Prolog

13 2 5
                                    

Włożyłam na stopy czarne conversy i w pośpiechu opuściłam mieszkanie. Na dworze panowała przyjemna, wiosenna pogoda. Wiatr lekko owiewał moje rozpuszczone włosy, a słońce błogo oświetlało bladą cerę. Wiedziałam, że zostało mi mało czasu, aby zdążyć na odbywającą się dzisiaj imprezę urodzinową Neo. Musiałam zagęścić ruchy i poszukać dla niego idealnego prezentu. Jako miejsce odpowiednie do odnalezienia podarunku dla sześciolatka, wybrałam sklep z zabawkami. Gdy byłam mała uwielbiałam chodzić do takich miejsc z moim tatą i oglądać te wszystkie kolorowe lalki, których nie mogłam kupić, ze względu na to jak wiele miałam ich już w swoim pokoju. Urodziny brata wiązały się również z powrotem do rodzinnego domu, który zawsze wzbudzał we mnie przyjemne wspomnienia. Dom jest dla mnie jedną z najważniejszych rzeczy w życiu i teraz kiedy nie przebywam w nim codziennie, czuje jego brak. Chodź w sumie ściany, podłoga i meble nie mają dla mnie w ogóle znaczenia. To ludzie, którzy w nim mieszkają i którzy sprawiają, że na mojej twarzy widnieje najszczerszy uśmiech, są dla mnie domem. Gdybym tylko mogła, odwiedzałabym moją rodzinę częściej, jednak studia i odległość nie pozwalają mi na to. 

W dalszym ciągu przemierzałam, tętniące życiem ulice Los Angeles, słuchając na słuchawkach mojej ulubionej playlisty, stworzonej przeze mnie, jeszcze w liceum. Wiedziałam, że jeszcze tylko kilka kroków dzieli mnie od dojścia do celu mojej wycieczki. Przede mną rozciągało się duże centrum handlowe, oświetlone mnóstwem neonów i kolorowych szyldów z nazwami sklepów. Bez zastanowienia, po przekroczeniu obrotowych drzwi, skierowałam się w stronę wybranego sklepu. Wiedziałam czego szukam. Neo od zawsze kochał dinozaury i wszystkie rzeczy związane z nimi, dlatego właśnie postanowiłam kupić jeden okaz takiego potwora. Po przywitaniu się ze sprzedawczynią, podeszłam do odpowiedniej alejki. Rozglądałam się w poszukiwaniu jak najmniej strasznego gatunku. Już sobie wyobrażam jak bardzo dostałoby mi się za zakup takiego Gigantozura z wystająca nogą innego dinozaura z pyska. Kiedy zauważyłam małego dinozaura w opakowaniu wraz ze swoją mamą, od razu go chwyciłam. W miejscu w którym wcześniej stała figurka powstała dziura. Kiedy zajrzałam do niej ujrzałam osobę, której nigdy, przenigdy bym się tutaj nie spodziewała. Na mojej twarzy pojawił się momentalnie lekki uśmiech, a serce niebezpiecznie przyśpieszyło. Kiedy postać stojąca na przeciwko mnie, również spojrzała przed siebie wyglądała na równie zaskoczoną jak ja. Kiedy minęła nagła chwila euforii, obeszłam dzielący nas regał i aż swoim własnym oczom nie wierzyłam. Przede mną stał mężczyzna z którym nie widziałam się od momentu zakończenia liceum. Jego wygląd praktycznie się nie zmienił, tylko kości policzkowe jeszcze bardziej się wyostrzyły, a na nich pojawił się lekki zarost. 

- Kogo moje oczy widzą, Lilith Kaisynn, kope lat - odezwał się, patrząc na mnie tym samym przeszywającym spojrzeniem co zawsze. Jedyne co teraz czułam to mętlik. Nie wiedziałam czy chce go przyciągnąć i nie puszczać już nigdy więcej czy może przyłożyć mu w policzek i uciec. Dlatego stałam tak tylko przed nim, jak niewinne dziecko, które czeka na kare, nie wyrażając żadnej emocji. 

- Anthony Verlice - powiedziałam pół głosem - ty tutaj? Nie wiedziałam, że mieszkamy w tym samym mieście - uśmiechnęłam się lekko i podeszłam bliżej bruneta. Teraz będąc bliżej mogłam dostrzec, że za jego uchem pojawił się mały tatuaż. Niestety nie byłam na tyle blisko, żeby ujrzeć dokładny kontur. Mężczyzna zmierzył mnie wzrokiem i odetchnął. 

- Nie mieszkam tu - schował ręce do kieszeni i kontynuował - aktualnie jestem w trakcie poszukiwania pracy - uśmiechnął się sarkastycznie - szefowi nie podobał się mój sposób pracy.

- Jak dobrze pamiętam, tuż po skończeniu liceum zacząłeś pracę u swojego ojca w firmie,  nie możliwe, że wyrzucił cię z firmy, której bądźmy szczerzy jesteś dziedzicem i po jego śmierci zostaniesz właścicielem - skrzywiłam się. 

- Odpowiem ci na pytanie, jeżeli ty odpowiesz później na moje - zaczyna się. On i te jego gierki, nic bez korzyści dla niego. Nic się nie zmieniło. 

- Niech ci będzie - założyłam ręce na piersi i uniosłam głowę na znak, że jestem gotowa. 

- Pieprzyłem się z jego sekretarka, którą uwaga - puścił mi oczko - sam posuwa odkąd zaczęła tam pracować - nie powiem, nie była to łatwa informacja do przetrawienia - uprawiać stosunek z tą samą osobą co twój ojciec? - spojrzałam na niego z widocznym obrzydzeniem - nie będę kłamać, to trochę obrzydliwe.

- Nic się nie zmieniłaś mała - uśmiechnął się. "Mała". Czy jemu naprawdę nie jest wstyd mówić teraz do mnie takim słowem. Jest to co najmniej nie na miejscu. 

- Nie możesz tak - zrobiłam krok w tył, gotowa wyjść ze sklepu w trybie natychmiastowym - nie po tym wszystkim co się wydarzyło - odwróciłam się na pięcie i zaczęłam odchodzić w stronę kasy. Nagle poczułam na nadgarstku czyjąś dłoń.

- Czemu tak szybko uciekasz? - zapytał. Spojrzałam na moją rękę, która dalej była trzymana. Anthony zauważył mój wzrok i ją puścił.

- Jestem już spóźniona, mój samolot wylatuje za trzy godziny, dlatego też nie obraź się, że nie mam ani czasu ani ochoty żeby z tobą rozmawiać - powiedziałam najmilszym tonem na jaki było mnie stać. 

- Dobrze, w takim razie nie będę cię dłużej zatrzymywać - popatrzyliśmy na siebie jeszcze chwile i kiedy tylko twarz mężczyzny odwróciła się bokiem ujrzałam cały tatuaż. 

Na prawdę spodziewałam się wszystkiego. Mógł to być wąż, sztylet, nie wiem cholerny niedźwiedź czy jakieś cyferki, ale nie to...



--------------

dajcie gwiazdeczkę :*



The Night We MetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz