Sen
Słowa Jaxa brzmiały dla Simona uspokajająco, bezpiecznie. Był mu za nie ogromnie wdzięczny. Jax jak zwykle pachniał wiatrem, wolnością. Jego ciało było ciepłe i przyjemne, a uścisk silny, a jednocześnie czuły. I pomimo że Simon czuł się w jego ramionach wspaniale, to jednak skrępowanie ostatecznie wzięło nad nim górę z powodu przytkniętych ust Jaxa do jego szyi.
— To, co z tymi szachami? — zapytał dla odwrócenia uwagi.
Jax odsunął się o krok i spoglądając na niego, uśmiechnął się pod nosem.
— Szachy, szachy — zamarudził, przewracając przy tym oczami. Wcale już nie chciał w nie grać, choć wciąż chciał zobaczyć znamię. — Nie lubię w nie grać. Możemy je sobie dziś darować?
— Pewnie, że możemy — ucieszył się Simon.
Jax spojrzał za okno.
— Skoro mogliśmy wyjść na dziedziniec, to może moglibyśmy wyjść za mury? Jak myślisz? — zapytał zagadkowo.
— Po co? — zapytał zaintrygowany Simon.
— Po prostu, na spacer. Tu jest tak przyjemnie. Ciepło. Nie ma zimy — odpowiedział mu Jax i uśmiechnął się do niego.
Simon zanotował w pamięci kolejny fakt, który świadczył o tym, że Jax musiał istnieć w rzeczywistości. U niego również była zima. Zmierzył go oceniającym spojrzeniem. Ubrany był znów w lnianą koszulę, płócienne potargane portki i wciąż miał bose stopy.
— Zimą też chodzisz bez butów? — zapytał prześmiewczo.
Jax znów przewrócił oczami.
— Nie, ale gdy tylko robi się ciepło, zrzucam je i nie zakładam aż do chwili, gdy znów wraca chłód.
Simon spojrzał na swoje bose stopy.
— A ja zawsze chodzę w butach. Właściwie to nigdy nie byłem na boso na zewnątrz, ale wygląda na to, że jeśli chciałbym teraz wyjść z tobą za mury, to będę musiał — stwierdził.
— A chcesz? — zapytał Jax.
Simon spojrzał mu w oczy. Znów płonęły nadzieją. I nie chodziło o spacer, ale o tę chęć.
— Yhm — przytaknął z uśmiechem.
— No to chodźmy — ucieszył się Jax i złapał Simona za rękę.
Wyszli z komnaty przez ciężkie drewniane drzwi, a dalej na dziedziniec poprowadził ich ogromny kamienny krużganek. Jax obejrzał się za siebie, gdy byli w połowie dziedzińca. Zamek, z którego wyszli, wydawał się przeogromny, ale to dłoń Simona wciąż trzymająca się jego dłoni robiła na nim największe wrażenie. Nie puścił jej, a to wypełniało serce Jaxa ogromną radością.
Kiedy wyszli za bramę z kutego, grubego żelaza, ich oczom ukazały się rozległe, połyskujące zachodem błonia. Wciąż zmierzchało i trawa przybierała kolor miedzi, a w oddali złociło się jezioro.
Zeszli ścieżką pośród wrzosów i szli wzdłuż bursztynowej tafli. Słońce ogrzewało ich plecy, a ścieżka z kolorowych kamyków prowadziła prosto i tylko gdzieniegdzie wiła się pomiędzy oleandrami i leszczyną. Promienie zachodzącego słońca tańczyły pomiędzy ciemnozielonymi liśćmi, a Simon co rusz utyskiwał, że kamyki uwierają go w stopy. Jax śmiał się z niego głośno, ale wciąż trzymał go za dłoń.
— Sprawdzimy, jaka jest woda? — zapytał z uśmiechem, gdy ścieżka zbliżyła się do brzegu.
Simon spojrzał na niego z ukosa.
— Nie musimy, mogę ci powiedzieć od razu, jaka jest — powiedział poważnie.
Jax popatrzył na niego pytająco. Zaczerwienione od płaczu oczy Simona wyraźnie odpoczęły i znów wyglądały normalnie.
— Mokra — zaśmiał się Simon i szturchnął go w ramię.
Jax się roześmiał. Niechętnie puścił dłoń Simona i podszedł do brzegu, brnąc nogami w wysokiej trawie. Pochylił się nad taflą wody i zamoczył w niej dłoń. Odwrócił się do Simona ze zdziwioną miną.
— Wcale nie jest mokra — zawołał do niego.
Simon otworzył oczy szerzej ze zdumienia.
— Jak to? — zapytał zaciekawiony i ruszył energicznie w jego kierunku, choć wciąż kamyki uwierały go w bose stopy. — Wszystko w tym śnie jest odczuwalne normalnie, to i woda powinna być — wytłumaczył niczym uczony.
Podszedł bliżej, a wtedy Jax nie zastanawiał się ani chwili. Zaczął chlapać go wodą ile sił w ramionach.
— Osz ty oszuście! — krzyknął Simon.
Wskoczył do wody po kolana, pochylił się i zaczął chlapać Jaxa. Woda była ciepła jakby nagrzana z całego dnia. Momentalnie przemokli do suchej nitki. Włosy pozlepiały się im w strączki i przykleiły do policzków. Ich śmiech niósł się po tafli wody, a oni gonili się i chlapali wodą niczym dzieci.
— Pożałujesz, zobaczysz! — groził roześmiany Simon.
— Akurat! — odpowiadał, krzycząc Jax i chlapał wodą mocniej. — Przekonałeś mnie, woda jest mokra — śmiał się głośno.
W końcu zabrakło im tchu. Stanęli w wodzie i dyszeli głośno, wciąż się śmiejąc. Jax krztusił się przy tym i kaszlał, a Simon otrząsał wodę z włosów, kręcąc głową w tę i z powrotem niczym mokry pies. Jax stanął nagle jak zahipnotyzowany. Przez mokrą koszulę Simona przebijało znamię. Natychmiast odwrócił wzrok, a potem cały odwrócił się do niego plecami.
— Ty łotrze, jestem cały mokry! — śmiał się wciąż Simon, ale szum wody pod jego stopami po chwili umilkł. — Jax? — zapytał zaniepokojony. — Dlaczego się ode mnie odwróciłeś?
Jax obejrzał się przez ramię, ale patrzył tylko w wodę pod stopami Simona.
— Twoje znamię... widać je przez mokrą koszulę — wyjaśnił i znów się odwrócił. — Pewnie nie chciałbyś, żebym się gapił. Poza tym zarzuciłeś mi, że jestem niehonorowy. Nie wygrałem jeszcze w szachy, więc... nie powinienem patrzeć.
Simon zamarł. Popatrzył po sobie spłoszony. Koszula faktycznie przemokła i przylgnęła do ciała, ukazując ciemne znamię. Szybko odkleił ją od klatki piersiowej. Nie bardzo wiedział, co ma teraz zrobić. Nie miał jak się ukryć. Gula stanęła mu w gardle. Spojrzał na Jaxa.
— Jest okropne, prawda? — zapytał z odrazą w głosie.Strasznie bał się jego odpowiedzi.
— Nie wiem, starałem się nie patrzeć, odwróciłem wzrok, jak tylko się zorientowałem. Żałuję, że cię ochlapałem. Nie chcę, żebyś pomyślał, że zrobiłem to specjalnie. Gdybym wiedział, to bym tak nie zrobił — wytłumaczył gorzko Jax. — Nie sądzę jednak, by było tak okropne, jak mówisz. Ono mnie zwyczajnie ciekawi, ale nie ono cię definiuje w moich oczach, a to, kim jesteś. Jaki jesteś. Lubię cię takiego, a znamię to tylko znamię. Nic więcej.
Simon zamarł.
Znamię przestało być widoczne? Słowa Jaxa w jedną chwilę uleczyły go ze wszystkich kompleksów. Ten chłopak nie przestawał go zaskakiwać. Zastanowił się przez chwilę, a potem brnąc w wodzie po kolana, podszedł do niego. Jax wciąż stał tyłem. Do jego ramion i pleców przylegała mora koszula, która wyraźnie podkreślała jego szczupłą, ale wyrzeźbioną sylwetkę i Simon, choć chciał popatrzeć na ten widok dłużej, klepnął go w ramię.
— Odwróć się — nakazał, ale głos wiązł mu w gardle.
— Jesteś pewien? — zapytał ostrożnie Jax, słysząc z jego głosie zwątpienie.
— Tak — odpowiedział Simon, choć jego głos wciąż nie brzmiał pewnie.
Jax odwrócił się powoli. Patrzył w bok, żeby nie gapić się na Simona i jego znamię.
— Popatrz na mnie Jax — powiedział ostrzej.
Nagle poczuł w sobie niebywałą odwagę. Znamię było niewidoczne! Tak, jak zawsze tego pragnął.
Jax popatrzył Simonowi w oczy. Stał bardzo blisko, a oddech mu się rwał, jakby był zdenerwowany. W jego oczach słońce niczym ciekłe złoto zachodziło tak, jak na widnokręgu, ale było w nich coś jeszcze. Jax widział to po raz pierwszy, ale nie miał czasu się zastanowić, bo...
— To tylko sen — westchnął niecierpliwie Simon i przytknął usta do ust Jaxa.
Jax chwilę stał nieruchomo, ale gdy poczuł, że Simon nie ma zamiaru się odsunąć, powoli objął go w pasie i oparł o siebie. Dłonią objął jego policzek. Rozchylił usta i sięgnął po usta Simona zachłanniej. Delektował się pocałunkiem, pieszcząc usta Simona swoimi.
— Simon — westchnął cicho, gdy brakło mu tchu, ale nie chciał kończyć.
Jego usta były miękkie i smakowały wodą z jeziora. Pocałował je czule raz jeszcze.
Poczuł, jak ogarnia go pożądanie. Ciepła energia zebrała się w dole brzucha i powoli spływała niżej, gdy Simon położył swoje chłodne dłonie na jego pasie. Miał ochotę powiedzieć mu, że go pragnie, że marzy o bliskości z nim, tej intymnej, tkliwej, czułej, obnażającej ciało i umysł, ale wiedział, że nie może. Simon by się nie zgodził, a on znów wyszedłby na tego porywczego chama. Pocałunek stawał się jednak coraz bardziej namiętny. Rozpalał w Jaxie wszystkie usilnie powstrzymywane emocje, pragnienia i uwalniał je spod ograniczeń. Lada chwila miały nim zawładnąć. Zaczął dyszeć głośno i choć strasznie nie chciał, to ostatkiem sił położył Simonowi dłoń na piersi i odsunął go od siebie. Popatrzył w jego bursztynowe oczy, które pytały, co się stało i...
— Świta — powiedział cicho. — Do zobaczenia wieczorem — dodał i siłą wybudził się ze snu.
Usiadł na łóżku i objął głowę dłońmi. Zaczął się kołysać w tę i z powrotem. Łzy same popłynęły mu z oczu.
— Nie chcę, żeby to był tylko sen Simon.Biedny Jax... ale brawo Simon!
Do następnego!
Monika :)
CZYTASZ
Królewskie pragnienia
Ficción GeneralMłody król, poprzysięgając zemstę za śmierć ojca, zostaje naznaczony przez niebiosa klątwą. Na polu bityw razi go piorun i od tej chwili nosi na ciele nieestetyczne znamię, ale też odczuwa pociąg do tej samej płci. W myśl niebios, ma się on do końca...