LEA DAWNO NIE CZUŁA takiej suchości w ustach, takich dreszczy andrenaliny na plecach i ramionach, takiego świerzbienia w palcach ani mnóstwa innych rzeczy, których nie potrafiła nazwać.
Kiedy usłyszała, że nie muszą bezpośrednio walczyć z kolejnym potworem, w pierwszej chwili odetchnęła z ulgą. W ostatnim czasie miała zdecydowanie dość zmagań z rozmaitymi kreaturami czającymi się na nią na każdym kroku. Szybko jednak okazało się, że to nie takie proste, a wtedy dziewczyna zmieniła zdanie. Oddałaby wszystko, aby zmierzyć się z jakimś stworem z mitologii w tradycyjny sposób.
W tym przynajmniej posiadała pewne doświadczenie. Z kolei pseudo-zagadka od sfingi stanowiła spore wyzwanie.
Lei wystarczająco zakręciło się w głowie po ujrzeniu Scylli i Charybdy. Choć ukazały się w znacznie zmniejszonej postaci, wciąż były to jedne z groźniejszych potworów z mitologii. A przecież przed chwilą sfinga obiecała, że walka nie okaże się konieczna. Dlatego Lea wzięła je za wytwór Mgły, ale szybko straciła to przekonanie. Gdy spróbowała zmienić iluzjonistyczny obraz, nie uzyskała oczekiwanych efektów. Skupiła się tak mocno jak potrafiła. Wszystko na nic.
Jakby to nie wystarczało, niedługo później z cienia wyłoniło się coś nowego.
Lea spojrzała na to coś przez setną sekundę i ledwie cokolwiek zarejestrowała. Cofnęła się o krok. Nie mogła zaatakować. Nie, to nie wchodziło w grę. Przecież nie na tym polecało zadanie. Musiał więc istnieć jakiś inny sposób.
Pytanie tylko — jaki?
Larry uniósł miecz, ale nie ruszył się z miejsca. Luis odwrócił się w stronę nieznanego obiektu i spoglądał na niego odrobinę dłużej niż Lea. Zaraz potem zamrugał gwałtownie, jakby coś mu się przewidziało. Kiedy odwrócił od niego wzrok, sprawiał wrażenie trochę skołowanego (to znaczy bardziej niż wypadałoby być skołowanym w tej sytuacji). Trwało to jednak tylko krótką chwilę.
Lea w panice zastanawiała się, ile czasu jeszcze im zostało. Niby dosłownie przed chwilą sfinga powiedziała, że cztery minuty. Ale przez to wszystko dziewczyna trochę straciła poczucie czasu. Kolejne sekundy mijały boleśnie szybko, a ona stała bezradnie.
Jeśli nie zdążą, to co? Czy strażniczka nici Ariadny naprawdę była tak groźna? Teoretycznie mogliby ją pokonać. Tylko że co wtedy, skoro wciąż mieli na głowie problemy takie jak brak dostępu do nitki i tajemniczą postać wtapiającą się w cień. No jasne... Gdyby to było tak proste, możliwe, że ktoś przed nimi zdobyłby cenną nić.
A więc jakkolwiek ten fakt by nie irytował, próba bezpośredniego ataku na cokolwiek nie wchodziła w grę. Co w takim razie w tę grę wchodziło?
Rozległ się cichy, niesłyszalny niemal szelest, który z całą pewnością pochodził od nowego przybysza. Larry zaklął pod nosem, a Lea była zbyt mało skupiona, by w ogóle rozpoznać, w jakim języku: angielskim, starogreckim czy łacinie. Próbowała znów skupić wzrok na tym czymś, czego nie mogła dobrze dojrzeć, jednak bez specjalnych efektów. Przez krótką chwilę zdawało jej się, że skądś powinna kojarzyć... to coś. Że już kiedyś miała z tym do czynienia. Problem polegał na tym, iż nie potrafiła przypomnieć sobie szczegółów.
Może się myliła. Może podświadomie pragnęła, by trudny do zidentyfikowania stwór okazał się kimś, o kim wiedziała odpowiednio wiele i mogła sobie z nim poradzić.
Myśląc o tym, Lea odruchowo wyciągnęła sztylet.
— Schowajcie to — syknął Luis, dwoma prostymi słowami sprowadzając Leę na ziemię.
Miał rację. Oczywiście dobywanie broni było bezcelowe, a nawet zbyt pochopne. Zrobiła to po prostu instynktownie, tak jak zawsze wyciągała sztylet albo łuk w obliczu zagrożenia. O ile tylko je przy sobie miała.
CZYTASZ
❝Po nici Ariadny❞ | Dwoje wybranych
Fanfic[Kontynuacja "Dwoje wybranych"] 𝐋𝐄𝐀 usiłuje zdobyć informacje. Jej najlepszym, a zarazem jedynym źródłem jest tajemnicza postać w pelerynie, którą spotyka co tydzień. Choć według Iris, bogini tęczy, poszukiwaniem ich nieprzyjaciółki Apate oraz po...