rozdział 8 - red.

1.7K 125 27
                                    


Douglas

– Jeszcze raz – powiedziałem stanowczo i kazałem przygotować się Gabrielowi do ataku.

Od godziny ćwiczyliśmy boks, a ja dalej nie miałem dość. Kumulował się we mnie gniew związany z wczorajszą nocą. Wjechanie we mnie skutkowało dzisiejszą próbą rozwiązania sprawy. Gabriel chciał się dowiedzieć, kto i dlaczego chciał we mnie wjechać. Ja natomiast podejrzewałem, że był to po prostu rywal, który nie umiał przygrywać. Mimo to byłem strasznie zły, zmęczony i obolały. Przez to nie potrafiłem się uspokoić.

– Powinieneś odpocząć – wtrącił Vincent, który nas obserwował.

– Wiem, co powinienem – zapewniłem.

Wymierzyłem kolejne dwa ciosy. Gabriel sprawnie ich unikał.

– Wczoraj ledwo stałeś na nogach. Koniec tego – powiedział Vincent, wkładając między nas swoją laskę.

Spojrzałem na niego, unosząc brew. Zabawiał się w mistrza sztuk walki? Dobrze, że nie miał na sobie idealnie skrojonego garnituru.

– Jedziecie dzisiaj z Rosemary obejrzeć mieszkanie – oznajmił Gabriel.

– Dobrze.

Nie pozostawało mi nic innego jak zgoda. Ochranianie jej właśnie się stało się moją pracą. Wczoraj miałem jeszcze wieczór dla siebie. Może powinienem był z nią zostać, a nie spotykać się z Vanessą, ale z drugiej strony wyjaśniliśmy sobie kwestię naszego związku. To chyba było najważniejsze. Skończyliśmy relację, która nie mogła mieć miejsca i moi bracie mieli się o tym nie dowiedzieć.

– Gdzie w końcu jest to mieszkanie? Sprawdziliście okolice? Ochrona jest wybrana? – spytałem, podchodząc do ławki.

Wziąłem łyk wody i otarłem twarz ręcznikiem. Czułem, jak żebra dają o sobie znać, ale wciąż było mi mało. Ból sprawiał, że byłem żywy. Chciałem się wyżyć i wyrzucić z siebie wszystkie emocje, które były mi niepotrzebne. Dlaczego tak wiele czułem? Dlaczego sobie na to pozwoliłem? Byłem głupcem, który zaufał sercu.

– Ochrona jest wybrana, Douglas. Nie sprawdzaj mnie – powiedział cierpliwie Gabriel. – Mieszkanie znajduje się niedaleko uczelni, żebyście nie jeździli zbyt długo. Prywatne osiedle, nieduża kamienica, zabezpieczona i monitorowana. W budynku znajduje się siedem innych mieszkań. Po dwa na każdym piętrze. Na waszym piętrze drugie mieszkanie zajmuje ochrona, która będzie się zmieniać co dwanaście godzin.

– Mnie nikt nie będzie zmieniał? – upewniłem się.

– Nie. Ale masz sobie czasem odpuścić i odpocząć, bo nie dasz rady tak funkcjonować.

– Poradzę sobie. Poza tym nie sądzę, żeby codziennie, w każdej chwili, ktoś chciał się pozbyć Rosemary.

– Miejmy taką nadzieję, ale zapominasz, że zaraz są wybory. Atmosfera zgęstnieje, ryzyko się podniesie.

– Powiedzmy. – Machnąłem ręką i poszedłem pod prysznic.

Stanąłem pod zimnym strumieniem wody, oddychając głęboko. Próbowałem rozluźnić mięśnie, ale cały czas odczuwałem stres. Wiązałem to z nowym wyzwaniem, jakim była ochrona Rosemary. Ufał mi sam prezydent USA.

Ona mi ufała. Nie chciałem jej zawieść. Nigdy.

Gdy wszedłem do salonu, powitał mnie radosny pisk i śmiech bliźniaków. Ganiali się wokół kanapy. Allison zerkała na nich, siedząc przy stole i pijąc kawę. Popatrzyła na mnie uważnie, ale się nie odezwała.

Mirror: palący wybór. Tom 3|| Amerykańska mafia {Rodzina Cardin}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz