Stopniowo odzyskiwałam świadomość. Czułam jak każdy fragment mojego ciała niewyobrażanie boli. Nie mogłam się zbytnio poruszyć, bo ból w żebrach uniemożliwiał mi najdrobniejszy ruch. W ustach wciąż czułam metaliczny posmak krwi. Uchyliłam ostrożnie powieki, jednak były tak podpuchnięte, że ledwie zdołałam cokolwiek dostrzec. Nie miałam pojęcia gdzie się właściwie znajduję. W powietrzu wyczuwałam wyraźny smród stęchlizny i pleśni. Byłam w jakimś lochu, brudnym i mokrym, a jedynym źródłem światła była szczelina w drzwiach, przez którą przeciskała się jego wąska strużka.
Chcąc podciągnąć się do pozycji siedzącej jęknęłam z bólu. Czułam jak strasznie kręci mi się w głowie. Dotknęłam dłonią swoich żeber i stłumiłam swój krzyk. Okropnie mocno mnie bolały, byłam prawie pewna, że są złamane. Bałam się i powoli zaczęłam wpadać w panikę. Otarłam drżącą ręką płynące po moim policzku łzy. Musiałam być silna, bo cokolwiek mnie teraz czekało z pewnością liczyło na moją słabość.
Wiem, że winna temu wszystkiemu mogłam być tylko ja. Nie posłucham Dumbledora, ale przecież nie miałam wyboru. Gdym nie spróbowała, Lora wciąż tkwiła by w ich łapskach. Na samą myśl o przyjaciółce poczułam, przygnębiający smutek. Przez tak długi czas była więziona przez nich, nie chciałam nawet myśleć jak mogli ją traktować. Była jednak już w bezpiecznym miejscu i z pewnością, ktoś nad nią czuwał, aby doszła do siebie.
W tamtej chwili wolałam nie myśleć o tym co może mnie jeszcze spotkać. W zupełności wystarczała mi świadomość tego, że jestem im potrzeba i zbyt szybko nie zapragną mojej śmierci. Jednakowoż myśl o tym, że mogły mnie czekać kolejne tortury przyprawiała mnie o dreszcz.
Byłam słaba, wycieńczona, a moje powieki same opadały. W końcu musiałam zasnąć, ponieważ obudził mnie skrzyp otwieranych wrót. Jasne światło oślepiło mnie przez moment. Zasłoniłam oczy dłonią, a wtedy ktoś wszedł do środka.
- Madeline? - Usłyszałam męski głos. - Pójdziesz ze mną.
Usiłowałam wstać, lecz moje nogi trzęsły się tak mocno, że nie byłam w stanie ich zmusić do czegokolwiek. Mężczyzna nie czekając długo podszedł i chwytając mnie pod ramie, podnosząc z lekkością. Krzyknęłam z bólu na tyle na ile miałam siły. Moje żebra bolały, nawet przy oddychaniu, a ten gwałtowny ruch spowodował, że prawie straciłam przytomność. Po chwili drugi strażnik chwycił mnie za drugie ramię i obaj wywlekli mnie z lochów, a następnie chwycili oburącz wciągając mnie po schodach, na piętro.
Niewiele pamiętam z tego, ból jaki mi sprawiali, każdym z gwałtowniejszych ruchów powodował, że traciłam przytomność. W końcu dotarliśmy pod olbrzymie drzwi sięgające sufitu. Kiedy się otworzyły, wprowadzili mnie do środka. Kamienną komnatę spowijał mrok, a jedynym źródłem był kominek na drugim jej końcu. Na środku owej sali znajdował się olbrzymi stół, przy którym zasiadały jakieś osoby.
Poczułam jak oboje puszczają mnie, a ja opadłam bezwładnie przy samym szczycie ów stołu. Podniosłam ostrożnie wzrok i przez opuchnięte oczy spróbowałam przyjrzeć się osobą znajdującym się w pomieszczeniu. Jeden z nich znacząco przykuł moją uwagę. Siedział przy samym szczycie stołu, jego skóra była blada, wręcz biała. Przyglądał mi się uważnie aż w końcu przemówił.
- Wyglądasz nieco okropnie. - Wydusił po czym wstał od stołu. - Musisz wybaczyć moim ludziom czasem puszczają nerwy.
- Kim jesteś? - Powiedziałam zachrypniętym głosem.
- Kim ja jestem? - Powtórzył rozbawiony i spojrzał na resztę zgromadzonych. - Ona nie wie kim ja jestem... To całkiem zabawne.
Przez komnatę przepłynęła fala pomruku. Popatrzyłam na resztę, mieli na sobie maski, dlatego nie mogłam rozszyfrować ich tożsamości. Czułam strach, byłam w zupełnie obcym miejscy, z zupełnie nieznanymi mi osobami.
- A więc pozwól, że się przedstawię, Tom Riddle. - Oznajmił, a ja spojrzałam na niego przerażonym wzrokiem. - Jednak wolę, aby nazywano mnie Lord Voldemort.
Spojrzałam z przerażeniem w jego stronę. Ogarnął mnie strach. Wiedziałam o tym, że ludzie mówili, iż on wrócił, że jest i rośnie w siłę, jednak nigdy przedtem nie brałam tego na poważnie, aż do tamtej chwili, kiedy stanęłam z nim twarzą w twarz. Nie miałam siły by uciec, zresztą nawet gdybym spróbowała, z łatwością by mnie złapali.
- Zapewne wiesz, dlaczego tu jesteś. - Stwierdził, przyglądając się uważnie mojej twarzy. - Masz coś co należy do mnie. - Dodał szybko. - Medalion. Chcę abyś mi go oddała.
- Nie mam go. - Wydusiłam drżącym głosem, który zdradzał mój strach.
- Gdziekolwiek się teraz znajduje, ty znasz jego położenie. - Zbliżył się do mnie, a jego przerażające oczy przeszywały mnie. - Chcę abyś powiedziała mi, gdzie go ukryłaś.
- Nie mogę. - Powiedziała cicho.
- Doprawdy? - Na jego twarzy pojawiło się rozbawiony. - Mógłbym zmusić cię do powiedzenia mi prawdy, a następnie zabić, ale niestety potrzebuję cię jeszcze żywą.
Strach ścisnął moje serce, a całe ciało odrętwiało. Czułam jak robi mi się nie dobrze. Byłam całkowicie obolała, ledwie cokolwiek widziałam przez zapuchnięte powieki, a słowa, które usłyszałam sprawiły, że ostatkiem sił zdołałam ukryć ogarniającą mnie panikę. Żyłam tylko dlatego, że byłam mu potrzebna.
- A jeśli życie jest ci drogie, możemy współpracować. - Powiedział poważnym tonem. - Ty oddasz mi medalion, a ja pozwolę ci żyć znacznie dłużej niż do czasu aż przestaniesz być mi potrzebna.
Strach sprawił, że odebrało mi mowę. Nie potrafiłam niczego z siebie wydusić. Byłam zupełnie przerażona. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że nie mogłam pozwolić aby ktoś taki zdobył medalion. Jednak czy było to wartę poświęcenia własnego życia.
- Przemyśl to sobie. - Powiedział i odwrócił się ode mnie, a następnie zasiadł przy stolę.
Chwilę później zjawili się ci sami mężczyźni, którzy mnie tam przyprowadzili. Nie miałam siły aby protestować, kiedy chwycili mnie po obu stronach i pociągnęli z powrotem do lochów. Nawet gdybym chciała walczyć albo choćby uciec, moje ciało odmawiało posłuszeństwa. Gdy wrzucili mnie do celi i zamknęli drzwi, zostałam całkowicie sama z własnymi myślami. Pozwoliłam sobie na chwilę słabości, gdy łzy popłynęły po moim policzku. Wtedy też w mojej głowie pojawiła się myśli, o tym jak szybko moi bliscy dowiedzieli się o moim zaginięciu i o tym, że wpadłam w zasadzkę.
Jeśli tak było to czy zaczęli mnie szukać, czy ktoś się martwił, czy moja rodzina już o tym wiedziała. Jeśli tak było to z pewnością musieli odchodzić od zmysłów, zważywszy na to jak mój ojciec zareagował po wydarzeniach z ubiegłego roku, które rozegrały się podczas finału Turnieju Trójmagicznego, wysyłając mnie i Louisa na czas wakacji na południe Francji. Czułam się winna temu, iż z pewnością zamartwiają się o mnie, jednak zrobiłam to tylko dlatego, ponieważ chciałam uratować przyjaciółkę.
CZYTASZ
The enemy | Draco Malfoy/OC, Mattheo Riddle/OC |
FantasyMedalion o potężnej mocy, stworzony z żywego ognia... Gdy odnajduje go Madeleine, nie ma pojęcia, że jest nosicielką sangre de fuego, ognistej krwi. Istnieje jednak dziennik, w którym zapisane są tajemnice, lecz, kiedy sekrety te poznaje ktoś, kto p...