10

587 42 6
                                    

Z każdym krokiem zbliżałam się mężczyzny z motorem. Nie wiedziałam, kim on był, ale jeśli miałabym przed sobą wybór: podejść do niego albo uciec, gdzie pieprz rośnie - to wybrałabym daleką ucieczkę. Miał w sobie coś niebezpiecznego, jakąś iskrę, która mówiła mi, że ma w sobie ducha walki i wiele przeszedł. Na ten moment jednak nie chciałam myśleć o sprawach wykraczających poza te ziemskie. Z lekka zagłębiałam się w filozofię, czego nie chciałam doświadczyć na dłuższą metę.

Do mojego dzisiejszego towarzysza broni zostało mi jeszcze jakieś pięć metrów, jednak ja zatrzymałam się w miejscu. Przybrałam wyluzowaną postawę, przy okazji nadal utrzymując czujność. Tego nauczył mnie ten świat, aby nikomu nie ufać mimo jego powierzchownej maski dobroci.

Z tej odległości byłam w stanie dostrzec jego dłuższe ciemne brązowe włosy, które sięgały mu do ramion. Skrzywiłam się niezauważalnie na widok niektórych kosmyków, które przyczepiły się do jego twarzy trzymając się dzięki potowi spływającymi mu ze skroni. Nie byłam niestety w stanie ocenić odcieniu jego tęczówek, gdyż z kilku metrów kolory zlewały mi się w jedno. Szary albo niebieski, tego akurat byłam pewna. Później wzrokiem zjechałam oceniająco w dół na umięśnioną sylwetkę mężczyzny.

Okej, tego się nie spodziewałam.

Ramiona miał tak wyrzeźbione, że mój były trener mógłby mu tego pozazdrościć, tak samo jak niejeden kulturysta.

Ale z drugiej strony w końcu żyliśmy podczas czasów, gdzie zimni przechadzali się bezkarnie po ulicach. W świecie, gdzie główną rolę w przeżyciu odgrywały albo nogi, kiedy spieprzałeś od nich po przecenieniu swoich sił, albo ręce, które grały główną rolę w zabijaniu tych gnid.

Uniosłam delikatnie podbródek, aby już na starcie pokazać mu, że się niczego nie boję. Spojrzałam na niego przypinając sobie, że gdzieś już go widziałam. O ile pamięć mnie nie myli, mogło to być podczas małego posiedzenia w moim tymczasowym pokoju w pierwszy dzień. Chyba właśnie tak, stał w kącie jedynie obserwując.

- To z tobą mam jechać? - do uszu dotarł mi zachrypnięty niski głos, dzięki któremu ciarki przeszły mi po plecach. Nie dałam tego po sobie poznać.

- Jeśli cię to ucieszy, to tak - odparłam z automatu z pokerową miną. Wzruszyłam przy tym ramionami dla podkreślenia wagi swoich słów. Po chwili znów zaplotłam ręce na piersi czekając na jego następny ruch.

Ten tylko obdarzył mnie ostatnim przeciągłym spojrzeniem, po czym wrócił do grzebania przy swojej maszynie mrucząc coś jeszcze o kilku sekundach.

Irytacja narastała we mnie stopniowo, a jej apogeum zbliżało się nieubłaganie. Właśnie miałam się spytać głupio, czy długo jeszcze mu to zajmie, ale na swoje szczęście wstał i wytarł brudne od smaru dłonie w szmatkę przewieszoną przez ramię. Rzucił ją gdzieś w kąt i wsiadł na motor sprawdzając jego bieg. Zadowolony zeskoczył i podszedł do mnie.

- Masz jakąś broń, nóż, cokolwiek? I czy w ogóle potrafisz tego używać? - zapytał z kpiną wręcz namacalnie wyczuwalną w głosie.

Prychnęłam pod nosem tak, aby to usłyszał, po czym zwlekając z odpowiedzią wyciągnęłam ostrze z pochwy przytwierdzonej szczelnie do biodra i pomachałam mu przed twarzą błyskając metalem.

- Chodź, to się sam przekonaj.

- Wolałbym chyba nie - wymruczał, a ja przewróciłam oczami wracając do swojego starego nawyku. - Z resztą wsiadaj na motor, jedziemy.

Bez wahania przeskoczył jedną nogą siedzenie i zaczął gapić się na mapę wyciągniętą z kieszeni kamizelki.

Westchnęłam cierpiętniczo podnosząc głowę do nieba. Błagałam bogów o cierpliwość do tego dziwnego przypadku, bo ja sama już ją traciłam i tylko boska pomoc była w stanie go uchronić przed moim gniewem.

Szurając butami doszłam do dokładniej rzecz mówiąc, motocyklu, i wsiadłam zaraz za nim. Stopy położyłam na specjalnie przygotowanych dla nich miejscach i dłonie umiejscowiłam z tyłu na metalowych ramach.

- Radzę ci się mnie chwycić, w końcu nie chcemy, aby ta twoja piękna buźka ucierpiała w wyniku bliskiego spotkania z asfaltem.

Zignorowałam jego radę tak samo, jak ledwo wyczuwalny niby komplement w moją stronę. Nie będzie mi byle kto rozkazywał, w końcu sama potrafię o siebie dobrze zadbać.

Nie minęła nawet chwila, a nieznajomy odpalił silnik i z mocnym szarpnięciem wyrwał się do przodu z dwukołowym pojazdem. Zdusiłam w sobie głośny pisk na tak nagły ruch i bez większego wahania oderwałam ręce od ramy i przerzuciłam je przez talię szatyna. Wtuliłam mimowolnie głowę w jego plecy i zamknęłam oczy modląc się o jak najszybsze zakończenie tej dzikiej przejażdżki z zupełnie obcym mi facetem, który w dodatku jeździł jak kompletny wariat.

W końcu odważyłam się unieść powieki, jednak zaraz tego pożałowałam, kiedy do oka wpadł mi jakiś pyłek. Zaczęłam szaleńczo mrugać chcąc się go pozbyć i znów na nowo oglądać świat bez żadnego problemu. Zajęło mi to równe dwie minuty, podczas których długowłosy zdążył niego zwolnić i teraz jechaliśmy spokojnym, miarowym tempem. Wiatr rozwiewał mi włosy upięte w wysokiego kucyka i przyjemnie muskał moją twarz.

Oderwałam policzek od jego barków i spokojnie przyglądałam się widokom, które mijaliśmy. Drzewa tworzące gigantyczny las zaczęły się rozrzedzać ukazując za sobą ogromne pola wyschniętej trawy. Raz do czasu widzieliśmy również wlekącego się zimnego, który z trudnością przedzierał się przez zarośla nie tracąc przy tym żadnej kończyny.

W końcu dziką naturą zastąpił krajobraz budynków, które stawały się coraz wyższe, im tylko głębiej wjeżdżaliśmy do miasta. Bez słowa pozwoliłam mu prowadzić tam, gdzie tylko miał zaplanowaną naszą wycieczkę, jednak serce mi się krajało na widok opuszczonych w pośpiechu sklepów militarnych, w których na bank wciąż została porzucona broń.

Najwyżej później spróbuję go do tego przekonać, a jak nie to po prostu wymknę się niepostrzeżenie i wrócę na czas, zanim tylko zdąży zarejestrować moje tajemnicze zniknięcie.

Zaparkowaliśmy pod starą stacją benzynową. Spod kół uciekły tumany kurzu, a sam właściciel motocyklu zeskoczył z niego z łatwością. Powtórzyłam jego ruch przybierając pozycję obronną z dłonią przy trzonku noża. Dopiero teraz mogłam zauważyć naszą różnicę wzrostu wynoszącą prawie pół głowy.

- Hej, tajemniczy nieznajomy - wyszeptałam zwracając jego uwagę. To pytanie zrodziło mi się już na samym początku wyprawy, zanim jeszcze zdążyliśmy wyruszyć, jednak wtedy byłam zbyt zatłoczona jego obecnością, aby je zadać. W końcu na nowo zyskałam swoją pewność siebie i zamierzałam ją właśnie wykorzystać w tej sprawie. - Jak masz tak w ogóle na imię, hm?

Mimo ładnego głosiku, którym ślicznie poprosiłam o odpowiedź nie uzyskałam jej. Zamiast tego usłyszałam westchnięcie irytacji, a mój kompan po prostu odszedł ode mnie trzymając w rękach nastawioną kuszę, którą uprzednio ściągnął z motoru.

Jęknęłam zawiedziona, że nie jestem w stanie zaspokoić mojej niewiedzy.

Nie pozostało mi nic innego, jak ruszyć za nim w nadziei, że mu się odwidzi w pewnym momencie i uraczy mnie odpowiedzią na to jakże proste pytanie.

---------

jakoś tak wyszło, że napisałam teraz następny rozdział i stwierdziłam, że nie chcę trzymać was już dłużej w niepewności, przez co dostajecie go jeszcze dzisiaj, zamiast jutro w wigilię (no dobra, jest już 8 minut po północy, ale wciąż się nie liczy ok)

Full of faith | daryl dixonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz