III

991 106 12
                                    

🎄 Hej, hej! A może raczej: ho, ho, ho! 🎄

Na wstępie chciałabym życzyć Wam wesołych, rodzinnych świąt, mnóstwa prezentów i smacznych pierogów. I żeby serniczek nie poszedł w biodra (no, chyba, że ktoś chce :P)!

A teraz zapraszam na rozdział. Wybaczcie, że dzisiaj króciutko, ale tyle zdążyłam w świątecznym zamieszaniu naskrobać.

Trzymajcie się ciepło!


Kolejny powiew sprawił, że niemal zaczęłam szczękać zębami. Było mi już wszystko jedno, czy stojący w wejściu facet chowa za plecami maczetę. Jeśli nie on, zabije mnie ten cholerny wiatr.

– Proszę wejść. Porozmawiamy w domu – powiedziałam, mając nadzieję, że głos nie drży mi tak, jak nogi. Miałam na sobie tylko krótką sukienkę, zupełnie nieadekwatną do pogody.

Nie musiałam ponawiać zaproszenia. Kurtka mężczyzny otarła się o moje ramię, gdy przestępował przez próg.

Pociągnęłam za klamkę, a ciężkie drzwi grzmotnęły o futrynę.

Wycie wiatru ucichło na tyle, że słyszałam przyspieszony oddech nieznajomego. Odsunęłam się, bo prawie dotykałam jego torsu. Od oblepionej śniegiem kurtki bił chłód, jakbym stanęła przed otwartą lodówką. Mężczyzna pachniał mrozem, ale pod tą ostrą wonią wyczułam coś jeszcze. Wodę kolońską lub perfumy o przyjemnym, lekko korzennym zapachu.

– Niezła zadymka – szepnął, jakby wcale nie chciał przerywać ciszy.

Ciepło w jego głosie kontrastowało z całym tym zimnem, które przyniósł.

– Niczego sobie...

Czułam się dziwnie, rozmawiając w ciemności, ale jakaś pokręcona część mnie uważała to jednocześnie za ekscytujące.

– Jeszcze raz przepraszam, że panią niepokoję, ale...

Zrobiło się jakby jaśniej. Z głębi korytarza dobiegł stukot babcinej laski. Jednocześnie obróciliśmy się w tamtym kierunku, by zobaczyć Gabrielę, której towarzyszył mój ojciec, niosący potrójny świecznik zabrany pewnie z wigilijnego stołu.

– Kto to? – zawołała babcia, mrużąc oczy, by przeniknąć półmrok.

Nieznajomy zrobił krok w ich stronę. Mogłam teraz dostrzec zarys jego sylwetki. Był szczupły i wyższy ode mnie przynajmniej o głowę.

– Dobry wieczór – powtórzył, zwracając się tym razem do Gabrieli. – Nazywam się Maksymilian Górski...

– Mam nadzieję, że niczego pan nie sprzedaje – zastrzegła babcia swoim najbardziej pretensjonalnym tonem.

Wiedziałam, że się zgrywa, ale mężczyzna zamilkł, wyraźnie zbity z tropu. Postanowiłam stanąć w jego obronie.

– Oj, babciu. Nie żartuj sobie. Ten człowiek potrzebuje naszej pomocy.

Maksymilian Górski obrócił głowę, by na mnie spojrzeć. Teraz, w blasku świecy mogłam już dostrzec rysy jego twarzy. Był przystojny. Ciemnowłosy, z lekkim zarostem na wyraźnie zarysowanej szczęce. Nie mógł mieć więcej, niż trzydzieści kilka lat.

Poczułam ciepło, które wpełzło mi na policzki, gdy lekko się do mnie uśmiechnął.

– Przepraszam, że zjawiam się bez zaproszenia – zwrócił się znowu do Gabrieli. – Mój samochód utknął przy drodze, jakiś kilometr stąd. Ten dom był pierwszym, na jaki się natknąłem. – Rozłożył ręce w bezradnym geście. – Sytuacja zmusza mnie, by poprosić państwa o nocleg. Z samego rana spróbuję zorganizować pomoc drogową, ale na tę chwilę nie jestem nawet w stanie nigdzie zadzwonić.

Ktoś niespodziewany (ZAKOŃCZONA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz