął skinieniem głowy. To było oczywiste. Widać było, że Simon pochodzi z zamożnej rodziny i jak wielu ludzi jego pokroju sądził, że to wystarczy. Że pieniądze załatwią wszystko i że to kobiecie musi wystarczyć. Jax, pomimo że jego ojcu również nie brakowało majątku, gardził pieniędzmi.
— Prócz męża, który będzie ją kochał — odpowiedział z pogardą. — W dodatku takiego, który będzie ją oszukiwał, co do tego. Jestem od ciebie młodszy, ale chyba lepiej wiem, czego pragną kobiety.
Simon wiedział, że to niestety prawda.
— Skąd niby wiesz i jesteś tego taki pewien? — zapytał pomimo to z roszczeniem.
Jax popatrzył na niego ze złością.
— Mam siostrę i nie wyobrażam sobie, że byłaby twoją żoną. Rozpłatałbym cię jak świnię, gdybym się dowiedział, że oszukujesz ją w tak podły sposób.
Simon chwilę się zastanawiał.
— A ty? Nie masz zamiaru...
— Oczywiście, że nie — oburzył się Jax. W jego oczach zapłonęła furia. — Potrafię sypiać z kobietami, ale nie mam zamiaru z żadną się żenić. Nie będę nikogo okłamywał.
Simon otworzył oczy szeroko. Poczuł silne skrępowanie. Nie, żeby nigdy nie rozmawiał z nikim na temat cielesności, ale otwartość Jaxa i prawdopodobnie rozwiązłość, była zwyczajnie krępująca i prowadziła do zwierzeń z intymnych doświadczeń, a o tym nie chciał z nim rozmawiać, bo... on takich zwyczajnie nie posiadał.
— Rozumiem — przytaknął jedynie i spuścił wzrok na szachownicę.
Rozgrywka tkwiła w martwym punkcie, od kiedy zaczęli rozmowę.
— Chcesz spędzić życie z kobietą? Sypiać z nią? Mieć dzieci? — dopytywał Jax.
Simon nie chciał odpowiadać na te pytania.
— Świta — zmienił temat i uciekł wzrokiem. — Czas na mnie.
Jax spojrzał na niego uważnie. Jeszcze chwila, a skrępowanie miało siłą wyrwać Simona ze snu. Miał to wypisane na twarzy bardzo dokładnie. Jax nie rozumiał jedynie, skąd się brało owo skrępowanie, ale nie chciał się z nim rozstawać w ten sposób. Spojrzał na szachownicę. Nierozstrzygnięty rewanż musiał poczekać do kolejnej nocy. Czy była na nią szansa?
— Zobaczymy się znów? — zapytał niepewnie. — Chciałbym dokończyć rozgrywkę — podał jako powód.
Simon zaśmiał się kpiąco, wyraźnie rozluźniony zmianą tematu.
— Nie tknąłeś pionków od kilku godzin — zarzucił mu.
Jax też się zaśmiał. Czuł, że napięta sytuacja odpłynęła.
— Bo mnie zagadałeś.
Simon uśmiechnął się do niego serdecznie.
— Przypominasz mi Konrada — powiedział odruchowo.
Zupełnie nie pomyślał, że to dla Jaxa żadna pochwała, bo przecież nie znał Konrada, a jego słowa wywołają zupełnie odwrotną reakcję.
Oczy Jaxa przestały się uśmiechać i spuścił je na szachownicę. Poczuł silne ukłucie w mostku i złość wymieszaną z irytacją. To było strasznie krępujące uczucie, ale nie potrafił go zatrzymać. Odrzucił grzywkę nerwowo na bok, a usta zwinął w cienką linię.
— Kim jest Konrad? — zapytał szorstko, próbując ukryć pretensję, ale i tak słychać ją było bardzo dokładnie.
Spojrzał znów krótko na Simona, ale uciekł wzrokiem. Tyle jednak wystarczyło, żeby w jego szmaragdowym spojrzeniu zabłysnęło coś, czego Simon nigdy nie spodziewał się zobaczyć.
— Konrad... to mój... przyjaciel — wytłumaczył mętnie, czym, zamiast załagodzić, to podsycił napiętą sytuację jeszcze bardziej.
— Och... rozumiem — westchnął Jax, starając się tym razem udać obojętność, ale szła mu tak samo kiepsko, jak ukrywanie pretensji.
Grzywkę odrzucił raz jeszcze nerwowo na bok, a usta znów zagryzł do wewnątrz i nie powiedział nic więcej. Nie podnosił oczu znad szachownicy, co jasno dało Simonowi do zrozumienia, że wciąż widać w nich to, co widział przed chwilą.
Zazdrość.
Jax był zazdrosny. I choć jego zazdrość była niedorzeczna, Simon nie chciał, aby ją czuł. I nie dlatego, że się jej obawiał, ale dlatego, że obawiał się jego gniewu. Nie chciał, żeby Jax się na niego złościł. O cokolwiek.
— To tylko przyjaciel, nikt więcej — zapewnił szybko raz jeszcze, lekko, ale usprawiedliwiająco.
Jax podniósł wzrok do jego oczu. Serce zabiło mu mocniej, gdy w nie popatrzył. Simon chciał, żeby mu uwierzył, więc uwierzył. Całym sobą. W tej chwili zrobiłby dla niego dużo więcej. W jego oczach nie było już tej niepokojącej iskry, ale Simon poczuł ją głęboko w sercu. Drgało na krawędzi i zaczęło bić jak szalone. Zależało mu na Jaxie. Chciał tu do niego wracać.
— Zatem do wieczora? — zapytał Jax i uśmiechnął się rozluźniony.
Simon skinął głową, że się zgadza i też się uśmiechnął. Dla Jaxa był to najładniejszy widok, jaki kiedykolwiek widział. Nawet Chaz nie uśmiechał się tak jak Simon, a podobno według wszystkich dziewczyn w okolicy, to Chaz miał najładniejszy uśmiech. Nic podobnego. To Simon go miał. Był najładniejszym młodym mężczyzną, jakiego Jax widział kiedykolwiek.
Chwilę patrzeli sobie w oczy, a potem, zanim każdy otworzył je w swojej rzeczywistości, Simon na chwilę uścisnął koniuszkami palców dłoń Jaxa.
— Do wieczora, Jax — pożegnał go miękko obietnicą ponownego spotkania.— Do wieczora, Simon.
Do wieczora chłopaki :D
Do następnego!
Monika :)
CZYTASZ
Królewskie pragnienia
General FictionMłody król, poprzysięgając zemstę za śmierć ojca, zostaje naznaczony przez niebiosa klątwą. Na polu bityw razi go piorun i od tej chwili nosi na ciele nieestetyczne znamię, ale też odczuwa pociąg do tej samej płci. W myśl niebios, ma się on do końca...