Rozdział VI.

838 63 172
                                    

Czas mijał, a Poe zdawał się coraz bardziej upijać całym swoim szczęściem. Z każdym kolejnym dniem nieco częściej przyłapywał się na myślach, że chyba właśnie trafił do własnego raju i to jeszcze za życia.

Oczywiście, że ich związek nie był pozbawiony wad. Jednak Edgar uważał go za absolutnie idealny. Nawet bardziej niż kiedykolwiek mógł o tym marzyć. Do tego stopnia, że kiedy zaczął wracać do wierszy, które wreszcie przyznał się, że pisał o swojej miłości do Ranpo, te wydawały mu się być dziwnie blade. Choć być może tylko tyle mogła osiągnąć osoba starająca się opisać coś, czego nigdy naprawdę nie zaznała.

Początkowo trudno mu się było przyzwyczaić. Zupełnie jakby nie był w stanie w pełni przyswoić faktu, że miłość, która wyniszczała go przez tyle czasu została w końcu odwzajemniona. Niemal każdego ranka budził się z paniczną myślą, że całe jego szczęście mogło być jedynie boleśnie wręcz pięknym snem. Obawy te potrafiły doprowadzić zaspanego jeszcze mężczyznę, do takiego stanu, że dobre kilka razy zdarzyło mu się zadzwonić do ukochanego, płacząc i błagając o zapewnienie, że to, co ich łączy nie było tylko nocną fantazją. Na szczęście lub nieszczęście, nawet pomimo prób zrozumienia doprowadziło to detektywa do takiej irytacji, że dość szybko zaczęli spać razem.

Budzenie się z ciepłym ciałem niższego mężczyzny u boku i czując jego gorący wręcz oddech na szyi, dość szybko rozwiązało problem porannej paniki. Nawet, pomimo że sama propozycja takiego rozwiązania mało nie doprowadziła pisarza do omdlenia.

Jednak czas mijał, a granice powoli były przesuwane. Zarówno dzięki naturalnemu rozwojowi relacji, jak i starannym działaniom Ranpo.

On w końcu też był szczęśliwy, chyba jak jeszcze nigdy. Bliskość i miłość stały się dla niego równie uzależniające co najlepsze słodycze. Nic dziwnego więc, że cały czas chciał więcej i więcej.

Jednak jak postanowił już od samego początku, nie mógł pozwolić, aby skrzywdzić ukochanego. Nawet jeśli miałby to zrobić całkowicie niezamierzenie. Dlatego przybrał strategię, która miała być (...a przynajmniej jego zdaniem...) trudna, ale całkowicie nieszkodliwa dla pisarza.

Właśnie z tego powodu przy każdej okazji starał się wspierać Edgara w przełamywaniu jego chorobliwej nieśmiałości. Zaczynało się powoli, od budowania jego zaufania i pokazywania mu, że może czuć się bezpiecznie przy swoim partnerze.

Detektyw nigdy nie był zbytnio empatyczną ani taktowną osobą. Ba, wielu mógł się wydawać zbyt dziecinny i egoistyczny, aby być w stanie zrozumieć uczucia innych osób.

Jednak w kwestii Poe zdawał się odnajdować wręcz idealnie. Nie minęło wiele czasu, a zaczął dostrzegać, jak pisarz zaczynał się przed nim powoli otwierać, zdecydowanie bardziej niż wcześniej. Każdy taki mały sukces niesamowicie cieszył detektywa, czego często nawet nie próbował ukrywać.

Każdy taki nagły wybuch radości, w którego trakcie potrafił przykładowo pochwycić twarz Allana w dłonie i zacząć ją obsypywać pocałunkami, za każdym razem stresował pisarza nieco mniej. Zwłaszcza że wraz z tym jak się przyzwyczajał, takie gesty zaczynały mu się coraz bardziej podobać.

Po tym nadszedł czas na przełamywanie wstydu zarówno w związku, jak i w życiu publicznym. Początkowo Poe wmawiał sobie, że jedynie wydaje mu się, iż Ranpo coraz częściej wyciąga go w zatłoczone miejsca, albo zmusza do spotkań, ze wspólnymi znajomymi. Jednak dość szybko dotarło do niego, że takie odczucia nie brały się jedynie z jego przewrażliwienia. Tylko że kiedy zapytał o to partnera, w ramach odpowiedzi doczekał się jedynie pięknego uśmiechu i odpowiedzi o treści „może chcę się pochwalić idealnym ukochanym?". Takie słowa jednocześnie rozczuliły i zawstydziły go na tyle, że nie zapytał już nigdy więcej.

Niezakończony świat [Ranpoe]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz