Czułam się już znacznie lepiej. Temperatura mojego ciała wróciła do normy, a zawroty głowy ustały. Senność już znacznie mniej mnie męczyła, natomiast wciąż czułam, że moje żebra pobolewają. Ciężko było mi określić czy nadal są złamane, jednak przy głębszym oddechu lub gwałtowniejszych ruchach wciąż odczuwałam ból.
Czas płynął, a ja wciąż tkwiłam samotnie w celi. Byłam sama, odizolowana od reszty. Bałam się, że jeśli tak dalej pójdzie to w końcu zwariuję. Jedyną trzymającą mnie w ryzach rutyną były codzienne wizyty strażnika, przynoszącego mi posiłki. Choć nie były do końca regularne, pomagały mi odróżnić upływające dni.
Pamiętam doskonalę dzień, w którym strażnik przynoszący mi posiłki zjawił się w mojej celi. Wszedł pewnie do środka i chwycił mnie za ramię. Zupełnie się tego nie spodziewałam.
- Puszczaj! - Szarpnęłam się gwałtownie po czym jęknęłam z ból.
- Nie szarp się. - Warknął i wzmocnił uścisk. - Muszę zaprowadzić cię do jednej z wyższych komnat.
Spojrzałam na niego pytająco, lecz mężczyzna milczał zupełnie niewzruszony. Cokolwiek mnie czekało w tamtej chwili pragnęłam opuścić śmierdzącą celę. Miałam dość siedzenia samotnie.
- Puszczaj! - Powtórzyłam. - Jeśli muszę to pójdę, lecz tylko i wyłącznie o własnych siłach.
Strażnik puścił mnie i odsunął o kilka cali. Podniosłam się na lekko drżących nogach i podniosłam dumnie głowę, spoglądając na jego twarz. Mężczyzna uniósł jedynie delikatnie jedną z brwi, a następnie wyminął mnie i podszedł do wrót mojej celi.
- A więc wychodzimy. - Oznajmił krótko, czekając aż podążę w jego stronę.
Nieprzerwanie kroczyłam tuż przy nim. Wiedziałam, że nie mam z nim szans i nie zdołam uciec, on też doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Szliśmy krętymi schodami, a ja ledwie łapałam oddech. Byłam wycieńczona, a moja kondycja znacząco osłabła. W krótce dotarliśmy na korytarz, w którym panował mrok. W połowie jego długości, strażnik zatrzymał się i pchnął jedne z wielu drzwi. Wpuścił mnie pierwszą, a gdy wkroczyłam do wnętrza komnaty, zamknął gwałtownie drzwi, zostawiając mnie znów samą. Kolejna cela, kolejna izolacja.
Rozejrzałam się dookoła. Pomieszczenie nie było zbyt duże, lecz być może tylko mi się wydawało przez panujący tam półmrok. Wypełnione było hebanowymi meblami, oświetlonymi jedynie przez płonący kominek. Podeszłam ostrożnie do paleniska i kucnęłam, chcąc poczuć tak dawno zapomniane ciepło. Ogrzewając się spojrzała w stronę ciemnych i grubych zasłon. Pomyślałam, że tam musi być okno. Chwilę później wstałam i niczym w hipnozie podążyłam w ich stronę. Chciałam, w końcu ujrzeć słońce, bądź księżyc, dowiedzieć się czy świat się zmienił, a wiosna nadeszła w pełni. Jednak gdy wyciągnęłam rękę by chwycić za ciemny materiał, drzwi tuż za mną ponownie się otworzyły.
Odwróciłam się i ujrzałam trzy smukłe kobiety, ubrane w szare suknie. Przyjrzałam się im uważnie, gdy ostatnia z nich zamknęła za sobą drzwi. Ich twarze były inne niż ludzkie, a skóra delikatnie różowa. Krzątały się po komnacie nie zwracając na mnie uwagi i wtedy dostrzegłam coś co sprawiło, że zrozumiałam kim były. Ich szpiczaste uszy znacząco się odznaczały. Elfy.
Słyszałam o nich i widziałam tylko ich ryciny w księgach, lecz nigdy wcześniej nie widziałam prawdziwych i żywych istot. Po chwili jedna z nich wyciągnęła ku mnie dłoń. Spojrzałam na jej twarz, jednak wzrok miała utkwiony w podłodze. Nie chciałam stawiać oporu, nie chciałam z nimi walczyć. Chwyciłam jej dłoń, a wtedy elfka poprowadziła mnie w stronę parawanu, za którym znajdowała się wanna. Nie protestowałam, gdy zdjęły ze mnie śmierdzące i brudne ubrania. A gdy weszłam do ciepłej, wypełnionej ziołami wody, rozpłynęłam się.
Dawno nie czułam takiej rozkoszy. Poczułam jak moje ciało drży. Obmyłam się sama, zmywając z siebie zaschniętą krew i brud. Kiedy woda zaczęła już stygnąć, wyszłam z wanny i wtedy dostrzegłam swoje odbicie. Na chwilę zamarłam, przyglądając się komuś, kto zdawał się tak obcy.
Byłam wychudzona i blada, a moje kości znacząco się odznaczały. Włosy mimo, że zupełnie mokre, były pozbawione blasku. Sińce wyraźnie malowały się pod moimi oczami, lecz najgorsze były jednak blizny oraz stłuczenia ulokowane na całym moim cielę. Przełknęłam ciężko, gdy przyjrzałam się olbrzymiemu zasinieniu na moich żebrach. Byłam przestraszona widokiem własnego ciała.
Bez słowa sprzeciwu pozwoliłam, aby elfki okryły mnie ręcznikiem. Po osuszeniu, rozczesały moje skołtunione włosy, zostawiając je rozpuszczone. Jedna z nich zabrała się za malowanie mojej twarz, a kiedy skończyła ubrały mnie w szafirową sukienkę, która sięgała do moich kostek oraz skórzane pantofelki. Mimo mocnego makijażu, który poprawił wygląd mojej twarzy, dosadnie wycięte plecy oraz odkryte ramiona, pozwalały dostrzec ślady po moich obrażeniach.
Wciąż nie rozumiałam, na co to wszystko. Byłam przecież więźniem, przetrzymywanym w zimnej i śmierdzącej celi. Kiedy w końcu postanowiłam zadać im jakiekolwiek pytanie, do komnaty weszło dwóch strażników. Jeden z nich wyprowadził elf, a ten drugi chwycił mnie mocno za ramię i wyciągnął z pomieszczenia zaraz po nich.
- To boli. - Jęknęłam i szarpnęłam ramieniem. - Dokąd mnie prowadzisz?
On jednak milczał, zupełnie tak jakby mnie nie słyszał. Warknęłam pod nosem i pozwoliłam, aby mężczyzna prowadził mnie przez długie korytarze. W końcu dotarliśmy do wielkiego holu. Tuż zza wielkich pozłacanych drzwi dobiegała klasyczna muzyka. Spojrzałam z zaskoczeniem na mężczyznę, który wciąż trzymał moje ramię.
- Dlaczego tu jestem? - Wydusiłam. - Gdzie mnie prowadzisz?
Nie uzyskałam odpowiedzi. Szarpnął mnie, chcąc zaciągnąć w stronę wielkich złocistych wrót. Zaparłam się skórzanymi pantofelkami, cokolwiek tam na mnie czekało, nie chciałam tego. Byłam jednak zbyt słaba. Mężczyzna szarpnął mną jeszcze raz i gdy poczułam ból promieniujący z moich żeber jęknęłam. Ledwie zdążyłam złapać równowagę, gdy wrota przed nami rozpostarły się, a ja zostałam wprowadzona do ogromnej marmurowej sali, wypełnionej mnóstwem gości.
Ciągnięta przez środek, jasno oświetlonej wielkimi kryształowymi żyrandolami sali, czułam na sobie spojrzenia wszystkich zgromadzonych osób. Spuściłam wzrok, nie chcąc wiedzieć wyrazów ich twarzy. Zaciągnięto mnie pod podium i pchnięto na niewielkie schodki. Podniosłam ostrożnie wzrok i ujrzałam przed sobą dumnie stojącą, bladą postać, która wyciągała w moją stronę rękę. Voldemort. Zadrżałam z przerażenia. Chciałam się odwrócić jednak tuż za mną stała straż, uważnie mi się przyglądając. Westchnęłam ciężko i drżącą dłonią chwyciłam z obrzydzeniem jego lodowatą dłoń. Wprowadził mnie niczym upolowaną zdobycz, zatrzymując się na środku podwyższenia.
- Moim wierni przyjaciele! - Przemówił władczym głosem, a cała sala zamilkła. - Po tak długim czasie niepewności i obaw chciałbym abyście nabrali wiar w naszą potęgę. Stoję tu przed wami jako wasz przywódca, chcąc sprawić, aby wasza wiara wzrosła i wzmacniała. Dziś nastała chwila, w której chciałbym przedstawić wam broń, która pomoże nam przezwyciężyć naszych wrogów.
Czułam jak pchnął mnie do przodu, a ja ledwie złapałam równowagę.
- To dziewczę, jest naczyniem i kluczem do naszego zwycięstwa. - Dodał, a ja poczułam jak robi mi się nie dobrze.
Przestałam go słuchać i skupiłam się na tym co rozpościerało się przede mną. Oczy wszystkich były zwrócone ku nam. Nie potrafiłam objąć ich wszystkich wzrokiem. Jednak kiedy w tłumie zebranych ujrzałam, dumnie stojącego Lucjusza Malfoy'a wraz ze swoją małżonką, mój oddech przyspieszył. W panice zaczęłam lustrować pozostałych aż w końcu dostrzegłam, tego którego nie chciałam tam widzieć. Draco stał oparty o jeden z filarów, patrzył na mnie, lecz jego wzrok był zupełnie nieobecny. Zrobiło mi się nie dobrze, chciałam zwymiotować, krzyczeć, uciec stamtąd. I prawię byłam gotowa to zrobić, jednak wtedy złociste wrota otworzyły się, a do sali strażnicy wprowadzili mojego ojca. Serce zamarło mi w piersi, nie potrafiłam złapać oddechu.
CZYTASZ
The enemy | Draco Malfoy/OC, Mattheo Riddle/OC |
FantasyMedalion o potężnej mocy, stworzony z żywego ognia... Gdy odnajduje go Madeleine, nie ma pojęcia, że jest nosicielką sangre de fuego, ognistej krwi. Istnieje jednak dziennik, w którym zapisane są tajemnice, lecz, kiedy sekrety te poznaje ktoś, kto p...