O północy...

276 21 14
                                    

Dawno nigdzie nie byłam. Odkąd rozstałam się z Wojtkiem, moje życie w zasadzie przestało istnieć. Od znajomych on mnie odsunął, a później sama nie potrafiłam z nikim rozmawiać. W życiu bym nie pomyślała, że to takie trudne i że ktoś będzie potrafił tak zmienić moje życie. Pierwszy raz tak bardzo żałuję, że nie mam rodziny. Przywykłam do tego, że jestem z bidula, nigdy mi to szczególnie nie przeszkadzało, bo nie znałam innego życia. Święta nigdy nie były dla mnie ważne i spędzałam ten czas najpierw z chłopakiem, później z narzeczonym, z winem i głupimi filmami, nie potrzebowałam niczego więcej do szczęścia. Dziś brakuje mi chyba wszystkiego, rozmów, bliskości, a nawet kłótni. Z pracą też nieciekawie, byłam pewna, że na tym polu nic mi nie grozi, a jednak wyszło inaczej. Już przed świętami przebąkiwali o zwolnieniach, a ja jako jedna z nielicznych nie mam pleców i zawsze o wszystko sama walczyłam. Jak mnie zwolnią to nie zostanie mi nic innego, jak się powiesić.
Stoję jak ta dupa przy drzwiach balkonu z filiżanką kawy i rozkoszuję się jej gorącym aromatem. To jedna z tych chwil, kiedy się nie spieszę i korzystam z ciszy i spokoju. Praca w ogólnopolskiej gazecie jest ciekawa, ale w wiecznym napięciu i rzadko jest chwila wytchnienia. Zamykam oczy, słysząc dzwonek telefonu i wcale nie mam ochoty go odbierać, wolne mam do cholery! Niestety dzwonek nie cichnie, a moje nerwy z każdą sekundą bardziej się napinają. W końcu, nie odstawiając filiżanki, łapię za telefon i przewracając oczami, spoglądam na imię na ekranie.
-Pomyłka – odzywam się chłodno i od razu się rozłączam, ale zanim odłożę urządzenie, dzwonek znów brzęczy. – Czegoś nie rozumiesz? - tym razem już krzyczę.
-Julka, porozmawiaj ze mną. – Jego skomlenie mnie nakręca i zaraz wybuchnę. – Przecież przez jedną głupotę nie możesz przekreślić tylu lat związku!
-Czyjego związku co? - Z hukiem odstawiam filiżankę i siadam na kanapie. – To był mój związek! Ja dbałam o wszystko, żeby jakoś działało, ja usuwałam się w cień i dostosowywałam do ciebie, i po co? Po to, żebyś hulał z żoną i rodziną! - Wkurwiam się sama na siebie, bo zaczynam płakać. – Kim byłam? No kim do chuja?!
-Julcia, to wszystko wyszło nie tak – odzywa się po głębokim wdechu. – Jak się poznaliśmy, to nie układało mi się z Olgą, wieczne kłótnie, szarpanina, parę razy otarliśmy się o rozwód. Myślałem, że to się zaraz urwie, że nie przejdziemy tego i dlatego nie mówiłem ci o niczym. Byłem pewien, że rozstanę się z nią i zostanę z tobą, bo cię kochałem i kocham. Dopiero później wszystko ucichło i jakoś temat naszego rozstania się rozmył.
-Pierdolenie o Chopinie – burczę i opieram nogi o niewielki, drewniany stolik. – Wiesz co, nie wiem, po co mi to mówisz, jestem dla ciebie obcą osobą. Nie chcę tego słuchać, nie chcę cię widzieć ani znać. Nie chcę! Wybrałeś tak, jak chciałeś i nie mogę mieć do ciebie pretensji, mam żal jedynie o to, że tak długo mnie zwodziłeś, odkładałeś decyzję, zamiast powiedzieć prawdę.
-Bałem się.
-A to już nie mój problem, że jesteś tchórzem. Ja zaczynam życie bez ciebie i pozwól mi na to – mówię już spokojnie i się rozłączam, po czym ponownie oddaję się przyjemności picia kawy.
Nosi mnie aż do wieczora i nie mogę znaleźć sobie miejsca, wszystko mi go przypomina. Z nudów i nerwów odpalam laptopa i zabieram się za pracę. Włączam ostatnią sesję zdjęciową jaką robiłam i przeglądam kolejne fotografie celebrytek z rodzinami w świątecznym klimacie. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że te cud rodziny są na pokaz, nawet podczas zdjęć potrafią się pożreć i prawie pobić, ale na zdjęciach sweet aż do zrzygania. No cóż, nie mnie to oceniać, ja mam zrobić zdjęcia, obrobić je i oddać dalej, a nie rozwodzić się nad ich szczerością.
Jak na złość, co chwilę wyskakują mi na ekranie jakieś idiotyczne reklamy, aż w końcu spoglądam na piękny kompleks nad morzem z zaproszeniem na sylwestra. W sumie co mi szkodzi? Żeby nie zdążyć się rozmyślić, od razu łapię telefon i wybieram numer. Chwilę trwa zanim ktoś odbierze, ale po kolejnym sygnale słyszę w słuchawce damski głos. Na początku nieco się waham, bo to mój pierwszy taki wyjazd od chyba pięciu lat, ale w końcu rezerwuję sobie apartament z widokiem na zatokę. Z szerokim uśmiechem odkładam telefon i zamykam laptopa. Czuję się jak mała dziewczynka, która kupiła sobie wymarzoną zabawkę i prawie biegnę przejrzeć szafę. Trochę zawiedziona spoglądam na wiszące ubrania i krzywię usta. No tak, od kilku lat donikąd nie wychodziłam, a do pracy wystarczyły mi zwykłe spodnie i elastyczne, wygodne bluzki. No nic, jutro muszę pojechać na zakupy, a wieczorem jazda na Hel.
Już od świtu przewalam sterty ubrań i dochodzę do wniosku, że w zasadzie nie wiem jak do tej pory się ubierałam, bo wszystko mam w jedynym stylu i prawie jednym kolorze. Na szczęście stan mojego konta pozwala mi na porządne zakupy i nie zwlekam z tym. Po szybkiej kawie wsiadam do mojej Dacii i ruszam w stronę centrum handlowego. W sumie to nawet nie wiem co kupić, bo nie wiem czego się spodziewać, czy to raczej bal z długimi, wieczorowymi kreacjami, czy zwykła impreza, na którą można ubrać mini i cekiny. Wchodzę do eleganckiego salonu z sukniami, bo trudno nazwać to miejsce sklepem i rozglądam się po ustawionych pod ścianami manekinach, szukając czegoś dl siebie. Już po chwili czuję na sobie wzrok ekspedientki, która zerka na mnie jakbym przyszła tu kraść i w sumie to nie dziwię się, że tak reaguje, bo wyglądam na lumpa ubrana w legginsy i kurtkę sprzed trzech sezonów.
-Mogę w czymś pomóc? - Słyszę głos za plecami i powoli się odwracam.
-Póki co oglądam. – Uśmiecham się szeroko. – Mogę?
-Oczywiście. – Laska sztucznie się uśmiecha i mierzy mnie wzrokiem. – Może powie pani czego szuka, to będzie łatwiej, mamy też nieco tańsze kreacje, takie… - zawiesza głos i przewraca oczami – takie, które już nie są najnowsze.
-Może pokaże mi pani te najnowsze? – Unoszę kącik ust, bo najbardziej nie znoszę takiego oceniania po pozorach.
-Ale…
-I najdroższe – dodaję, kiedy widzę jej zakłopotanie.
-Dobrze, zapraszam. – Dziewczyna wzrusza ramionami i idzie w drugi koniec sklepu.
Spokojnie odkładam na fotel kurtkę, a moją uwagę przykuwa krwiście czerwona kreacja przeszywana złotą nitką i z wstawkami z przejrzystej koronki. Już jest moja, nawet na metkę patrzeć nie będę. Z szerokim uśmiechem podchodzę do wieszaka i łapię w dłoń cienki materiał.
-Ta kosztuje dość dużo. – Poruszam ustami, przedrzeźniając stojącą za moimi plecami dziewczynę i po chwili się do niej odwracam.
-Bardzo dobrze, przymierzę. – Nie czekając na nią, zdejmuję suknię z wieszaka i bez słowa idę do przymierzalni.
Zanim się rozbiorę, przyglądam się temu cudu i czuję w żołądku przyjemne ciepło na samą myśl, że będę ją mieć na sobie. W końcu zakładam suknię i wiodę wzrokiem w dół swojego lustrzanego odbicia.
-No Julka – mówię sama do siebie – dasz czadu.
Odwracam się za siebie i otwieram drzwi, spotykając za nimi moją ulubioną ekspedientkę. Kobieta patrzy na mnie, jakby się mnie nie spodziewała i szybko mruga oczami.
-Nieźle nie? – pytam, ale nie czekam na jej odpowiedź. – Jeszcze buty poproszę, trzydzieści osiem.
Dziewczyna chwilę milczy, ale w końcu potrząsa głową i przynosi mi kilka par świetnych szpilek. Wybieram perłowe ze złotą poświatą i przyglądam się sobie w lustrze. Suknia jest bez ramion z gorsetem w serce, a cielista koronka idzie między piersiami, przez cały brzuch aż na udo. Trochę wyzywająco, ale nie za bardzo, idealnie wręcz. Z zachwytem patrzę w lustro i nie potrafię przestać, zresztą nie tylko ja, bo kilka klientek też nie odrywa ode mnie wzroku. Wciąż ubrana w krwawą kieckę rozglądam się po sklepie i wyłapuję śliczną, srebrną sukienkę, która bardziej wpasowuje się w klimat imprezy niż balu i od razy zabieram ją do przymierzali. Pasuje jak ulał i nie waham się przed zakupem. Zaraz po wyjściu, prawie podbiega do mnie ekspedientka i prawie na siłę zabiera mi z ręki i kreacje, i buty.
-Poproszę wszystko – odzywam się i wyjmuję z torebki portfel.
-Słucham?
-Poproszę. – Niecierpliwie stukam kartą w ladę i hamując śmiech, patrzę jak zaskoczona skanuje kody kreskowe.
-Jeszcze pończochy do tego proszę i wkładki żelowe do butów – odzywam się trochę zbyt wyniośle, ale nie umiem sobie odmówić tej przyjemności.
Po chwili wszystko mam zapakowane w dużą, papierową torbę i po zostawieniu w sklepie prawie trzech tysięcy i wciąż zaskoczonej ekspedientki wracam do domu.
Pakowanie idzie mi dość sprawnie. W sumie jadę na trzy dni, więc nie zabieram wiele, ale poza balem mam ochotę na spacer po plaży, dlatego i na tę okoliczność muszę się przygotować. W trakcie pakowania odbieram kilka wiadomości od Wojtka, ale na żadną nie odpisuję, nie mam ani ochoty na pogaduszki z nim, ani na tłumaczenie dlaczego odeszłam. Skoro do tej pory nie zrozumiał mojej decyzji, to moje tłumaczenie niczego nie zmieni. Kręcę głową, czytając kolejne wyznanie uczuć i sama z siebie się śmieję, że tyle lat się na to nabierałam. W końcu po spakowaniu walizki, odłączam wszystko co możliwe od prądu, zakręcam gaz, domykam okna i wychodzę. Po drodze pukam do sąsiadki i po złożeniu sobie życzeń schodzę na parking. Droga na półwysep jest tragiczna, korki, ludzie jeżdżą jak wariaci, pchają się sobie pod koła jak idioci, a ja nie znoszę takiej jazdy. Trzymam się swojego pasa i spokojnie jadę, być może będę godzinę później, ale przynajmniej bez nerwów i żywa. Samochód zostawiam na parkingu dla gości hotelu i ciągnąc za sobą walizkę, wchodzę do ciepłego i przytulnego wnętrza. Na środku stoi ogromna, udekorowana choinka, a w dwóch kominkach płonie drewno. Rozpinam kurtkę i z uśmiechem podchodzę do recepcji. Młoda dziewczyna sprawdza moją rezerwację i po odebraniu klucza odwracam się za siebie, wpadając na kogoś stojącego tuż za mną.
-Au! - Pocieram czoło, którym uderzyłam w czyjąś twarz i podnoszę wzrok. – Nie!
-Julka? - Blondynka patrzy na mnie jak na ducha i coraz szerzej otwiera oczy. – Nie wierzę, to ty?
Bez odpowiedzi rzucam się Ilonie na szyję i długo nie wypuszczamy się z objęć.
-Ile to już  lat? – odzywam się w końcu i odciągam ja od siebie. – Z dziesięć? - Udaję, że nie wiem, choć liczę nie tylko każdy rok, a każdy dzień.
-Dwanaście – dziewczyna się uśmiecha.
-Ty też na imprezę przyjechałaś? - Kiwam głową w stronę swojej walizki.
-Nie no co ty, ja tutejsza jestem. – Mruga do mnie okiem.
-Pracujesz tu?
-No można tak powiedzieć, jestem współwłaścicielką. – Wzrusza ramieniem i rozgląda się po holu. – Chociaż w sumie to nie dokładnie ja, a mój mąż.
-Nieźle – wzdycham. – Słuchaj, musimy się spotkać, pogadać.
-No teraz to nawet wyjścia nie mamy. – Trąca mnie biodrem. – Za godzinę w restauracji?
Zamiast odpowiedzieć, kiwam szybko głową i prawie biegnę do swojego pokoju. Jest przestronny i jasny, ale nie rozglądam się za bardzo po wnętrzu, od razu wyciągam z walizki dżinsy z wysokim stanem i luźny sweter z szerokim dekoltem, opadającym na ramię. W łazience poprawiam włosy i związuję je w wysoki, trochę niesforny kok, a później robię lekki makijaż. Na stopy wsuwam buty na niewysokim obcasie i po spryskaniu szyi ulubionym zapachem idę na randkę z Ilonką.
Zaraz po wejściu do restauracji dostrzegam siedzącą przy stoliku blondynkę i szybko do niej podchodzę.
-No opowiadaj, co u ciebie? - mówiąc to, odwraca się do barmana i kiwa do niego dłonią. – Mąż, narzeczony, narzeczona? - Kiwa głową i mruga do mnie okiem.
-No – zawieszam głos – aktualnie nikt, nawet rybek nie mam.
-I tak bywa – wzdycha smutno.
-A jak u ciebie? Bo że masz męża to już wiem – mówiąc to, wdycham zapach przyniesionej przez kelnera kawy.
-No mam dwójkę dzieci, psa i domek z ogródkiem.
-Wow, całkiem inaczej niż planowałaś.
-No tak. Jak to mówią, miłość mnie zaślepiła, ale nie żałuję.
-Poznam go? - Szczerzę się jak głupia.
-Na pewno. – Opuszcza głowę, jakby było jej z jakiegoś powodu głupio.
-A masz kontakt z kimś od nas? - Na samo wspomnienie naszej grupy, a szczególnie jednego z kolegów robi mi się ciepło.
-Z Bartkiem tylko – od razu poznaję, że nie chciała o nim wspominać – ale taki nie za bliski kontakt.
-Co u niego? - Marszczę brwi i czuję w nosie szczypanie.
-Julka co mam ci powiedzieć? - Laska zaplata ręce na piersiach i lekko odchyla się w fotelu. – Odkąd się rozstaliście, to on żył jak w żałobie, nie bawił się, nie wychodził z domu.
-Nie umiem sobie tego podarować, to moja wina.
-Nie wiem, może twoja, może jego, może wasza, nie mam pojęcia, ale wiem, że takiej pary jak wy nie było na świecie.
-Było, minęło. – Trochę zawstydzona odwracam twarz do okna. – Najwyraźniej wcale nie byliśmy tacy idealnie dobrani, skoro się rozstaliśmy. – Ocieram nadgarstkiem nos. – Ja go naprawdę kochałam, to nie było młodzieńcze zauroczenie.
-Wierzę. – Ilona łapie moje dłonie i lekko ściska. – Naprawdę wierzę.
-Jeden moment wystarczył, żeby wszystko się skończyło, jedna kłótnia. - Mrużę z żalem oczy, wspominając tamtą noc.
-Po co to wspominać?
-Sama nie wiem. – Udając spokój, upijam kawę, ale mój humor już nie jest taki, jak godzinę temu. - Ożenił się? - pytam, choć nie bardzo chcę znać odpowiedź.
-Ożenił, pięć lat po waszym rozstaniu, tylko widzisz…
-Nie chcę wiedzieć – przerywam jej nagle – to są jego prywatne sprawy, nie będę w to wchodzić. Nie mówmy już o nim. – Dziewczyna ze zrozumieniem przytakuje, ale ja czuję, że jest coś jeszcze, co chce mi powiedzieć, a nie wie jak.
Gadamy o głupotach aż do późnej nocy, ale ja mam w głowie tylko jego. Myślałam, że to miłość mojego życia, że razem przetrwamy wszystko i zestarzejemy się razem, cóż, najwyraźniej miało być inaczej.
Do swojego pokoju wracam nad ranem i bez mycia kładę się do łóżka. Sen  nie przychodzi mimo zmęczenia, wspominam Bartka, o którym nie myślałam od wielu lat, a przynajmniej bardzo się starałam nie myśleć. Uśmiecham się na samo wspomnienie jego oczu, takich ślicznych, niebieskich jak żadne inne i o tych dołeczkach w policzkach, kiedy się śmiał. Sama przed sobą muszę przyznać, że to ja wszystko zepsułam, sama nie wiedziałam czego chcę i zawsze byłam niezadowolona, nawet jak robił to, co chciałam. Byłam idiotką.
Budzę się przed południem, szczypią mnie oczy i jakoś wcale nie mam ochoty wstawać z łóżka. Po szybkim prysznicu ubieram grube rajstopy i wełnianą sukienkę przed kolano, a włosy wiążę w wysoki kucyk.
W restauracji na dole jest niewiele osób, bo pora jest dość późna jak na śniadanie, a sporo za wczesna na obiad, ale ja i tak nie mam ochoty na jedzenie. Zamawiam sobie największą możliwą kawę z mlekiem i siadam przy stoliku pod oknem. Widoki zapierają dech, drzewa kołyszą się na wietrze, a w oddali widać morskie fale i niewielkie molo. Przymykam oczy, biorąc łyk gorącej kawy i długo wypuszczam powietrze z ust. Jest mi tu naprawdę dobrze i spokojnie. Słysząc kroki, odruchowo odwracam głowę w stronę wejścia i zamieram na widok wysokiego blondyna o niebieskich oczach. Patrzymy na siebie bez słowa, bez mrugnięcia i chyba nawet bez oddechu.
-Julia – facet szepcze tak cicho, że prawie bezszelestnie – nie… nie wiem co powiedzieć.
-Cześć – odzywam się i wstaję od stolika. – Nic się nie zmieniłeś.
-Ty bardzo. – Uśmiecha się i kiwa lekko głową. – Jesteś jeszcze ładniejsza, czas się da ciebie zatrzymał.
-Przestań, lata lecą. – Czuję się jak małolata, słuchająca pierwszego komplementu od chłopaka.
-No tak. – Bartek ucieka ode mnie wzrokiem. – Miło było cię spotkać. Przepraszam, ale muszę wracać do pracy.
Nie odpowiadam, kiwam tylko głową i patrzę jak odwraca się w stronę baru. Wciąż jest tak samo przystojny jak kiedyś, teraz bardziej dojrzały i męski, ale tak samo pociągający. Ukradkiem wpatruję się w jego plecy, kiedy rozmawia z barmanem i mam wrażenie, że tak samo zerka w moją stronę, jak ja w jego. Przygryzam wargę, kiedy podczas rozmowy odwraca się do mnie profilem i dostrzegam jego szeroki uśmiech. No jest na kim oko zawiesić, każdy jego ruch przywołuje wspomnienia i zaczynam uśmiechać się sama do siebie. Zanim się obejrzę, facet odwraca się w moją stronę i posyła mi nieśmiałe spojrzenie, po czym prawie wybiega. Teraz to nie wiem czy powinnam tu zostawać, bo dopiero teraz łączę fakty, że to Ilona za niego wyszła. Wzdycham ciężko, bo trochę za nim tęsknię, wciąż pamiętam jak mnie przytulał, jak wtedy pachniał i jak bawił się moimi włosami.
-Wyspałaś się? - Podskakuję na dźwięk głosu Ilony i trochę rozmarzona spoglądam jej w twarz.
-Tak, dzięki – odzywam się po chwili. – Wygodne łóżka macie. Kawę też dobrą. – Unoszę filiżankę jakbym wznosiła toast.
-Słuchaj, chciałam pogadać – przysiada się do stolika – bo wczoraj ci powiedziałam, że kontakt z Bartkiem…
-Był tu przed chwilą. – Wtrącam się i unoszę kącik ust.– Mogłaś powiedzieć, że jesteście małżeństwem, przecież nie miałabym żalu. - Sama nie wierzę w to, co mówię, bo mam żal.
-Co? - Dziewczyna patrzy na mnie z lekko skrzywionymi ustami. – Nie no zwariowałaś? Przecież on nie jest moim mężem. – Wybucha śmiechem i puka się w czoło.
-Nie?
-No pewnie, że nie. Mój Grzesiek wieczorem wraca.
-To kim jest tu Bartek? - pytam już trochę śmielej.
-Zaopatruje naszą kuchnię, ma hurtownie spożywczą. - Marszczę lekko brwi i zaczynam składać wszystko do kupy. - A ty serio myślałaś, że ja i on?
-Tak mi wyszło. – Patrzę na nią przepraszająco.
-Wcale nie wywietrzał ci z głowy co?
-Przestań, tyle lat minęło, nie ma już do czego wracać. Pójdę na spacer. – Nie czekając na Ilonę, wstaję od stolika i wracam do swojego pokoju.
Sama nie wiem czemu wciąż o nim myślę, przecież ma żonę, a ja jestem dla niego jedynie wspomnieniem, nawet pewności nie mam czy przyjemnym wspomnieniem, czy raczej takim, do którego się nie wraca. Zakładam buty i kurtkę, i wychodzę na zewnątrz. Dziś jest nawet ładnie, mimo mrozu świeci słońce i spacerkiem idę w stronę plaży. Mijam po drodze kilka samotnych osób i kilka trzymających się ze ręce par. Przypominam sobie o Wojtku i zastanawiam się, kiedy pojawiły się pierwsze oznaki, że jest coś nie tak, a których nie zauważyłam. Te jego wieczorne telefony, to, że mimo zaręczyn nie chciał ze mną zamieszkać, Boże jak szybko było wszystko widać, a ja zaślepiona niczego nie dostrzegłam. Teraz płacę za to wysoką cenę, bo nikomu nie ufam. Podskakuję przestraszona, kiedy tuż przede mną przebiega duży pies i rozglądam się za właścicielem, mimowolnie uśmiechając się na widok podchodzącego do mnie Bartka. Ma w ręku patyk i smycz z kagańcem.
-Przepraszam – odzywa się pierwszy i głośno gwiżdże, na co podbiega do niego pies.
-Nic się nie stało, po prostu zamyśliłam się.
Niepewnie spoglądam jak się do mnie przybliża i pochyla do mojego policzka, muskając go ciepłymi ustami. Uchylam się jakby ze strachu, bo gdzieś w środku to bardzo się boję.
-W życiu bym nie pomyślał, że cię jeszcze spotkam.
-No tak wyszło, nie wiedziałam, że to pensjonat Ilony i że ciebie tu zobaczę.
-Noworoczny cud? - Facet się śmieje i rzuca szczekającemu psu patyk.
-Raczej przypadek.
-No tak, nigdy nie wierzyłaś w przeznaczenie.
-Nadal nie wierzę – odpowiadam trochę zła i oplatam ciało rękami.
Zaskoczona patrzę jak Bartek zdejmuje czapkę i naciąga mi ją na głowę.
-Tu się trochę inaczej ubiera koleżanko, przeziębisz się.
-Nie lubię czapek – marszczę czoło – włosy mi się psują.
Robi mi się gorąco, kiedy facet, poprawiając mi czapkę, dotyka przy okazji mojej twarzy, cholera nie sądziłam, że tak będę na niego reagować.
-Przejdziemy się? - Poprawia mi szalik, a moje serce zaczyna przyspieszać.
-To znaczy… bo ja…
-Jasne – kiwa głową, jakby mnie rozumiał, choć sama siebie nie rozumiem.
-Możemy – odzywam się drżącym z nerwów głosem i w myślach śmieję się sama z siebie.
Facet kiwa głową w stronę plaży, ale żadne z nas już się nie odzywa. O tyle rzeczy chciałabym go zapytać, tyle rzeczy chciałabym mu powiedzieć, ale teraz mi głupio, bo to ani jego sprawa, ani moja.
-Bartek przepraszam cię za to, co… - Opuszczam zawstydzony wzrok.
-Chciałaś spróbować z innym. Nie rozumiałem i nadal tego nie rozumiem, bo myślałem, że było ci ze mną dobrze, ale po takim czasie nie ma do czego wracać – mówi wyraźnie zły i lekko się ode mnie odsuwa.
-Bartek, ja cię nigdy nie zdradziłam – mówię ze łzami w oczach – to był głupi żart. Chciałam sprawdzić czy w ogóle uwierzysz, że mogłabym to zrobić – biorę głęboki wdech - i uwierzyłeś. Przepraszam.
-Co ty chcesz powiedzieć? - Na siłę mnie zatrzymuje i próbuje spojrzeć w oczy. – Co?
-No po prostu. Byłam tak strasznie pewna, że wierzysz w moje uczucia i w to, że jesteś dla mnie wszystkim, że myślałam, że jak powiem, że cię zdradziłam, to popukasz się w czoło i nie uwierzysz. Najwyraźniej się myliłam, bo od razu wszystko wziąłeś do siebie i nawet wyjaśnień nie chciałeś słuchać.
-Czego miałem słuchać, szczegółów co robiliście? – krzycząc, pociera dłonią boki głowy, a ja kolejny raz się rozpadam.
-Nie zrobiłam tego, zawsze byłam ci wierna, a ty… - Wstrzymuję oddech, przypominając sobie widok jaki zastałam dzień później na uczelnianym korytarzu. - Ty szybko znalazłeś za mnie zastępstwo. – Szybko ocieram oczy z łez. - Nie wierzyłam w to, co wtedy widziałam, nie chciałam w to wierzyć, ale ty byłeś szczery, patrzyłeś na nią tak, jak na mnie, a może jeszcze namiętniej niż na mnie.
Patrzę jak zaczyna chodzić w kółko, aż w końcu zatrzymuje się twarzą do morza. Stoi chwilę ze zwieszoną głową, po czym odwraca się do mnie i powoli do mnie podchodzi. Szleję na jego punkcie i wiem, że o też coś czuje.
-Jesteś nienormalna! – warczy, patrząc na mnie z góry, po czym zwyczajnie odchodzi, wołając po drodze psa.
Z żalem patrzę jak się ode mnie oddala i tak strasznie mi szkoda, kolejny raz go straciłam, ale teraz to może lepiej dla niego. Niech mnie nie wspomina, niech żyje z żoną, a mnie wyprze z pamięci. Siadam na pobliskiej ławce i patrzę na kołyszące się fale. Wiatr jest coraz silniejszy, a mimo wszystko nie chcę wracać do hotelu. W końcu robi się naprawdę zimno i chcąc, nie chcąc, muszę się podnieść. Kiedy tylko odwracam się w stronę pensjonatu, dostrzegam znajomą, męską postać i zakłopotana opuszczam wzrok. Podchodzę bliżej i ściągam z głowy jego czapkę.
-Zapomniałam. – Podaję mu czarny materiał, ale nawet na niego nie patrzę. – Trzymaj się.
-Przepraszam za ten wybuch, nie powinienem.
-Miałeś prawo – uśmiecham się sztucznie – nabroiłam i tyle.
-Pewnie gdyby nie to, to byśmy…
-Czy ja wiem, najwyraźniej to nie było to, nie miałeś do mnie zaufania, może słusznie, tego się nie dowiemy. – Wzruszam szybko ramionami. – Każde z nas poszło w swoją stronę, ożeniłeś się i dobrze.
Patrzę jak Bartek spogląda na swoją dłoń i od razu wkłada obie do kieszeni kurtki. Kiwam ze zrozumieniem głową i powoli odwracam się w stronę hotelu. Gdzieś w głębi duszy chciałabym, żeby mnie zatrzymał, żeby ze mną porozmawiał, potrzebuję tego, ale on ma chyba inne plany, bo stoi wciąż w tym samym miejscu, a po chwili odchodzi w przeciwnym kierunku. Straciłam go znowu.
Obiad jem w samotności, Ilona miga mi między gośćmi i wciąż jest czymś zajęta, ale nie mam jej tego za złe, bo w końcu jest w pracy, a teraz mają tu niezły ruch. Bartek też przez chwilę pojawił się w restauracji, ale tym razem nawet na mnie nie spojrzał. Nie wiem czego się spodziewałam, bo szczerze, to wcale się nie dziwię, że nie chce mnie słuchać. Po kawie wracam do swojego pokoju i kładę się na łóżku, mam piękny widok. Przypominam sobie dotyk Bartka, kiedy zakładał mi swoją czapkę i uśmiecham się sama do siebie, czując palące ciepło w brzuchu. Zazdroszczę jego żonie, że ma go na co dzień, że może go dotykać i patrzeć w te najpiękniejsze na świecie oczy.
Cholera, czy ja wciąż jestem w nim zakochana? Przecież minęło tyle lat, zdążyłam prawie wyjść za innego i szczerze Wojtka kochałam, to nie było złudzenie, a jednak ten facet budzi we mnie zupełnie inne uczucia, takie, takie… sama nie wiem jakie, takie szalone, wbrew wszystkim i wszystkiemu… Tylko co z tego, skoro on znalazł już kogoś, kogo sobą uszczęśliwia, a ja jeszcze dwa dni będę na to patrzeć. Czuję jak drży mi podbródek i szybko wciskam twarz w poduszkę, wywalając w nią cały swój żal, gniew i ból, że przez głupotę straciłam mężczyznę swojego życia.
Kiedy otwieram oczy, jest już szaro, leniwie przekręcam się na plecy i dopiero teraz zauważam, że mam na sobie koc. Podpieram się na rękach i podnoszę ciało, wbijając od razu wzrok w siedzącego w fotelu blondyna.
-Co tu robisz? - mówię trochę zachrypnięta i udaję, że wcale się nie cieszę na jego widok.
-Patrzę na ciebie. – Uśmiecha się słodko jak zawsze.
-Może nie wiesz, ale się domyśliłam. – Z uśmiechem kręcę głową i patrzę jak zawstydzony opuszcza wzrok. – Powiedziałam coś nie tak?
-Nie wiem jak mam się przy tobie zachować, peszysz mnie.
-Od kiedy? - Wybucham śmiechem i siadam, opierając plecy o ramę.
-Sam nie wiem. – Niespodziewanie facet przesiada się na łóżko tuż obok mnie. Jest tak blisko, że dociera do mnie jego zapach i o dziwo pachnie tak samo jak wtedy, kiedy go poznałam.
-Bartek – zawieszam na chwilę głos – wszystko się zmieniło, każde z nas ma swoje życie i nie zmienimy już tego.
-Prawda – mówi cicho i delikatnie dotyka mojej dłoni, ale szybko ją zabieram.
-Teraz nie jest już ważne czyja to wina.
-Prawda.
-Cieszę się, że mimo wszystko ułożyłeś sobie życie. – Tym razem nie odpowiada, kiwa głową i opuszcza wzrok. – Ja w Nowy Rok wracam do Warszawy, ty zostaniesz, wszystko wróci do normy, ale…
-Ale co? - Podnosi na mnie wzrok, który tym razem wręcz mnie paraliżuje.
-Zawsze będziesz dla mnie kimś ważnym.
-Tylko tyle?
-A co chciałbyś jeszcze usłyszeć? Przeprosiłam cię!
-Nie chcę przeprosin. – Wstaje i zaczyna krążyć po pokoju. – Wiesz co czułem przez te wszystkie lata? Wiesz co czułem wtedy, kiedy z uśmiechem mówiłaś mi o waszej nocy?
-Uśmiechałam się? - pytam dość poważnie. – Wydawało mi się, że byłam śmiertelnie poważna.
-To ci nie wyszło, może właśnie dlatego uwierzyłem, bo wyglądałaś na szczęśliwą. – Podchodzę do niego, ale od razu się odsuwa. – Nie chciałem stawać ci na drodze. Pragnąłem jedynie twojego szczęścia, więc skoro to on ci je dawał, to mi nie zostało nic innego jak…
-Jest mi strasznie wstyd. – Dotykam jego ramienia i tym razem odwraca się do mnie twarzą. – Bartek naprawdę jest mi wstyd. Nie mam słów, żeby cię przeprosić, ale cieszę się, że znalazłeś kobietę, z którą jesteś szczęśliwy.
-No, tak – wzdycha i zabiera rękę spod mojej. – A ty? Masz kogoś?
-Do niedawna miałam – otwieram usta jakbym chciała coś dodać, ale sama nie wiem jak mu powiedzieć, w co się władowałam. Na szczęście on sam zauważa moje zakłopotanie i unosi dłoń.
-Nie chcesz, to nie mów. – Wstrzymuję oddech, kiedy zgarnia z mojego czoła włosy, a w jego oczach dostrzegam ten sam błysk co kiedyś.
-Po zaręczynach okazało się, że on ma żonę i rodzinę – mówię szybko drżącym z nerwów głosem i zaciskam wargi, nie chcąc się poryczeć.
Bartek bez słowa obejmuje moją głowę i przyciska mnie do siebie. Boże, jak ja tęskniłam właśnie za tym, za biciem jego serca i za długimi oddechami. Nieśmiało obejmuję jego plecy i cieszę się, kiedy po chwili zwiększa uścisk i lekko mną kołysze.
-Z miłości robi się głupie rzeczy – szepcze mi do ucha, a po moim ciele przechodzi gorący dreszcz, znów bardzo go pragnę.
-To nie było z miłości. – Próbuję się lekko odsunąć, ale nie pozwala mi na to i jeszcze mocniej mnie przytula. – To było z rozpaczy i samotności, za bardzo chciałam z kimś być, żeby zauważyć, że coś jest nie tak. - Dopiero teraz spogląda mi w twarz, ale nie wypuszcza z objęć. – To była tęsknota i nic więcej.
-Przykro mi. – Delikatnie opiera dłonie na moich szczękach, a jego oddech wręcz parzy moją skórę na twarzy – Zasługujesz na wszystko, co najlepsze.
-Przestań, sama zgotowałam sobie taki los. – Udaję luz, ale chyba marnie mi to wychodzi, bo Bartek z politowaniem kręci głową.
-Chodź coś zjeść. – Pociąga mnie za rękę i sprowadza do restauracji na dole.
W sumie nawet nie wiem jak mam z nim rozmawiać, nie wspomina mi o swojej rodzinie, a mi głupio zapytać wprost. Siedzimy przy stoliku nad swoimi talerzami, ale ani nie rozmawiamy, ani na siebie nie patrzymy.
-Pójdziemy jeszcze na spacer? - Bartek odzywa się nagle, ale wciąż na mnie nie patrzy. – Morze wygląda wieczorem całkiem inaczej.
-Mało ci spacerów ze mną? - Spokojnie odkładam sztućce i opieram łokcie o stolik.
-Już chyba wszystko mi powiedziałaś.– Wbija we mnie swoje oczy, które znów mocno na mnie działają i czekam na każde jego słowo. – Czy nie?
-Chyba wszystko. – Tym razem ja uciekam wzrokiem. – Zresztą teraz to już chyba bez znaczenia, nie?
-Bez. – Mruży oczy jakby wracał gdzieś wspomnieniami i dopiero po chwili na mnie spogląda. – Ubierz się ciepło i weź czapkę.
-Bartek, to chyba nie jest dobry…
-Nie rób mi tego. – Jest tak poważny, jak chyba jeszcze nigdy i jakoś nie mam odwagi mu odmówić.
Kiwam głową i wstaję od stolika, po czym idę w stronę swojego pokoju. Opieram się plecami o zamknięte drzwi i zaciskam powieki, próbując się nie rozpłakać. Nadal nie wiem, dlaczego wtedy tak się zachowałam, miałabym teraz u boku świetnego faceta, który mimo upływu lat wciąż na mnie działa, a ja to wszystko zaprzepaściłam jak ostatnia kretynka. Czuję jak łzy spływają mi po twarzy i szybko ocieram je dłonią. Przeglądam rzeczy w walizce i wyjmuję z niej długi, gruby sweter i ciepłe spodnie. Po zejściu na parter od razu odnajduję wzrokiem Bartka, niestety stoi przytulony do młodej, ładnej dziewczyny i unosi ją nad podłogę. Głupio mi tak patrzeć, ale z drugiej strony nie umiem odwrócić wzroku. Wpatruję się w nich i w ich uśmiechy, i cholernie zazdroszczę. Dopiero po chwili Bartek mnie dostrzega i po szybkim cmoknięciu dziewczyny w policzek podchodzi do mnie.
-Już myślałem, że nie zdąży przyjechać. – Najnormalniej w świecie obejmuje moją talię ramieniem i prowadzi do wyjścia.
-Nie ma nic przeciwko, że wychodzisz ze mną? - Trochę się od niego odsuwam.
-Duży już jestem, nie musi mnie pilnować. – Na siłę przyciąga mnie do siebie.
-Ufacie sobie. – Dyskretnie spoglądam w górę. – To miłe.
-Julka o co ci chodzi?
-Nie każda żona jest szczęśliwa, że jej facet idzie z byłą na spacer w świetle księżyca – wyrzucam z siebie.
-Nie poznałaś jej? - Z głośnym śmiechem obraca mnie przodem do siebie, tak że się dotykamy. – Przecież to Anka.
-Twoja siostra? - Otwieram szerzej oczy.
-A myślałaś, że kto?
-Żona – szepczę. – Poznam ją?
-Nie – mówi szybko i nie zabierając ręki z mojej talii, prowadzi mnie na deptak. – I nie mówmy teraz o tym.
Idziemy najpierw wzdłuż plaży w kierunku molo i, mimo że milczymy, to jest między nami ta sama więź, co kilkanaście lat temu, wtedy też nie potrzebowaliśmy rozmów, wystarczyło, że mogliśmy być przy sobie. Mam wrażenie, że Bartek co chwilę na mnie spogląda, ale nie mam odwagi podnieść wzroku. Zresztą, to jest przyjemne uczucie, o którym już zapomniałam. Czuję się trochę jak na pierwszej randce, zwłaszcza że co jakiś czas Bartek mocniej mnie do siebie przyciska. W końcu i ja obejmuję go ramieniem, i nagle czuję jak nas zatrzymuje. Bez słowa patrzy mi w oczy, jakby bał się odezwać i taki podoba mi się jeszcze bardziej. Powoli przesuwa dłonie z mojej talii nieco wyżej, a po chwili pociera kciukami moje policzki. Sama nie wiem czy to, że się trzęsę jest zasługą mrozu, czy jego, ale zaraz się rozpadnę.
-Tęskniłem za tobą – odzywa się w końcu i lekko pochyla. – Odkąd… każdego dnia o tobie myślałem. Każdy dzień bez ciebie był pusty.
-Przestań, tabun lasek za tobą biegał. – Uśmiecham się sztucznie.
-Nie chciałem tabunu tylko ciebie. – Znów zgarnia z mojej twarzy włosy, które rozwiewa wiatr. – Mojej małej Julki, która zawsze spóźniała się na zajęcia.
Uśmiecham się szeroko, przypominając sobie tamte czasy i gderanie wykładowców. – Żałuję, że to wszystko tak się potoczyło, może to i moja wina, może powinienem z tobą porozmawiać, kiedy o to prosiłaś, a nie unosić się dumą i odtrącać.
-Daj spokój, nie obwiniaj się. – Sama nie wiem dlaczego się od niego odsuwam. – Nie będziemy się teraz licytować.
-Wciąż jesteś moim oczkiem w głowie. – Pochyla się do mnie tak blisko, że prawie dotyka mojej twarzy, a ja zachłannie wdycham jego oddech połączony z pięknym, ostrym zapachem perfum.
-Nieprawda – szepczę cichutko i boję się tego, co może się wydarzyć.
-Prawda, nigdy nie przestałaś być moja – on też zaczyna szeptać, a ja wstrzymuję oddech.
-Ożeniłeś się – mówię już ze łzami w oczach.
-Chciałem o tobie zapomnieć, ale nie umiałem, nie chciałem, bo ty jesteś…
-Nie kończ proszę. – Zaczynam płakać i źle mi z tym, bo nie chcę, żeby poznał moje uczucia. – To się nie uda.
-Wystarczy chcieć, pamiętasz, to ty mi to zawsze powtarzałaś.
-To były inne czasy, teraz – zawieszam głos przypominając sobie, że on ma żonę i wiem, że wbrew sobie muszę skłamać – teraz jesteśmy znajomymi, nie czuję do ciebie niczego. - Przymykam oczy, kiedy opiera nas o siebie czołami i chcę go pocałować, chcę jego, jego spojrzeń, jego uśmiechu i jego całego. - Nie pokocham cię znowu tylko dlatego, że mamy piękne wspomnienia.
-Nie sądziłem, że kiedykolwiek przestaniesz mnie kochać, ja nie przestałem. – Jego głos pieści moją duszę, a oddech na spierzchniętych wargach jest spełnieniem moich marzeń, tylko co z tego?
-To nie tak – mówiąc to, dotykam już jego warg i obawiam się, że to się źle skończy – jesteś pięknym wspomnieniem, niespełnionym marzeniem, ale już nie miłością mojego życia. Ten ogień już we mnie zgasł i nie wiem, czy kiedykolwiek kogokolwiek będę umiała pokochać.
-Julka, przecież byliśmy dla siebie wszystkim. - Jego głos się łamie i łamie moje serce.
-Właśnie – odpowiadam dość pewnie – byliśmy, czas przeszły. Nie będę ci proponować przyjaźni, po prostu… - milknę, kiedy mój głos zaczyna drżeć – każde z nas musi wrócić do swojego życia.
-Nie chcę życia bez ciebie. – Zaciska dłonie na mojej głowie i nie pozwala mi się odsunąć. Nasze twarze ocierają się o siebie, a ja nie wiem jak się zachować. Serce wali mi jak oszalałe, a oddechy stają się szybkie i wręcz bolesne.
-Bartek, ja nie chcę być… - Niespodziewanie łączy nasze usta, a ja rozpływam się od przyjemności. Jest tak samo jak kiedyś i, mimo że nie pogłębia pocałunku, to jest to najpiękniejsze co mogło mnie spotkać. Oczywiście do czasu, aż nie przypomnę sobie o jego żonie. Odpycham go od siebie i zasłaniam usta dłonią. Z jakimś takim żalem spoglądam mu w oczy i widzę w nich mojego dawnego Bartka, tego łobuza, który grał w siatkówkę i za którym latały wszystkie laski, a on chciał tyko mnie.
Bez słowa odwracam się w stronę molo i prawie biegnę po zmarzniętym piasku. Słyszę za sobą jego kroki, ale nie zbliża się do mnie i dobrze. Nie wiem, czy mam ochotę na jego towarzystwo, nie chcę niepotrzebnie angażować się w coś, co nie ma najmniejszego sensu. Zrównuje się ze mną dopiero na pomoście, ale tym razem idzie kilkanaście centymetrów ode mnie, tak, żeby nawet rękawem mnie nie dotykać. W milczeniu docieramy do końca molo i siadamy na ławce. Oczywiście po dwóch stronach, żeby nie pokazać, że nam zależy, jak para gówniarzy, z tym że ja przynajmniej mam powód. Po kilku minutach słyszę szelest jego kurtki, a zapach jego perfum staje się bardziej intensywny. Nieznacznie odwracam głowę, jakbym wcale nie chciała na niego spoglądać i lekko unoszę kącik ust, ukrywając uśmiech.
-Nie gniewaj się – szepcze i przyciąga mnie do siebie. – Nie chciałem być nachalny.
-Wyjaśnijmy coś sobie .– Sama nie wiem dlaczego mówię to z pretensją. - Popełniłam błąd i już tego nie naprawię. Przeprosiłam najbardziej szczerze jak umiem i nie jestem w stanie zrobić niczego więcej – jego zmarszczone brwi jeszcze bardziej mnie nakręcają i już wiem, że powiem za dużo. – Jesteś wspaniałym mężczyzną, wciąż tak samo… - przerywam, widząc jego zaskoczenie – nieważne. Po prostu wiem do czego zmierzasz, wiem, że teraz to ty chcesz mi dokopać, wzbudzić we mnie dawne uczucia, a później zostawić ze złamanym sercem! To ci się nie uda, bo moje serce już jest złamane, bardziej się nie da!
-Julka…
-Nie przerywaj! Kochałam cię i nawet nie wiesz, ile bym dała, żeby móc cofnąć czas, ale nie umiem! - Mróz szczypie moją twarz, po której płyną już łzy. – Zdycham z żalu, że to zjebałam rozumiesz? Ale jestem szczęśliwa, że umiałeś stanąć na nogi i nie psujmy tego!
-Ale ja…
-Zamknij się! - krzyczę na całe gardło. – Nie rujnuj mojego życia, tylko dlatego, że ja zrujnowałam twoje!
-Kochanie, przecież ja już dawno o wszystkim zapomniałem. – No on się śmieje, jakby to było zabawne, a ja wpadam w coraz większą rozpacz.
-Wiem – szepczę i ocieram policzki. – Cieszę się twoim szczęściem i mam tylko jedną prośbę.
-No jaką? - Podnosi się z ławki i kładzie dłonie na moich ramionach.
-Wracaj do żony, a do mnie się nie zbliżaj. Zrób to dla siebie, bądźcie szczęśliwi. - Wyrywam się z jego rąk i nie hamując już płaczu, idę w stronę pensjonatu.
Kolejna bezsensowna kłótnia i kolejne rozstanie, tym razem na zawsze. Gdzieś w środku chciałabym, żeby mnie zatrzymał, żeby powiedział, że mnie kocha. Chciałabym to ostatni raz usłyszeć i zapamiętać do końca życia. Wyrzucam sobie, że tu przyjechałam i że dałam się porwać emocjom. Tyle razy wmawiałam sobie, że już nikt nie wzbudzi we mnie żadnych uczuć, a on nawet starać się nie musiał, wystarczy, że jest blisko, a ja do niego lgnę bez żadnego opamiętania i wbrew zdrowemu rozsądkowi.
W drzwiach hotelu wpadam na Ilonę, nie muszę jej niczego mówić i od razu po spojrzeniu mi w oczy kręci głową.
-Serio już musieliście się pokłócić? - W jej głosie słyszę i złość, i śmiech.
-Nie pokłóciliśmy, powiedziałam co myślę i tak jest lepiej.
-Dla kogo? Bo ty nie wyglądasz na zadowoloną.
-Dla niego, tylko on się tu liczy, zawsze on się liczył.
-I co? - Dziewczyna mruży oczy. – Coś się między wami wydarzyło?
-Nie, to znaczy tak, to znaczy nie! - Ukradkiem rozglądam się po holu. – Pocałował mnie – szepczę, patrząc jej prosto w oczy, a ona się uśmiecha. No nie wierzę.
-No ale to dobrze chyba. I co dalej?
-Nic. Powiedziałam, żeby o mnie zapomniał i wracał do żony – mówię obojętnie, choć strasznie mnie to wszystko dotyka.
-Powiedz, że żartujesz!
-Ilona, ja już raz byłam z żonatym facetem, to nie jest miłe. Nie chcę być trzecią w trójkącie.
-Jezu – laska szepcze i blednie, a po chwili zasłania twarz dłońmi. – On ci nie powiedział?
-Czego?
-Jego żona nie żyje.
Teraz to ja czuję jak spływa ze mnie krew. Nie wiem co powiedzieć, nie wiem co zrobić, niemożliwe, przecież… cholera! Jak nieprzytomna rozglądam się po wnętrzu, jakbym szukała odpowiedzi i zaczynam układać sobie w głowie wszystkie nasze rozmowy. Sama nie wiem kiedy, Ilona zaciąga mnie do restauracji i siada przy stoliku.
-Cztery lata po waszym rozstaniu poznał Marysię, to była fajna, wesoła dziewczyna, łudząco podobna do ciebie – blondyna zaczyna opowiadać, a ja błądzę myślami gdzieś daleko. – Zakochała się w nim do szaleństwa, a on chyba widział w niej ciebie i rok później się pobrali. To nie było dobre małżeństwo, żyli obok siebie, ale w zgodzie. Wszyscy uważali ich za świetną parę, ale ja znałam go zbyt długo, żeby nie dostrzec jego nieszczęścia. Dwa lata po ślubie Maryśka pojechała do lekarza, bo bolał ją brzuch i myślała, że to ciąża. Okazało się, że to nowotwór. – Wstrzymuję oddech na jej słowa, a do oczu napływają mi łzy. – W ciągu chyba trzech miesięcy było po dziewczynie.
-Straszne – wzdycham i jest mi głupio, że tyle razu wspominałam mu o niej, nie wiedząc, że jej już nie ma.
-Ano straszne. Bardzo to przeżył i wcale nie dlatego, że tak bardzo ją kochał, ale dlatego, że z nią powtórnie stracił ciebie, stare rany mu się otworzyły. Ona była dla niego twoim uosobieniem, to ciebie przytulał, przytulając ją, ciebie całował, całując ją i to tobie przysięgał miłość i wierność. Jej śmierć zabrała mu ciebie, a teraz, kiedy znów się pojawiłaś…
-Tylko że to, co mu powiedziałam… – Przymykam oczy, przypominając sobie swoje słowa.
-Dogadajcie się, przecież wciąż się kochacie.
-Ilona to nie jest łatwe, minęło zbyt wiele czasu, żeby budować wszystko od nowa. Za dużo żalu i pretensji mamy do siebie, żeby normalnie pogadać, a co dopiero stworzyć trwały związek.
-Nieprawda. Nie popełnij znów tego samego błędu. On jutro będzie na balu, nie zmarnuj szansy, bo kolejnej może już nie być. Pamiętaj, że zawsze lepiej spróbować i żałować, niż żałować, że się nie spróbowało.
-Chyba już za późno – szepczę z bólem w głosie.
-Za późno na miłość? – pyta z niedowierzaniem. - Na to nigdy nie jest za późno, za to na samotność zawsze jest niewłaściwa pora. - Przechyla się w moją stronę i całuje mnie w czoło, po czym wstaje od stolika i znika mi w tłumie gości.
Nie umiem się podnieść, widzę przed sobą tylko jego oczy. Takie smutne, a jednocześnie pełne miłości i nadziei, i ciągle się zastanawiam czemu mi nie powiedział. Może po prostu nie chciał, może chciał zabawić się mną i patrzeć jak załamana wyjeżdżam? To nie w jego stylu, sama już nie wiem. Wracam do swojego pokoju i od razu rzucam się na łóżko i okrywam grubym kocem. Długo leżę wpatrzona w gwiazdy na niebie i chcąc zakończyć już ten dzień, idę pod prysznic. Wcale nie mam ochoty wychodzić spod gorących strumieni i prawie godzinę woda leje mi się na głowę. Owinięta białym, puszystym szlafrokiem i z turbanem na głowie wracam do sypialni, ale mimo zmęczenia sen nie przychodzi. Co zamknę oczy, widzę jego, wręcz czuję go obok siebie, i to, jak na mnie patrzy, zawsze tak samo na mnie patrzył.
Ostatni dzień roku witam bez humoru. Mam wyrzuty sumienia, że tak go potraktowałam, a z drugiej strony jest mi przykro, że nie zdobył się na szczerość, mimo że miał szansę. Pukanie do drzwi zmusza mnie do wstania z łóżka i, domyślając się, że to Ilona, otwieram. Niestety, zamiast blondynki, stoi przede mną blondyn. Mierzy mnie wzrokiem i zanim cokolwiek powie, zamykam drzwi i zakładam na siebie szlafrok. Dopiero teraz ponownie otwieram i widzę jak powstrzymuje uśmiech.
-Stało się coś? - pytam chłodno i mocno wiążę pasek.
-Nie nic. – Subtelnie się uśmiecha. – Miałaś rację, nie powinniśmy się widywać i wspominać dawnych czasów. – Zamieram na jego słowa i dopiero po chwili przypominam sobie, że stoimy w drzwiach.
-Wejdziesz? - Kiwam głową w stronę pokoju. - Dlaczego nie powiedziałeś mi o twojej żonie?
Tym razem on jest zaskoczony i przez chwilę unika mojego wzroku, po czym staje twarzą do okna.
-Sam nie wiem. – Wzrusza ramionami, a jego głos od razu staje się dziwnie poważny. – Na początku nie uważałem tego za coś potrzebnego, nie sądziłem, że sam twój widok pobudzi wszystkie moje zmysły i że po takim czasie będziesz na mnie działać. Później nie chciałem wracać do tematu, który nie jest przyjemny, później na mnie nakrzyczałaś. – Bierze głęboki oddech - Nigdy jej nie kochałem – dopiero teraz się do mnie odwraca, a w jego oczach dostrzegam łzy – po prostu ona mnie chciała i tyle. Wierzyłem, że ona mi ciebie zastąpi, że będzie łatwiej zapomnieć i wrócić do życia. No nie udało się, po pierwsze wszystko, co robiła było nie takie, jak ty być zrobiła, nie gderała jak ty, nie śmiała się jak ty… - Facet wstrzymuje oddech i z wymuszonym uśmiechem kładzie dłonie na moich biodrach i przyciąga mnie nieznacznie do siebie. – Wszyscy popełniamy błędy, ja wolałem o tobie zapomnieć, niż na ciebie czekać.
-Niepotrzebnie czekałeś – wzdycham i próbuję się od niego odsunąć, ale jego dłonie coraz mocniej się na mnie zaciskają. – Po tylu latach dochodzę do wniosku, że nie jest mi pisany związek, może to moja wina, może wymagam nie wiadomo czego od innych, sama nie wiem. Wiem jedno, przy mnie zmarnujesz sobie życie.
-Przestań, zmarnuję je bez ciebie. – Przyciąga mnie tak bardzo, że się o siebie opieramy, a jego dłoń wędruje na tył mojej głowy.
-Bartek, przepraszam. – Głos mi się łamie, ale wiem, że tak będzie lepiej, po prostu to wiem. – Nie wrócimy do siebie, nic z tego nie będzie, bo ja się nie nadaję.
-Nie wierzę – szepcze, patrząc mi prosto w oczy i wypuszcza mnie z objęć. - Kurwa, jestem ostatnim idiotą. Wiesz co? - Patrzy na mnie w milczeniu, ale wiem, że wcale nie czeka na odpowiedź. – Nie wiem o co ci chodzi, nie rozumiem cię, choć kiedyś rozumiałem bez słów. Zmieniłaś się Julka. Ja wiem, że nie byłem bez winy, każdy powinien mieć szansę na obronę, ja ją tobie odebrałem, ale wiesz co? Wydaje mi się, że to bez znaczenia, ty mnie nie chciałaś! - podnosi głos, a ja już czuję łzy w oczach. – Bawiłaś się mną jak lalką i cieszyłaś, że za tobą latałem!
-Nieprawda!
-Prawda! Znosiłem twoje humory, twoje wymysły, a ty się chciałaś tylko pokazać! Kręciło cię, że dziewczyny na roku się do mnie śliniły, a ty tryumfowałaś!
-Uważaj ze słowami co? – krzyczę, kiedy z bezczelnym uśmiechem się do mnie odwraca. – Nie zrobisz ze mnie pustej panienki!
-Nie muszę jej z ciebie robić, bo nią jesteś! - Opiera palec o mój obojczyk. – Niepotrzebnie o tobie pamiętałem, niepotrzebnie tęskniłem, bo nie jesteś warta żadnych uczuć. Dopiero teraz widzę, że ty się świetnie bawiłaś w miłość i w związek, a ja jak ostatni debil liczyłem na coś więcej.
-Kochałam cię! - Płaczę w głos.
-Kochałaś siebie i swoje ego, ja byłem dodatkiem, który ubarwiał twój świat i był kolcem w oku twoich koleżanek.
-Bartek proszę cię. – Staram się uspokoić i opieram dłonie o jego napięte ramiona. – Nie rozstawajmy się pokłóceni. Może to jednak przeznaczenie, że się tu znalazłam, może los dał nam szansę na spotkanie, żebyśmy sobie wszystko wyjaśnili i pogodzili się, co?
-No to właśnie to zrobiliśmy. – Strąca z siebie moje dłonie. – Wyjaśniliśmy sobie wszystko. Ja nie mam już do ciebie żalu, a czy ty masz go do mnie, to jest mi obojętne. Ja już o tobie zapomniałem. Szczęśliwego Nowego Roku. – Po tych słowach po prostu wychodzi, a ja stoję jak słup soli, nie potrafiąc zrobić kroku.
Cholera, co to było? Przecież on nie mówił poważnie, nigdy się nie kłóciliśmy, a teraz w ciągu dwóch dni zaliczyliśmy kilka sprzeczek i kolejne rozstanie, teraz chyba definitywne. Jak to możliwe? Oboje coś do siebie czujemy, a jednak ranimy się nawzajem, jakbyśmy na siłę chcieli się rozstać. Kto wie, może tak jest lepiej, sama już nie wiem, co jest dobre, a co złe i jak to wszystko poukładać, bo poskładać się już raczej nie da.
Szykuję się jak na ścięcie, a nie na bal. Ta kłótnia, jak zresztą każda do tej pory, była niepotrzebna, a jednak wciąż jego słowa siedzą mi w głowie, doprowadzając powoli do obłędu. Analizuję każde słowo, każde spojrzenie i staram się znaleźć klucz do rozwiązania jego uczuć, bo nie wierzę, że mówił prawdę.
Po prysznicu wcieram w ciało perfumowany balsam i zakładam bieliznę. Odruchowo spoglądam na siebie w lustrze i gdzieś w środku marzę, żeby Bartek to ze mnie zdjął. Czuję jak się rumienię na samo wspomnienie jego dotyku i potrząsam głową. Włosy suszę i zaplatam luźny warkocz na boku głowy, spinając resztę włosów w niski, trochę „bałaganiarski” kok. Makijaż to tragedia, trzęsą mi się dłonie i nie ma mowy o narysowaniu prostych kresek, więc stawiam na ciemny, przydymiony makijaż oczu i mocno wytuszowane rzęsy, a na usta kładę matową pomadkę w kolorze rubinu. Dopiero teraz zakładam swoje cudo. Śliski materiał opływa idealnie moje ciało, a dopasowany gorset fajnie podnosi mi cycki. Oglądam się z każdej strony, upewniając się, że wszystko jest idealnie i wsuwam na stopy buty. Wszystko się we mnie trzęsie z nerwów. Do niewielkiej torebki wrzucam kilka najpotrzebniejszych rzeczy i po głębokim oddechu wychodzę z pokoju. Czeka mnie najgorszy sylwester w życiu…
Już na korytarzu słychać muzykę i głosy gości, i zastanawiam się czy to był dobry pomysł, już zapomniałam, jak to jest bawić się na takich imprezach.  Sama nie wiem dlaczego się zatrzymuję i ze zmarszczonymi brwiami opuszczam głowę. Robię krok w tył, bo coś mnie dziwnie hamuje, ale zanim wrócę do apartamentu, słyszę szybkie kroki na korytarzu.
-No laska! - blondynka krzyczy na całe gardło. – Aleś się odjebała!
-No nie wiem, chyba za bardzo co? - Spoglądam na siebie i przenoszę wzrok na nią.
-Dziewczyno, wyglądasz obłędnie. – Mruga do mnie okiem. – Bartek zwariuje na twój widok.
-Nie przyjdzie.
-Znów się pokłóciliście? - Dziewczyna w głos się śmieje. – Ja was nie rozumiem.
-Ilona – wzdycham ciężko – to fantastyczny facet, odpowiedzialny i dojrzały.
-No i co?
-No i to, że ja się dla niego nie nadaję! - Podnoszę głos i rozglądam się po pustym korytarzu. – Nie mogę z nim być, bo zniszczę mu życie, dokładnie tak, jak do tej pory to robiłam! Przecież ja jestem niezrównoważona!
-Jesteś w nim zakochana i dlatego wyszukujesz problemy, bo się o niego martwisz. To jest miłość.
-Ale to już bez znaczenia. – Bezsilnie opuszczam ręce. – Powiedzieliśmy sobie chyba zbyt wiele, żeby móc o tym zapomnieć.
-Chodź! – Laska pociąga mnie za łokieć. – Niech ta twoja kiecka się nie marnuje.
Schodzimy po schodach, trzymając się pod ramię i faktycznie czuję się jak królewna na balu, wszyscy na mnie patrzą, jedni z aprobatą, a inni z zazdrością. Niestety tego, którego chciałabym zobaczyć nie ma. Ilona zaprasza mnie do stolika, przy którym siedzi Grzegorz i kilku ich znajomych i od razu mnie wszystkim przedstawia. Uśmiecham się do każdego i siadam obok koleżanki, ale nawet nie za bardzo mam z kim porozmawiać, bo nikogo nie znam. Mimowolnie rozglądam się po sali, szukając choćby jego sylwetki.
-Przyjdzie nie bój się. – Ilona szturcha mnie w łokieć.
-Nie, ja nie o nim.
-Jasne, wmawiaj sobie.
-Nie zrozumiesz – wzdycham i upijam łyk wina.
Impreza trwa w najlepsze i z zazdrością patrzę jak Ilona objęta przez męża wiruje na środku parkietu. Nie sądziłam, że z nich taka para, niczego nie udają, są sobą i mimo upływu lat wciąż w siebie wpatrzeni. Patrzą na siebie tak, jakby dopiero się w sobie zakochali i wręcz widać ich uczucia. Kątem oka dostrzegam podchodzącego do mnie faceta i z nadzieją, i podekscytowaniem odwracam głowę. Niestety, zamiast Bartka stoi przede mną ktoś obcy i prosi mnie do tańca. Ze sztucznym uśmiechem podaję mu dłoń i pozwalam poprowadzić się na parkiet. Facet dobrze tańczy i co chwilę mnie zagaduje, ale ja nie mam jakoś ochoty na rozmowy, czekam na kogoś innego.
Cały wieczór spędzam przy stoliku, co jakiś czas tańcząc z przypadkowymi mężczyznami, z których kilku pokusiło się nawet o flirt. W sumie to mam ochotę wrócić do pokoju i poczekać w łóżku na północ, w końcu co to za różnica, nowy rok przyjdzie i tak, ze mną czy beze mnie. Niestety Ilona, jakby czytając mi w myślach, co chwilę gdzieś mnie ciągnie. A to przedstawia znajomym, a to polewa wina i wspomina stare czasy, i tak zanim się zorientuję przychodzi północ.
Kelnerzy zaczynają ustawiać szampany w wiaderkach, a na stolikach i tacach kieliszki. Na sali robi się szum, goście zaczynają zabierać kurtki i płaszcze, żeby nie zmarznąć podczas pokazu fajerwerków, a ja nawet zamiaru nie mam wychodzić. Pary zakochanych będę się całować i składać życzenia, a ja co? Zostałam jak ta dupa, sama, i to z własnej winy. No czy ja nie mogłam mu powiedzieć prawdy, że kocham go jak wariatka? Jakbym miała znów dwadzieścia lat, jakby nic się nie zmieniło? No mogłam…
Ciągnięta za rękę przez koleżankę, wychodzę z kieliszkiem na zewnątrz, stając przy samych drzwiach i czekam na koniec odliczania. Wcale mnie nowy rok nie cieszy. Kręcę głową, kiedy Ilona okrywa mnie jakimś szalem, ale zanim się do niej odwrócę, czuję delikatny dotyk na szyi.
-Przeziębisz się. – Głos Bartka koi moje nerwy i z przyjemnością mrużę oczy, kiedy pochyla się do mojego ucha. – Kochanie przepraszam.
Powoli odwracam się do niego twarzą i dyskretnie mierzę wzrokiem jego idealną sylwetkę. Sama nie wiem, co mam powiedzieć i jak się zachować, ale nie chcę pogarszać sytuacji. Z trudem przełykam ślinę i rozchylam usta, z których, mimo chęci, nie wydobywa się żaden dźwięk.
-Nie przepraszaj, nie masz za co – wyduszam z siebie w końcu. – Ja przepraszam, wybacz, bo to wszystko moja wina.
-Nasza. – Opiera dłonie na mojej talii i lekko je zaciska, co uwalnia we mnie przyjemne motylki. - Oboje zniszczyliśmy to, co między nami było, po równo.
-I co teraz? - Przechylam lekko głowę na bok i cieszę się, kiedy jego oczy zaczynają znów lśnić. Powoli przysuwa do mnie twarz i zatrzymuje się milimetry od moich ust. Nie chcę czekać co powie.
-Będę cię kochał do końca swoich dni. – Wstrzymuję oddech i poważnie patrzę mu w oczy. – Do ostatniego oddechu będę przy tobie i będę ci mówił jak bardzo cię kocham rozumiesz? Już nikt nigdy nie stanie na naszej drodze.
-Bartek… - zaczynam, ale nie wiem, co mam mu na to odpowiedzieć.
-Powiedz, że też chcesz. – Jego dłoń delikatnie układa się na moim policzku, a kciukiem dotyka moich ust. – Przecież chcesz prawda? Nigdy nie przestałaś…
-Kocham cię – szepczę – zawsze cię kochałam, tylko…
Jego usta nie pozwalają mi dokończyć. Całuje mnie tak mocno, że aż boli, ale nie mam zamiaru przestawać. Jest idealnie cudownie. W tle słyszę wybuchające sztuczne ognie, a my stoimy wtuleni w siebie i pochłonięci pieszczotami, które są inne, szalone i prawdziwe. Czuję jak Bartek unosi mnie nad ziemię i obraca się ze mną na rękach, a ja nie umiem się od niego odsunąć. Całuję go zachłannie, jakby jutra miało nie być i z całej siły przyciskam go do siebie. To chyba najlepszy Nowy Rok, jaki mogłam sobie wymarzyć...

Koniec

Drodzy czytelnicy,
Dziękuję Wam za każdy wspólny dzień tego roku, za każdy komentarz i każdą reakcję. Jestem szczęśliwa, że Was mam i wierzę, że jeszcze trochę ze mną wytrzymacie. Życzę Wam w nadchodzącym roku dużo szczęścia i pomyślności. Niech każdy dzień będzie słoneczny, a los niech Wam przynosi same przyjemności. Szczęśliwego Nowego Roku!

O północy... [opowiadanie noworoczne]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz