Rozdział 40

2.6K 43 5
                                    

*Oczami Elizabeth*

Bankiet oficjalnie się rozpoczął. Czuję się odrobinę przytłoczona ilością bodźców - muzyka w tle, zapachy dochodzące z kuchni, w której przygotowywane jest jedzenie, głośne rozmowy, woń perfum, dłoń Williama w dole moich pleców.

Chłopak nie odstępuje mnie nawet na krok, ale za bardzo mi to nie przeszkadza. Jest tutaj tak wielu ludzi, że pewnie zgubiłabym się przy pierwszej lepszej okazji, a przy nim czuję się pewniej. Poza tym, nie znam tu nikogo, gdzie niby miałabym pójść?

Wgryzam się w kolejną przekąskę i prawie się krztuszę, kiedy zauważam Jacoba.

-Wszystko w porządku? - Wiliam klepie mnie po plecach, kiedy nie przestaję kasłać.

Kiwam powoli głową i odwracam wzrok od mojego byłego, próbując uspokoić oddech.

-Skarbie, jeśli chcesz wyjść na zewnątrz, to daj znać - szepcze cicho, a mi robi się gorąco.

Wcale nie jestem pewna, czy to przez widok Jacoba czy określenie, jakim nazwał mnie William. Od kiedy on mówi do mnie skarbie?

-Nie, jest w porządku, po prostu się zakrztusiłam - kłamię.

Małe, niewinne kłamstwo, a ja i tak czuję, że robię źle. Może powinnam od razu powiedzieć, że Jacob tu jest, a nie udawać, że wszystko jest okej?

Zerkam jeszcze raz na Jacoba i kiedy zauważam, że patrzy prosto na mnie, to mam ochotę uciec wzrokiem, patrzę w jego oczy po raz pierwszy od ponad miesiąca i to trudniejsze niż się spodziewałam. On za to wydaje się niewzruszony moim widokiem, tak jakby obserwował mnie już od dłuższego czasu. Jego twarz nie wyraża żadnych emocji, a oczy są chłodne. Czy to możliwe, że mój widok nie robi na nim wrażenia, czy tylko dobrze udaje? Wygląda jakby miał się pogodzić z naszym rozstaniem. Tylko dlaczego ta myśl wywołuje u mnie uczucie, jakby ktoś wbijał szpilkę w moje serce? Przecież sama tego chciałam. Zamykam oczy, liczę do trzech i odwracam wzrok, skupiając całą swoją uwagę na Williamie i gościach, z którymi rozmawia.

-Myślę, że to już czas zasiąść do stółów - William kieruje nas do sali restauracyjnej, gdzie każdy z nas siada przy przydzielonym miejscu.

My siadamy z rodzicami Williama, których nota bene widzę pierwszy raz na oczy oraz z kilkoma ważnymi osobami, zajmującymi wysokie pozycje w przemyśle winiarskim.

Jacob podchodzi do naszego stolika i nalewa wina do kieliszków, zaczynając od najważniejszych osób, na końcu staje tuż za mną i pochyla się delikatnie, tak, że czuję jego zapach. Ja w tym czasie obserwuję Williama i widzę błysk w jego oku, ale nie daje po sobie poznać, że jego obecność go wybiła z rytmu. Wciąż jest cholernie pewny siebie i wiem, że to zasługa tego, że to jego wydarzenie, jest wśród swoich, na swoim terenie.

-Ja... Tak właściwie, to pracuję w wydawnictwie, tak jak zawsze marzyłam - odpowiadam na pytanie, które zadał mi ojciec Williama, ale mój głos delikatnie się łamie.

Kiedy Jacob odchodzi, kontynuujemy rozmowę o mojej pracy, a jego tata wydaje się być tym szczerze zainteresowany. Opowiadam z pasją o tym co robię, a William uśmiecha się do mnie delikatnie. Tak mnie pochłania opowieść o najnowszej książce, którą czytałam, że nawet nie zauważam ponownej obecności Jacoba, który kładzie przystawki na stół.

-Tak w ogóle, William, nie wspominałeś, że masz dziewczynę, sądziłam, że jeszcze się nie wyleczyłeś po Olivii - jego mama pociąga łyk wina i mierzy mnie wzrokiem.

Słyszę jak Jacob bierze większy oddech i w bardzo powolnym tempie rozkłada te przystawki. Chyba nie muszę wam tłumaczyć jak wolne jest to tempo? Ta scena zdecydowanie nadawałaby się do filmu komediowego, a on grałby główną rolę.

Threesome (Trójkąt)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz